Dla mediów – Dla TVN

mail

Szanowny Panie Bertoldzie

1. Zgadzam się na opatrzenie moim nazwiskiem w druku jedynie tego, co
podałem drogą pisemną (w pierwszej odpowiedzi dla Pana i w załączonym
tekście który miałem przygotowany do nagrania w TVN ) – nie
informacji, które usłyszał Pan osobiście. Oczekuję na możliwość
autoryzacji.

2. Nalegałem na taką a nie inną formę, gdyż faktycznie
nie jestem dobry w improwizacji i rozmowie bezpośredniej. Jestem
raczej jak Pan człowiekiem „pióra” (jak śmiesznie by to nie wyglądało
na ekranie komputera). Uzyskaliby Panowie ode mnie więcej, gdybym
wiedział, o co zapytacie i miał szansę na spokojnie się zastanowić.
Nie w każdej sytuacji i do każdej osoby metoda prowokacji
dziennikarskiej jest njbj efektywna.

3. Odnośnie dzieci, poszperałem w moich materiałach i mogę dodać
tylko tyle:

a) przez pewien czas zaangażowali się w prowadzenie szkoły m.in.
dla swoich dzieci, nie była to ich wyłączna inicjatywa, ok. połowa
kadry nauczycielskiej nie była wtajemniczona (choć pewnie coś
podejrzewała z obserwacji dzieci). Jeśli chodzi o to, czego
osobliwego uczyli w ramach zajęć to słyszałem o De Bono (techniki
kreatywnego myślenia). Jeden z uczniów RD napisał pracę mgr n/t
metod stosowanych w tej szkole, w badaniach okazało się jednak, że
dzieci uczone przez nich wypadają gorzej niż inne, w rezultacie
pomysł szkoły zarzucono. Z tego, co wiem, po upadku szkoły
dzieci uczęszczały do normalnych placówek, co wydaje mi się istotne
(vs „Niebo”). Wiem również, że organizowali coś w rodzaju quasi-przedszkoli
dla młodszych dzieci, gdzie odpowiedzialna osoba prowadziła ich
edukację (tutaj nauczanie było dość standardowe – poznawanie
gatunków zwierząt, elementy geografii, zabawy edukacyjne).

b) Osoby, z którymi rozmawiałem nie były świadkami znęcania
się nad dziećmi, ktoś słyszał tylko o jednej scenie, którą można by
było tak zinterpretować – z udziałem „Pewnej Pani, która dała się
zepsuć przez władzę”.Nie słyszałem o innych, podobnych przypadkach.
Nie przywiązywałem do tego zbyt dużej wagi, gdyż jako niedoszły
pracownik socjalny słyszałem o gorszych rzeczach w tzw. „normalnych
rodzinach”.

c) Z relacji jakie zebrałem wynika, że stosunki z dziećmi w rodzinie
pozbawione były emocji, a ściślej, miały być takie, bo nie
oszukujmy się, nie wszystkie kobiety były aż tak posłuszne i często
instynkt macierzyński brał górę. O wychowaniu w większości rodzin
można powiedzieć, że było surowe, ale nie sadystyczne – nazwałbym to „nieczułą troską”. Dzieci traktowano poważnie, miały zaspokojone
najbardziej podstawowe potrzeby (oprócz emocjonalnych, gdzie
faktycznie działa im się krzywda), nie były pozostawione samemu sobie.

spin

KIEDY POWSTAŁO

Grupa powstała i rozwijała się w latach 80., kiedy na planie ideologicznym domi-nował konflikt między KK i PZPR. (moralność vs materializm). Ludzie, którzy nie widzieli dla siebie miejsca na tej czarno-czerwonej scenie walki, a dla których telewi-zor, meble i mały fiat nie wydawały się wystarczająco ambitnym celem życiowym, pozostali duchowo niezogospodarowani. Ci „poszukujący” zwracali się w kierunku tzw. „wysokiego New Age’u” (niski jeszcze do Polski na taką skalę nie dotarł), albo tworzyli czy angażowali się w różnego rodzaju grupy i ruchy alternatywne w których te poszukiwania wspólnie przeprowadzali. Zwykle te grupy krystalizowały się wokół jakiś bardziej wyrazistych osobowości. Tak też było i tym razem.

