Dane socjologii – Rozdział XII. Wyobraźenia śmierci i zmartwychwstania

§ 81. Przypuszczamy bez wahania, że śmierć łatwo daje się odróżnić od życia; jak również za rzecz niewątpliwą uznajemy, że naturalne zakończenie życia śmiercią musiało być zawsze znane, tak jak jest znanym dzisiaj. Każde z tych niewątpliwie czynionych przypuszczeń jest błędne.

„Nic nie masz pewniejszego nad śmierć, niekiedy nie masz nic bardziej niepewnego nad jej rzeczywistość; jakoż istnieją liczne przykłady osób pochowanych przedwcześnie, lub mających być pochowanymi, zanim wykryto, że życie tkwiło w nich jeszcze; na koniec, opowiada się nawet o takich, którzy powstawali z martwych pod nożem anatoma.”

Po wyciągu tym, wziętym z dzieła Forbesa i Tweedie’a: Cyklopaedia of Practical Medicine, następuje zbadanie przytaczanych pospolicie dowodów śmierci – zbadanie wykazujące, iż wszystkie one są zwodnicze. Jeżeli przeto, posiadając nagromadzone, a przez cywilizację przekazane doświadczenie, oraz owo oswojenie się ze śmiercią naturalną, zdobywane dzięki bezpośredniemu spostrzeżeniu w każdej rodzinie, nie możemy być pewni, czy powrót do życia nastąpi jeszcze, czy też nie nastąpi, to jakich sądów oczekiwać mamy od człowieka pierwotnego, który, nieposiadając całej owej wiedzy nagromadzonej, nie posiada również, takiej jak my, dogodnej sposobności oglądania śmierci naturalnej? Dopóki fakty nie dowiodą tego, nie może on wiedzieć, iż ów stały spokój jest nieuchronnym zakończeniem stanu działalności; jego zaś wędrówki i życie łupieżcze usuwają mu sprzed oczu większą część dowodów utrwalających tę prawdę.

Jakież więc wyobrażenia o śmierci tworzy sobie człowiek pierwotny, znajdujący się w takich okolicznościach? Przypatrzmy się biegowi jego myśli i wynikającemu zeń postępowaniu.
§ 82. Bywa on świadkiem znieczuleń rozmaitej długotrwałości i stopnia. W ogromnej większości tych wypadków następuje powrót do życia – codziennie po przejściu snu, częstokroć po omdleniu, niekiedy po stanie komatycznym, tu i ówdzie zaś po ranach i ciosach. Jakże więc ma się rzecz z tą inną formą znieczulenia? Czy nie nastąpi tutaj również powrót do życia?

Odpowiedź twierdzącą popiera tutaj czasem doświadczenie, kiedy powrót taki niespodziewanie się przytrafiał. Jeden, gdy go już miano chować, inny, gdy go spalić miano, nagle przychodzili do siebie. W zjawiskach tych dziki nie dopatrzy się dowodu na korzyść tego, iż człowiek, o którym przypuszczano że umarł, nie był umarłym; przyczynią się one raczej do przekonania go, że bezczuciowość śmierci, tak jak i wszystkie inne wypadki znieczulenia, jest tylko czasową. Gdyby nawet był usposobiony krytycznie, nie zaś jak teraz niezdolny do krytyki, to i wówczas fakty usprawiedliwiałyby jego mniemanie, iż w tych wypadkach powrót do życia był tylko bardziej odroczonym.

Posiadamy dowody, świadczące, iż pogmatwanie takie, którego naturalnie spodziewać się można, istnieje w rzeczy samej. Arbousset i Daumas przytaczają przysłowie Buszmenów: „śmierć jest tylko snem”; odnośnie do Tasmańczyków, Bonwick pisze: „kiedy jednego z nich zapytano, dla czego zatyka się włócznię na grobie, odpowiedział spokojnie: „aby walczył nią podczas snu””. Nawet rasa o tyle już wyższa, jak Dajakowie np., z wielką trudnością odróżnia sen od śmierci. Kiedy umiera Toda, naród „żywi tęskną nadzieję, że dopóki nie rozpocznie się rozkład, powrót do życia może jeszcze nastąpić”. Jeszcze jaśniej występuje to pojęcie ożywania w owych przyczynach, jakimi tłumaczą swe praktyki dwa plemiona – jedno starego, drugie nowego świata, jednoczące w sobie zarówno wielką brutalność z głupotą. Ciało Damarczyka, po zaszyciu go w postawie siedzącej „w starą skórę wołową”, chowanym bywa w dole, „obecni zaś przeskakują ponad grobem, w celu powstrzymania nieboszczyka od wyjścia stamtąd”. Z drugiej strony, wśród Tupisów, „wszystkie członki ciała zmarłego mocno bywają związane, aby nie mógł on powstać i niepokoić przyjaciół swymi odwiedzinami”.

Obok jawnie wyznawanych mniemań i podawanych przyczyn podobnego postępowania, znajdujemy też obfite dowody w takim zachowywaniu się dzikich, jak w przykładach ostatnich. Przypatrzmy się teraz rozmaitym postępkom, wypływającym z mniemania, iż umarły powracać może do życia.

§ 83. Naprzód występują tu usiłowania ożywienia ciała – sprowadzenia na powrót sobowtóra. Bywają one częstokroć bardzo uparte i okropne. Allexander mówi o Arawakach, iż pewien człowiek, który stracił dwóch braci, „naciął gałązek ciernistych i posiekł niemi całe ich ciała, wykrzykując jednocześnie: Heia! Heia! jak gdyby sam czuł ból biczowania; widząc, że niemożliwym było ożywić martwą glinę, pootwierał im oczy, pozatykał ciernie w gałki oczne, jak również po całej twarzy”. Podobnie też Hottentoci czynią wyrzuty i znęcają się nad umierającymi i świeżo zmarłymi, za to, że ich opuszczają.

