§ 24. Wobec tego faktu, iż w rzędzie ras niecywilizowanych spotykamy z jednej strony Patagończyków, dosięgających od sześciu do siedmiu stóp wysokości, podczas gdy znów w Afryce istnieją jeszcze szczątki plemienia, wzmiankowanego przez, Herodota, jako Pigmejczycy, wobec tego – nie możemy powiedzieć, jakim jest bezpośredni stosunek pomiędzy stanem uspołecznienia a wzrostem. Wśród Indian północno-amerykańskich spotykamy plemiona myśliwskie stanowczo rosłe, gdy tymczasem gdzie indziej widzimy myśliwskie plemiona, takie, jak Buszmeni. Z pomiędzy ludów pasterskich niektóre, jak Kirgizi, odznaczają się wzrostem małym, inne zaś, jak Kafrowie, dość znacznym. Podobne też różnice cechują plemiona osiadłe
Pomimo to jednak, ogólna masa faktów każe przypuszczać istnienie pewnego związku pomiędzy barbarzyństwem a niższością wzrostu. W Ameryce północnej Czimukowie i różne plemiona sąsiednie w opisach występują jako odznaczający się wzrostem małym; o Szoszonach zaś mówi się, iż są „postawy drobniutkiej.” Co do plemion Ameryki południowej, to twierdzi się o nich, że Indianie gujańscy najczęściej nie dosięgają pięciu stóp i pięciu cali wysokości: Arawakowie rzadko kiedy przewyższają pięć stóp i cztery cale; Guaranisowie zaś rzadko dosięgają stóp pięciu. Tak samo ma się rzecz z niecywilizowanymi ludami północnej Azji. Kirgizi dochodzą przeciętnie pięciu stóp i trzech do czterech cali, Kamczadalowie zaś „w ogólności są wzrostu niskiego.” W Azji południowej widzimy to samo. Jedna z powag, w opisie ogólnym Tamilskich tubylców Indii, mówi, iż mniejsi są oni od Hindusów.
Inny pisarz, opowiadając o plemionach górskich, twierdzi, iż mężczyźni Putuasów nie przewyższają pięciu stóp i tyluż cali. Inny autor oznacza znów przeciętny wzrost Lepchasów, mówiąc, iż wynosi stóp około pięciu. Na koniec, o Dżuangacb, najbardziej może uwstecznione z tych plemion, mówi się, iż mężczyźni ich nie dosięgają stóp pięciu, kobiety zaś czterech stóp i ośmiu cali. Ale związek ten uwydatni się najlepiej, gdy zgrupujemy rasy najniższe. O mieszkańcach Ziemi Ognistej czytamy, iż niektóre szczepy ich nie przewyższają wzrostem stóp pięciu; o Audamańczykach – iż mężczyźni ich dosięgają wysokości od 4 stóp i 10 cali prawie do stóp 5; o Weddachach – iż różnice ich wzrostu mieszczą się pomiędzy liczbami 4 stóp i 1 cala oraz 5 stóp i 4 cali, przy czym wzrost przeciętny wynosi zwykle 4 stopy i 9 cali. Dalej jeszcze zwykła wysokość Buszmenów równa się 4 st. i 4 1/2 c.., albo zgodnie z Barrow’em 4 st. i 6 c, dla przeciętnego mężczyzny i 4 st. dla kobiet; o pokrewnych zaś Buszmenom – Akkach Szweiufurth powiada, że przedstawiają wysokość od 4 st. 1 c. do 4 st. 10 c, przy czym kobiety ich, których on nie widział, są przypuszczalnie jeszcze mniejsze.