CO TO JEST

Grupa ta nie była wspólnotą wyznawców jakiejś doktryny czy czcicieli jakiegoś bóstwa. Nie zamierzała tworzyć nowej religii.

Była swoistym ezoterycznym związkiem samokształcącym. Odwoływała się do rozmaitych tradycji ezoterycznych i wychowawczych, czerpali z sufizmu, jogi, ale też z zachodniej ezoteryki i humanistyki, choć pewnie żadna z tych tradycji nie przyzna-łaby się do tego, czego ta grupa nauczała swych członków. Pod tym względem po-wstała faktycznie pewna nowa jakość.

Większość z tych tradycji opiera się na relacji mistrz-uczeń, co w miarę rozwoju grupy, przez zwielokrotnienie, dało w rezultacie dość zwartą strukturę hierarchiczną – od najwyższego mistrza, aż po dzieci szeregowych członków.

Całość tworzyła się w dużej mierze spontanicznie, wokół Inspiratora tej grupy, człowieka ekscentrycznego, o dużej erudycji, charyzmatycznej osobowości, choć znacznie mniejszych umiejętnościach organizacyjnych i wychowawczych.

Był on w dużej mierze samoukiem, choć usilnie starał się wpisać w różne istniejące tradycje ezoteryczne.

CEL

Koncentrowali się na całościowym rozwoju. Ideałem był zdrowy cieleśnie, psy-chicznie i duchowo człowiek.

1) Rozwój fizyczny, obejmował ćwiczenia gimnastyczne, elementy jogi i tai chi, ale też odpowiednią dietę, traktowaną dość poważnie, ale opartą o powszechnie do-stępną wiedzą na temat „zdrowego żywienia”. Obowiązywało oczywiście wykluczenie wszelkich używek z herbatą włącznie.

2) Rozwój psychiczny polegał, zgodnie z Platońskim ideałem na podporządkowa-niu emocji rozumowi, woli, na walce z nerwicami, lękami i innymi przypadłościami współczesnego człowieka. Stosowano tu metody terapii śmiechem oraz kontrolowa-nym stresem, który miał uodparniać na niekontrolowany stres cywilizacyjny.

3) Rozwój duchowy polegał w przeważającej mierze na praktykowanie czegoś w rodzaju guru-jogi, czyli praktyki polegającej na naśladowaniu mistrza, jako osoby już doskonalszej oraz na rozwijaniu posłuszeństwa i samodyscypliny.

W działalności społecznej początkowo grupa skupiała się na promocji zdrowego trybu życia i walce z używkami. W przeciwieństwie do innych grup działalność ta nie była po prostu zakamuflowaną akcją werbunkową, bo często była prowadzona w śro-dowiskach, na których grupie nie zależało jako na członkach (niepełnosprawni, osoby starsze). Sam Kundalinii zaczynał od ratowania narkomanów.

SYTUACJA PO ROKU 89.

Z jednej strony pojawiła się możliwość swobodnych przedsięwzięć ekonomicz-nych, z drugiej, pojawiające się co jakiś czas nagonki medialne wymierzone przeciw tzw. „sektom” zmusiły tę grupę do głębszego zakonspirowania swej działalności. W naszym społeczeństwie nie jest to aż tak niezwykłe jakby się mogło wydawać – prak-tycznie każda nowa, niekatolicka inicjatywa religijna, z samego faktu, że jest nowa, zasługuje w oczach wielu publicystów na wrzucenie do wielkiego worka z etykietą „sekty” (nawet joga!). W rezultacie, o ile chce uniknąć izolacji, musi udawać coś innego. A każda młoda grupa społeczna musi za wszelką cenę uniknąć izolacji, gdyż tylko napływ „nowej krwi” i relacje z otoczeniem społecznym chronią ją przed degeneracją i przemianą w to, co faktycznie mogłoby zasługiwać na miano sekty. Ta grupa, jak wiele innych wybrała strategię konspiracji. Warto pamiętać, że tajemnica nie zawsze chroni to, co złe, choć to, co złe zawsze chroni się tajemnicą.