Przykład ten przyprowadza nas do szeroko upowszechnionego zwyczaju przemawiania do ciał nieboszczyków, zrazu w zamiarze nakłonienia do powrotu wędrującego sobowtóra, później jednak w celach przejednania go. Fidżyjczyk myśli, że nawoływanie sprowadza niekiedy z powrotem sobowtóra przy śmierci; podobnie też postępuje mieszkaniec wyspy Banksa, przez którego „imię nieboszczyka głośno jest wymawiane, w mniemaniu, że dusza może go usłyszeć i powrócić”. Czytamy też, że Hosowie przywołują nawet duchy ciał spalonych. Fantiowie zwracają się do ciała „niekiedy z odcieniem wyrzutów za opuszczenie ich; inni zaś proszą ducha, aby czuwał nad nimi, ochraniał ich od złego”. W ciągu swych wyrzekań Karibowie prosili „nieboszczyka, aby objawił im przyczynę opuszczenia świata”. Na wyspach Sanna, „przyjaciele nieboszczyka… zjawiają się z podarunkiem u kapłani proszą go, aby skłonił zmarłego do mówienia i do wyznania, jakie grzechy spowodowały jego śmierć”; w Loango krewni zmarłego zapytują go przez dwie, albo trzy godziny, dlaczego umarł, zaś na Wybrzeżu Złotem „umarły sam jest zapytywany” o przyczynę swej śmierci. Nawet Hebrajczycy „wierzyli, iż umarły słyszy wszystko”. Tak samo też miała się rzecz z pozostawianiem, pokarmu itd. Wśród Todasów: ofiarnik zwracał się do nieboszczyka i, wymieniając zabitą krowę, „mówił, że posłali ją oni, aby mu towarzyszyła”. Moffat powiada nam o Beczuanach, że stara kobieta, przyniósłszy rozmaite rzeczy na grób, przemawia do ciała tymi słowy: „wszystko to są twoje rzeczy”; na koniec Inuitowie odwiedzają groby, mówią do nieboszczyka, pozostawiają mu pokarm, futra itp., mówiąc: „oto, Nukertou, masz coś do zjedzenia i do ogrzania się”.

Zachowanie się to, jak domyślać się każe przykład ostatni, stosowane pierwotnie względem osób świeżo zmarłych, rozciąga się później i do takich, co pomarli już od niejakiego czasu. U Bagosów, po pogrzebie… „krewni nieboszczyka przychodzą i przemawiają doń, wyobrażając sobie, że on słyszy, co do niego mówią”. Po obrzędzie spalenia, również zdarza się niekiedy to samo: wśród starych Kuków, przyjaciele zmarłego zwracają się do jego popiołów, wyliczając jego zalety. Malagasowie nie tylko „zwracają się gorąco do nieboszczyka”, ale, wchodząc na cmentarz, zawiadamiają innych nieboszczyków o tym, że krewny połączył się z nimi i proszą o dobre przyjęcie. Nawet wśród ludów, tak stosunkowo w rozwoju posuniętych, jak mieszkańcy starożytnej Ameryki, zwyczaj ten był uprawiany i istotnie wysoko rozwinięty. Meksykanie, dając nieboszczykowi pewne dokumenty, mówili: „przy pomocy tego przejdziesz bezpiecznie pomiędzy dwiema walczącymi ze sobą górami. Przy drugim powiadali: przy pomocy tego przejdziesz bez przeszkody po drodze, strzeżonej przez wielkiego węża; przy trzecim zaś: ten pozwoli ci przejść bezpiecznie przez miejsce, gdzie się znajduje krokodyl Xochitoual”. Tak samo też wśród Peruwiańczyków, młodzi rycerze na wstępie do swego zawodu zwracali się do swoich zabalsamowanych przodków, prosząc „ich, aby potomków swych uczynili równie szczęśliwymi i mężnymi, jak byli sami”.

Kiedy się dowiemy, iż śmierć uważana bywa pierwotnie za pewien rodzaj spokojnego życia, postępki owe nie wydadzą się nam tak niedorzecznymi. Wziąwszy początek z nawoływania, które budzi śpiącego, niekiedy zaś zdaje się być skutecznym we wskrzeszaniu osób omdlałych, to przemawianie do umarłych w rozmaitych rozwija się kierunkach i nie przestaje być w zwyczaju nawet wtedy, gdy już zmartwychwstania natychmiastowego się nie przewiduje.

§ 84. Mniemanie, iż śmierć jest długim zawieszeniem uduchowienia, posiada jeszcze pewne dalsze następstwo, wskazane już w niektórych przykładach poprzedzających. Mówię tu o zwyczaju dawania ciału pokarmów – już przez istotne karmienie go, już też, w większości wypadków, przez pozostawianie jadła i napoju ku jego pożytkowi.

Niekiedy w czasie letargu [trance], pacjent połyka kawałeczki, wkładane mu do ust. Bez względu na to, czy takie, czy też inne doświadczenie prowadzi do odnośnych praktyk, niemniej istnieją one, każąc domyślać się wiary w to, że śmierć jest stanem letargowi pokrewnym. Kolff opowiada o mieszkańcach wyspy Arru, że, gdy jeden z nich umrze, Papuasowie ci starają się skłonić go do jedzenia; „kiedy zaś znajdą, że nieboszczyk nie skosztował pokarmu, usta jego napełniane bywają jadłem, siri i arakiem, aż mu żywność ta napełni wnętrzności i rozleje się po podłodze”. Wśród Tahityjczyków „jeżeli nieboszczyk był wodzem wysoko położonym lub sławnym wówczas kapłan lub inna osoba wyznaczaną bywa do służenia ciału i podawania pokarmu do ust w różnych porach dnia”. Tak samo ma się rzecz z Malanausami z wyspy Borneo: gdy umrze wódz, niewolnicy służą mniemanym jego potrzebom, wachlując go podając mu siri i betel. Kurumbarowie, w przerwie pomiędzy śmiercią a spaleniem ciała, często sypią małe ziarnka w usta zmarłemu.