Zachodzi teraz pytanie, o ile wzrost podobny stanowi pierwotną cechę ras niższych i o ile jest on następstwem nieprzyjaznych wpływów miejsca pobytu, zajętego pod naciskiem ras wyższych? Szczupłość Eskimosów i Lapończyków może być w części, jeśli nie całkowicie, następstwem wielkich wydatków fizjologicznych, jaki pociąga za sobą surowy ich klimat; nie przemawia też ona więcej na korzyść małego wzrostu ludzi pierwotnych, niż np. mały wzrost kucyków szkockich na korzyść szczupłości pierwotnego konia. Tak, samo też odnośnie do Buszmenów, którzy koczują w kraju „o charakterze tak pustynnym i niepłodnym, iż znakomicie większa jego część nie jest stale zamieszkaną przez jakiekolwiek istoty ludzkie” przypuszczać można, iż chronicznie złe odżywianie się spowodowało tam wzrost niższy. Oczywiste jest, że skoro słabszy był zawsze odpychanym przez silniejszego ku miejscowościom gorszym, tedy musiała ukazywać się dążność do coraz większego uwydatnienia pierwotnych różnic wzrostu i siły. Stąd też małość owych najniższych plemion mogła być pierwotną, albo nabytą, albo też po części pierwotną, po części zaś nabytą. W jednym wszakże wypadku dowiadujemy się z pewnego źródła, że niski wzrost był najprawdopodobniej cechą pierwotną. Fakty nie usprawiedliwiają mniemania, że Buszmenowie, Akkowie i pokrewne im plemiona, znajdywane w Afryce, są skarlałymi odmianami rasy murzyńskiej; natomiast każą one przypuszczać, iż plemiona owe są szczątkami jakiejś rasy, przez murzynów wywłaszczonej. Wniosek zaś ten, mający rękojmię w różnicach fizycznych, znajduje też poparcie w prawdopodobieństwie ogólnym i w analogii. Nie przesadzając doniosłości istnienia skarlałej rasy, rozproszonej w środkowych częściach Madagaskaru, albo też rasy, zamieszkującej wnętrze wyspy Borneo, dość będzie przypomnieć tutaj górskie plemiona Indii, będące szczątkami tubylców, zatopionych w morzu Aryjczyków, albo tez plemiona głębszego jeszcze Wschodu, zalane w podobny sposób przez Mongołów, albo na koniec przypomnieć Mantrasów półwyspu Malakki, aby zrozumieć, że proces ten odbywał się prawdopodobnie i w Afryce; że plemiona owych niskiego wzrostu ludzi są rozproszonymi szczątkami jakiegoś ludu, odznaczającego się małym wzrostem od początku, nie zaś skarlałego pod wpływem warunków.
Jednakże, można przytoczyć inne dowody dla wykazania, iż niesłusznie byśmy uważali ludzi pierwotnych za mniejszych stanowczo od człowieka typu rozwiniętego. Australijczycy, bardzo nisko stojący tak pod względem indywidualnym, jak i społecznym, dosięgają wzrostu średniego; to samo też stosowało się do wygasłych dzisiaj Tasmańczyków; nadto kości ludzi, należących do ras zaginionych nie dają też oczywistego dowodu, aby człowiek przedhistoryczny, biorąc ogólnie, był o wiele mniejszym, niż człowiek historyczny.
Zadowolimy się prawdopodobnie wnioskiem, iż, w odniesieniu do rasy ludzkiej, podobnie jak w stosunku do innych ras, wzrost (objętość) jest jedną tylko z cech wyższego rozwoju, która może istnieć albo też nie istnieć wespół z innymi cechami i że w pewnych granicach wzrost ten określa się warunkami miejscowymi, które w jednej siedzibie sprzyjają zachowaniu osobników większych, w innej zaś, kiedy nic się nie zyskuje na wzroście, prowadzą do upowszechnienia jakiejś odmiany mniejszej i stosunkowo bardziej płodnej. Dalej wszakże wywnioskować możemy, że, ponieważ we wzajemnych starciach ras wyższość wzrostu nadawała pewną przewagę, przeto utrzymywały się przy życiu rasy większe, wyrastając dalej tam, gdzie pozwalały na to inne warunki. Każe to przypuszczać, iż, biorąc przeciętnie, człowiek pierwotny był cokolwiek mniejszy, niż człowiek ucywilizowany.
