Dane socjologii – Rozdział III. Pierwotne czynniki zewnętrzne

§ 14. Dokładny zarys pierwotnych czynników zewnętrznych każe przypuszczać taką znajomość przeszłości, jakiej nie posiadamy i prawdopodobnie nie posiądziemy. Geologowie i archeologowie dowodzą wspólnie, że istnienie człowieka sięga czasów tak odległych, iż „epoka przedhistoryczna” nie może prawie być ich wyrazem. Wskazuje to nam, że wpływy warunków zewnętrznych na rozwój społeczny nie dadzą się całkowicie wyśledzić. Przypominając sobie, iż okres mniej więcej 20 tysięcy lat, w ciągu którego człowiek zamieszkiwał dolinę Nilu, wydaje się stosunkowo małym wobec świadectw współczesnego istnienia ludzi z wygasłymi ssakami w osadzie, przypominając, iż Anglia zamieszkaną była przez ludzi w epoce, która, zdaniem dobrych sędziów, miała być lodową, przypominając iż w Ameryce obok kości mastodonta, tkwiących w osadzie bourbenskim, znaleziono groty strzał i inne ślady dzikich, którzy zabili przedstawiciela pewnego rzędu zwierząt, nie mającego już dziś przedstawicieli w tej części świata, przypominając, że, na podstawie objaśnianych przez prof. Huxley’a dowodów, można przypuszczać, iż owe rozległe opadania gruntu, które z lądu zrobiły archipelag wschodni, nastąpiły wówczas, gdy rasa negrytosów utrwaliła się już, jako odrębna odmiana ludzi, przypominając to wszystko, musimy wywnioskować, iż nie ma nadziei dotrzeć do jakich takich najpierwszych form – zewnętrznych czynników zjawisk społecznych.

Jedną wszakże ważną prawdę, zawierającą się domyślnie w przejrzanych powyżej dowodach, zaznaczyć tu trzeba. Zmiany geo- i meteorologiczne, jak również wynikające z nich zmiany flory i fauny musiały we wszystkich częściach ziemi wywoływać ustawiczne emigracje i imigracje. Z każdej miejscowości, która stawała się mniej zaludnioną wskutek pogorszenia się owych warunków, musiała rozchodzić się fala rozbieżna; przeciwnie, w kierunku takiej miejscowości, która stawała się bardziej sprzyjającą istnieniu człowieka, bądź wskutek poprawy klimatu, bądź z przyczyny wzrostu miejscowego pożywienia, bądź też z obu tych przyczyn, musiała podążać fala ześrodkowywania; na koniec pod wpływem wielkich zmian geologicznych, już osuwających przestrzenie lądu, już wznoszących je, musiał powstawać inny rozkład zaludnienia. Coraz liczniej nagromadzające się fakty wskazują, iż owe przymusowe odpływy i przypływy odbywały się od czasu do czasu w miejscowościach niektórych, a prawdopodobnie w większej ich części; takie zaś fale emigracji i imigracji musiały zawsze poddawać rozproszone grupy ras ludzkich działaniu warunków, mniej lub więcej nowych.

Zachowując takie pojmowanie sposobu oddziaływania w całej przeszłości czynników zewnętrznych, pierwotnych w znaczeniu najszerszym, musimy ograniczyć uwagę naszą do takich ich skutków, jakie mamy przed sobą dzisiaj.

§ 15. Życie w ogólności możliwe jest tylko w pewnych granicach temperatury, życie zaś rodzajów wyższych – jedynie w granicach dość ciasnych, utrzymywanych bądź sztucznie, bądź w sposób naturalny; stąd też życie społeczne, każące domyślać się nie tylko możliwości życia człowieka, ale również tych roślin i zwierząt, od jakich zależy życie ludzkie, ograniczone jest pewnymi krańcami chłodu i ciepła.

Zimno, nawet wielkie, nie wyklucza zupełnie istnienia tworów ciepłokrwistych, jeśli tylko miejscowość dostarcza odpowiednich środków wytwarzania ciepła. Okolice podbiegunowe posiadają rozmaitych ssaków morskich i lądowych, dużych i małych; ale istnienie ich, pośrednio lub bezpośrednio, zależy od istnienia niższych stworzeń morskich, kręgowych i bezkręgowych, które by przestały istnieć, gdyby ciepłe prądy podzwrotnikowe nie przeszkadzały tam wytwarzaniu się lodu. Stąd to takie życie ludzkie, jakie znajdujemy na dalekiej północy, zależne będąc głównie od życia owych ssaków, znajduje się również w dalekiej zależności od tego samego źródła ciepła. Ale tam, gdzie, tak jak w owych miejscowościach, temperatura, niezbędna do wykonywania czynności życiowych człowieka, utrzymywaną być może z trudnością, tam ewolucja społeczna jest niemożliwą. Nie może tam być ani pewnej nadwyżki siły (surplus-power) w każdej jednostce, ani też dostatecznej liczby jednostek. Nie tylko energia Eskimosa zużytkowywana bywa głównie na osłonięcie go przed utratą ciepła, ale i cielesne jego sprawy są znacznie zmienione w tym samym celu. Nie mając ogniska i nie będąc istotnie w możności palić w swojej lepiance śnieżnej czegokolwiek bądź, oprócz lampy olejnej, gdyż inaczej stopniałyby jej ściany, musi on, dla utrzymania tego ciepła, którego utrzymać nie może nawet jego gruba odzież futrzana, pochłaniać wielkie ilości tłuszczu i oleju, jego zaś układ trawienia, mocno zajęty sprawą zaopatrywania w ciepło tych części ciała, które tracą je przez promieniowanie, mniej może podołać innym celom życia. Ten wielki fizjologiczny koszt życia jednostki, tamując pośrednio jej mnożność, powstrzymuje ewolucję społeczną. Podobny też stosunek przyczyny i skutku widzimy na półkuli południowej, wśród nędzniejszych jeszcze mieszkańców Ziemi Ognistej. Żyjąc prawie nago w okolicy, podległej burzom, którym sprostać nie mogą ich schroniska, plecione z chrustu i trawy, oraz nie znając prawie innego pożywienia, nad ryby i mięczaki, istoty owe, nie mające, podług opisów, prawie pozoru istot ludzkich, z taką trudnością utrzymać mogą równowagę życiową wobec szybkiej utraty ciepła, że nadmiar energii, niezbędny do rozwoju osobnika, jest tutaj ściśle ograniczony, tym bardziej zaś takim być musi nadmiar, potrzebny do wydania i wychowania osobników nowych. Stąd to liczba ich pozostaje zbyt małą, aby mogła pozwolić im wznieść się ponad zaczątki istnienia społecznego.