Najczęściej jednak celem jest tutaj dostarczenie nieboszczykowi odpowiednich zapasów, na wypadek gdy ich zapotrzebuje. W niektórych wypadkach bywa on tak zaopatrzonym na czas przedpogrzebowy, jak to np. widzimy wśród Fautiów, którzy stawiają mięsiwa i wino ku użytkowi ducha, który ich opuścił, w pobliżu sofy na której spoczywa ciało”; tak dzieje się również wśród Karenów którzy przed pogrzebem stawią przy ciele mięso ku pożywieniu. Tahityjczycy i mieszkańcy wysp Sandwich, którzy wystawiają swych zmarłych na wzniesieniach, umieszczają obok nich owoce i wodę: zaś Nowozelandczycy, którzy podobnie też zaopatrują w żywność swoich nieboszczyków, zapewniają, że w nocy „duch przychodzi i czerpie pożywienie ze świętych tykw”. Herrera powiada nam o pewnych Brazylijczykach, iż wkładają oni zmarłego „w sieć, albo hamak którego używał za życia, i w ciągu pierwszych dni noszą mu jadło myśląc, że leży w łóżku”; na koniec, mniemanie, że nieboszczyk niepochowany potrzebuje pokrzepienia, uwydatniło się w inny jeszcze sposób wśród Peruwiańczyków, którzy powstrzymywali się z ucztą pogrzebową, „oczekując na duszę nieboszczyka, która, jak mówili musi przyjść, aby jeść i pić z nimi”.

Tak powszechnym jest zwyczaj umieszczania zapasów żywności w grobie albo na grobie, że wyliczenie wszystkich odnośnych przykładów, jakie mam pod ręką, byłoby nużące; kilka musi wystarczyć. W Afryce można przytoczyć lud Sherbro „mający zwyczaj zanoszenia ryżu i innych pokarmów na groby zmarłych przyjaciół”; mieszkańców Loango, którzy składają żywność u grobów murzynów z wnętrza lądu, stawiających pokarmy i wino na grobach i pokrewnych im Dahomejczyków, którzy umieszczają na grobie żelazne kubki”, a w nich „wodę albo krew, jako napój dla nieboszczyka” Zwracając się do Azji, odnajdujemy ten zwyczaj wśród górskich plemion Indii. Bhilowie gotują ryż i pozostawiają go nieco na miejscu spalenia ciała, resztę zaś „na progu jego ostatniego mieszkania… jako żywność dla ducha”. Pokrewne też zwyczaje spostrzegamy wśród Santalów, Kuków, Karenów. W Ameryce, spomiędzy ras nieucywilizowanych, można wymienić Karaibów, którzy umieszczają ciało „w pieczarze albo grobowcu” wraz z wodą i żywnością. Ale najbardziej rozwiniętą była ta praktyka wśród ras wygasłych. Chibchasowie, chowając nieboszczyków w sztucznych pieczarach, przyoblekali ich w płaszcze i umieszczali dokoła nich wiele kukurydzowych placków, oraz Mucuras z Chichy (napój z Sterculia chicha). O Peruwianach zaś Tschudi powiada nam, że „przed czołem ciała mieli zwyczaj umieszczać dwa szeregi garnczków, napełnionych kwianą [quiana], kukurydzą, kartoflami, suszonym mięsem lamy itd.”.

To samo dzieje się nawet w związku ze spalaniem ciał. Wśród Kuków, wdowa umieszcza „ryż i inne pokarmy roślinne na grobie męża. Starożytni mieszkańcy Ameryki środkowej mieli też zwyczaj pokrewny. Oviedo przytacza takie oto wyjaśnienie pewnego Indianina: „Gdy mamy już spalić ciało, umieszczamy obok niego trochę gotowanej kukurydzy w tykwie, przywiązujemy ją do ciała i palimy z nim razem”. Jakkolwiek tam, gdzie ciało bywa niszczone przez ogień, koncepcja ponownego uduchowienia [reanimation], w jej postaci pierwotnej, musiała już zaginąć, to jednak to przechowywanie zwyczaju dostarczania żywności, wskazuje na przeszłość, w której ponowne uduchowienie pojmowane było dosłownie: wniosek taki znajduje usprawiedliwienie w tym, że Kukowie, z których jedni grzebią umarłych, inni zaś palą – w jednym i drugim wypadku dostarczają żywności zmarłym.

§ 85. Jakąż jest granica czasu, poza którą powrót drugiego ja staje się niemożliwy? Czasem mijały godziny, a osoba pozbawiona czucia ożywała; mijały dni i również powracała do życia; czyż więc ożyje po tygodniach całych lub miesiącach i potrzebować będzie pożywienia? Człowiek pierwotny nie może na to odpowiedzieć. Odpowiedź jest przynajmniej dla niego wątpliwą, obiera więc on drogę pośrednią i raz po raz dostarcza pożywienia.