§ 25. Jak o różnicy wzrostu, tak też i o różnicach budowy musimy powiedzieć, iż nie są one znaczne. Pominąwszy pomniejsze cechy znamienne niższych ras ludzkich, jak np. zboczenie w kształtach miednicy albo istnienie jednolitej kości tam, gdzie u człowieka cywilizowanego istnieje zatoka czołowa, możemy ograniczyć się do rysów, mających jakieś znaczenie dla nas.
Ludzie typu pierwotnego cechują się pospolicie względną mniejszością kończyn dolnych. Pallas pisze o Ostyakach, że mają „cienkie i szczupłe nogi.” U dwóch autorów znajdujemy wzmiankę o „krótkich i szczupłych” nogach Kamczadałów. Tak samo, odnośnie do plemion górskich Indii, Stewart powiada, że Kooki mają nogi „za krótkie w stosunku do długości ciała, ramiona zaś za długie.” Podobne też uwagi stosują się do rozmaitych plemion amerykańskich. Czytamy o Czinukach, że mają „małe i krzywe nogi”; o Guaranisach, że ich „ramiona i nogi są stosunkowo krótkie i grube”, a nawet o olbrzymich Patagończykach utrzymuje się, że „kończyny ich nie są ani tak mięsiste, ani tak kościste, jakby kazała przypuszczać wysokość ich i pozorna tusza.” Prawda ta stosuje się również do Australii. Jeżeli nawet kości nożne Australijczyków dorównywają długością kościom Europejczyków, to nie ulega zaprzeczeniu, że nogi ich ustępują naszym co do objętości. Jakkolwiek nie znaleźliśmy bezpośredniej w tym przedmiocie wskazówki o mieszkańcach Ziemi Ognistej, to jednak, mówi się o nich, że są mali i że posiadają tułów, objętością podobny do tułowia ras wyższych; przeto wnosić stąd można, że owa ich niższość wzrostu jest wynikiem krótkości nóg. Na koniec Akkowie nie tylko posiadają krótkie, krępe nogi, ale nadto, choć zwinni, odznaczają się pewną wadą miejscozmienności (lokomocji). Każdemu ich krokowi towarzyszy jakby utykanie. Schweinturth zaś, opisując jednego z nich, z którym spędził kilka miesięcy, mówi, iż nigdy nie mógł donieść pełnej szklanki, nie rozlewając. Te więc, przed chwilą wzmiankowane szczątki rasy wygasłej, zdają się również potwierdzać mniemanie, że ludy pierwotne odróżniały się od naszych mniejszymi kończynami dolnymi. Goleń platyknemiczna, cechująca niegdyś tak szeroko rozsiadłe plemiona ludzkie, zda się na to wskazywać. Uznając przeto różnice, możemy śmiało powiedzieć, że ta cecha względnej niższości nóg jest dość wybitną; przy tym jest to cecha, która, zdradzając dalekie powinowactwo z małpami, powtarza się również w dzieciach ludów cywilizowanych.
Oczywiste jest, że równowaga siły rąk i nóg, pierwotnie przystosowanych do na-drzewnego sposobu życia (do wspinania się) łatwo mogła ulec zmianie z biegiem rozwoju. W czasie starć – rozmaitych ras – przewagę musiały uzyskiwać te, co miały nogi cokolwiek więcej rozwinięte kosztem całego ciała. Rozumiem tu nie tylko przewagę, wynikającą ze zwinności lub chyżości; myślę nadto o przewadze w mocowaniu się bezpośrednim: w walce siła ramion i tułowia ograniczona jest zdolnością nóg do wytrzymywania wywieranego na nie nacisku. Stąd też, niezależnie od zysków z większej chyżości – rasy długonogie, ceteris paribus, dążyły do zapanowania nad innymi.
