Dane socjologii – Rozdział XXI. Kult bałwanów i fetyszy

§ 154. Fakty, wymienione dotąd, wskazują nam, jak ofiary na cześć świeżo zmarłego nieboszczyka zmieniają się w ofiary na cześć jego zakonserwowanego ciała. W § 137 widzieliśmy, że trupowi wodza tahityjskiego codziennie składane były ofiary na ołtarzu przez kapłana; starożytni zaś mieszkańcy Ameryki Środkowej, dokonywali takich samych obrzędów przed ciałami wysuszonymi sztucznie. Egipcjanie i Peruwiańczycy dostarczyli nam znów dowodu, że, w miarę rozwoju sztuki balsamowania, zwyczaj ów wyrastał na kult mumii. Zauważyć też tutaj mamy, że w umyśle owych ludów, wierzących w oddalenie się ducha nieboszczyka, pomieszały się w końcu pojęcia, tak, iż nie wiedziały one czy duch powraca do mumii, czy tez mumia sama była świadomą. Wśród Egipcjan poglądu takiego domyślać się każe zwyczaj sadzania niekiedy u stołu ich zabalsamowanych nieboszczyków. Peruwiańczycy, zdradzając mniemanie podobne w pewnym zwyczaju pokrewnym, zdradzali też je nadto inną drogą. Niektórzy z nich obnosili zasuszone ciało krewnego po polach, aby mogło ono zobaczyć, jaki jest stan urodzajów. W opowieści podanej przez Santa Cruz, widzimy, jak przodek, uznawany oczywiście za obecnego, był również uznawanym za sprawującego pewną władzę. Huayna Capac, gdy druga jego siostra odmówiła mu swojej ręki, „przyszedł z podarkami i ofiarami do ciała swego ojca, modląc się doń, aby mu dał ją za żonę; ale trup nie udzielił żadnej odpowiedzi, a tymczasem straszne oznaki poczęły się ukazywać na niebie.”


Pojęcie pierwotne, że własność, cechująca dane skupienie, tkwi również we wszystkich jego częściach, każe domyślać się, iż z owego wierzenia robi się jeszcze pewien wywód dodatkowy. Dusza, obecną będąc w ciele nieboszczyka, zachowanym całkowicie, obecną też być musi w każdej z zakonserwowanych jego części. Stąd rodzi się wiara w relikwie. Na wyspach Sandwich, kości królów i główniejszych wodzów noszone były przez ich potomków — w mniemaniu, że duchy trzymają straż nad nimi. Kryowie (Crees), noszą na sobie kości i włosy zmarłych krewnych przez trzy lata. Karaibowie i niektóre z plemion gujańskich oczyszczone kości „rozdzielali pomiędzy krewnych po śmierci.” Tasmańczycy okazują „troskę o posiadanie kości czaszki lub ramion swoich zmarłych krewnych,” wśród Andamańczyków „można widywać wdowy, chodzące z zawieszonymi na szyi czaszkami zmarłych swych towarzyszy.”


Ta wiara w moc relikwii, w niektórych wypadkach, prowadzi wprost do bezpośredniego ich kultu. Tubylcy Lifu, Wysp Prawomyślnych, którzy „wzywają duchów swoich umarłych wodzów,” również „przechowują relikwie nieboszczyków, jak paznokcie, zęby, pęczki włosów… i oddają im hołdy boskie,” w wypadku choroby i innych nieszczęść. Nowo Kaledończycy „składają ofiary z jadła czaszkom nieboszczyków;” co większa, mamy dowód owego wierzenia w fakcie rozmawiania z relikwią. „W prywatnej kaplicy fetyszowej króla Adolee w Badagri, czaszka ojca tego monarchy przechowywaną jest w glinianym naczyniu stojącym na ziemi,” syn „łagodnie strofuje ją, jeśli przypadkiem powodzenie nie odpowie jego oczekiwaniom”. Podobnie tez dzieje się wśród Mandańczyków, którzy ustawiają czaszki swych zmarłych w koło, przy czym każda wdowa zna czaszkę swego uprzedniego męża lub dziecka. „Rzadko tez upływa dzień jeden, żeby nie odwiedziła jej ona z miską najstaranniej przyrządzonego jadła; w ciągu dnia pogodnego nie masz prawie godziny, w której nie można byłoby zobaczyć większej lub mniejszej liczby tych kobiet, siedzących albo leżących nad czaszką dziecka czy tez męża, rozmawiających z nią w sposób najbardziej pieszczotliwy i miłosny, na jaki zdobyć się mogą (jakim posługiwały się za życia nieboszczyka) i otrzymujących na pozór odpowiedzi. ”


Tak więc, zjednywanie człowieka świeżo zmarłego, prowadzi do zjednywania jego zakonserwowanego ciała lub cząstki tegoż, przypuszcza się tez, że tak w jednym jak w drugim duch jest obecny.


§ 155. Gdybyśmy poprosili kogoś, aby wyobraził sobie przejście od kultu zakonserwowanego ciała lub jego cząstki do kultu bałwanów, byłby prawdopodobnie nie umiał tego uczynić, a jednak przejścia takie zdarzają się. Przedmiotem czci bywa niekiedy wyobrażenie zmarłego, zrobione częścią z jego szczątków, częścią zaś z innych materiałów. Landa mówi, że Yukatańczycy „odcinali głowy dawnym panom Coco mu po ich śmierci i oczyszczali je z mięsa przez gotowanie; wtedy spiłowywali górną część głowy, pozostawiając część przednią ze szczękami i zębami, do tych zaś półczaszek, z pewnego cementu dorabiali to, czego im brakowało z ciała i nadawali im możliwe podobieństwo do twarzy osób, których stanowiły one własność; tak urządzone przechowywali wraz z posągami i popiołami. Wszystko to znajdywało się w modlitewniach ich domów i było przedmiotem wielkiej czci, oraz pilnych starań. Na wszelkich uroczystościach ofiarowywano im jadło… „; w innych wypadkach „robili oni drewniane posągi swych ojców,” pozostawiając „tył głowy próżnym” umieszczając w niej popioły spalonego ciała i obwiązując „skórą, zdjętą z tyłu głowy nieboszczyka.”


Meksykanie posiadali inny sposób zespalania cząstek ciała zmarłego z jego wyobrażeniami. Po spaleniu zmarłego pana, „zbierali oni skrzętnie popioły i, zmieszawszy je z krwią ludzką, robili z nich wyobrażenie zmarłego, które przechowywano na jego pamiątkę,” na koniec, z Camarga dowiadujemy się również, że wyobrażenia zmarłych, bywały przedmiotem czci. Znajdujemy nadto pewną kombinację częściową „innego już poniekąd rodzaju: niekiedy popioły przechowywane bywają w naczyniu glinianym kształtu człowieka. Wśród Yukatańczyków ciała panów i ludzi o wysokim stanowisku, bywały palone. Popioły wsypywano do wielkiej urny i wznoszono nad nią świątynię…; w razie większej znakomitości panów, popioły ich umieszczano w próżnych posągach glinianych.”


Na koniec, w innych jeszcze wypadkach, spostrzegamy cześć relikwii, złączonych z wyobrażeniem zmarłego, nie przez zawarcie jednego w drugim, lecz przez proste sąsiedztwo. Mówiąc o Meksykańczykach, Gomara twierdzi, że, spaliwszy ciało zmarłego swego króla, zebrali oni popioły, kości, klejnoty i złoto w płachty, oraz wykonali figurę człowieka przybraną odpowiednio, a przed nią, tak samo jak i przed relikwiami, umieszczano ofiary.