Tak ma się rzecz z tubylcami Indii. Wśród Bodów i Dhimalów pokarm i napój pozostawiany na grobach, odnawia się co dni kilka, zwracają się przy tym oni z przemową do nieboszczyka. Wśród Kuków, „których ciało bywa składanym na płaszczyźnie wzniesionej pod przykryciem” żywność i napój „codziennie bywają odmieniane”. Rasy amerykańskie posuwają zwyczaj ten znacznie dalej. Hali powiada o Innuitach, że „ilekroć znajdują się w sąsiedztwie grobów swych bliskich, odwiedzają je, przynosząc ze sobą najlepszą żywność” w upominku; zaś Schoolcraft mówi, iż większość Indian północno-amerykańskich „w przeciągu roku odwiedza miejsce spoczynku zmarłego, przynosząc z sobą żywność i wyprawiając ucztę dla nieboszczyka, a to w celu nakarmienia jego ducha”. Ale i pod tym względem, tak jak i pod innymi, wygasłe rasy Ameryki zaopatrywały go najgorliwiej. W Meksyku, „po pogrzebie powracali oni do grobu przez dni dwadzieścia, przynosząc tam żywność i ryż; robili to również po dniach osiemdziesięciu i tak dalej, po każdym 80-cio dniowym okresie czasu”. Pierwotni Peruwianie mieli zwyczaj otwierania grobów, oraz odnawiania umieszczonej tam odzieży i żywności. Jeszcze dalej posuwano tę praktykę względem zabalsamowanych ciał Inków. W święta przynosili im oni zapasy żywności, mówiąc: „za życia waszego jedliście to i piliście, niechże więc dusza wasza przyjmie to i pożywi się, gdziekolwiek jesteście”. Na koniec, Pedro Pizarro mówi, iż wynosili oni w dzień ciała z grobów i sadzali szeregiem, stosownie do starożytności każdego z nieboszczyków. Gdy świętowali słudzy, kładli pokarm zmarłego na ogień, zaś naczynia swe z chichą stawiali przed nim.

Tutaj zwyczaj pierwotny odnawiania zapasu żywności dla ciała, ze względu na niepewność, na jak długo może być odroczonym powrót do życia, rozwinął się w pewien system obrzędów, znacznie różniących się od pierwotnych.

§ 86. Dalej, można tu wymienić inne jeszcze następstwa wiary w ożywanie. Jeżeli ciało zmarłego jest jeszcze w pewnej mierze żywe, jak np. ciało ludzi znajdujących się w omdleniu, to czyż nie musi ono oddychać i czyliż nie potrzebuje ciepła? Na pytania te wiele plemion odpowiada w swych praktykach twierdząco.

Guaranisowie wierzą iż „dusza istnieje w grobie wespół z ciałem i dlatego mieli zawsze staranie o tym, aby pozostawić pokoik dla niej… ” Usuwali oni „część ziemi, aby jej lekko było leżeć pod nią…” Niekiedy zaś „przykrywali twarz zmarłego krążkiem wklęsłym, aby się dusza nie udusiła”. Wśród Eskimosów istnieje mniemanie, że „wszelki ciężar, uciskający ciało zmarłego, sprawia mu przykrość”. Na koniec już po podbiciu Peru, mieszkańcy jego wynosili zmarłych, pochowanych w kościołach, mówiąc, iż ciałom było bardzo niewygodnie, gdy uciskała je ziemia, iż wolą one stać na otwartym powietrzu.

Ogień służy zarówno do ogrzewania się, jak i do gotowania, jakoż jedno lub drugie z tych udogodnień zapewnia się czasem nieboszczykowi. U Irokezów „nakładano w nocy stos nad grobem, aby dać możność duchowi sporządzenia posiłku”. Pomiędzy Brazylijczykami istnieje zwyczaj „zapalania ogni obok nowopowstałych grobów – dla osobistej wygody nieboszczyka”. Ludzie z Sherbro (Murzyni nadbrzeżni), jak Schon powiada, „często w czasie chłodnych lub wilgotnych nocy zapalają ogień” nad grobem zmarłego przyjaciela. U Australijczyków zachodnich wreszcie, utrzymuje się płonące ognie na miejscach grzebalnych nawet w dzień; jeśli zaś nieboszczyk był osobistością wybitną, to ognie takie płoną codziennie przez trzy lub cztery lata.

§ 87. Zmartwychwstanie, w jego rozumieniu pierwotnym, nie może się odbyć inaczej, jak tylko z zachowaniem ciała, które ma zmartwychwstać. Dlatego też owej nadziei ożycia towarzyszy często uznanie potrzeby uchronienia ciała od uszkodzeń.

Zaznaczmy tu naprzód liczne oznaki owego przekonania, że, jeśli ciało zostało zniszczone, to zmartwychwstanie stanie się niemożliwym. Kiedy Bruce powiada nam, że wśród Abissyńczyków zbrodniarze rzadko kiedy są chowani, kiedy się dowiadujemy, że u Chibchasów ciała największych zbrodniarzy pozostawiano niegrzebanymi na polach, wówczas możemy podejrzewać istnienie wiary w to, iż przez pożarcie ciała zapobiega się wznowieniu życia. Wiarę tę gdzie indziej wyznaje się otwarcie. „Nie było straszniejszej kary dla Egipcjanina, jak zniszczenie jego ciała, zachowanie go bowiem stanowiło główny warunek nieśmiertelności. ” Nowozelandczycy utrzymywali, iż człowiek, zjedzony przez nich, unicestwionym był całkowicie i na zawsze. Damarczykowie myślą, że kiedy pogrzebią zmarłego, „nie może on spokojnie pozostać w grobie… potrzeba rzucić go precz i pozwolić wilkom, aby go zjadły, inaczej będzie on przychodził i dokuczał”. Murzynki Matiamba wierzą, iż, wrzucając ciała swych mężów do wody, topią tym samym ich duszę, inaczej zakłócałyby one ich spokój. Może też być, iż właśnie pod wpływem podobnego mniemania, Kamczadale oddają ciała zmarłych „na pożarcie psom”.