Pomiędzy innymi cechami człowieka pierwotnego, jakie tu mamy zaznaczyć – najbardziej wybitnym jest większy rozmiar szczek i zębów. Okazuje się to nie tylko w prognatyzmie, cechującym rozmaite rasy niższe, szczególniej zaś plemię Akków, ale nadto objawia się też w rasach odmiennie ukształtowanych: nawet czaszki starożytnych Brytyjczyków posiadają szczęki stosunkowo wielkie. Łatwo jest wywnioskować, że ten rys wiąże się ze sprawą jedzenia pokarmów twardych, grubych, a często nieugotowanych, że również może pozostawać w związku z częstszym używaniem zębów zamiast narzędzi ostrych – czego przykład widzimy na naszych własnych malcach. Zmniejszenie się działalności spowodowało względny zanik objętości – zarówno szczęk, jak i przyczepionych do nich mięśni. Stąd też, jako następstwo dalsze, pochodzi owo zmniejszanie się łuków policzkowych, przez które przebiegają owe mięśnie; to zaś wywołało nową różnicę w rysach twarzy człowieka cywilizowanego.
Zmiany te godne są zaznaczenia, jako wyraźny przykład oddziaływania rozwoju społecznego i wszystkich za nim idących ulepszeń na budowę społecznej jednostki. Uznając też owe, na zewnątrz widoczne zmiany, wynikające z tego źródła, tym mniej możemy wątpić o istnieniu zmian wewnętrznych, np. mózgu, pod działaniem tejże przyczyny wynikłych.
§ 26. Jeszcze jedną cechę morfologiczną rozważyć tu można w związku z cechami fizjologicznymi. Mam na myśli większą objętość narządów trawienia.
Niewiele posiadamy tutaj dowodów bezpośrednich. W braku pewnej widocznej zmiany figury, wywołanej wielką objętością żołądka lub kiszek – cecha owa nie łatwo mogą być zauważoną przez podróżników. Jednakże mamy tu do zaznaczenia kilka faktów, Kamczadałów opisuje się jako mających obwisły kałdun, cienkie nogi i ramiona, O Buszmenach Barrow powiada, że „dość często brzuchy ich są wystające”. Schweinfurth mówi o „dużych odętych brzuchach i krótkich grubych nogach” Akków; gdzie indziej zaś, opisując budowę tego upośledzonego typu ludzi, powiada: „górna okolica piersi jest płaska i mocno skrócona, lecz ku dołowi pierś rozszerza się, dla utrzymania dużego, obwisłego brzucha”. Dowodów pośrednich dostarczają nam osobniki młode, dzieci – zarówno ludów cywilizowanych jak i dzikich. Stosunkowo wielki żołądek dziecka ludzi cywilizowanych jest niewątpliwie rysem zarodkowym. Ponieważ jednak dzieci dzikich posiadają cechę tę w stopniu większym, niż nasze, mamy przeto powód mniemać, że człowiek niżej rozwinięty, różnił się nią od człowieka bardziej rozwiniętego. Schweinfurth powołuje się w tej mierze na dzieci Arabów afrykańskich i Akków. Opisując Weddachów, Tennent wspomina o wystających żołądkach ich dzieci. Galton mówi o dzieciach plemienia Damara, że „wszystkie mają przeraźliwie wydęte brzuchy.” Na koniec, od doktora Hockera dowiaduję się, że rys podobny spotyka się w całym Bengalu.
Posiadanie stosunkowo większego układu trawienia, jest istotnie cechą ras niższych, dającą się wyprowadzić z ich ogromnej zdolności pochłaniania i trawienia pokarmów. Wrangel mówi, iż każdy Jakut zjadał dziennie sześć razy więcej ryb, niż on. Cochrane opisuje pewne pięcioletnie dziecko tego plemienia, pożerające trzy świece, kilka funtów zgorzkniałego mrożonego masła i duży kawał żółtego mydła; dodaje on przy tym: „kilkakrotnie widziałem Jakuta lub Tunguza, pożerającego czterdzieści funtów pożywienia dziennie. ” O. Komańczach Schoolcraft powiada: „po długim poście jedzą oni żarłocznie i bez widocznej dla siebie szkody.” Thomson robi uwagę, iż Buszmeni „mają żołądki siłą swą podobne do żołądków zwierząt drapieżnych, tak pod względem żarłoczności, jak i wytrwałości na głód.” Na koniec, nie innym też jest znaczenie opowiadań kapitana Lyon’a o łakomstwie Eskimosów, albo Sir G. Grey’a o Australijczykach.