Jakkolwiek w niektórych okolicach podzwrotnikowych przeciwległy kraniec temperatury tak dalece krępuje czynności życiowe, iż kładzie tamę rozwojowi społecznemu, to jednak działanie tej przyczyny zdaje się być wyjątkowym i stosunkowo nieważnym Życie w ogólności, a więc też i życie ssaków, bogate jest ilościowo, jak również wysoko rozwinięte w osobnikach, właśnie wśród miejscowości najgorętszych. Milczenie lasów w takich miejscowościach w ciągu południowego skwaru dostarcza dowodu wyczerpania się energii nerwowej zwierząt; ale w ciągu chłodniejszych godzin doby spostrzega się jej zrównoważenie. To też, jeżeli odmiany rodu ludzkiego, przystosowane do tych miejscowości, okazują, w porównaniu z nami, pewną nieudolność, nie wydaje się ona większą i ani nawet równą nieudolności pierwotnego człowieka stref umiarkowanych. Rozważając fakty w ich całokształcie, nie znajdujemy potwierdzenia owego upowszechnionego poglądu, iż wielkie ciepło krępuje postęp. Wszystkie najwcześniejsze, przez historię zapamiętane cywilizację, rozwijały się w okolicach jeżeli nie zwrotnikowych, to prawie dorównujących im swą temperaturą. Indie i Chiny południowe jeszcze w stanie ich obecnym dają nam przykład wielkiej ewolucji społecznej między zwrotnikami.. Rozległe szczątki budownictwa na Jawie i w Kambodży dostarczają przykładów innych cywilizacji zwrotnikowych na wschodzie, gdy tymczasem potrzeba tylko wymienić wygasłe społeczeństwa Ameryki Środkowej, Meksyku i Peru, aby wykazać, iż w świecie nowym, również w okolicach gorących, cywilizacja robiła niegdyś znaczne postępy. Nadto tak samo przedstawi się nam rzecz, gdy porównamy społeczeństwa wyższego typu, rozwijające się w klimacie ciepłym z pokrewnymi im społecznościami stref chłodniejszych. Wyspy Tahiti, Tonga i Sandwich znajdują się między zwrotnikami; otóż, tam w chwili ich odkrycia, ewolucja dosięgła była już stadiów, godnych uwagi, zwłaszcza jeśli się uwzględni brak metalów.

Nie jest mi obcy fakt, że w czasach ostatnich społeczeństwa tak pod względem liczby, jak i złożoności swojej, najbardziej się rozwinęły w strefach umiarkowanych, porostu chcę z faktem tym połączyć tu drugi, że najdawniejsze społeczeństwa powstały, pierwotne zaś stadia społecznego rozwoju były osiągnięte – w klimacie gorącym. Zdaje się być prawdą, że najważniejsze fazy postępu musiały ukazywać się tam, gdzie najmniejszym był opór warunków nieorganicznych, że, w miarę doskonalenia się sposobów życia, możliwym stawał się dla społeczeństw rozwój w okolicach takich, gdzie opór był większy, i że dalszy ich rozwój, oraz towarzysząca mu większa karność współdziałania uzdalniała społeczeństwa późniejsze do osiedlania się i rozrastania w okolicach, przedstawiających pod względem klimatu i innych warunków opór stosunkowo wielki.

Musimy przeto powiedzieć, że skoro promieniowanie słonecznego ciepła jest źródłem sił niezbędnych dla życia roślinnego i zwierzęcego, a tym samym jest też źródłem sił, jakie objawiają się nam w życiu człowieka, a więc i w życiu społecznym, tedy wynika stąd, iż nie może być żadnej znaczniejszej ewolucji społecznej w takich strefach powierzchni ziemskiej, gdzie promieniowanie słońca działa bardzo słabo. Jakkolwiek, z drugiej strony, w strefach niektórych promieniowanie słońca przekracza stopień najbardziej sprzyjający czynnościom życiowym, to jednak wynikłe stąd skrępowanie ewolucji społecznej bywa stosunkowo małym. Dalej, przyszliśmy do wniosku, iż obfitość światła i ciepła szczególniej poszukiwaną była w ciągu owych pierwszych stadiów postępu, kiedy żywotność społeczna była jeszcze małą.

§ 16. Pomijając takie rysy klimatu, jak jednostajność i zmienność dzienna, roczna, lub zgoła nieprawidłowa, wywierająca zawsze swe skutki na działalność ludzką, a przeto i na zjawiska społeczne, wymienię tu pewien inny rys klimatu, będący, jak się zdaje, czynnikiem ważnym. Mam na myśli względną suchość albo wilgotność powietrza.

Jeden i drugi z tych krańców tamuje pośrednio bieg cywilizacji, pośrednie zaś te więzy możemy zaznaczyć tu przed zbadaniem bezpośrednich. Jest to faktem powszechnie znanym, że wielka suchość powietrza, czyniąc grunt wypalonym i sprowadzając ubóstwo roślinności, staje na zawadzie rozmnażaniu się, niezbędnemu do postępów życia społecznego. Jest faktem również, jakkolwiek nie tak wiadomym, że nadmierna wilgoć, w połączeniu zwłaszcza z wielkim gorącem, może nastręczyć rozwojowi nieprzewidziane przeszkody. Tak bywa, np. w niektórych częściach wschodniej Afryki, „gdzie wybuchy rożków z prochem, wystawionych na wilgoć, przypominają trzask palonego pióra…., gdzie papier, stając się miękkim i wilgotnym wskutek utraty sztywności, działa jak bibuła….; metale są zawsze okryte rdzą…., a proch strzelniczy, nie osłonięty przed dopływem powietrza, przestaje się zapalać.”