Nadto wspomnieć tu możemy o praktyce Egipcjan, którzy, jak wskazują ich freski, często oddawali cześć mumiom, nie wystawianym w sposób zwykły na widok, lecz zamkniętym w skrzyniach, mających kształty i barwy człowieka.


§ 156. Od tych przykładów możemy się zwrócić do takich, w których modły pogrzebowe składane są nie trupowi, lecz jego wyobrażeniom.


Meksykanie mieli zwyczaj palenia ciała; kiedy zaś nie można było odnaleźć ludzi poległych w boju, robili ich wyobrażenia i, oddawszy im hołd, palili je. Albo jeszcze: „kiedy ktokolwiek z kupców umierał w podróży… krewni jego… wykonywali niedołężną statuę z drzewa, mającą wyobrażać nieboszczyka, i oddawali jej wszelkie honory pogrzebowe, jakie byliby oddali prawdziwemu trupowi. ”


„Kiedy ktoś utonął, lub umarł w jakikolwiek inny sposób, wyłączający możność palenia zwłok i zwykłego pogrzebu, wykonywali jego podobiznę i ustawiali ją na ołtarzu bałwanów, wraz z obfitą ofiarą z wina i chleba.”


W Afryce napotykano również obrzędy pokrewne. Podczas balsamowania zmarłego króla Kongo, w pałacu jego ustawia się pewną figurę, mającą go wyobrażać i codziennie dostarcza się jej jadła, oraz napoju. Wśród Abisyńczyków żałobę odprawia się na trzeci dzień po zgonie, ponieważ zaś nieboszczyk pochowanym bywa w sam dzień śmierci, przeto rolę jego w obrzędzie odgrywa wyobrażenie jego ciała. Niektórzy wyspiarze papuazyjscy, po zasypaniu grobu, zbierają się dokoła bałwana i ofiarowują zapasy żywności. O niektórych Jawańczykach Raffles powiada, iż po śmierci urządzają oni pewną uroczystość, podczas której figura, mająca kształt człowieka, „przybrana w szaty nieboszczyka,” odgrywa ważną rolę.


Praktyki te wydają się nam dziwnymi, ale dziwniejszym jest to, żeśmy tak rychło zapomnieli o podobnych praktykach ludów cywilizowanych. Kiedy chowano Karola VI we Francji, „nad trumną znajdywało się wyobrażenie zmarłego króla, mające na sobie bogatą koronę ze złota i diamentów, oraz dwie tarcze w rękach: złotą i srebrną; na rękach znajdywały się białe rękawiczki, palce zaś ozdobione były bardzo drogimi pierścieniami. Figura ta przybraną była w szaty złote…” „W takim stanie zawieziono ją solennie do kościoła Notre-Dame.”


Mówiąc o ojcu wielkiego Kondeusza, pani de Motteville powiada: „obraz tego księcia obsługiwanym był przez dni trzy, jak to było we zwyczaju;” gdy tymczasem pierwotnie przez całe dni czterdzieści, składano o zwykłych godzinach pożywienie takiemu obrazowi. Monstrelet opisuje podobną figurę, użytą podczas pogrzebu Henryka V, angielskiego; na koniec, figury wielu monarchów angielskich, odgrywające niegdyś równie zaszczytną rolę na ich pogrzebach, przechowują się dotąd w opactwie Westminsterskim: starsze rozsypały się już w gruzy. Mając to wszystko na pamięci, dość łatwo będziemy już mogli zrozumieć idee pierwotne, dotyczące takich wyobrażeń. Kiedy czytamy, iż murzyni nadbrzeżni niektórych okolic, „umieszczają kilka figur ziemnych na grobach,” że Araukanowie ustawiali na grobie prosty pień „ociosany z większego tak, aby wyobrażał postać ludzką; ” że po śmierci wodzów Nowo – zelandzkich wznoszone były, jako pomniki, drewniane ich wyobrażenia, od 20 – stu do 40-stu stóp wysokie, to nie możemy zamykać oczu na ten fakt widoczny, iż figura (wyobrażenie) zmarłego, była zaczątkiem bałwana. Gdybyśmy jeszcze wątpili o tym, to sceptycyzm nasz musiałby ustąpić wobec tego, iż figury takie bywały przedmiotem stałego kultu, Jos. de Acosta mówi o Peruwiańczykach, że „każdy król za życia swego kazał wykonywać figurę, mającą go przedstawiać, a którą oni nazywali Huanąue, co znaczy bratem; figurze tej bowiem za życia króla i po jego śmierci okazywali takąż cześć i szacunek, jak i jemu samemu.


Podobnie też, podług Audagoi, „kiedy umierał wódz, wówczas dom jego i żony i słudzy pozostawali w takim samym stanie, jak za jego życia; wykonywano zaś posąg ze złota, stanowiący podobiznę wodza i służono mu tak, jak gdyby był żywym. Na niektóre zaś wioski wkładano obowiązek zaopatrywania go w odzież i wszelkie inne potrzeby.”


Na koniec, Jukatańczycy „czcili bałwana (figurę) pewnego człowieka, o którym mówiono, iż należał do liczby wielkich ich wodzów.”


§ 157. Aby lepiej zrozumieć uczucia, z jakimi dziki spogląda na jakąś figurę, mającą coś wyobrażać, przypomnijmy sobie, jakie uczucia wywołuje w nas samych podobne wyobrażenie. Kiedy kochanek całuje miniaturę swojej bogdanki, podlega on oczywiście wpływowi kojarzenia rzeczywistości z jej odtworzeniem. Niekiedy kojarzenie takie działa jeszcze silniej. Jedna z młodych znajomych mi pań wyznaje, iż nie może zasnąć w pokoju, mającym portrety na ścianach; odraza tez taka nie jest bynajmniej rzadkością. W podobnych wypadkach wiadomość, iż portrety składają się jedynie z malowidła i płótna, nie jest w stanie wyrugować z naszej myśli jak gdyby napomknienia o czymś jeszcze innym. Żywe uzmysłowienie przedmiotu tak silnie budzi w nas myśl o osobie żyjącej, iż nie możemy niedopuścić jej do naszej świadomości.


Wyobraźmy teraz zupełny brak kultury — wyobraźmy, iż nie istnieją wcale idee: właściwości, prawa, przyczyn — iż niema odróżniania nadprzyrodzonego od przyrodzonego, możliwego od niemożliwego. Wówczas owa skojarzona świadomość obecności czegoś żyjącego istnieć będzie uparcie. Ponieważ zaś żadna wiedza ustalona nie położy tu swego veto, więc w braku wszelkiego oporu, napomknienie owo stanie się przekonaniem.


W § 133 robiliśmy przygodne wzmianki o wierzeniach, wytworzonych w ten sposób w umyśle dzikich. Tutaj przytaczamy parę nowych przykładów tychże wierzeń. Indianie północno-amerykańscy uważają portrety za rzecz nadprzyrodzoną i obchodzą się z niemi tak samo, jak z nieboszczykami. Okanaganowie „mają taki sam wstręt, jaki zauważyliśmy na wybrzeżu,” do zdejmowania z siebie portretów. Mandańczycy sądzili, iż życie, jakiem tchnęło malowidło, branym było z oryginału. Catlin powiada: „ogłosili mnie om za największego znachora, na świecie, gdyż, jak powiadają, tworzyłem istoty żywe; mówią oni, iż widzą swych wodzów żywych w dwóch miejscach — ci, których ja robiłem, byli trochę żywi — zdawało im się, iż widzą ruch oczu w tych obrazach.