Rysy takie są nieuchronne. Przyrząd trawienia dość wielki dla Europejczyka, odżywiającego się w krótkich i regularnych odstępach czasu, nie byłby takim dla dzikiego, którego pożywienie, raz skąpe to znów obfite, dochodzi go już często, już znowu w przerwach kilkodniowych. Człowiek, zależąc od powodzenia łowów, zyska oczywiście na zdolności trawienia wielkiej ilości pokarmów, gdy są dlań dostępne, gdyż wynagrodzi sobie w ten sposób przerwy zupełnego prawie wycieńczenia. Żołądek, mogący podołać tylko umiarkowanej ilości pożywienia, stawia w położeniu niekorzystnym swego pana – w porównaniu z tymi, których żołądki za pomocą ogromnej dawki żywności, wynagrodzić sobie mogą kilkakrotne pominięcie posiłku przedtem. Oprócz tej okoliczności, domagającej się większego układu odżywczego, domaga się go również mniejsza pożywność pokarmów. Dzikich owoców, orzechów, korzeni, pędów itp. potrzeba jeść bardzo dużo dla otrzymania niezbędnych zasobów związków azotowych, tłuszczów, węglowodanów; pomiędzy zaś pokarmami zwierzęcymi – spożywane tu, w braku większej zdobyczy, owady, poczwarki, robaki, skorupiaki zawierają wiele materii nieużytecznych. Istotnie, potworne zęby dzikich same już starczą za dowód, iż przeżuwa się tu i połyka mnóstwo materii trudnych do strawienia. To też taki rozwój żołądka, jaki, u Akków np., ukazuje się w stopniu najbardziej przypominającym małpy – jest cechą człowieka pierwotnego, niechybnie wynikającą z pierwotnych warunków.
Zaznaczywszy tu, że następstwem dźwigania takiego stosunkowo większego żołądka i wnętrzności jest pewna strata siły, zobaczmy jakie są główne skutki fizjologiczne, towarzyszące podobnej budowie, przystosowanej do podobnych okoliczności. Kiedy trzeba trawić olbrzymie ilości pokarmów, wówczas napełnienie żołądka musi powodować bezwładność; kiedy zaś, wskutek braku pożywienia, energia słabnie – wówczas nie może być mowy o żadnej działalności, z wyjątkiem tej, do jakiej nakłania głód. Jasnym więc jest, iż nieregularność odżywiania się człowieka pierwotnego przeszkadza ciągłości pracy, a w ten sposób, na innej jeszcze drodze powstrzymuje jego działania, niezbędne do uwolnienia go z jego pierwotnego stanu.
§ 27. Można dowieść, iż niezależnie od swego wzrostu, a nawet rozwoju swych mięśni, człowiek niecywilizowany jest mniej silnym od człowieka cywilizowanego. Nie jest on zdolnym wyładować ze siebie równie wielkiego zasobu siły jednorazowo, ani też wyładowywać jej przez czas równie długi.
O Tasmańczykach, dzisiaj już nie żyjących, Peron mówił, że chociaż wyglądali na silnych, to jednak dynamometr wykazywał że ustępowali mu w sile. Pokrewnych im rasą Papuasów, „jakkolwiek dobrze zbudowanych,” opisywano jako „niższych siłą od nas.” Świadectwa, dotyczące tubylców Indii, nie całkiem są zgodne. Mason utrzymuje o Karemach, jak również o innych plemionach górskich, iż siła ich rychło słabnie, gdy tymczasem Stewart opisuje chłopców plemienia Kookie, jako bardzo wytrzymałych; anomalię tę, jak zaraz zobaczymy, przypisać może potrzeba temu, iż wytrzymałości ich nie doświadczał on przez kilka dni z rzędu. Mówiąc o Damarach, że „odznaczają się niezmiernym rozwojem mięśni” Galton dodaje: „Nie spotkałem nigdy ani jednego, któryby jako tako dorównywał przeciętnej sile moich ludzi” – w mocowaniu się; Anderson robi też uwagę podobną. Galton zaznacza dalej, iż „w ciągu długich forsownych pochodów dziennych – dzicy (Damara) rychło się męczyli, zanim nie nabyli nieco naszej wprawy.” Podobnie też co do ras amerykańskich. King stwierdził, że Eskimosi są stosunkowo słabi; Burton zaś robi uwagę, że Dakotowie „podobnie jak wszyscy dzicy, cechują się brakiem siły.”