Ale istnieją, też bezpośrednie skutki różnicy stanów higrometrycznych, niezmiernie godne uwagi: są to wpływy na procesy życiowe, a więc tym samym na działalność osobników, przez nią zaś – na działalność społeczeństwa. Warunki atmosferyczne, sprzyjające szybkiemu parowaniu wody ze skóry i płuc, sprzyjają też czynnościom ciała. Powszechnie znane są fakty, iż osoby słabe, których zmiany zdrowia są tutaj dobrem świadectwem, mają się gorzej, gdy powietrze jest przesycone wodą, zaś lepiej podczas pogody pięknej. Stosunek zaś ten przyczyny do skutku, tak widoczny w osobnikach, odnosi się niewątpliwie i do całych ras ludzkich. W strefach umiarkowanych trudniej jest spostrzec różnice żywotności organizmów, wypływające z różnic wilgoci atmosfery, niż w strefach gorących; przyczyną tego jest okoliczność, iż wszyscy mieszkańcy stref umiarkowanych, podlegają dość szybkiemu parowaniu wody z powierzchni ich ciała, gdyż powietrze, jakkolwiek dość nasycone wodą, pochłania ją szybko, gdy temperatura jego wzniesie się wskutek zetknięcia z ciałem. Inaczej ma się rzecz w krajach zwrotnikowych, gdzie powietrze i ciało różnią się o wiele mniej pod względem temperatury i gdzie przeto powietrze posiada niekiedy temperaturę wyższą, niż ciało. Tutaj szybkość parowania zależy prawie całkowicie od ilości pary, zawartej w otoczeniu. Gdy powietrze jest gorące i wilgotne, wówczas ulatnianie się wody ze skóry i płuc wielce bywa utrudnione; przeciwnie, odbywa się ono ze znaczną łatwością, gdy powietrze jest gorące i suche. Stąd tez w strefach gorących możemy spodziewać się różnic w działaniach organizmów pomiędzy mieszkańcami okolic wilgotnych i suchych. Ponieważ transpiracja skóry i płuc niezbędna jest do utrzymania ruchu płynów w tkankach i przyspieszania w ten sposób zmian drobinowych, możemy przeto wnosić, iż, caeteris paribus, większą żywotnością cielesną odznaczać się będą mieszkańcy krajów gorących i suchych, niż ludność stref gorących, ale wilgotnych. Przykład usprawiedliwia te wnioski. Najwcześniejsza z zapamiętanych cywilizacja rozwinęła się w kraju gorącym i suchym, w Egipcie. W takich samych też krajach powstały cywilizację: babilońska, asyryjska i fenicka. Ale zjawiska te, w odniesieniu ich do narodów, są o wiele mniej uderzające, niż w odniesieniu do ras. Spojrzawszy na ogólną mapę deszczów, spostrzegamy prawie jednolitą przestrzeń, oznaczoną mianem bezdżdżystej, a przecinającą Afrykę północną, Arabię, Persję, jak również rozciągającą się na Tybet i Mongolię; otóż z wnętrza tych przestrzeni albo z ich kresów przybywały wszystkie rasy zdobywcze starego świata. Mamy rasę mongolską (tatarską), która, przeszedłszy południową granicę górską swego bezdżdżystego siedliska, zaludniła Chiny oraz okolice, znajdujące się pomiędzy nimi a Indiami – rugując przy tym tubylców na szlaki górskie: okolica ta wysyła zresztą po kolei najeźdźców nie tylko na te jedne kraje, ale i na zachód. Mamy znów rasę Aryjską, szerzącą się po Indiach, i torującą sobie drogę w Europie. Mamy semicką rasę, poddającą panowaniu swemu Afrykę północną i podbijającą, dzięki fanatyzmowi mahometańskiemu, niektóre części Europy. To znaczy, iż oprócz rasy egipskiej, która dosięgła swej potęgi w gorącej i suchej dolinie Nilu, mamy trzy inne rasy, znacznie różniące się swym typem, które z rozmaitych części przestrzeni bez dżdżystej rozszerzyły się po okolicach, względnie wilgotnych. Pierwotna wyższość typu nie była cechą pospolitą tych ludów; typ mongolski jest niższy, jak również takim samym był egipski, ale wspólnym ich rysem, czego dowiodły podbiciem innych ludów, była energia. Kiedy więc widzimy ową cechę wspólną u ludów, skądinąd do siebie niepodobnych, cechę, której towarzyszyło długie ich podleganie pewnym specjalnym warunkom klimatycznym, gdy znajdziemy dalej, że najwcześniejsze fale zdobywczych wychodźców pochodziły z okolic, cechujących się owymi warunkami, i że, tracąc w krajach bardziej wilgotnych energię przodków, ustępowały one wobec fal ludzi tego samego plemienia lub plemion innych, przybywających z tej samej okolicy, wówczas zdobywamy silną podstawę do wnioskowania o istnieniu pewnej zależności pomiędzy siłą cielesną a obecnością takiej atmosfery, w której ciepło i suchość ułatwia dokonywanie się spraw życiowych. Mamy też pod ręką uderzający dowód tej prawdy. Mapa deszczów Nowego Świata wskazuje nam, iż największą z pomiędzy okolic, odróżnianych, jako prawie bezdżdżyste, jest przestrzeń Ameryki środkowej i Meksyku, tj. ta właśnie, gdzie się rozwinęły cywilizację tubylcze; dalej, że jedyną jeszcze poza tym okolicą bezdżdżystą jest właśnie owa część dawnej ziemi Peruwiańskiej, w której cywilizacja przed-Inkaska pozostawiła najbardziej wydatne swe ślady. W drodze indukcji przeto potwierdza się przedziwnie dedukcyjny wywód fizjologii. Nie brak tez dowodów pomniejszych. Mówiąc o odmianach murzynów, Livingstone powiada: „Samo ciepło nie wywołuje jeszcze czarności skóry, ale ciepło w połączeniu z wilgocią zdaje się zapewniać barwę najciemniejszą.” Schweinfurth robi tez uwagę o stosunkowej czarności Denków i innych plemion, mieszkających w dolinach dżdżystych, oraz o różnicy ich w porównaniu „z mniej smagłymi i silniejszymi plemionami, zaludniającymi skaliste wyżyny wnętrza”: jest to różnica, której też towarzyszy różnica energii. Ale co do mnie, to zaznaczam tutaj ten fakt w celu napomknienia o prawdopodobnym jego związku z faktem innym – że rasy jasnoskóre są zwykle panującymi. Tak właśnie było w Egipcie; tak samo też z owymi rasami, rozszerzającymi się z Azji środkowej ku południowi. Podania zaś każą przypuszczać, że to samo działo się w Ameryce Środkowej i w Peru. Speke powiada: „stwierdziłem już, że dzicy o skórze jasnej są bardziej burzliwi i wojowniczy, niż ci, co odznaczają się barwą bardziej smagłą.” Na koniec, jeśli wobec jednakiego gorąca ciemność skóry towarzyszy wilgotności powietrza, jasna zaś jej barwa suchości, tedy w owej zwykłej przewadze jasnoskórych odmian ludzkich nad ciemnoskórymi znajdujemy dalszy dowód tego, iż żywotności cielesnej osobników, a więc i zależnemu od niej rozwojowi społecznemu, sprzyja klimat, ułatwiający szybką transpirację.

Nie chcę przez to powiedzieć, że wynikająca w ten sposób energia sama przez się określa wyższy rozwój społeczny: tego ani dedukcja nie każe przypuszczać, ani też wykazuje indukcja. Ale większa energia, ułatwiając podbój ras mniej żywotnych, oraz przywłaszczenie sobie ich bogatszych i bardziej urozmaiconych siedzib, umożliwia też lepsze tych siedzib zużytkowanie.

§ 17. Przechodząc od klimatu do powierzchni gruntu, zauważyć musimy naprzód sprzyjające integracji społecznej, albo tamujące ją, skutki jej upostaciowania (konfiguracji powierzchni).

