Mistycy i narkomani – wydanie pierwsze

Wydanie I: wydawnictwo Ethos 1992

Q na zlocie w Częstochowie

„Po Warszawie wpadam na zlot do Częstochowy. Nad koczowiskiem biły w niebo kłęby dymu marihuany. Byłem jednym z niewielu niepalących. Narkomani
opiatowi, zwłaszcza kompociarze, oddalają się coraz bardziej od Ruchu. Stwarzają swój, obcy dla nas, niepojęty, straszny świat. Pojawia się nowy prorok. Niejaki Kundalini. Chodzi w czerwonym płaszczu pomalowanym w tajemnicze symbole i naucza jakiejś filozofii zwanej Bain
Ra. Nie wiem co to takiego. Ma grupę ślepo oddanych uczniów. Naucza wrzeszcząc i bulwersując słuchaczy. Poznaliśmy się, gdy zaczął się kłócić z jakimiś apostołami adwentystów dnia siódmego. Adwentystów nie lubię, ale Kundalini atakował ich agresywnie i bez sensu, więc sprawiedliwość wymagała, bym stanął w ich obronie. Po paru zdaniach Kundalini wybucha śmiechem i mocno ściska mi rękę. – Mądry jesteś! Uważaj tylko, abyś nie stał się fałszywym prorokiem jak oni! – Tu wskazuje na adwentystów. Potem odchodzi. Paru świadków tego wydarzenia ostrzega mnie, abym uważał, bo Kundalini posiada tajemniczą moc. Niejeden, któremu podał dłoń w ten sposób jak mnie, łamał sobie potem ręce i nogi. Śmieję się cicho. – Niech próbuje. Ale obawiam się, że w takim wypadku on gorzej na tym wyjdzie ode mnie. – Czarnej magii nie używam. Ale jeszcze pamiętam! Potem miałem krótką dyskusję z adwentystami. Usiłowali być tolerancyjni na mój światopogląd. Prosili mnie tylko, abym prócz niedzieli święcił i sobotę, bo tak nakazał w Biblii Pan. Bardzo chętnie! Najchętniej święciłbym cały tydzień! Ale i to dobre. Co dwa dni świąt to nie jeden. Potem znów zgłasza się Kundalini. Słyszał, że wróżę z ręki więc chciał, abym i jemu powróżył. Dobra. Co zobaczyłem na jego dłoni? Tajemnica lekarska! Mogę tylko zdradzić to, co głośno powiedziałem jego uczniom, gdy przyszli zapytać, co wyczytałem z dłoni ich mistrza. Otóż przed paru laty miał poważny uraz czaszki. – Zgadza się! – zawołał któryś z uczniów. – Kundalini przed laty wpadł na drzewo i wtedy doznał oświecenia! –
Acha! Rozumiem. Resztę wniosków zachowam dla siebie. Dziwna postać ten Kundalini. Do dziś nie wiem, co o nim sądzić.” s. 142

„I znów czas na zlot w Częstochowie. Jadę, jak co roku. Na zlocie trafiam na małą aferę. Pobili się dwaj prorocy. Przyjechał Adaś Szalony, postawił krzyż i zaczął głosić, że Jezus jest Panem. Ludzie potwierdzali. Niektórzy wzruszali ramionami. No bo wiadomo, że Jezus Panem jest, ale po co to w kółko powtarzać, skoro i tak wszyscy wiedzą. Pech chciał, że akurat przechodził Kundalini. Adaś zaczepił go z tym Jezusem. Na to Kundalini odpowiedział, że jest Antychrystem i przewrócił jego krzyż. Doszło do szarpaniny i ledwo ich rozdzielono. Kundalini śmieje się i odchodzi. Spotkawszy się ze mną sam na sam, wita się serdecznie. Obserwuję go sobie. Wariat i na pewno źle skończy. Ale właściwie fajny człowiek. Cała jego nauka to pasmo błazeńskich kawałów. I to mądrych i pouczających. Gorsza sprawa, że ma tych uczniów, którzy wciąż ze śmiertelną powagą tłumaczą sobie, co mistrz, chciał naprawdę w swych naukach powiedzieć i w imię jego nauk chcą podbijać świat. – Msza księdza Andrzeja. W tym roku Andrzej jest w formie i msza wypada świetnie. Kundalini i jego uczniowie biorą udział w mszy. Potem wszyscy idziemy do komunii. I jest jedność bez względu na to, co kto wyznaje, nawet
krisznowcy, choć nie idą do komunii, są na mszy. Wszystko kończy się przyjazdem milicji, która każe zwijać namioty i wyjeżdżać. Kundalini chwyta mikrofon księdza Andrzeja i woła: – W imieniu milicji obywatelskiej wzywam do wykonania rozkazu władzy! – Śmiejemy się z żartu. Ale są tacy, co biorą goj poważnie. – Zdradziłeś się kapusiu! – woła ktoś z tłumu. I znów! zakończył się następny zlot.” s. 154

„Ten rok kończy się dość ponuro. Przychodzą alarmujące wieści z Przemyśla, gdzie mistrz Kundalini założył komunę czcicieli Bo In Ra i przy okazji lecznicę dla narkomanów. Wielu naszych pacjentów pojechało się tam leczyć i chwaliło sobie ten ośrodek. Niestety. Nie wiem co się stało naprawdę. Doszło do jakichś niesnasek w komunie. A potem Kundalini zostawił ośrodek, wszystkich uczniów i pacjentów, i odjechał w siną dal. Opowiadają, że przy okazji zdefraudował jakąś większą sumę pieniędzy będących własnością komuny. Ale to może być plotka. Natomiast uczniowie i pacjenci byli w stanie skrajnego załamania i nie wiedzieli, co ze sobą zrobić. Ponoć było nawet kilka samobójstw ludzi, których całym sensem życia był mistrz Kundalini. A tu nagle prorok odszedł. Podejrzewam, że liczbę tych samobójstw plotka pomnożyła. Ale jeden trup był na pewno. Jakub informuje, że Kundalini to prorok Antychryst, co zresztą sam Kundalini o sobie parę razy wolał. Cała afera była raczej do przewidzenia. Jak mogła skończyć się inaczej sprawa, gdy jeden wariat leczy innych wariatów. I tak ofiar było mało. W każdym razie z odjazdem Kundaliniego przemyska „świątynia ludów” rozpadła się.” s.165-166