Kiedy jednak ma się na celu nie unicestwienie nieboszczyka, lecz przedłużenie jego pomyślności, wówczas spostrzegamy troskę o uchronienie ciała przed uszkodzeniami. Troska ta prowadzi do używania rozmaitych środków, zmieniających się odpowiednio do tego, jakie się ma poglądy na pozagrobowy stan nieboszczyka.

W niektórych wypadkach bezpieczeństwa szuka się w tajemniczości, lub niedostępności miejsca grzebania, albo też w obu tych środkach. Na niektórych grobach Chibchasów sadzono drzewa w celu ukrycia ich. Po niejakim czasie, szczątki wodza Nowozelandczyków bywały „tajemnie chowane przez kapłanów, w grobach znajdujących się na wierzchołkach wzgórz, w lasach lub jaskiniach”. Muratowie z Borneo umieszczają kości swych wodzów w skrzynkach, na skraju najwyższych gór; Tahityjczycy zaś, dla uchronienia kości przed wykradzeniem, chowali je czasem na wierzchołkach gór prawie niedostępnych. Podczas gdy ciała ludzi pospolitych oddawane bywają wśród Kafrów na pożarcie wilkom, ciała wodzów grzebane są w oborach. Podobnie też wódz Beczuanów „pochowanym został w swojej oborze i przez godzinę lub dwie wszystko bydło jego przepędzane było dokoła grobu, lub po nim, tak iż stał się on całkiem niedostrzegalny”. Jeszcze większą bywała ostrożność, zachowywana względem władcy Bogotów: „zawracali oni, powiada Simon, bieg rzeki i na jej dnie kopali dół… Gdy kacyk został pogrzebanym, przywracali prądowi bieg naturalny”. W podobny też sposób urządzony był pogrzeb Alaryka; Cameron zaś powiada nam, że w afrykańskim państwie Urna podobny sposób grzebania królów jest jeszcze dotąd w użyciu.

Jeżeli w wypadkach powyższych przeważa pragnienie ukrycia ciała i mienia przed wrogami zarówno ludzkimi; jak zwierzęcymi, to w innych znów razach uderza nade wszystko pragnienie osłonięcia go przed mniemaną niewygodą. Zaznaczyliśmy już, jakich środków używa się niekiedy, aby zaspokoić głód nieboszczyka, nie krępując jego domniemanego oddychania. Prawdopodobnie też pokrewny cel dał przyczynę praktyce wznoszenia ciał wysoko ponad ziemię. Wielu spomiędzy Polinezyjczyków mieszczą ciała zmarłych na wzniesieniach. Nadto w podobny też sposób umieszcza się niekiedy ciała w Australii i na wyspach Andamańskich. Wśród Zulusów, obok spalania i grzebania jednych, inne ciała wystawiane bywają na drzewach; Dajakowie zaś i Kajanowie mają również obyczaj podobny. Ale owo wystawianie zmarłych na wzniesieniach najpospolitszem jest w Ameryce, której tubylcy i w inny jeszcze sposób okazują, jak żeśmy widzieli, pragnienie zabezpieczenia ciał od ucisku. Dakotowie przybrali ten właśnie sposób postępowania; przez pewien czas był on we zwyczaju u Irokezów. Catlin, opisując Mandanów, jako posiadających rusztowania, na których „mieszkają” ich zmarli, robi uwagę, iż w ten sposób zabezpieczonymi są oni od wilków i psów; Schoolcraft mówi to samo o Chippewajach. Wśród plemion Ameryki południowej starano się o podobne też załatwianie sprawy, przez używanie rozpadlin i jaskiń na miejsce grzebania. Robili tak Karaibowie; Indianie Gwinejscy grzebią zmarłych jedynie w braku jaskiń skalnych. Chibchasowie chowali ich w pewnego rodzaju „bobedach”, czyli pieczarach w tym celu urządzanych. Na koniec, rozmaite sposoby obchodzenia się z nieboszczykami, będące w użyciu u starożytnych mieszkańców Peru, dążyły jednocześnie o ile możności tak do osłonięcia ciał, jak i do usunięcia mniemanych niewygód. Kiedy nie mieli przyrodzonych rozpadlin w skałach; robili „wielkie jamy i wydrążenia opatrzone drzwiami”, albo też przetrzymywali ciała nabalsamowane w świątyniach.

Porzucając Nowy Świat, gdzie pierwotne pojmowanie śmierci, jako długotrwałego zawieszenia życia, było, jak się zdaje, szczególnie żywotne, znajdujemy gdzie indziej mniejsze już uznawanie w zmarłym jakiegokolwiek czucia ucisku, braku powietrza istnieje tu po prostu li tylko uznanie potrzeby osłonięcia ciała przed niszczącym działaniem zwierząt, przed uszkodzeniami ludzi, albo demonów. Taką jest oczywista, a niekiedy jawnie wyznawana pobudka przykrywania ciała. Niekiedy ziemia nie jest tu wystarczającą, a wówczas dodaje się jakąś ochronę dodatkową. Wśród Mandingów „rzuca się kolące krzaki na grób”, aby zapobiec wykopywaniu ciała przez wilki. Joloffowie zaś, jedno z plemion murzynów nadbrzeżnych, uciekają się do tego samego środka ostrożności; Arabowie uniemożliwiają dostęp dzikim zwierzętom, nagromadzając nad zmarłym kamienie; podobnie też postępują Eskimosi, Bodowie i Dhimalowie gromadzą kamienie „nad grobem, aby zabezpieczyć go przed chciwością szakali” itd. W kraju Damarczyków „grób wodza składa się z dużej kupy kamieni, ogrodzonej kolczastymi krzewami”.

