Mistycy i narkomani – wydanie drugie

wydanie II Wydawnictwo TYGART, 1999

Q na zlocie w Częstochowie

„Po Warszawie wpadam na zlot do Częstochowy. Nad koczowiskiem
biły w niebo kłęby dymu marihuany. Byłem jednym z niewielu niepalących. Narkomani
opiatowi, zwłaszcza kompociarze, oddalają się coraz bardziej od Ruchu. Stwarzają
swój, obcy dla nas, niepojęty, straszny świat. Pojawia się nowy prorok. Niejaki
Kundalini. Chodzi w czerwonym płaszczu pomalowanym w tajemnicze symbole i naucza
jakiejś filozofii zwanej Bain Ra. Nie wiem co to takiego. Ma grupę ślepo oddanych
uczniów. Naucza wrzeszcząc i bulwersując słuchaczy. Poznaliśmy się, gdy zaczął
się kłócić z jakimiś apostołami adwentystów dnia siódmego. Adwentystów nie lubię,
ale Kundalini atakował ich agresywnie i bez sensu, więc sprawiedliwość wymagała,
bym stanął w ich obronie. Po paru zdaniach Kundalini wybucha śmiechem i mocno
ściska mi rękę.
– Mądry jesteś! Uważaj tylko, abyś nie stał się fałszywym
prorokiem jak oni! – Tu wskazuje na adwentystów. Potem odchodzi.

Paru świadków tego wydarzenia ostrzega mnie, abym uważał, bo Kundalini
posiada tajemniczą moc. Niejeden, któremu podał dłoń w ten sposób jak mnie, łamał
sobie potem ręce i nogi. Śmieję się cicho.
– Niech próbuje. Ale obawiam
się, że w takim wypadku on gorzej na tym wyjdzie ode mnie. – Czarnej magii nie
używam. Ale jeszcze pamiętam!
Potem miałem krótką dyskusję z adwentystami.
Usiłowali być tolerancyjni na mój światopogląd. Prosili mnie tylko, abym prócz
niedzieli święcił i sobotę, bo tak nakazał w Biblii Pan. Bardzo chętnie!
Najchętniej święciłbym cały tydzień! Ale i to dobre. Co dwa dni świąt to nie
jeden.

Potem znów zgłasza się Kundalini. Słyszał, że wróżę z ręki więc chciał,
abym i jemu powróżył. Dobra. Co zobaczyłem na jego dłoni? Tajemnica lekarska!
Mogę tylko zdradzić to, co głośno powiedziałem jego uczniom, gdy przyszli zapytać,
co wyczytałem z dłoni ich mistrza. Otóż przed paru laty miał poważny uraz czaszki.

– Zgadza się! – zawołał któryś z uczniów. – Kundalini przed laty wpadł
na drzewo i wtedy doznał oświecenia! – Acha! Rozumiem. Resztę wniosków zachowam
dla siebie.

Andrzej przyszedł w łaśnie ze swoją pielgrzymką. Jego twarz plonie jak ogień a w oczach czai się obłęd.

– Co ja mam dziś na mszy powiedzieć. Poradźcie mi.
– Pomódl się i oddaj sprawę Bogu, on coś wymyśli – mówię, zgodnie z receptą charyzmatyków.

– Boże, poradź mi, bo nie wiem co robić. Amen. – Wrzasnął Andrzej ze złością.
Przeraziłem się stanem jego nerwów. Jeśli w tym nastroju poprowadzi mszę, to z pewnością ją spartoli! Pobiegałem po koczowisku i zmontowałem ekipę charyzmatyków i hipisów ponawracanych w trakcie pielgrzymki. Poszliśmy na ubocze i przez godzinę modliliśmy się w intencji udanej mszy. Niestety, nie pomogło.Uciekłem zaraz na początku, gdy wyznaczony przez Szpaka chłopak zaczął grać na gitarze i zawodzić pieśń charyzmatyków „Ześlij o Chryste swojego ducha nam”. Miałem wrażenie, że jestem na czarnej mszy, a obok ołtarza siedzi diabeł z gitarą i bekliwym głosem urąga niebu… Andrzej zwariował? W końcu nic by dziwnego nie było. Z jednej strony kościół rzuca mu kłody pod nogi. Z drugiej milicja, z trzeciej my… bynajmniej nie pokorne owieczki. Na koniec mszy Kundalini pobił się koło ołtarza z jakimś klerykiem, który chciał mu przeszkodzić w zabraniu głosu. Kleryk źle by wyszedł na zaczepianiu proroka w czerwonym płaszczu, ale na szczęście znał karate, więc jakoś sobie poradził. W pierwszej chwili, gdy się o tym dowiedziałem, potępiałem Kundaliniego. Potem jednak poznałem tą historię dokładniej i okazało się, że rację miał on, nie kleryk. Poza tym to nie Kundalini pierwszy uderzył.
Dziwna postać ten Kundalini. Do dziś nie wiem, co o nim sądzić.”