Rasy, dalej w rozwoju posunięte, dostarczają nam również faktów pokrewnych. Na Madagaskarze przyjaciele pewnego księcia, widząc jego fotografię, zdejmowali przed nią kapelusze i witali ją słowami.


To, co się stosuje do malowidła, stosuje się też, nawet bardziej naturalnie, do wyobrażenia plastycznego; wyobrażenie bowiem takie, jako mające swą bryłowatość, bardziej zbliża się do rzeczywistości. Kiedy zaś figura podobna zostanie pomalowaną i gdy umieści się w niej oczy, wówczas w niekrytycznym umyśle dzikiego, bardzo silnie zakorzenia się pojęcie, iż figura owa ma niejaki współudział w żywotności, przez się naśladowanej. Ktokolwiek przypomni sobie przerażenie dziecka na widok osoby starszej, przybranej w brzydką maskę, nawet wówczas, gdy maska owa była mu pokazaną, ten będzie mógł zrozumieć grozę, jaką w umyśle pierwotnym budzi czyjeś nieudolne nawet wyobrażenie. Rzeźbiona figura nieboszczyka, budzi myśl o nieboszczyku samym, myśl przechodzącą w przekonanie, iż on jest obecnym.


§ 158. Dla czegóż miałoby być inaczej? Skoro sobowtór może opuszczać ciało i wchodzić weń ponownie, — skoro upiór może powracać i ożywiać na nowo ciało martwe, — skoro zabalsamowany Peruwiańczyk, w oczekiwaniu, iż go lada chwila ożywi powracający sobowtór, musiał mieć skrzętnie przechowane włosy swe i paznokcie, — skoro dusza Egipcjanina po wędrówkach, trwających tysiące lat, miała, jak się spodziewano, wlać się na powrót w swoją mumię, to dla czegóż by duch nie miał wchodzić w obrazy? Ciało żyjące utkaniem swym bardziej różni się od mumii, niż mumia od drzewa. takim oczywiście było rozumowanie Egipcjan, którzy zaopatrywali swoich ka, czyli sobowtórów nieboszczyka w statuę, lub w statuy, chowane wraz z jego wysuszonym ciałem, dla zastąpienia go w razie gdyby się zepsnło. Pan Maspero pisze: „Le corps qui, pendant la dureé de l’existence terrestre, avait servi de support au Double, momifié mainteuant et défiguré, quelque soin qu’on eut mis à l’embaumer, ne rappelait plus que de loin Ia forme du vivant. Il était, d’aillenrs, unique et facile à detruire: ou ponvait Ie bruler, le demenibrer, eu disperser les moreeaux. Lui disparu, que serait devenu le Double? Il s’appuyait sur les statues. Les statues étaient plus solides et rien n’empechait de les fabriquer eu la quantité qu’on voulait. Un seul corps etait une seule chance de durée pour le Double; vingt statues representaieut vingt-cinq chauces. De la, ce nombre vraimeut étonnaut de statues qu’ou reucontre quelquefois dans une seule tombe.”


Z czego wnosić można, że Egipcjanie zapatrywali się na posągi bogów i królów, jako na ewentualne siedziby ich duchów.


Liczne posiadamy dowody tego, iż dziki sądzi, że wyobrażenie (figura), bywa zamieszkiwane. U Yorubów matka nosi przez jakiś czas drewnianą figurkę swego zmarłego dziecka i, kiedy je sama zbliża część pożywienia do ust figurki. Samojedzi „karmią drewniane wyobrażenia zmarłych.” Krewni Ostyaka „robili nieudolną figurę drewnianą, mającą wyobrażać i służącą ku uczczeniu nieboszczyka; figura ta umieszczaną bywa w jurcie i odbiera cześć boską przez czas dłuższy lub krótszy — stosownie do wskazówek kapłana. Przy każdym posiłku składają oni przed obrazem ofiarę z pożywienia; kiedy zaś ten wyobraża zmarłego pana domu, pozostała wdowa całuje go od czasu do czasu. Ten rodzaj kultu trwa mniej więcej przez trzy lata, po którym to czasie obraz zostaje pogrzebanym.” Erman, z którego wiadomość tę czerpiemy, podaje nadto fakt znamienny, iż potomkowie kapłanów przechowują obrazy swych przodków z pokolenia w pokolenie „i za pomocą dobrze obmyślanych wyroczni, oraz innych sposobów, usiłują oni zapewnić tym swoim penatom ofiary tak obfite, jak te, co bywają składane na ołtarzach bogów powszechnie uznanych. Zdaje mi się jednak być rzeczą niewątpliwą, że i ci ostatni również mają początek historyczny, że pierwotnie były to posągi ludzi wybitnych, którym przepisy i osobisty interes Szamanów nadały stopniowo takie zwierzchnicze znaczenie i wagę.”


Ostyakowie ci wskazują nam, istotnie, w jaki sposób obraz nieboszczyka staje się bałwanem bóstwa: tutaj bowiem kult jednych i drugich jest jednaki. Przy każdym posiłku, umieściwszy misę jadła przed bogiem-gospodarzem, czekają oni (t. j. poszczą), aż „bałwan, jedzący niewidocznie, nasyci się.” Co większa, gdy Samojedzi udają się w drogę, „krewni ich obracają bałwana w kierunku miejscowości, do której podążają podróżni, a to, aby tenże czuwał nad nimi. Następujący urywek z Ermana, dotyczący Rosjan irkuckich, wskazuje nam, jak, wśród bardziej rozwiniętych nawet ludów owych okolic, tkwi uparcie wyobrażenie, że bałwan bóstwa, przeobrażony, jakeśmy widzieli, z figury nieboszczyka jest, siedzibą jakiejś istoty żyjącej.”Jakiejkolwiek poufałości pozwalać mogą tu sobie dwie płci, jedynym skrupułem, krępującym niechybnie młode niewiasty, jest tam przesądna obawa pozostawania sam na sam z kochankiem w obecności obrazów świętych. Trudności tego rodzaju unika się jednak często przez usunięcie tych świadków za zasłonę.”


Podobne też wierzenie spotykamy wśród plemion innych, bynajmniej nie pokrewnych. Gdy śmierć przytrafi się w rodzinie wyspiarzy z Sandwich, pozostali przy życiu członkowie jej „oddają cześć obrazowi, z którym, jak sądzą, duch zespala się w jakiś sposób;” nadto wyobrażano sobie powszechnie, że „Oro, wielki bałwan narodowy, daje odpowiedzi kapłanom.” O Yukatańczykach czytamy, że „kiedy Itzaex, wyprawiał jakąś uroczystość wspaniałą, bałwany ich, do których się zwracano o radę, miały zwyczaj odpowiadać im; ” na koniec, Villagutierre pisze o biciu pewnego bałwana, który, jak mówiono, przepowiedział im przybycie Hiszpanów, lecz oszukał ich co do wyniku walki. Jeszcze wyraźniej nawet ukazuje się to domniemanie w podaniu plemienia quiché. Oto jest odnośny wyjątek: „I czcili oni bogów, którzy stali się kamieniami: Tohil, Avilix, Hacavitz; i ofiarowywali im krew zwierząt i ptaków, i przeszywali własne swe uszy i barki na cześć tych bogów, i zbierali krew gąbką i wyciskali ją do czary, stojącej przed bogami… I trzej ci bogowie — skamieniali, jakeśmy to rzekli, niemniej mogą przybierać na powrót kształty ruchome, gdy im się spodoba, co też, zaprawdę, czynią dość często.”