Istnieją prawdopodobnie dwie przyczyny tej różnicy pomiędzy człowiekiem cywilizowanym a dzikim: stosunkowe niedożywianie się i stosunkowo mniejszy układ nerwowy. Ten fakt, że konie pasione trawą, zyskują na objętości, lecz tracą zdolność do ciągłych ćwiczeń, wiarogodnym czyni nasze twierdzenie, iż dziki może posiadać mięsiste członki i być jednocześnie słabym i że słabość jego może stać się jeszcze bardziej wydatną, gdy mięśnie jego, odżywiane krwią niskiej wartości, są zarazem małe. Ludzie oddający się ćwiczeniom, znajdują, iż potrzeba całych miesięcy na to, aby doprowadzić mięśnie do najwyższego stopnia ich siły – tak w próbach jednorazowych, jak i w długotrwałych ćwiczeniach. Możemy stąd wnosić, iż koniecznym wynikiem niedostatecznego albo nędznego odżywiania się musi być brak siły – w obu jej postaciach. Drugiej przyczyny, jakkolwiek mniej widocznej, również nie należy przeoczać. Jak już wykazano w Zasadach Psychologii (Rozd. I), miarą wyładowywanej siły jest raczej układ nerwowy, nie zaś mięśniowy. U wszystkich zwierząt inicjator ruchu – system nerwowy – zmienia się odpowiednio – w części do ilości wywiązywanego ruchu, w części zaś do jego złożoności. Przypominając sobie owe opadanie siły mięśni, towarzyszące słabnięciu wzruszeń lub zobojętnieniu pożądań, oraz przeciwnie, przypominając sobie olbrzymią siłę, jakiej dodaje silna namiętność – ujrzymy jak bezpośrednią jest zależność naszej siły – od czucia. Widząc zaś to, zrozumiemy, dlaczego dziki obdarzony, caeteris paribus, mózgiem mniejszym, wywiązującym mniejszy zasób czucia, nie jest równie silny.
§ 28. Pomiędzy cechami, odróżniającymi człowieka pierwotnego od człowieka znajdującego się w stanie wyższego rozwoju, możemy, co prawda, zaznaczyć pewną względną wytrzymałość (hardiness). Zestawmy np. zaburzenia w ustroju kobiety cywilizowanej przy porodzie, z zaburzeniami, jakie tenże proces wywołuje w organizmie kobiety dzikich. Zapytajmy, co by się było stało zarówno z matką jak z dzieckiem w warunkach życia dzikiego, gdyby ich natura fizyczna nie posiadała pewnej „twardości” – większej niż ta, jaka cechuje matkę i dziecko na łonie cywilizacji. Wówczas zarówno istnienie tego rysu, jak i jego niezbędność, staną się dla nas oczywiste.
Pozostawanie przy życiu najzdatniejszych [survival of the fittest] musiało zawsze dążyć do wytwarzania i utrzymywania budowy wytrzymałej na ból, niewygody, uszkodzenia, jakie towarzyszą niechybnie życiu, pozostającemu na lasce wpływów zewnętrznych. Mieszkaniec Ziemi Ognistej, spokojnie pozwalający płatkom śniegu topnieć na swoim nagim ciele – musi być wytworem hartowania, które zabiło już wszystkich tych, co nie odznaczali się niezwykłą opornością życia. Kiedy czytamy, że Jakuci, których za ich wytrzymałość na zimno przezwano „ludźmi żelaznymi,” – sypiają niekiedy „zupełnie pod otwartym niebem, bez żadnej prawie odzieży, iż ciało ich pokrywa się przy tym grubą warstwą lodu”, musimy wywnioskować, że przystosowanie się ich do ostrości klimatu, musiało wyniknąć z usuwania spomiędzy nich – wszystkich, oprócz tych co byli najodporniejsi. To samo stosuje się też do innego wpływu niszczącego. Mr. Hadyson robi uwagę, że i „zdolność do oddychania powietrzem malarycznym, jakby najzwyklejszym – cechuje wszystkich prawie Tamilów – tubylców Indii.” Na koniec, zdolność niektórych ras murzyńskich do mieszkania w okolicach zaraźliwych, wskazuje, że i gdzie indziej rozwinęła się ta władza opierania się owym zabójczym wyziewom. Tak samo ma się rzecz z wytrzymałością na uszkodzenia. Znaną jest zdolność odzyskiwania sił w Australijczykach i innych rasach niższych. Wychodzą oni łatwo z takich ran, jakie straszne byłyby dla Europejczyka.