„I znów czas na zlot w Częstochowie. Jadę, jak co roku. Na zlocie trafiam na małą
aferę. Pobili się dwaj prorocy. Przyjechał Adaś Szalony, postawił krzyż i zaczął
głosić, że Jezus jest Panem. Ludzie potwierdzali. Niektórzy wzruszali ramionami.
No bo wiadomo, że Jezus Panem jest, ale po co to w kółko powtarzać, skoro i tak
wszyscy wiedzą. Pech chciał, że akurat przechodził Kundalini. Adaś zaczepił go
z tym Jezusem. Na to Kundalini odpowiedział, że jest Antychrystem i przewrócił
jego krzyż. Doszło do szarpaniny i ledwo ich rozdzielono.

Razem z pewnym hipisem tłumaczymy zafascynowanym małolatom, że to nie
walka proroków światła i ciemności, ale raczej szarpanina dwóch wariatów
zafiksowanych na tle swoich manii i trzeba by wezwać karetkę i dwóch silnych
sanitariuszy.

Jedna afera się nie skończyła, a już mamy następną. Uczeń Kundaliniego
pobił hipisa. Teraz cała ich ekipa stoi w milczeniu. Ponurzy i groźni.
Kundalini śmieje się.
– Wybaczcie tym idiotom – mówi – oni jeszcze nie rozumieją, o co chodzi.
– Tak czy owak, powiedz im, żeby ludzi nie bili. To jest zlot pacyfistów.
Przemocy nie wolno stosować!
Kundalini śmieje się i odchodzi. Spotkawszy się ze mną sam na sam, wita się
serdecznie. Obserwuję go sobie. Wariat i na pewno źle skończy. Ale właściwie
fajny człowiek. Cała jego nauka to pasmo błazeńskich kawałów. I to mądrych i
pouczających. Gorsza sprawa, że ma tych uczniów, którzy wciąż ze śmiertelną
powagą tłumaczą sobie, co mistrz, chciał naprawdę w swych naukach powiedzieć i
w imię jego nauk chcą podbijać świat.

Zaczepia mnie znajomy kleryk.

– Szaman! Trzeba coś zrobić! Na zlocie roi się od satanistów.

– Gdzie ty ich widziałeś?

– No, Kundalini, a i krisznowcy przyjechali…

– Człowieku, – śmieję się. – Czy ty widziałeś kiedy satanistę? Kundalini jest stuknięty, a jego uczniowie, jak mówi, to idioci. Co do krisznowców, dobrze by było, aby chrześcijanie tak jak oni służyli Bogu.

– Ale Jasio mówi, że od ciebie słyszał, że Kriszna to demon!

– Owszem. Mówiłem tak cztery lata temu. Ale od tego czasu przekonałem się, że jest inaczej. Teraz chodzę i prostuję, co namieszałem.

– To co mam robić?

– Jesteś na zlocie ludzi pokoju. Szukaj przyjaciół, a nie wrogów.
Po to tu jesteśmy. Zresztą, w życiu zalecam postępować tak samo. Nie istnieje
walka dobra ze ziem, tylko zło ze złem walczy. Dobro jest ponad to. A jeśli uważasz,
że ci ludzie błądzą, to się za nich pomódl.

– Msza księdza Andrzeja. W tym roku Andrzej jest w formie i msza wypada
świetnie. Kundalini i jego uczniowie biorą udział w mszy. Potem wszyscy idziemy
do komunii. I jest jedność bez względu na to, co kto wyznaje, nawet
krisznowcy,
choć nie idą do komunii, są na mszy. Wszystko kończy się przyjazdem milicji,
która każe zwijać namioty i wyjeżdżać. Kundalini chwyta mikrofon księdza Andrzeja i woła:

– W imieniu milicji obywatelskiej wzywam do wykonania rozkazu władzy! –
Śmiejemy się z żartu. Ale są tacy, co biorą goj poważnie.

– Zdradziłeś się kapusiu! – woła ktoś z tłumu. I znów! zakończył
się następny zlot.”