Przypatrzmy się teraz jednemu z ciekawych tego zwyczaju następstw. Krewni nieboszczyka, wiedzeni istotnym, lub objawianym tylko uczuciem, oraz inni, pod wpływem obawy złego, jakie wyrządzić by mógł jego sobowtór w razie swego powrotu, jednoczą się razem dla powiększenia masy głazów, osłaniających ciało. Wśród Murzynów, w głębi lądu mieszkających, na grobach tworzą się duże stosy, dzięki temu, iż przy każdym przejściu krewni ustawicznie dorzucają kamienie do kupy już istniejącej; zwyczajem też było wśród tubylców San-Salvadoru „rzucać garść ziemi, albo kamień, na grób osobistości wybitnej, jako daninę jej pamięci”. oczywistym jest, iż w miarę tego, jak nieboszczyk był bardziej kochanym, szanowanym, im większą budził obawę, posuwano się dalej w sprawie takiego grzebania. Stąd to powiększanie kupy kamieni na grobie w celach obrony doprowadzało do powiększania jej jako oznaki czci, lub uznania siły. W taki to sposób Gwatemalczycy „wznosili kopce ziemne, odpowiadające wysokością swoją znaczeniu nieboszczyka”. O Chibchasach Cieza powiada: „gromadzą oni takie masy ziemi nad grobami, iż te wyglądają, jak małe góry”. Wreszcie Acosta, opisując pewne, inne nasypy grzebalne w tych częściach Ameryki, jako „powstałe w czasie trwania żałoby, dodaje, iż rosły one dopóty, dopóki dostarczano trunku dla sypiących, tak, iż objętość kopca świadczy o zamożności nieboszczyka”. Ulloa robi też podobną uwagę o grobowcach Peruwiańczyków.

Tak więc, poczynając od tak małych pagórków, jak te, które są niechybnym następstwem wyrugowania ziemi przez ciało zmarłego przychodzimy ostatecznie do budowli takich, jak np. piramidy egipskie; cały zaś ten szereg środków bierze początek swój w osłonięcia ciała zmarłego przed uszkodzeniami, przeszkadzającymi zmartwychwstaniu.

§ 88. Potrzeba tu wymienić inną jeszcze grupę zwyczajów, dążących do tegoż celu. Obok mniemania, iż ożycie stanie się niemożliwym, kiedy sobowtór znajdzie za powrotem ciało uszkodzone, lub nie znajdzie go wcale, istnieje też wiara, iż dla zapewnienia ożycia potrzeba powstrzymać rozpad ciała. Ta okoliczność, że nie dostrzegamy żadnych śladów podobnego poglądu u ludów stojących zbyt nisko, wypływa prawdopodobnie stąd, że nie zdołały one odkryć żadnego ze sposobów zapobiegania rozkładowi. Ale wśród plemion bardziej posuniętych w rozwoju, znajdujemy już dowody powstawania tego poglądu i wynikających zeń działań.

Pobudkę tych działań wskazywali niektórzy ze starożytnych Meksykanów, wierząc, że „zmarli mogą powstawać na nowo; kiedy zaś kości ich bywały wysuszone, umieszczali je razem w koszyku i zawieszali na gałęzi drzewa, aby nieboszczyk nie uczuł ich braku przy zmartwychwstaniu. Podobnie też Peruwiańczycy, tłumacząc Garcillassowi swe zwyczaje, mówili: „tak więc, aby uniknąć szukania naszych włosów i paznokci, w chwili, gdy panować będzie wielki popłoch i zamieszanie, my umieszczamy je teraz na jednym miejscu, skąd można będzie je wziąć z większą łatwością, kiedy zaś to bywa możliwym, staramy się również plwać w jedno miejsce”.

Mając takie wskazówki, nie możemy już wątpić o znaczeniu starań, zapobiegających rozkładowi. Czytając, iż w Afryce ludność Loango wędzi ciała zmarłych i że w Ameryce niektórzy z Chibchasów „suszą ciała swych nieboszczyków na wolnym ogniu”, musimy wywnioskować, iż celem tych czynności jest, albo było, zachowanie ciała w stanie nieuszkodzonym, aż do chwili zmartwychwstania. Znajdując zaś, że u tych samych Chibchasów, jak również u niektórych Meksykanów i Peruwian, ciała kacyków i królów były balsamowane, musimy przyjść do wniosku, że balsamowaniem zaczęto posługiwać się, jako bardziej skutecznym sposobem urzeczywistnienia tego samego zamiaru. Zgodzimy się z tym szczególniej, zaznaczając, iż zabezpieczanie ciał było tym większe, im wyższe było stanowisko zmarłego, jak to wskazuje uwaga Akosty, iż „ciało (jednego z Inkasów) było tak dokładnie i pięknie zachowane, dzięki pewnemu gatunkowi bitumu, że wydawało się żywym”.

Dowiedziono już dawniej, że podobne tym wyobrażenia zrodziły wśród starożytnych Egipcjan podobne zwyczaje.

§ 89. Potrzeba tu wymienić jeszcze pewne inne obrzędy popogrzebowe, każące ubocznie domyślać się wiary w zmartwychwstanie, tym bardziej, że prowadzą one do niektórych zwyczajów, jakich wyjaśnienie podamy później. Mam na myśli uszkodzenia cielesne, będące w tak wielu wypadkach oznaką żałoby.

Czytamy w Iliadzie, iż na pogrzebie Patroklesa, Myrmidonowie „okryli całe ciało włosami swoimi, które obcinali sobie i rzucali na trupa”. Dalej, że Achilles umieścił w rękach zmarłego „złocisty kędzior” i że postępkowi temu towarzyszyła obietnica pomszczenia Patroklesa i połączenia się z nim później. Włosów używa się więc tutaj jako zakładu: część ciała oddaną była jako symbol poświęcenia całości; taki zaś czyn przywiązania, lub sposób przebłagania zmarłego, lub wreszcie oznaka obu tych stanów, szeroko upowszechnionymi są u plemion nieucywilizowanych.