Koncepcję tego rodzaju znajdujemy zresztą nie tylko wśród ras niższych. Dozy, opisując wyobrażenia i praktyki Arabów-pogan, przytacza historię następującą: „Kiedy Amrolcais przystąpił do poniszczenia śmierci swego ojca na Beni Asadzie, zatrzymał się naprzód w świątyni bałwana Dhou-I-Kholosa, aby się zapytać przeznaczenia za pomocą (wróżby) trzech strzał, zwanych: rozkazem, zakazem i zwłoką. Otrzymawszy wróżbę „zakazu, ” rozpoczął na nowo, ale po trzykroć otrzymał „zakaz.” Wtedy, połamał strzały i rzucając je na głowę bałwana, krzyknął: „Nędzniku, gdyby zamordowany był twoim ojcem, nie zakazywałbyś pomszczenia go!”


Przykładów podobnych wierzeń w czasach klasycznych dostarczają nam rozmaite wyrzeczenia, dotyczące tak zwanego głośnego Memnona. Pomiędzy napisami, jakie zwiedzający porobili na jego podstawie, jest jeden z podpisem: Gemellus — taki: „Niegdyś syn Saturna, wielki Jowisz, uczynił cię królem Wschodu; teraz jesteś kamieniem i z kamienia głos twój wychodzi. ” Podobnie też ma się rzecz z wierzeniami chrześcijan pierwotnych, zawierającymi się domyślnie w opowiadaniach o cudach Ewangelii apokryficznych. „Przyszedłszy do Indii, apostoł Bartłomiej wszedł do świątyni pewnej, gdzie znajdywał się bałwan Ashtaroth…” Na żądanie króla podjął się on wygnać demona i dnia następnego wdał się z nim w rozmowę… „Tedy apostoł rozkazał mu: Jeżeli nie chcesz być zrzuconym w otchłań, wyjdź z obrazu, skrusz go i oddal się na pustynię.”


Dowody przeto liczne są i przekonywające. Dziki, sądząc, że wyobrażenie nieboszczyka jest siedzibą jego upiora, zanosi doń odpowiednie modły; w miarę zaś tego, jak w drodze rozwoju, obraz ów staje się bałwanem bóstwa, pod wpływem wierzenia pokrewnego składane bywają ofiary zamieszkującemu go duchowi.


§ 159. Zachodzi pytanie, jaki stopień podobieństwa do postaci ludzkiej wystarcza do tego, aby nasunąć myśl o obecności ludzkiej duszy? Obrazy owe, jakie wyrabia dziki, są bardzo nieudolne. Wycięty klocek, który wystawia on na grobie, lub mała figurka kamienna zawieszana przezeń na szyi, zamiast prawdziwych szczątków krewnego, posiadają zaledwie bardzo dalekie podobieństwo do istoty ludzkiej, a już zgoła nie są podobne do osobnika, którego mają przypominać. Jednakże to wystarcza. Nadto, zważywszy, jak łatwo umysł pierwotny nie krępowany sceptycyzmem, ulega najlżejszemu napomknieniu, spodziewać się możemy, że wystarczającym tu będzie nawet mniejszy stopień podobieństwa. Drzewo suche, dziwnie rozstawiające martwe swe ramiona, lub skała jakaś, której profil na tle nieba widziany, przypomina twarz ludzką, zbudzą myśl o jakiejś zamieszkującej je istocie ludzkiej. Jednakże, zaznaczywszy tylko, że takie podobieństwa przypadkowe dopomagają do rozszerzania na rozmaite przedmioty owego pojęcia o duchach przemieszkujących, rozważmy tu bardziej potężne przyczyny wierzeń fetyszystycznych.


W § 54 widzieliśmy, jak odkrycie roślin lub zwierząt w pokładach skalnych uspasabia umysł do podejrzewania duchowości w pewnych przedmiotach nieożywionych. Oto jest np. kopalna skorupa, tam znowu szczątki ryby zmienionej w kamień. Skoro drzewo, zachowując całe swoje utkanie włókniste, może stać się krzemieniem, to czyliż człowiek nie może również zamienić się na tę twardą substancją? Skoro zaś dusza może wchodzić do suchego twardego ciała swojej mumii, skoro tak samo może osiedlać się w obrazach (w wyobrażeniach), to czyliż nie może ona być obecną w bryłach skamieniałych, wyglądających jak części człowieka? Spójrzcie na te oto kości świeżo wykopane: ciężkie są one, kamienne, lecz z kształtu dość podobne do ludzkich, aby wprowadzić w błąd dzikiego, tak samo jak, zaprawdę, w czasach ubiegłych wprowadzały zazwyczaj w błąd ludzi cywilizowanych, dając im powód do opowieści o rasach olbrzymów. Co o nich myśleć? Czy nie odwiedzą ich, podobnie jak innych szczątków ludzkich, sobowtóry, do których one niegdyś należały? Czy nie ożyją one kiedyś?


Bez względu na to, czy takim jest lub innym źródło owej czci dla kamieni, w niektórych wypadkach towarzyszy jej z pewnością wiara, iż były one dawniej ludźmi i że jako tacy ożyją kiedyś. Wspominałem już o fakcie, że Lachowie „czcili wszelki kamień, jak boga, gdyż mówili, iż wszystkie one były ludźmi. Arriaga powiada, iż Peruwiańczycy „czczą pewne wyniosłości i góry, oraz bardzo wielkie kamienie… mówiąc, że były one kiedyś ludźmi.” Avendano spierał się z nimi tak: „wasi mędrcy powiadają, że dawniej w Purmupacha byli ludzie, teraz zaś widzimy własnymi oczami, że są to kamienne wzgórza, skały lub wyspy na morzu… jeżeli te Huaca były pierwotnie ludźmi i miały ojca i matkę, jako i my wszyscy, a potem Contiviracocha zmienił je w kamienie, to są one bez wartości. ”


Kamienie takie znajdują się w tym samym stosunku do przemieszkujących w nich upiorów, co i mumie; świadczy o tym twierdzenie Arriagi, że Marcajoc’em, czczonym jako opiekun wioski, bywa niekiedy kamień, niekiedy zaś mumia,” pozostają one również w takim samym do upiorów stosunku jak i bałwany; świadczy o tym twierdzenie Montesinos’a, że Inkas Rocca, „spowodował stoczenie się z góry pewnego bałwana)… mówią oni, iż wyleciała z niego papuga i wstąpiła w inny kamień, który dotąd pokazywany jest w dolinie. Indianie poważali go wielce od owego czasu i dotąd jeszcze cześć mu oddają.” Wreszcie, mniemanie to wyrażonym zostało jasno, gdy w roku 1560 kapłani miejscowi, opisując wściekłość duchów przodków, czyli huaca, z powodu tych, co przyjęli chrześcijaństwo, mówili: „czasy Inkasów przywrócone zostaną i Huaca nie będą wstępować w kamienie lub źródła, aby przez nie mówić, lecz wcielać się będą w ludzi, których skłonią do mówienia” Murzyni nadbrzeżni pokrewne zdradzają wyobrażenia. W niektórych miastach, gdy ktoś umiera, wnosi się do domu kamień; na koniec wśród Bulionów niektóre kobiety, „składają przy sposobności ofiary z ryżu kamieniom, przechowywanym na pamiątkę zmarłego; padają one na twarz przed niemi.”