Aby obyczaje łowieckie lub koczownicze mogły zmienić się na takie, jakich wymaga życie osiadłe, zajmowana przez daną ludność powierzchnia musi być taką, wewnątrz której utrzymać się jest łatwo, zaś poza obrębem której warunki istnienia są trudne. Niezwyciężalność plemion górskich, mało dostępnych, wielokrotnie i na wielu miejscach była stwierdzoną. Przykładem mogą tu być Illyryjczycy, którzy, pozostawszy niezależnymi od sąsiednich Greków, mącili spokój Macedończykom i po większej części odzyskali niepodległość po śmierci Aleksandra; przykładem również są Czarnogórcy, Szwajcarowie, plemiona Kaukaskie. Mieszkańcy pustyń, jak również mieszkańcy gór, z trudnością dają się zespalać: łatwość wymknięcia się oraz zdolność do życia w okolicach bezpłodnych znakomicie krępują społeczną subordynację. Nawet na wyspach Anglii bardzo niepodobne do siebie rodzaje powierzchni gruntu jednako tamowały integrację polityczną, gdyż cechy fizyczne owych powierzchni niedostępnymi czyniły jej mieszkańców. Dzieje Walii wskazują nam, jak trudno było w samym już owym zakątku górskim utrwalić posłuszeństwo jednemu władcy, a jeszcze bardziej, jak trudno było całość tę poddać jednej władzy centralnej: od okresu staro-angielskiego aż do roku 1400 upłynęło osiem wieków oporu, zanim podbój stał się zupełnym, później zaś pewien przeciąg czasu potrzebnym był dla zupełnego wcielenia jej do Anglii. Fenianie, będący w czasach najdawniejszych gromadą maruderów i ludzi, wymykających się ustalonej władzy, stali się w epoce podboju (Anglii) ostatnim schroniskiem opierających się jeszcze Anglików; przez wiele lat przechowywali oni swoją wolność w krainie niedostępnej prawie dzięki trzęsawiskom. Długotrwała niepodległość wiosek Highlandu, pokonanych dopiero wtedy, gdy drogi generała Wade’a utorowały do nich dostęp, jest tutaj jeszcze jednym dowodem. Przeciwnie, integracja społeczna łatwą jest w takiej miejscowości, która, zdolną będąc do utrzymania znacznej ludności, ułatwia zarazem zespolenie się jednostek tejże ludności: bywa tak szczególnie wtedy, gdy dana miejscowość otoczoną jest przez okolice bądź przedstawiające skąpe środki utrzymania, bądź tez zaludnione przez nieprzyjaciół, bądź odznaczające się jednym i drugim. Egipt odpowiadał właśnie w wysokim stopniu obu tym warunkom. Siła rządu nie doznawała tam przeszkód ze strony otoczenia fizycznego; ucieczka zaś z tego kraju do przyległej pustyni kazała oczekiwać bądź zagłady, bądź też rabunku i niewoli u hord koczujących. Dalej, małe przestrzenie, otoczone morzami, jak wyspy Sandwich, Tahiti, Tonga, Samoa, gdzie przeszkodę do ucieczki tworzy pustynia wodna, zamiast pustyni piaszczystej, również dobrze odpowiadają wymaganiom powyższym. Toteż obrazowo powiedzieć możemy, iż integracja społeczna jest jakby procesem ulepiania, który dokonywać się może jedynie wówczas, gdy istnieje zarówno ciśnienie, jak i trudność uniknięcia go. Tutaj też istotnie przypominamy sobie, jak w wypadkach skrajnych natura powierzchni stale określa typ rozwijającego się na niej społecznego życia. Od niepamiętnych czasów niepłodne okolice Wschodu zaludnione były przez plemiona semickie, przedstawiające odpowiedni typ społeczny. Podawane przez Herodota opisy sposobu życia i społecznego ustroju Scytów są rdzennie takie same, jak i opisy Kałmuków, podane przez Pallasa. Gdyby nawet okolice takie dawały koczownikom możność wyplenienia swych mieszkańców, to i wówczas zaludniłyby się na nowo zbiegami z sąsiednich społeczeństw osiadłych; ci zaś w podobny też sposób, zmuszonymi by byli do koczowania i podobnie też związki ich przybrałyby postać odpowiednią. Mamy tu w istocie do zaznaczenia pewien przykład nowoczesny: nie jest to, ściśle biorąc, odrodzenie się przystosowanego w pewien sposób typu społecznego, lecz zrodzenie się tego typu de novo. Po zaludnieniu Ameryki południowej przez kolonistów, niektóre części Pampasów stały się siedliskiem plemion rozbójniczych na wzór Beduinów.

Innym rysem miejscowości zamieszkałej, który tu zaznaczyć wypada dla jego wpływów, jest stopień jej różnorodności. Okolice o budowie jednakiej, caeteris paribus, nie sprzyjają postępowi społecznemu. Tożsamość powierzchni, że pozostawimy tymczasowo na uboczu jej wpływy na florę i faunę, każe przypuszczać brak urozmaiconych materiałów nieorganicznych, brak rozmaitości w zakresie doświadczenia, zwyczajów, a tym samym stawia przeszkody rozwojowi przemysłu i sposobów życia. Ani Azja środkowa, ani taka sama część Afryki, ani środkowa okolica któregokolwiek z lądów amerykańskich nie była siedliskiem jakiejkolwiek wyższej cywilizacji tubylczej. Okolice takie, jak stepy rosyjskie, jakkolwiek dające możność wprowadzenia do nich cywilizacji, gdzie indziej rozwiniętej, są jednak takimi, w których cywilizacja sama przez się niełatwo się rozpocznie, a to wskutek braku czynników różnicujących. Jednostajność danej siedziby, spowodowana nawet działaniem przyczyn innych, podobne też miewa następstwa. Oto np. prof. Dana zapytuje, mówiąc o wyspach koralowych:

„Ile spomiędzy różnorodnych rodzajów życia cywilizowanego może istnieć w kraju, gdzie skorupki mięczaków są jedynym narzędziem ostrym, gdzie zapas wody słodkiej nie wystarcza prawie potrzebom gospodarstwa, gdzie nie ma ani strumieni, ani gór, ani pagórków? O ileż zrozumiałymi by były poezje i w ogóle piśmiennictwo Europy dla ludzi, których wyobrażenia sięgały jedynie granic wyspy koralowej, nie ogarniając nigdy większej powierzchni lądu nad obszar półmilowy, nie pojmując spadzistości wyższej, nad spadek wybrzeża, ani też innych pór roku, nad większą lub mniejszą przewagą deszczu?”