Aby wyjaśnić dalej znaczenie tego obrzędu, możemy zacząć od twierdzenia Bonwicka, że kobiety tasmańskie „ucinały sobie włosy, rzucając je na mogiłę”. Nadto, można tu dodać świadectwo Winterbottoma, dotyczące Susuów, iż widziano tam grób pewien – grób kobiety, z umieszczonymi na nim włosami jej najstarszej córki. Nawet wtedy, gdy nie możemy się dowiedzieć, co się robi z włosami, dowiadujemy się często o ich obcinaniu. Wśród Murzynów nadbrzeżnych, bliżsi krewni zmarłego golą sobie wszystkie włosy, niektórzy zaś Damarczykowie czynią tak samo po śmierci cenionego przyjaciela. Podobnie też dzieje się wśród Mpongwe’ów, Kafrów i Hottentotów. W Hawai i Samoa włosy obcina się, albo wyrywa; Tongańczycy golą sobie głowy. Nowozelandczycy w niektórych wypadkach ostrzygają krótko połowę głowy. Wśród Tannenczyków, „obcięcie włosów jest oznaką żałoby”, po śmierci zaś nieboszczki królowej Madagaskaru, „cała ludność dokoła Antananariwo krótko została ostrzyżoną; wyjątek stanowili Europejczycy, oraz pewna liczba uprzywilejowanych Malagasów”. W Ameryce dzieje się to samo.

Grenlandka wdowa, poświęca swe warkocze, bliscy krewni zmarłego Czinuka obcinają sobie włosy; taki sam też zwyczaj przechowuje się wśród Chippewayów, Komanczów, Dakotów, Mandańczyków, Tupisów. Liczne fakty pozwalają obrzędowi temu przypisywać znaczenie aktu pokory, w celu przebłagania nieboszczyka mającego ożyć. Wśród Todasów istnieje zwyczaj obcinania włosów w razie śmierci lecz tylko „przez młodszych członków rodziny, w celu zaznaczenia ich szacunku względem starszych”, u Arabów zaś ze śmiercią ojca, dzieci płci obu obcinają sobie swoje „keroun”, czyli warkocze włosów, na znak żalu”. Mieszkańcy Ameryki południowej okazują w ten sposób uległość zarówno władzy rodzinnej, jak i państwowej. Czytamy, że wśród Abiponów „ze śmiercią kacyka wszyscy zostający niegdyś pod jego władzą, golą włosy na znak smutku”. Tak samo było u Peruwijańczyków. Indianie z Llacta-cunya czynili „wielki lament nad nieboszczykiem, zaś żony których nie zabito wraz ze wszystkimi sługami, pozbawione zostały włosów”, to znaczy, iż wdowy, które się nie poświęcały całkowicie na towarzyszenie zmarłemu, dawały mu jako zakład swe włosy.

Podobne też znaczenie posiada współistniejący z tamtym zwyczaj kaleczenia się, krajania siebie i obcinania członków. Na pogrzebie, Tasmańczycy kaleczyli sobie ciało ostrymi skorupami i kamieniami”. Australijczycy zadawali sobie cięcia; w podobny też sposób postępują, lub postępowali Tahitańczykowie, Tongańczycy i Nowozelandczycy. Czytamy, że wśród Grenlandczyków, ludzie „niekiedy krają sobie ciało”, i że Czinukowie „defigurują i kaleczą swe ciała”. Wdowy Komanczów „nacinają sobie ramiona, nogi, nacinają ciało aż do wyczerpania się wskutek utraty krwi, często zaś popełniają samobójstwo”. Na koniec Dakotowie nierzadko „zadają sobie cięcia i obcinają jeden, albo i więcej palców”. Ostatni przykład poucza nas, iż w wypadku, gdy wyraz czci, albo posłuszeństwa ma być wielki, poświęca się nie tylko krew, ale i jakąś część ciała. Na wyspach Tonga, ze śmiercią wysoko postawionego kapłana, obcina się sobie pierwszy staw małego palca; kiedy zaś umierał wódz, albo król na wyspach Sandwich, skaleczenia, jakim poddawali się jego poddani, polegały na tatuowaniu koniuszczka języka, obcinaniu uszu, lub wybijaniu jednego z zębów przednich. Przypominając sobie, iż krew, albo części ciała poświęcane bywają w ofiarach religijnych – czytając, że Dahomejczycy skrapiają krwią ludzką groby dawnych swych królów, w celu uzyskania pomocy ich duchów na wojnie – znajdując, że Meksykanie dawali bałwanom własną krew do picia, że niektórzy z kapłanów krwawili się codziennie i że nawet niemowlętom płci męskiej puszczano również krew – słysząc, że podobnie też postępowano na Jukatanie, w Gwatemali i San Salwadorze, i że nadbrzeżna ludność Peru przynosiła w ofierze krew zarówno bałwanom, jak i grobowcom – nie możemy już wątpić, że pierwotnym celem tych obrzędów pogrzebowych było zjednanie sobie sobowtóra nieboszczyka.

W jednym wypadku przekonujemy się też wyraźnie, że takim jest istotne znaczenie owych obrzędów. Turner powiada nam, że jednym z pogrzebowych zwyczajów Samoańczyków, było „uderzanie się kamieniem w głowę, dopóki nie popłynęła krew; nazywali to oni „ofiarą krwi” dla nieboszczyka”.