Nie mamy bezpośredniego dowodu na to, czy przewaga owa nie pociąga za sobą strat w innych kierunkach. Wiadomo, że „twarde” potomstwo zwierząt domowych, jest drobniejsze, niż potomstwo mniej wytrzymałe; może też być, że i ciało ludzkie przystosowane do znoszenia niezwykłych zaburzeń, zyskuje to swoje przystosowanie kosztem bądź objętości, bądź energii. Skoro zaś tak, to owo dopasowanie się do warunków pierwotnych stawia nowe jeszcze przeszkody utrwalaniu się warunków wyższych.
§ 29. Należy tu zaznaczyć jeszcze jeden pokrewny rys fizjologiczny. Obok tej większej zdolności znoszenia wpływów szkodliwych, istnieje pewna względna obojętność na nieprzyjemne lub bo” leśne wrażenia, wpływom owym towarzyszące, albo raczej, wrażenia, przez nie wywoływane, nie są tak ostre. Podług Lichtensteina, Buszmeni „zdają się nie okazywać żadnego odczuwania najbardziej wybitnych zmian otaczającej ich temperatury.” Gardiner nazywa Zulusów „salamandrami”, które umieszczają nogi w płonącej wiązce chrustu i pogrążają ręce w kipiącej zawartości garnków. Abipony znowu są „bardzo wyrozumiałymi na surowość pogody. ” Tak samo ma się rzecz z uszkodzeniami ciała. Wielu podróżników wyraża zdziwienie z powodu owej cierpliwości, z jaką ludzie niższych typów poddają się poważnym operacjom. Oczywiście cierpienia ich w takich wypadkach są mniejsze, niż byłyby cierpienia ludzi typów wyższych.
Mamy tu nową cechę, o której istnieniu można byłoby wnosić a priori. Ból wszelkiego rodzaju – nie wyjmując nawet uczucia niewygody – pociąga za sobą pewien brak fizjologiczny – szkodliwy. Ten fakt, iż cierpienia pomniejsze, nie wyjmując tu nieprzyjemnych wrażeń zimna i głodu, podtrzymują energię ciała i w razie trudności utrzymania równowagi życiowej, mogą ją zburzyć, fakt ten nie mniej jest pewnym od faktu, że długotrwała boleść prowadzi do wyczerpania, które dla osób słabych może być zabójcze. Z pomiędzy ludzi pierwotnych, ci, co są najbardziej znieczuleni, musieli mieć pewną przewagę wówczas, gdy trzeba było znosić jakieś zło nieuleczalne, a w ten sposób pewne względne znieczulenie – wskutek pozostawania przy życiu najzdatniejszych, musiało stać się konstytucjonalnym.
Ta cecha człowieka pierwotnego posiada dla nas pewne znaczenie. Ponieważ dodatnia i ujemna przykrość – cierpienie, pochodzące z nadmiernego podniecenia nerwów, oraz dolegliwość wynikła z częściowego zatamowania normalnej działalności układu nerwowego – jest bodźcem działania, wynika stąd przeto, że ludzie konstytucjonalnie znieczuleni nie tak skorzy są do działania. Cierpienie (zło) fizyczne, przynaglające człowieka względnie wrażliwego do szukania lekarstw, pozostawia w zupełnej lub prawie zupełnej, bezczynności człowieka stosunkowo niewrażliwego: albo ulega mu on biernie, albo tez zadawala się lada jakim środkiem zaradczym.