Przeciwnie zaś, wpływ geologicznej i geograficznej różnorodności na przyspieszenie rozwoju społecznego jest oczywisty. Jakkolwiek, ze stanowiska bezwzględnego, dolina Nilu nie odznacza się fizyczną wielopostaciowością, to jednak jest ona wielopostaciową w porównaniu z okolicami, które ją otaczają, nade wszystko zaś przedstawia ona to, co zdaje się być najbardziej stałym poprzednikiem cywilizacji – sąsiedztwo lądu i wody. Chociaż Babilończycy i Asyryjczycy posiadali niezbyt urozmaicone siedziby, to jednak były one bardziej różnolite, niż bezwodne okolice, leżące od nich na wschód i na zachód. Szmat ziemi, na którym powstało społeczeństwo fenickie, posiadał znaczną stosunkowo linię wybrzeża, miał wiele rzek, u ujścia których dogodnie sadowić się mogły znaczniejsze miasta, miał doliny i równiny, ciągnące się wewnątrz kraju, poprzedzielane wzgórzami, a ograniczone łańcuchami gór. Jeszcze większą różnorodnością cechowała się przestrzeń ziemi, na której rozwinęło się społeczeństwo Greków; różnorodność ta polegała na licznych i zawiłych stosunkach lądu i morza, tkwiła w ukształtowaniu powierzchni, we właściwościach gruntu. „Żadna z części Europy, a może nawet żadna część świata, nie przedstawia tak wielkiej rozmaitości rysów natury na takiej samej, jak Grecja, przestrzeni. ” Istotnie, sami Grecy zauważyli już skutki warunków miejscowości, o ile dotyczyło to różnicy krajów nadbrzeżnych i wewnętrznych. Oto co mówi Mr. Grote:

„Starożytni filozofowie i prawodawcy silnie uderzeni byli przeciwieństwem, jakie zachodzi między wnętrzem lądu, a krajem nadmorskim. W pierwszym z nich widzieli prostotę i jednostajność życia, trwałość dawnych zwyczajów, oraz uprzedzenie do wszystkiego, co nowe i obce, wielką siłę wyłącznych sympatii i ciasne szranki tak znanych ludności przedmiotów, jak i wyobrażeń; w kraju nadmorskim spostrzegli rozmaitość i nowość wrażeń, bujną wyobraźnię, tolerancję, a niekiedy nawet oddawanie pierwszeństwa zwyczajom obcym, większą żywotność osobników i odpowiadającą jej zmienność ich stanów.

Jakkolwiek opisane tutaj różnice zawdzięczać należy głównie brakowi lub obecności wpływów obcych, to jednak, ponieważ te wpływy zależne są od miejscowych stosunków lądu i morza, przeto stosunki owe potrzeba uznać, jako pierwotną przyczynę różnic. Zauważywszy tutaj, że i we Włoszech cywilizacja znalazła też podobną siedzibę, o znacznej, pod względem geologicznym i geograficznym, złożoności, możemy przejść do Nowego świata, gdzie spostrzeżemy to samo. Ameryka środkowa, która była źródłem cywilizacji tubylczej, cechuje się względną wielopostaciowością. Tak samo też ma się rzecz z Meksykiem i Peru. Płaskowzgórze meksykańskie, otoczone górami, zawierało w sobie wiele jezior: z nich Tezcuco wraz ze swymi wyspami i brzegami, było siedzibą rządu, zaś w Peru, mające powierzchnię różnorodną, szerzyła się władza Inków, z górzystych wysp wielkiego, nieforemnego i wzniesionego jeziora Titicaca.

Pozostaje rozpatrzyć tu, o ile na postęp społeczny wpływa charakter gruntu. Mniemanie, iż łatwość zdobycia pożywienia nie sprzyja rozwojowi społecznemu, chociaż nie pozbawione pierwiastków prawdy, nie jest bynajmniej prawdziwe w jego postaci najbardziej upowszechnionej. na wpół ucywilizowane ludy oceanu Spokojnego – mieszkańcy wysp Sandwich, Tahiti, Tonga, Samoa, Fidżi – okazują nam znaczne postępy tam właśnie, gdzie wielka wydajność ziemi czyniła życie łatwiejszym. Na Sumatrze, gdzie ryż wydaje 80-te lub nawet 140-e ziarno, oraz na Madagaskarze, gdzie widzimy plon 50-cio lub nawet 100-krotny, rozwój społeczeństwa bynajmniej nie był nieznacznym. Kafrowie, zamieszkujący okolice o bujnych rozległych pastwiskach, stanowią tu, tak pod względem osobistym jak i społecznym, pożądane przeciwieństwo z rasami sąsiednimi, które zamieszkują okolice względnie nieurodzajne; te zaś części Afryki środkowej, w których tubylcy posunęli się najdalej w postępie społecznym, jak Aszantowie, Dahomejczycy, posiadają pyszną roślinność. Istotnie, gdy przypomnimy sobie dolinę Nilu, i wyjątkowy sposób jej użyźniania, spostrzeżemy, iż najdawniejszy ze znanych nam rozwojów społecznych począł się w kraju, który, odpowiadając innym wymaganiom, cechował się również wielką wydajnością natury.

Na koniec, w odniesieniu do żyzności, możemy tu uznać pewną prawdę, podobną tej, jaką uznaliśmy, mówiąc o klimacie: że wcześniejsze stadia społecznego rozwoju możliwymi są tam tylko, gdzie pokonywać potrzeba opór nieznaczny. Tak samo jak środki i sposoby, zapobiegające utracie ciepła, muszą się rozwinąć znakomicie, zanim rzetelne zaludnienie okolic względnie surowych stanie się możliwe, tak samo też rozwinąć się muszą środki uprawy roli, zanim mniej żyzne przestrzenie utrzymać będą mogły ludność dość już wielką do wytworzenia cywilizacji. Ponieważ zaś sposoby i środki wszelkiego rodzaju rozwijają się tylko w miarę postępów objętości i budowy społeczeństw, wynika stąd przeto, iż muszą istnieć społeczeństwa, mające takie siedziby, gdzie dość obfite pożywienie zdobywa się środkami niższymi, zanim powstaną środki, niezbędne do korzystania z siedzib o mniejszej wydajności. Będąc jeszcze niskimi i słabymi, społeczeństwa mogą wyżyć tam tylko, gdzie okoliczności są najmniej nieprzyjazne. Zdolność do utrzymania się tam, gdzie ucisk owych okoliczności staje się większym, może stanowić cechę tylko wyżej rozwiniętych i silniejszych społeczeństw, pochodzących od pierwszych i odziedziczających ustaloną ich organizację, środki działania i wiedzę.

Należałoby dodać, iż różnorodność gruntu jest jednym z ważnych czynników, sprzyja ona bowiem owej różnolitości tworów roślinnych, która dzielnie dopomaga postępowi społecznemu. W piaszczystym kraju Damary, gdzie cztery gatunki czułka (mimozy) wykluczają prawie wszystkie inne gatunki drzew lub krzewów, jednostajność materiałów, obok innych hamulców postępu, oczywiście musi być wielką. Ale tutaj zwracamy się już do innego porządku czynników.

§ 18. Charakter roślinności danej siedziby rozmaicie oddziaływa na przydatność jej w utrzymywaniu społeczeństwa. Musimy przypatrzeć się najgłówniejszemu z tych oddziaływań.