Przykład ostatni przyprowadza nas do innego sposobu powstawania koncepcji fetyszystycznych. Już praktyki czarowników oswoiły nas z owym mniemaniem pierwotnym, że przyroda każdego z nas tkwi nie tylko we wszystkich częściach ciała, ale i w ubiorze i w przedmiotach, którymi się posługujemy. Do mniemania tego doprowadziło prawdopodobnie tłumaczenie zjawiska zapachu. Jeżeli tchnienie jest duchem czyli sobowtórem, to czyliż owa niewidzialna emanacja, przenikająca odzież człowieka, emanacja, dzięki której można go wyśledzić, nie jest również częścią jego sobowtóra? Rozmaite wyrazy pochodne wskazują nam na ten związek wyobrażeń. Słowa: perfume i fume, pochodząc od wyrazu stosowanego do oznaczenia dymu lub wyziewu, wchodzą tym sposobem w związek z widocznym wyziewem tchnienia, Exhalation jest tym, co się wydycha. W mowie łacińskiej słowo Nidor, stosowano zarówno do oznaczenia pary i zapachu, na koniec, niemieckie Duft, używane do oznaczenia woni delikatnej, pierwotnie oznaczało wyziew. Zupełnie tak samo jak my dzisiaj mówimy o „tchnieniu kwiatów,” jako o równoważniku ich woni, tak w mowie dawnej kojarzyli ludzie zapach z powietrzem wydychanym, które utożsamiano z duszą. Istotnie, czyli żeśmy sami nie doszli do używania wyrazu duch, mającego również pewien związek z oddychaniem, do oznaczenia wonnych wyziewów, ulatujących z jakiegoś przedmiotu, czyż więc drogą naturalną nie może dziki dojść do wniosku, że duch wszedł w rzecz jakąś, z której wydobywa się zapach? Jakkolwiek jest zresztą, znajdujemy dowód, iż nie tylko o odzieży, ale i o kamieniu wszelkim przypuszcza się, że przesiąknięty został ową niewidzialną emanacja, istniejącą bądź jako tchnienie, bądź tez jako zapach. Gdy w Vera Paz umierał jaki dostojnik (a noble), „starano się przede wszystkim po jego zgonie, włożyć mu w usta kosztowny kamień. Inni powiadają, iż czynią to oni nie po śmierci, lecz w chwili jego konania. Wierzono tutaj, iż kamień przyjmował w siebie jego duszę; ” pokrewnego też mniemania domyślać się każe pewna praktyka Meksykanów, którzy, obok szczątków zmarłego, „kładli jakiś klejnot mniejszej lub większej wartości, mówiąc, iż na innym świecie będzie mu służył on zamiast serca;” przy czym serce i dusza są to wyrazy zastępujące się wzajem w mowie wielu ludów amerykańskich. W innej postaci wyobrażenie powyższe napotykamy znowu wśród Nowozelandczyków. Mr. White, który w Te Rou wcielił wiele przesądów Nowej-Zelandii, przytacza pewien spór o upiorach zmarłych, w którym starzec jeden powiada: „czyliż wszystkie rzeczy nie są, potomstwem bogów? Czyliż Kumara nie jest bogiem, który się ukrył ze strachu? Czyliż nie jadacie kumary? Czyż ryba nie jest znów innym bogiem przebywającym w wodzie? Jadacieź rybę? Czyliż ptaki nie są bogami? Nie byliżby bogowie duchami (to jest upiorami zmarłych)? Tedy dla czegóż nie boicie się rzeczy, które jadacie? Wszystko cokolwiek gotujemy, przelewa swego ducha w kamienie, w których jest gotowane. Dla czegóż więc, ludzie starzy jadają hangi z dala od kamieni, zawierających w sobie ducha pokarmów, na nich ugotowanych?” Tak więc, mniemaniem pierwotnym jest to, że tak samo, jak w ciało nieboszczyka lub w mumię, albo w obraz jego może wstępować duch, tak podobnie wstępować on może w niekształtny kamień. W ten sposób cześć przedmiotów nieżyjących, zamieszkałych przez upiory, jest w rzeczywistości czcią tychże upiorów, władza zaś przedmiotom takim przypisywana, jest właściwie władzą, przypisywaną owym upiorom.


§ 160. Mniemanie to, raz się utrwaliwszy, rozwija się we wszystkich kierunkach. Dostarcza ono łatwego objaśnienia wszelkich godnych uwagi zjawisk. Kiedy o upiorach, po nagromadzeniu się ich i zatarciu wyraźnych niegdyś indywidualności, myśli się jako o mnóstwie istot niewidzialnych — kiedy wyobraża się ich tu jako plączących się wśród mieszkańców domu, ówdzie jako rojących się w zakątkach leśnych, gdzie indziej zaś, jako tak licznych, iż niepodobna cisnąć czegokolwiek bądź bez obawy ugodzenia jednego z nich, wówczas zdarza się niechybnie, że, jako znajdujące się zawsze na podorędziu, poczynają one być domniemanymi przyczynami wydarzeń niezwykłych. Odnośnych przykładów dostarczy nam każde z plemion.


W Afryce Bullomowie zapatrują się z czcią niejaką, jak gdyby domyślając się działania duchów, „na wszystko, co wydaje się im dziwnym lub niepospolitym,” ludność Kongo nazywa pewne muszle „boskimi dziećmi,” zaś Murzyni z Małego Addohu (nad Nigrem), zdziwieni wielkością europejskiego statku, oddawali mu cześć. Podobnie też można powiedzieć o Polinezii. Młotek pozostawiony przez Kuka lub przez jego towarzyszy, czczonym był od tubylców. Drzewo kokosowe na Fidży, dzielące się na dwa konary, „było wskutek tego przedmiotem wielkiego poważania. ” Podobnie też dzieje się w Ameryce. „Dakota upatruje nadprzyrodzoność we wszystkim, czego nie może zrozumieć;” Mandańczycy zaś wszelkie rzeczy niezwykle poczytują za nadprzyrodzone. Kiedy Chippewajowie „czegoś nie rozumieją, mówią natychmiast, że to duch; ‚” wreszcie takie same mniemanie panowało wśród starożytnych Peruwiańczyków, którzy „czcili w przyrodzie wszystko, cokolwiek zdawało im się godnym uwagi i różniło się od rzeczy innych, a w ten sposób uznawali oni w owych przedmiotach niejaką boskość.”


Tak więc, niezwykłość, czyniąca dany przedmiot fetyszem, każe, podług przypuszczenia, domyślać się jakiegoś mieszkającego w nim upiora — jakiegoś działacza, bez którego zboczenie z drogi zwykłej nie dałoby się wytłumaczyć, nie masz tu dążności do przypisywania bez powodów przyrody dwoistej rzeczom; lecz tylko wtedy, gdy się spostrzega jakiś niezwykły wygląd, ruch, dźwięk, albo zmianę w przedmiocie, tylko wtedy powstaje owo wyobrażenie ducha nawiedzającego. Chibchowie składali hołdy w pobliżu „jeziora strumieni, skał, wzgórz, i innych miejscowości o wejrzeniu uderzającym lub niezwykłym,” mówiąc, iż za pośrednictwem jakiegoś wydarzenia, „demon oznajmiał im, iż powinni go czcić na takich właśnie miejscach.” Oczywiste tu domniemanie, że przedmiotem czci jest jedna z niewidzialnych istot nawiedzających, ukazuje się nam znowu w poglądach Hindusa. Sir A. C. Lyall, jakkolwiek sądzi, iż fetyszyzm Indian stał się pewnego rodzaju panteizmem, w taki jednakże sposób przedstawia wyniki swych badań, iż zgadzają się one doskonale z podanym tutaj sposobem tłumaczenia rzeczy. Powiada on: „nietrudno jest dostrzec, jak ta pierwotna, prosta cześć przedmiotów dziwnie wyglądających, zmieniła się, przechodząc w przesądność wynalazczą wyższego porządku. Z razu kamień jest tylko siedzibą jakiegoś ducha, przy czym oznaką nawiedzenia są dziwne jego kształty lub położenie. Dalej, dziwna ta postać lub wygląd oznaczają już jakiś zamiar, albo dzieło istot nadprzyrodzonych” i t. d.