Tak tedy, obok pozytywnych (dodatnich) przeszkód do postępu, istnieje jeszcze w początkach ta przeszkoda negatywna (ujemna), że czucia, zniewalające do wysiłków i sprowadzające ulepszenie, nie są dość silne.
§ 30. Zanim przystąpię do streszczenia wszystkich owych rysów fizycznych, muszę wymienić tu najogólniejszy z nich – wczesną dojrzałość. Wobec innych warunków równych, typy mniej rozwinięte potrzebują krótszego czasu dla dosięgnięcia swej postaci skończonej, niż typy rozwinięte wyżej; przeciwieństwo to – widoczne pomiędzy człowiekiem a istotami niższymi, daje się też dostrzegać pomiędzy odmianami ludzi. Istnieje podstawa do kojarzenia tej różnicy z różnicą w rozwoju mózgu. Znaczniejsza wartość większego mózgu, która na tak długo odracza okres dojrzałości człowieka w porównaniu go z okresem dojrzałości ssaków w ogóle, odracza również dojrzałość człowieka cywilizowanego w zestawieniu jej z dojrzałością dzikich. Usunąwszy wszakże na bok sprawę przyczyn, jest faktem, że (wobec jednakiego klimatu i innych warunków równych) rasy niższe wcześniej dosięgają swą dojrzałość, niż wyższe. Wszędzie zauważono, że kobiety (ras niższych) wcześniej kwitną i więdną rychlej; oczywiście też to samo stosuje się i do mężczyzn. To dopełnienie się wzrostu i budowy w okresie krótszym, każe przypuszczać mniejszą plastyczność natury: sztywność życia dojrzałego wcześniej utrudnia zmiany. Rys ten pociąga następstwa godne zaznaczenia: jednym z nich jest to, że potęguje on przeszkody, stawiane postępowi przez wszystkie cechy opisane powyżej, zaś te, jak to zobaczymy przy ich wyliczeniu ponownym, są już dość wielkie.
Jeżeli człowiek pierwotny był przeciętnie mniejszy niż człowiek dzisiejszy, to w ciągu wczesnych stadiów rozwoju, kiedy również i skupienia ludzi były małe i uzbrojenie ich niezbyt skuteczne, musiały istnieć daleko większe niż później trudności w sprawie radzenia sobie ze zwierzętami większymi – zarówno wrogimi, jak i tymi co stanowiły zdobycz. Niższość kończyn dolnych, tak pod względem objętości jak i budowy, musiała również uczynić człowieka pierwotnego mniej zdolnym do odpowiedniego zachowania się względem istot silnych lub chyżych, kiedy chciał ich uniknąć lub owładnąć nimi. Jego większy układ odżywczy – przystosowany do nieregularnego przyjmowania pokarmów, najczęściej lichych, grubych, niegotowanych, nie tylko był dlań przyczyną strat mechanicznych, ale nieregularnie zaopatrywał go w zasób siły nerwowej – o mniejszym natężeniu przeciętnym, niż to, jakie wynika z dobrego odżywiania się. Konstytucjonalne znieczulenie jego, samo przez się będące już zawadą dla postępu, w połączeniu z owym brakiem trwałej [persistent] energii, jeszcze bardziej powstrzymywało go od wszelkiej zmiany na lepsze. Tak więc, aż trzema drogami przeszkody, wynikające z jego ustroju cielesnego, krępowały go również w stopniu większym, niż później. Dzięki budowie swej, nie był człowiek tak uzdolniony do walki z trudnościami. Energia niezbędna do pokonania ich była mniejsza, jak również nieregularny był jej dopływ; na koniec był człowiek mniej wrażliwym na zło, jakie miał znosić. W czasie gdy otoczenie jego najmniej mu podlegało, był on najmniej zdolny do podbicia go i najmniej o to troskliwym. Podczas gdy opór, stawiany postępowi był największy – zdolność i bodźce do pokonania go były najmniejsze.