Niektórzy z Eskimosów nie znają wcale drzewa, podczas gdy inni mają tylko takie, jakie na brzeg ich wyrzuci ocean. Używając śniegu albo lodu do budowy mieszkań, uciekając się do wybiegów w robieniu naczyń ze skóry foki, wędek i sieci z kości wieloryba, a nawet łuków z kości i rogu, ludy te wskazują nam, jak dalece postęp sposobów i środków życia krępowanym bywa przez brak odpowiednich tworów roślinnych. Na przykładzie tej rasy podbiegunowej, jak również na przykładzie antarktycznych prawie mieszkańców Ziemi Ognistej, widzimy, o ile brak albo niezmierne ubóstwo pożytecznych roślin stawia nieprzezwyciężone postępowi społecznemu przeszkody. Lepszych, niż owe okolice (gdzie współistnieje również drugi hamulec postępu – niezmierne zimno), przykładów dostarcza nam Australia, gdzie w klimacie w ogóle znośnym jednostajność roślin, zdatnych do użytku, była po części przyczyną długotrwałego powstrzymywania rozwoju ludności na najniższym poziomie barbarzyństwa. Rozległe owe przestrzenie, utrzymujące jednego mieszkańca na 60 mil kwadratowych, nie pozwalają zgoła zbliżyć się do granic takiego zaludnienia, jakie jest niezbędnym poprzednikiem cywilizacji.

Na odwrót, zauważywszy, w jaki sposób wzrost ludności, umożliwiając postęp uspołecznienia, posuwa się dalej, dzięki obfitości tworów roślinnych, możemy teraz zauważyć, jak rozmaitość tych tworów prowadzi do tego samego skutku. Nie tylko w wypadku łatwego rozwoju społeczeństw, zajmujących okolice o roślinności różnorodnej, spostrzeżemy, iż owa zależność od wielu rodzajów korzeni, owoców, zbóż itp., jest ochroną przeciwko głodowi, wynikającemu z braku jedynego jakiegoś zboża, ale spostrzeżemy nadto, że materiały, jakich dostarcza roślinność różnorodna, umożliwiają pomnażanie się środków, a tym samem, sposobów życia, oraz sprowadzają rozwój praktyczności i inteligencji. Mieszkańcy wysp Tahiti mają u siebie drzewa, nadające się na zręby domów i sufity, oraz liście palmowe, przydatne na dachy; istnieją tam rośliny włókniste, z których wyrabiane są powrozy, wędki, maty itp.; kora tapy, należycie przygotowana, dostarcza rozmaitych części ich stroju; posiadają oni łupiny kokosowe do wyrobu kubków itp. materiały do wyrabiania koszów, sit i różnych sprzętów domowych; mają rośliny, dające im esencję do ich maści, kwiaty służące do ozdoby warkoczów i szyi, posiadają barwniki do farbowania materii używanej na odzież, a obok tego wszystkiego rozmaite rodzaje pożywienia: owoce chlebowe, taro (caladium esculentum), yam (Dioscorea), bataty (Batatus edulis), Tucca oceonica, Pteris esculenta, orzechy kokosowe, platany, banany, Calypthrantes jambolana, Cardyline australis, trzcinę cukrową itd., co pozwala im przyrządzać wiele rozmaitych potraw. Zużytkowywanie zaś wszystkich tych materiałów każe przypuszczać pewną kulturę, która rozmaitymi sposobami umożliwia znów dalszy postęp społeczny. Pokrewne też wyniki przyczyn podobnych widzimy wśród innego plemienia sąsiedniego, różniącego się bardzo swym charakterem i organizacją polityczną. W okolicy, cechującej się też podobną rozmaitością płodów roślinnych, okrutni ludożercy wysp Fidżi rozwinęli również swoje sposoby i źródła życia w stopniu dającym się porównać z kulturą tahityjczyków; przedstawiają nadto podział pracy i organizację handlową – nawet wyższe niż tamtych. Pośród tysięcy miejscowych gatunków roślin fidżyjskiego archipelagu znajdują się takie, co dostarczają materiałów na wszelkie potrzeby-poczynając od budowania łodzi wojennych, unoszących po 300 ludzi – aż do roślin, dających barwniki i perfumy. Można, co prawda, zauważyć, iż mieszkańcy Nowej Zelandii – objawiający rozwój społeczny, bliski uspołecznienia Tahityjczyków i Fidżyjan, mieli siedzibę, której flora tubylcza nie była zbyt urozmaiconą. Ale na to da się odpowiedzieć, że zarówno język jak i religia Nowo-Zelandczyków wskazują, iż oddzielili się oni od innych Malajo-polinezyjczyków wówczas, gdy sposoby ich życia daleko się były posunęły w rozwoju, i że przynieśli oni ze sobą te sposoby (jak również pewne rośliny jadalne) do kraju, który, chociaż biednym był w rośliny pożywne, to jednak obfitował w takie, co na innej drodze mogły nieść pożytek.

Jak już napomknięto wyżej, samo tylko bogactwo roślinności bywa w pewnych wypadkach hamulcem postępu. Nawet ów kraj niegościnny Ziemia Ognista – stał się, rzecz dziwna na pozór, gorszym wskutek bujnego rozrastania się u podnóża drzew nieużytecznego zielska, okrywającego skaliste pagórki. Audamańczycy, żyjący w warunkach całkiem odmiennych, ograniczać się muszą do zajmowania tylko wybrzeży morskich, wskutek nieprzenikalnego gąszczu, okrywającego wnętrze ich kraju. Istotnie, wiele okolic zwrotnikowych, nieużytecznych nawet dla ludów na wpół-ucywilizowanych dzięki pogmatwanej i powikłanej roślinności lasów, tym bardziej nieużytecznymi były dla tubylców, nie posiadających narzędzi do karczowania gruntu. Człowiek pierwotny, mający tylko swe narzędzia kamienne znajdywał na powierzchni ziemi nieliczne jedynie okolice o roślinności ani zbyt skąpej, ani zbyt bogatej, które mógł objąć w posiadanie; w ten sposób przypomina on nam raz jeszcze, że społeczeństwa zaczątkowe (pierwotne) znajdują się na łasce warunków otoczenia.

§ 19. Pozostaje tu jeszcze rozpatrzyć się we wpływach danej fauny na ludność miejscową. Oczywiście oddziaływa ona niemało jak na stopień społecznego rozwoju, tak też i na typ jego.