Tak więc dowody pośrednie ze wszystkich stron popychają nas do wniosku, że kult fetysza jest kultem jakiejś poszczególnej duszy, która, jak się przypuszcza, obrała sobie w nim siedzibę; dusza zaś ta, wespół z działaczami nadprzyrodzonymi w ogóle, jest początkowo sobowtórem nieboszczyka.


§ 161. Nie potrzebujemy jednak zadawalać się pośrednim dowodem słuszności tego poglądu, gdyż i dowodów bezpośrednich wielka jest obfitość.


O kilkadziesiąt stronic wyżej podane były fakty, wykazujące, iż początkowo fetysz nie jest niczym innym, tylko upiorem. W § 58


widzieliśmy, że Abiponowie, obawiając się upiora, sądzili, iż „echo było jego głosem;” widzieliśmy też, że Afrykańczyk, zapytany, dla czego składał ofiarę echu, odpowiedział: „czyż nie słyszycie Fetysza?” W Afryce Wschodniej w domach fetyszowych umieszcza się jadło i piwo „dla zjednania upiorów.” Murzyni nadbrzeżni, którzy, uprawiając kult zmarłych, „odbywają pielgrzymki do ich grobów w celu składania tam ofiar i obiat, ” którzy lepią gliniane figury swych zmarłych wodzów, którzy niekiedy umieszczają na grobach rurki dochodzące aż do pogrzebanego ciała, a służące do wlewania codziennych libacji, — Murzyni ci, w szeregu tych swoich rozmaicie skojarzonych obrzędów, wskazują nam, że fetysz jest siedzibą upiora. Tubylcy okolic Sierra Leone „rzadko, lub nawet nigdy nie piją napojów wyskokowych, wina i t. p. bez tego, żeby nie rozleli trochę trunku nad ziemię i nie zwilżyli nim swego gri-gri czyli fetysza.” Cruikshank wzmiankuje o wstrzymywaniu się od pewnych pokarmów, odpowiednio do kierunku fetysza; Bastian wymienia pewnego znachora (fetich-man), posługującego się brzuchomówstwem przy oznajmianiu wyroczni: wszystkie zaś te fakty, każą domyślać się takich mniemań, jakie gdzie indziej spostrzegamy obok kultu upiorów. Mówiąc o pewnej wiosce nad Nigrem, gdzie fetyszem była figura rzeźbiona, Lander powiada: „chciano żebyśmy piekli naszego wolu pod nim (pod posągiem), a to aby się mógł on napawać rozkoszną wonią.” Na koniec w Dahomeju „drogi, wioski i domy pełne są obrazów fetyszowych i ofiar fetyszom składanych.” Bez względu na to, czy fetyszem jest wiązka rzeczy zmarłego krewniaka, czy też jego wyobrażenie, czy bałwan, który zatracił swą indywidualność historyczną, czy też jakiś przedmiot inny, — duch przebywający w nim przedstawia zawsze tylko pewną odmianę upiora-przodka, mniej lub więcej zbaczającą od pierwowzoru stosownie do okoliczności. Pewność tego wywodu uwydatnia się najlepiej w jednym uogólniającym twierdzeniu Beechama: „wierzy się, iż fetysze są duchowymi, rozumnymi istotami, obierającymi sobie siedlisko w godnych uwagi przedmiotach przyrodzonych, albo też wchodzącymi niekiedy w obrazy i inne ich wyobrażenia sztuczne, które należycie zostały uświęconymi przez pewne ceremonie. Mniemaniem jest ludu, że fetysze nierzadko stają się widocznymi dla oka śmiertelnych… wierzą oni, iż fetysze owi dwojakiej bywają płci i że potrzebują pożywienia.”


Na koniec, jeżeli owa przytrafiająca się niekiedy ich widoczność, owa potrzeba posiłku i różnica płci nie wystarczają jeszcze do wykazania ludzkiej początkowo przyrody fetysza, to świadczy o niej dowodnie następujące twierdzenie. Bastiana o ludności Kongo. „Tubylcy powiadają, że wielki fetysz Bamba mieszka we wnętrzu krzewu, gdzie nikt go nie widzi i widzieć nie może. Kiedy umiera, kapłani fetyszowi zbierają skrzętnie jego kości, aby je ożywić, i karmią je dopóty, dopóki znowu nie nabędą ciała i krwi.”


Tak więc, fetysz, odpowiadając upiorom pod innymi względami, odpowiada im jeszcze i pod tym jednym, iż budzi nadzieję, że w podobny im sposób przybierze na nowo pierwotną swą postać cielesną.


§ 162. Z takiego tłumaczenia fetyszyzmu wyciągniemy teraz pewien wniosek dodatkowy i zobaczymy, jak dokładnie zgadza się on z faktami.


Przytoczono już tutaj dowody tego, że liczne niższe typy ludzkości albo wcale nie znają idei ożywania po śmierci, albo też żywią o tym wyobrażenia niejasne i chwiejne: koncepcja upiora pozostaje wśród nich nierozwiniętą. Jeżeli, jak to się utrzymuje wyżej, kult fetysza jest kultem przebywającego w nim upiora, lub jakiejś istoty nadprzyrodzonej, od upiora pochodzącej, to wynika stąd, iż teoria fetyszów, zależną będąc od teorii upiorów, musi w porządku czasów następować po niej. Nieobecnym będąc tam, gdzie niema teorii upiorów, fetyszyzm ukazywać się musi po ukazaniu się owej teorii. Liczne są dowody prawdziwości tego założenia.


Z pomiędzy górskich plemion Indii wymienić można Juangów, jako mniej więcej najniższych; to też, obok braku wśród nich jakiegokolwiek wyrazu do oznaczenia istoty nadprzyrodzonej, obok braku wszelkiej idei życia innego, obok nieobecności jakiegokolwiek kultu przodków — spostrzegamy tam brak fetyszyzmu, — przy czym godną też uwagi rzeczą jest towarzyszący temu brak czarownictwa. Wyspiarze audamańscy, zaliczani do ludów najbardziej upośledzonych, nie mający „żadnego pojęcia własnego swego początku,” oraz żadnego pojęcia o „istnieniu przyszłym,” są również pozbawieni fetyszyzmu: taki, przynajmniej, wniosek wyciągnąć możemy z milczenia tych, którzy o nich piszą. Dalej, co do mieszkańców Ziemi Ognistej, wśród których Cook nie był odnalazł żadnych śladów religii, również zaznaczono brak fetyszyzmu. Niemniej też owi tak nisko stojący, dzicy Australijczycy, jakkolwiek wierzący w upiorów, nie dosięgli jeszcze tego stopnia rozwoju, na którym teoria upiorów daje początek tej drugiej teorii pochodnej: nie składają oni hołdów przedmiotom martwym! Sąsiedzi ich, dzisiaj już wygaśli Tasmańczycy, podobni do nich pod względem rozwoju, podobnymi też byli i pod tym względem. Na koniec, nawet Weddahowie, którzy, sądząc, iż dusze ich krewnych są wszędzie obecne, posiadają rozwielmożniony kult przodków, lecz których umysłowość i uspołecznienie są bardzo niskie, nie przedstawiają nam również tego dalszego rozwinięcia teorii upiorów.