Wkrótce też zaczęła ujawniać swój wpływ działalność ekonomiczna podjęta przez tę wspólnotę. Pieniądz zawsze prawie działa demoralizująco na wspólnoty o ducho-wych celach, starczy spojrzeć ile jest odłamów zakonu franciszkanów i dlaczego po-wstawały. Ta wspólnota nie oparła się do końca pokusie przełożenia swej siły ducho-wej na wartości bardziej wymierne, co wkrótce odczuli szeregowi członkowie, których zaczęto używać jako siły roboczej. Zgadzali się na to, bo wierzyli, że to służy czemuś sensownemu

KIM BYLI I DLACZEGO TAM TRWALI

Grupa Kundaliniego skupiła początkowo wiele osób nieprzystosowanych do życia w ówczesnym, komunistycznym społeczeństwie, wyalienowanych, wycofujących się z niego („zagubionych”), oraz idealistów szukających bardziej otwartych niż katolicyzm propozycji duchowych („poszukujacych”). Dla niektórych wspólnota stała się substy-tutem rodziny. Kundalini postawił sobie za cel zwrócić ich społeczeństwu. Grupa ta jednak sama okazała się dla wielu czynnikiem uzależniającym.

Osoba zagubiona w zamian za pomoc w rozwiązywaniu jej problemów oddawała swemu mistrzowi stopniowo sporo własnej wolności, co dla niego przekładało się na władzę. Nie wszyscy, którym taką władzę przekazano, okazali się odporni na jej de-moralizujący wpływ. Wynikało to raczej z organizacyjnej i kierowniczej nieudolności przywódcy niż głoszonej ideologii czy złej woli. Pewni ludzie przedwcześnie zostali awansowani, nie do końca byli przygotowani do wzięcia odpowiedzialności za innych ludzi, brak było nad nimi wystarczającej kontroli czy jakiś procedur zabezpieczają-cych.

Władza z drugiej strony izolowała ich od rzeczywistości. Od bezpośredniego kon-taktu z nią byli podwładni. Dawało to miejsce myśleniu życzeniowemu, prowadzące-mu do błędnych decyzji, a ich konsekwencje spadały na podwładnych. Było to zwłaszcza niebezpieczne w przedsięwzięciach biznesowych.

Nie jest jednak tak, że było to jednostronne wykorzystanie. Ludzie trwali w tej wspólnocie, nie dlatego, że byli zmanipulowani, ale dlatego trwali przy głoszonej ide-ologii, że czerpali z uczestnictwa we wspólnocie realne korzyści. Nie tylko takie, jak dach nad głową, bezpieczeństwo bytowe, poczucie przynależności i sensowności tego co się robi. Wspólnota ta dała im też czas i warunki na przetrwanie najbardziej kryzy-sowych momentów w życiu i osiągnięcie względnej dojrzałości.

W pewnym momencie dochodzili oni do wniosku, że bycie pionkiem w cudzej grze im już nie odpowiada i odchodzili. Najczęściej bezpośrednim bodźcem było ja-kieś nadużycie władzy ze strony tego czy innego mistrza. Odejście, jak każde zerwanie silnych więzi emocjonalnych (rozwód), zazwyczaj było dramatyczne, rodziło reakcję gwałtownego odrzucenia, często pragnienie zemsty.

Byli członkowie obecnie mają do tego incydentu swego życia stosunek ambiwa-lentny z pewną przewagą ocen pozytywnych. Z jednej strony czują się wykorzystani, z drugiej zaczynają z czasem dostrzegać pozytywny wpływ przeżyć związanych z tą wspólnotą na ich życie. Choć nikt nie żałuje, że odszedł ze wspólnoty, to niewielu ża-łuje, że kiedyś do niej trafiło.