Obecność lub brak zwierząt dzikich, zdatnych na pokarm, wpływając na rodzaj życia osobników, tum samym wywiera wpływ na rodzaj organizacji społecznej. Tam, gdzie, tak jak w Ameryce północnej, było dość zwierzyny do wyżywienia plemion tubylczych, tam myślistwo nie przestawało być zajęciem panującym, życie zaś częściowo koczownicze, a wynikłe z uganiania się za zwierzyną – stale przeszkadzało rolnictwu, wzrostowi zaludnienia i rozwojowi przemysłu. Potrzeba tylko rozważyć wypadek przeciwny – życie rozmaitych plemion polinezyjskich i zauważyć jak tam, w braku znaczniejszej fauny miejscowej, zmuszone one były jąć się rolnictwa, pędzić życie osiadłe, jak przez to wzmagało się ich zaludnienie, postępował rozwój środków i sposobów życia, potrzeba rozważyć to wszystko, aby zobaczyć, jak wielki wpływ na cywilizację wywiera rodzaj i zasób dającego się zużytkować życia zwierzęcego. Gdy spojrzymy znów na społeczeństwo typu pasterskiego, istniejące dziś jeszcze a odgrywające w przeszłości ważną rolę w dziejach ludzkiego postępu – ujrzymy również, że na wielkich obszarach fauna miejscowa miewała wpływ przeważający na ustalenie form spójni społecznej. Z jednej strony – w braku dających się oswajać zwierząt trawożernych – koni, wielbłądów, wołów, owiec, kóz, życie pasterskie trzech znanych ras zdobywczych w ich siedzibach, pierwotnych byłoby niemożliwe; z drugiej zaś ten rodzaj życia nie zgadzał się z powstawaniem większych związków osiadłych, niezbędnych do wyższego rozwoju społecznych stosunków. Gdy przypomnimy sobie przykłady Lapończyków z ich reniferami i psami, – Tatarów (Mongołów) z ich końmi i bydłem, oraz mieszkańców Ameryki Południowej – z ich stadami lam i kobajów (Cavia cobaya) oczywiste się stanie, zaprawdę, iż w rozmaitych wypadkach owa natura danej fauny, w połączeniu z charakterem powierzchni, dziś jeszcze bywa przyczyną powstrzymania rozwoju plemion na pewnym określonym stadium.

Fauna danego kraju, będąc już ważnym czynnikiem ze względu na obfitość albo ubóstwo stworzeń człowiekowi użytecznych, posiada nadto wagę ze względu na wielką lub małą ilość zwierząt szkodliwych. Obecność wielkich drapieżców bywa w pewnych miejscowościach poważnym hamulcem uspołecznienia. Tak np. ma się rzecz na Sumatrze, gdzie osady częstokroć wyludniane bywają przez tygrysów; tak też zdarza się w Indiach, gdzie Jedna tygrysica stała się przyczyną wyludnienia 13 wiosek, a 250 mil kwadratowych pozbawiła uprawy” i gdzie „w roku 1869 jedna tygrysica zagryzła 127 osób, uniemożliwiając przez kilka tygodni przejazd po drodze publicznej. ” Istotnie, potrzeba tylko przypomnieć sobie szkody, wyrządzane niegdyś przez wilki w Anglii, w niektórych zaś częściach Europy dziś jeszcze, aby spostrzec, iż swoboda zajęć i stosunków pozadomowych, będąca jednym z warunków społecznego życia – może być krępowaną przez zwierzęta drapieżne. Nie należy też zapominać, jak wielką dla rolnictwa przeszkodą są gady; tak np. ma się rzecz w Indiach, gdzie przeszło 25000 osób rocznie umiera wskutek ukąszenia węży. Do szkód bezpośrednich, jakie wyrządzają ludziom zwierzęta wyższe, trzeba też dodać szkody pośrednie, wyrządzane przez nie wraz z owadami na łanach zboża. Niekiedy uszkodzenia tego ostatniego rodzaju, silnie oddziaływają na rodzaj życia jednostki, a tym samym i społeczeństwa. Tak dzieje się wśród Kafrów, których zasiewy podlegają wielkim spustoszeniom ze strony ssaków, ptaków i owadów, gdzie, tym samem, utrudnia się przeobrażenie życia pasterskiego na osiadłe. Tak samo też jest w kraju Beczuanów, który, „zamieszkanym będąc przez niezliczone mnóstwo ptactwa i zwierzyny, niekiedy nadto podlega spustoszeniom szarańczy.” Jasne jest, że tam, gdzie skłonności przemysłowe są nieznaczne, tam niepewność zwrotu poniesionych kosztów pracy musi hamować rozwój i powodować powrót do zajęć dawnych, jeśli tylko oddawać się im jeszcze można.

Wiele innych niedogodności, zwłaszcza za sprawą owadów, tamuje postęp społeczny. Nawet codzienne doświadczenie mieszkańców Szkocji, gdzie komary zapełniają czasem wnętrza izb, nawet to doświadczenie wskazuje, jak dalece „plaga much” musi, w okolicach zwrotnikowych, przeszkadzać pracy pozadomowej. Gdzie, tak jak nad brzegami Orinoko, powitanie codzienne brzmi: „Jak się pan masz dzisiaj od moskitów?” i gdzie udręczenie jest tak wielkie, iż kapłan pewien nie chciał wierzyć Humboldtowi, że się dobrowolnie mu poddawał, byle tylko obejrzeć krainę, tam żądza uwolnienia się od nich musi przeważyć słabe jeszcze skłonności do pracy. Nawet oddziaływanie owadów na bydło pośrednio wpływa na zmianę życia społecznego: tak np. dzieje się wśród Kirgizów, którzy w Maju, gdy stepy ich okryte są bujną paszą, zmuszani bywają przez roje much – uciekać ze stadami w góry; podobnie też ma się rzecz w Afryce, gdzie mucha tse-tse uniemożliwia w niektórych okolicach zajęcia pasterskie. Albo jeszcze, w innych wypadkach, przyczyną wielkiego zniechęcenia stają się termity, pożerające w niektórych częściach Afryki: ubranie, futra, łóżka itd. „Człowiek może się tam położyć bogatym, rano zaś wstać biednym – a to dzięki spustoszeniom białych mrówek,” mówił pewien kupiec portugalski do Livingstone’a. Nie koniec na tym, Humboldt robi uwagę, że tam, gdzie termity niszczą wszelkie dokumenty, nie może być mowy o jakiejkolwiek wyższej cywilizacji.

Tak więc, istnieje ścisła zależność pomiędzy typem społecznego życia tubylców danej miejscowości, oraz charakterem miejscowej fauny. Obecność lub brak gatunków pożytecznych, jak również obecność albo nieobecność szkodliwych, okazuje właściwy sobie wpływ przyjazny lub hamujący. Co więcej, nie tylko wpływa to na przyśpieszenie lub opóźnienie społecznego postępu w ogóle, ale nadto rodzi pewne szczególne cechy w budowie i działaniach danej społeczności.

§ 20. Całkowity opis tych pierwotnych czynników zewnętrznych przekracza granice naszego zadania. Nawet przybliżenie dokładne zdanie sobie sprawy z działania czynników tej klasy – zajęłoby całe lata; do tego zaś potrzeba byłoby dodać wiele jeszcze innych warunków otoczenia, nie wzmiankowanych dotąd.