Domyślne wywody tej teorii nie trafiają do mózgu ludzi ostatecznie głupich; ale stają się już one widocznymi dla tych, co poczynają myśleć. Stąd też, w miarę krzepnięcia zdolności rozumowania, zwiększać się będzie liczba błędnych wniosków, wyciąganych z błędnych przesłanek. Jak zaznaczano w §§ 57 i 96, w dwoistość duszy człowieka — cień jego i odbicie — wierzą nie ludy dzikie, pozbawione inteligencji, ale tak wysoce inteligentni dzicy, jak Fidżyanie, którzy też uznają wniosek, że, skoro przedmioty mają cienie, muszą też mieć duszę. Nawet same tylko ludy afrykańskie, mogłyby nam dowieść dostatecznie, że fetyszyzm ukazuje się jedynie już po osiągnięciu pewnego stopnia umysłowego i społecznego rozwoju. Nie mówi się wcale o fetyszyzmie Buszmenów; z plemion zaś afrykańskich, których uspołecznienie jest nam znane, Buszmeni stoją najniżej. Damarczycy, wśród których, podług Andersona, inteligencja jest „zjawiskiem niezwykłym” i których tępość Galton uwydatnia tak żywo, nie wyciągnęli jeszcze ze swoich, słabo zaznaczających się wierzeń fetyszystycznych — tych wniosków, z jakich powstaje fetyszyzm; Galton powiada: „przesądu fetyszystycznego nie masz tu ani śladu.” Ale spotykamy się z fetyszyzmem wśród bardziej posuniętych w rozwoju plemion afrykańskich: u mieszkańców Kongo, u Murzynów wewnątrz-lądowych, u Murzynów nadbrzeżnych, u Dahomcjczyków, u Aszautyów. Znajdujemy go w całej pełni tam, gdzie są warowne miasta, dobrze organizowane rządy, wielkie armie stałe, więzienia, policja i prawa przeciw zbytkowi, znaczny podział pracy, targi periodyczne, stałe bazary, oraz wszelkie urządzenia, zdradzające pewien postęp cywilizacji Jeszcze lepiej uwydatnia się ten stosunek w Ameryce. Nie zdarza nam się czytać o fetyszyzmie nieokrzesanych Chirychuanów starożytnego Peru; ale wśród ucywilizowanych Peruwiańczyków był on ogromnie rozwinięty. Zarówno przed, jak i po podboju Inkaso w „czcili oni trawy, rośliny, kwiaty, wszelkie rodzaje drzew, wysokie wzgórza, wielkie skały, oraz ich rozpadliny, jaskinie, żwir i małe różnobarwne kamyki;” na koniec, jeśli zapytamy siebie, gdzie fetyszyzm dosięgnął szczytu swego rozwoju, to po odpowiedź odesłani będziemy do ludu, którego cywilizacja, starsza wiekiem niż nasza własna, stworzyła rozległe grody, kunsztowny przemysł, wysoce złożoną mowę, wielkie poematy i subtelne systemy filozoficzne. W Indiach „kobieta czci koszyk, służący do noszenia lub przechowywania przedmiotów niezbędnego użytku, i składa mu ofiary; podobnie też zachowuje się względem żaren do mielenia ryżu, oraz innych sprzętów, dopomagających jej w zajęciach domowych. Cieśla oddaje podobny hołd siekierze swojej, toporkom i innym narzędziom, którym też podobnie składa ofiary. Braman zachowuje się w taki sam sposób wobec styla, którym ma pisać; żołnierz — wobec broni, jaką posługiwać się ma w bitwie; murarz wobec kielni.”


Twierdzenie zaś powyższe przytoczone z Dubois przez sir Johna Lubocka, zgadza się z twierdzeniem sir A. C. Lyalla, który powiada: „nie tylko każdy gospodarz modli się do swego pługa, rybak do swojej sieci, tkacz — do warsztatu, ale pisarz oddaje cześć pióru, bankier zaś swym księgom rachunkowym.”


Widocznym się teraz stanie, o ile nie do przyjęcia jest pogląd, że fetyszyzm ukazuje się pierwszy w szeregu przesądów. Wyobraźmy sobie, iż rzeczy się mają całkiem przeciwnie. Wyobraźmy, iż Juangowie, Andamańczycy, mieszkańcy Ziemi Ognistej, Australijczycy, Tasmańczycy i Buszmeni, doprowadzili cześć przedmiotów martwych do rozmiarów jak największych; że wśród plemion nieco wyższych umysłowością i uspołecznieniem, była ona cokolwiek ograniczoną; że zmniejszała się w miarę wzrostu wiedzy i cywilizacji, na koniec, że u społeczeństw wysoko rozwiniętych, jak u starożytnych Peruwiańczyków lub Indian współczesnych, przestała być widoczną; czyż nie powiedzielibyśmy wówczas, że założenie dowiedzione tu zostało stanowczo? Jasnym jest przeto, że skoro fakty są właśnie wbrew przeciwne, tedy założenie owo stanowczo zostaje obalonym.


§ 163. Kiedy indukcja wykazała już nam nieprawdziwość tego upowszechnionego dogmatu, jesteśmy przygotowani do zobaczenia, jak dalece powagę jego podkopuje dedukcya.


Wsparte na podstawie świadectw podróżników, stykających się głównie z plemionami częściowo rozwiniętymi, a nawet na wpół cywilizowanymi, twierdzenie owo o początkowości fetyszyzmu, owładnęło umysłami ludzi; ponieważ zaś pierwszeństwo w owładnięciu stanowi dziewięć dziesiątych wierzenia, przeto pogląd ów panował prawie niepodzielnie. Autor sam był jego wyznawcą, jakkolwiek, o ile sobie przypomina, żywił on pewne niejasne niezadowolenie, wynikające prawdopodobnie z tego, iż nie mógł dopatrzyć się, w jaki sposób powstało tak dziwne tłumaczenie rzeczy (fetyszyzm). Niejasne to niezadowolenie, w miarę lepszego zaznajamiania się autora z wyobrażeniami dzikich, przechodziło w sceptycyzm. Zestawienie faktów, wziętych z życia plemion najniższych, zmieniło sceptycyzm na niewiarę; na koniec, zastanowienie się wykazało, że twierdzenie owo, obalone o posteriori, przeciwnym jest wszelkiemu prawdopodobieństwu a priori.