§ 90. Wszystkie więc owe rozmaite obrzędy, każą domyślać się mniemania, iż śmierć jest długotrwałym zawieszeniem życia. Chęć ożywienia ciała przez niepokojenie, wołanie nań po imieniu, zwracanie się doń z wołaniami i pytaniami, chęć karmienia go i pozostawianie pokarmów i napojów, środki mające zapobiec niedogodnościom wynikłym z ucisku ciała lub przeszkód do oddychania, dostarczanie ognia do warzenia pokarmów, lub w celu ogrzania go, troska o osłonięcie trupa przed dzikimi zwierzętami, o zapobieżenie rozkładowi, a nawet owe rozliczne kaleczenia się, znamionujące uległość – wszystko to dąży do wykazania nam tej wiary. Jest ona nadto wyznawana otwarcie.

Tak np. w Afryce, lud Ambamba sądzi, że „starzy i młodzi wprawiani bywają przez kapłanów Fetysza w stan sztywności, trwający przez dni trzy, że niekiedy chowani bywają w domach fetyszowych przez lat kilka, lecz że następnie powracają do życia”. Mówiąc o pewnym człowieku zmarłym od dni kilku wśród murzynów lądowych, Lauder powiada: „odbyło się publiczne oznajmienie, że jego Bóg opiekuńczy wskrzesił go”. Pewien wódz z Zambezi sądził, że Liwingstone był zmartwychwstałym Włochem Siriatomba. Zwracając się do Polinezyi, znajdujemy wśród niespójnych wierzeń fidżyjskich jedno, wykazujące nam przejście pomiędzy pierwotną ideą wznawiania się życia przeszłego, oraz ideą pozgonnego życia gdzie indziej. Sądzą oni, że śmierć stała się powszechną dlatego, iż dzieci pierwszego człowieka nie wykopały go z ziemi, jak to nakazywał im jeden z bogów. Gdyby to były uczyniły, to, według słów owego boga, wszyscy ludzie powracaliby zawsze do życia po parodniowym pobycie w grobie. Na koniec w Peru, gdzie tak wiele starań łożono dokoła zmarłych, zmartwychwstanie było jednym z artykułów wiary. „Inkasowie wierzyli w powszechne zmartwychwstanie – nie dla chwały lub kary, lecz dla wznowienia tego doczesnego żywota”.

Zaznaczywszy jeszcze objawy podobnego wierzenia wśród ras wyższych, jak np. ten fakt, że „w prawie Moslemu przypuszcza się, iż prorocy, męczennicy i święci nie umierają, własność ich przeto pozostaje przy nich”; jak taki fakt, że w Europie chrześcijańskiej oczekiwano ponownego przyjścia pewnych osób wybitnych, poczynając od Karola Wielkiego do Napoleona, zaznaczywszy to, zwróćmy uwagę na istniejącą jeszcze formę tego wierzenia. Różni się ona od formy pierwotnej mniej, niż przypuszczano. Mam tu na myśli nie tylko to, że w orzeczeniu: „przez jednego męża grzech przyszedł na świat, a śmierć przez grzech”, wiara ludzi ucywilizowanych nasuwa im myśl, iż śmierć nie jest wypadkiem przyrodzonym, zupełnie tak samo, jak to czynią wierzenia dzikich, przypisujące śmierć jakiejś różnicy zdań pomiędzy bogami, lub nieuwzględnieniu ich nakazów. Nie wspominam również o innym jeszcze dowodzie, że w naszej urzędowej księdze kościelnej (State Prayer-Book), zmartwychwstanie ciał bez wahania jest zapowiedzianym i że poematy z czasów nowszych zawierają w sobie opisy zmartwychwstańców. Mam zaś tu na myśli fakty, wykazujące, że dziś nawet wiele osób wypowiada się z tą wiarą tak wyraźnie, jak to uczynił niedawno pewien wybitny kapłan. Dnia 5 go Lipca 1874-go roku, biskup z Lincoln miał kazanie przeciwko paleniu zwłok, jako dążącemu do podkopania wiary ludzkiej w zmartwychwstanie ciał. Nie tylko więc wspólnie z człowiekiem pierwotnym utrzymuje doktor Wordsworth, że ciało każdego z ludzi pogrzebanych powstanie z martwych, ale nadto sądzi on, iż zniszczenie ciała zmartwychwstaniu owemu przeszkadza. Gdyby się przeto biskup znajdywał w odpowiednim położeniu, byłby niewątpliwie postąpił tak samo, jak Inkas Atahualpa, który się zwrócił do Christiana z prośbą, aby raczej był powieszony, nie zaś spalony, gdyż (jak mówił do żon swoich i do Indian), jeśli ciało jego nie będzie spalone, ojciec jego, słońce, przywróci go do życia.

Na koniec zauważmy tu pewną zmianę, wskutek której cywilizowana wiara w zmartwychwstanie częściowo niepodobną się stała do wiary dzikich. Nie porzucono jej bowiem: wydarzenie oczekiwane zostało tu po prostu odroczone. W miarę stopniowego podkopywania powagi nadprzyrodzoności przez naukę, owe nadprzyrodzone wypadki stają się coraz bardziej odległe w czasie, lub przestrzeni. Tak samo, jak ludzie wierzący w szczególne akty stworzenia, przypuszczają, iż odbywały się one nie tu, gdzie my jesteśmy, lecz w jakiejś odległej części świata; tak samo, jak o cudach przypuszcza się, iż nie zdarzają się teraz, lecz że miały się zdarzać w przeszłości, tak samo też zmartwychwstania ciała nie oczekuje się już w bezpośredniej, lecz w nieokreślenie odległej przyszłości. Wyobrażenie śmierci zaczyna się stopniowo odróżniać [differentiates] od wyobrażenia nieczułości czasowej. Z razu powrotu do życia oczekuje się po paru godzinach, po dniach paru, lub po niewielu latach; stopniowo zaś, w miarę określonego pojmowania śmierci, zmartwychwstanie spodziewane jest dopiero po końcu wszechrzeczy.