Można byłoby rozpatrzyć te następstwa różnicy w rozkładzie i stopniu oświetlenia, których przykładem mogą być: życie domowe i kultura, jakie, dzięki nocom podbiegunowym, widzimy wśród mieszkańców Islandii. Nieco mniej wyraźne skutki wynikają również z owej mniejszej lub większej jaskrawości zwyczajnego dziennego światła, w krajach o klimacie pogodnym lub pochmurnym, oddziałując na stan umysłowy jednostek, a tym samym i na działalność mieszkańców. Pospolicie znany fakt: że zwykła pogoda lub słota prowadzi bądź do bardziej ożywionych stosunków pozadomowych, bądź też do życia rodzinnego „u siebie,” a w ten sposób wpływa na charakter obywateli – również powinien być wzięty pod uwagę. Tak samo też trzeba uwzględnić owe zmiany myśli i uczuć, jakie wynikają pod działaniem imponujących zjawisk geologicznych i meteorologicznych. Przy tym, obok przecenionego przez Buckla wpływu tych zjawisk na wyobraźnię ludzi, a z nią i na ich stan ogólny (miewanie się), potrzeba tu zaznaczyć oddziaływania ich innego porządku: jak np. wpływ, jaki częste trzęsienia ziemi wywierają na typ budownictwa – każąc oddawać pierwszeństwo domom niskim i lekkim i zmieniając w ten sposób tak urządzenie domów, jak też i kulturę estetyczną. Dalej rodzaj opału, jaki pewna okolica wydaje, wpływ swój w najrozmaitszych roztacza kierunkach. Widzieć to mogą Anglicy w przeciwieństwie, jakie zachodzi pomiędzy ich Londynem, opalanym węglem i posiadającym czarne okopcone ulice, oraz pomiędzy opalanymi drzewem miastami stałego lądu, gdzie ogólna jasność, tudzież żywość barw rodzą inny stan uczuć sprowadzających inne następstwa. Nie potrzeba chyba zaznaczać tu, jaki wpływ miewa królestwo kopalne danego kraju. Całkowity brak metali, może w jakiejś miejscowości przedłużyć okres kamienny; obecność miedzi może dać początek postępowi; obecność lub sąsiedztwo cyny – umożliwiając wyrób brązu, może spowodować dalszy postęp, jeśli zaś nadto obecną jest ruda żelazna – pozwala ona posunąć się jeszcze dalej w rozwoju. Tak samo też obfitość albo brak wapna na cement wpływają na objętość i typ budowli prywatnych oraz publicznych, oddziałując w ten sposób na domowe i towarzyskie zwyczaje i na rozwój sztuki. Wpływ każdego z warunków fizycznych na określenie przeważającej formy przemysłu, a tym samem, po części, na organizację społeczną, można byłoby śledzić aż do takich pomniejszych osobliwości danego kraju, jak np. obecność źródeł gorących, które w starożytnej Ameryce środkowej dały początek przemysłowi garncarskiemu.

Ale szczegółowe roztrząśnięcie pierwotnych czynników zewnętrznych – bądź należących do rodzajów ważniejszych, przejrzanych powyżej, bądź też mniej ważnych – jakich przykłady przytoczono przed chwilą – jest rzeczą socjologii szczegółowej. Każdy kto, pamiętając ogólne zasady nauki, przedsięwziąłby wyjaśnić rozwój jakiegoś społeczeństwa, musiałby opisać te liczne przyczyny miejscowe w ich rozmaitych rodzajach i stopniach. Przedsięwzięcie takie trzeba pozostawić socjologom przyszłości.

§ 21. Celem mym obecnym było dać ogólne wyobrażenie o rozmaitych klasach i porządkach pierwotnych czynników zewnętrznych – tak aby wpoić w czytelnika przekonanie, ogólnie wyrażone w rozdziale uprzednim, że charakter otoczenia działa wespół z charakterem istot ludzkich na bieg zjawisk społecznych.

Jednym z następstw wyliczenia tu owych pierwotnych czynników zewnętrznych i dostrzeżenia roli, jaką odgrywają one – było uwydatnienie tego faktu, że ważniejsze stadia ewolucji społecznej o wiele więcej zależą od warunków miejscowości, niż stadia późniejsze. Chociaż społeczeństwa takie, z jakimi obecnie spotykamy się najczęściej – wysoko zorganizowane, bogate w środki cywilizacji, dojrzałe wiedzą, mogą za pomocą różnych sposobów sztucznych istnieć w miejscowościach nieprzyjaznych, to jednak społeczeństwa słabe, niezorganizowane – uczynić tego nie mogą. Pozostają one na łasce swego otoczenia.

Co więcej, znajdujemy w ten sposób odpowiedź na podnoszone czasem pytanie, skierowane przeciwko doktrynie ewolucji społecznej. Jak się to stało, że tak liczne plemiona dzikich nie zrobiły żadnych widocznych postępów w ciągu całego okresu, przez jaki sięga pamięć ludzka? Jeżeli to jest prawdą, że rodzaj ludzki istniał w ciągu ostatniej epoki geologicznej, to dlaczego przez lat 100000 lub więcej, nie rozwinęła się żadna widoczna jakaś cywilizacja? Na pytanie to, mówię, znajdujemy tu właściwą odpowiedź. Kiedy, spoglądając na przedstawione wyżej pierwotne czynniki zewnętrzne rozmaitych klas i porządków, spostrzegamy, jak rzadko spotyka się obecność przyjaznych obok braku nieprzyjaznych warunków, która to kombinacja jedynie może zapewnić rozwój społeczeństwu zarodkowemu, gdy przypomnimy, iż w miarę małej liczebności i pierwotności przystosowań życiowych, w miarę tego, jak wiedza jest małą, współdziałanie słabym, że w miarę tego wszystkiego, a wobec trudności otaczających, wprowadzenie jakichkolwiek ulepszeń musi zabierać wiele czasu, gdy przypomnimy, iż owa niemoc pierwotnych grup społecznych pozostawiała je na pastwę wszelkiej nieprzyjaznej zmianie, a w ten sposób prowadziła do postradania postępów, już poczynionych – to łatwo nam będzie zrozumieć, dlaczego w ciągu tak olbrzymiego okresu nie rozwinęło się żadne społeczeństwo znaczniejsze.

Teraz jednak, po dokonaniu ogólnego przeglądu owych pierwotnych czynników zewnętrznych, oraz po wyprowadzeniu wniosków ogólnych, możemy pominąć już wszelki bardziej szczegółowy ich rozbiór, jako nie należący do rzeczy. Roztrząsając bowiem Zasady Socjologii musimy mieć do czynienia tylko z ogólnymi faktami, dotyczącymi budowy ich i czynności – z faktami, o ile można, oddzielonymi od faktów szczególnych, będących wynikiem szczególnych okoliczności. Toteż zajmować się będziemy raczej takimi cechami społeczeństw, jakie zależą głównie od natury ich jednostek, nie zaś takimi, jakie są wytworem szczególnych wpływów zewnętrznych.