W rozdziale „o wyobrażeniach przedmiotów nieożywionych i ożywionych” wykazano, iż umysłowość, w postępie swym, daje nam coraz większą władzę odróżniania istot żyjących od nieżyjących; że zwierzęta wyższe rzadko kiedy mylą się w takim odróżnianiu; na koniec, że jest rzeczą bezpodstawną przypuszczać, iż zwierzę, przewyższające wszystkie inne swoją zmyślnością (człowiek), będzie bez powodu mylić się co do dwóch tych porządków istot. Gdyby fetyszystyczna koncepcja była czymś początkowym, wówczas powinno byłoby być możliwym wykazanie, w jaki sposób rozwój myśli doprowadził do jej narodzin; tymczasem, o ile widziałem, jest to niemożliwością. Rozważmy tu umysł dzikiego, w takich jego granicach, jakie zakreśliliśmy w rozdziałach poprzedzających; nie spekulacyjny, nie krytyczny, nie zdolny do uogólnień i pozbawiony wszelkich prawie pojęć, z wyjątkiem tych, jakie wypływają z postrzegania. Spytajmy siebie, co mogłoby go doprowadzić do wyobrażenia, że przedmiot nieżyjący posiada w sobie jeszcze jakiś byt inny, oprócz tego, z którym zaznajomiły go jego zmysły. Nie ma on wyrazów do wyszczególnienia pewnych własności danych; tym bardziej też nie posiada słów do oznaczenia własności w ogóle; skoro zaś nie może on nawet ująć własności niezależnie od jakiegoś objawiającego ją skupienia, to, w jakiż sposób mógłby wyobrazić sobie drugą jakąś istność niewidzialną, jako przyczynę działań istności widzialnej? Nie posiada on ani owej skłonności do myślenia, jaka poprzedzać musi podobną koncepcję, ani też mocy umysłu, niezbędnej do objęcia takiej koncepcji. Dopiero w miarę rozwoju teorii upiorów i w okolicznościach sprzyjających, powstaje owa idea działacza ożywionego, tkwiącego w przedmiocie nieożywionym. Powiedziano tu umyślnie: w okolicznościach sprzyjających, gdyż zrazu bynajmniej nie uznaje on bez powodu owego nawiedzania przedmiotu przez ducha. Potrzeba tu czegoś niezwykłego, co by mu nasunęło myśl o ducha tego obecności. Jeżeli zaś później, na wyższych szczeblach postępu, rozszerza on ten sposób tłumaczenia rzeczy i o mnóstwie przedmiotów myśli jako o nawiedzonych, to bezpośrednim tego antecedensem jest nagromadzenie się upiorów i rojących się do koła duchów, które od nich pochodzą.


Nawet na podstawie tych dowodów, jakich dostarczał lub dostarcza nasz własny naród (angielski), można byłoby istotnie podejrzewać, że fetyszyzm jest następstwem teorii upiorów. Nie mam tu szczególnie na myśli owej istniejącej do dziś dnia doktryny o „obecności rzeczywistej,” (Boga w Eucharystii); ani też nie przypominam wierzenia, jakiego domyślać się każe przestarzała praktyka egzorcyzmowania wody, używanej w obrzędzie chrztu; ani też nie mam na myśli tych, którzy w przeszłości sądzili, iż przedmioty zachowujące się dziwnie są „nawiedzone,” chociaż w nawiedzeniu nie szukali objaśnienia zwykłych własności przedmiotów. Mam tu na względzie głównie ten dowód, jakiego dostarczają nam nowożytni Spirytyści. Jeżeli stoły się kręcą, a krzesła wirują bez żadnego widocznego na nie oddziaływania, to domniemanymi sprawcami tego są duchy. Wobec jakiegoś działania niezrozumiałego — powstaje z martwych fetyszystyczne tłumaczenie rzeczy: przyczyną jest tutaj istota nadprzyrodzona, ową zaś istotą jest upiór.


§ 164. Zjednywanie nieboszczyka, które, dając początek praktykom pogrzebowym, rozwija się w obrzędy, stanowiące kult w ogólności, ma tedy, w liczbie innych swych następstw rozmaitych — kult bałwanów i kult fetyszów. Wszystkie stadia pochodzenia ich dają się wyśledzić.


Istnieją oto ofiary dla trupa świeżo zgasłego nieboszczyka, dla ciała wysuszonego czyli mumii, dla jego szczątków (relikwii); istnieją ofiary dla figur zrobionych częścią ze szczątków zmarłego, częścią zaś z innych materiałów; ofiary — dla figur umieszczonych na pudle, zawierającym takie relikwie, dla figur, umieszczonych na grobie, zawierającym szczątki zmarłego. Na koniec, w takim połączeniu szczątki i figury, wyobrażające nieboszczyków) były mniej więcej jednako czczone wśród ludów cywilizowanych: Egipcjan, Etrusków, Rzymian, aż do chrześcijan średniowiecznych; czyliż bowiem figura świętego, ustawiona nad jego grobem, a będąca przedmiotem hołdu, nie odpowiada bez wszelkiej wątpliwości rzeźbionemu wyobrażeniu, jakie dziki ustawia na grobie i do jakiego zanosi swe modły? Mamy jasny dowód, że owe obrazy zmarłego, zamieniają się w drodze rozwoju na bałwany bóstwa. Cześć składana im wytrwale w różnych okresach, niekiedy utrwala się; wówczas staje się ona bałwochwalstwem dzikiego, które rozwija się w szereg zawiłych ceremonii religijnych, dokonywanych we wspaniałych świątyniach, przed obliczem budzących cześć posągów. Dalej, z owego pojęcia pierwotnego, że podobieństwu postaci towarzyszy podobieństwo przyrody, wypływa wiara w to, iż wyobrażenie jest siedzibą upiora; na koniec, z tego wyłania się znowu pojęcie, że bóstwa wstępują w bałwany i że niekiedy z nich przemawiają.


Pomiędzy kultem bałwanów, a kultem fetyszów niema żadnej przerwy. W Afryce fetyszem widomym bywa często figura o kształtach ludzkich, czasem zaś mniej podobna do człowieka, a przypominająca go „nie więcej, niż jedno z naszych straszydeł;” niekiedy zaś rzecz jakaś, mająca jedynie pewien związek z człowiekiem i nosząca charakter amuletu: wiara w nią, jakeśmy widzieli (§ 133), urasta z wiary w relikwie, a przeto powstaje z teorii upiorów, Fakty wskazują jasno, że kult przedmiotów, budzących podziw objętością, kształtem, postacią swą, lub zachowaniem się, wypływa z wiary w obecność ducha początkowo ludzkiego i że istnieje wespół z tą wiarą. To rozszerzanie poglądu towarzyszy wzrostowi i urabianiu się teorii upiorów — zdarza się tam, gdzie upiory, podług przypuszczenia, są wiecznie obecnymi przyczynami chorób, wyzdrowień, przypadków, pomyślności i t. p.; na koniec, rozszerzenie to może być dla nas przykładem niepowstrzymanego stosowania danej hipotezy, która zdaje się tłumaczyć wszystko. Mniemaniom; wylęgłym w ten sposób, przychodzi w pomoc wyobrażenie, że cienie są duszami. Jakeśmy widzieli dawniej (§ 96), ludzie pierwotni, doszedłszy drogą naturalną do tego wyobrażenia, rozciągają je i do innych cieniów, nie zaś tylko do cienia swego własnego ciała. Stopniowo rozum narzuca im takie domniemanie, przyjęcie zaś jego umacnia w nich owe koncepcje dusz przedmiotów, osiągane inną jeszcze drogą; w niektórych wypadkach z dowodem, iż przedmiotem czci w jakiejś rzeczy, godnej uwagi, jest upiór, łączył się nadto dowód, że jest nim upiór przodka. Huaca’mi Peruwjańczyków byli ich praojcowie. Garcilasso powiada: „Indianina nie uważa się za człowieka szanownego, jeżeli nie pochodzi od jakiegoś źródła, rzeki, jeziora, (lub nawet morza), albo też od dzikiego zwierzęcia, jak: niedźwiedź, lew, tygrys, orzeł, lub od ptaka zwanego przez nich Guntur (Kondor), lub od innego jakiegoś skrzydlatego drapieżcy; lub też od góry, jaskini, albo lasu;” Huacom zaś tym, od których pochodzili, składali oni hołdy.


Wykazawszy tedy już z dostateczną jasnością, że bałwochwalstwo i fetyszyzm są, jak gdyby zbłąkanym potomstwem kultu przodków, przekonamy się o tym jeszcze wyraźniej, zwracając się do pokrewnych grup faktów, jakie rozpatrzymy obecnie.