Prawo ewolucji – Pierwsze zasady-rozdzia? XIV

§ 107. Musimy obecnie sprawdzić naszą dedukcję za pomocą indukcji. Powiedzieliśmy, iż wszelkie rodzaje bytu zmysłowego, muszą w ten albo inny sposób, w tym albo innym czasie dosięgnąć za sprawą ześrodkowywania się—swoich kształtów konkretnych; jakoż wszystkie przytoczone przez nas fakty zdążały tylko do wykazania owej konieczności. Ale nie można będzie powiedzieć, że osiągnęliśmy owo zjednoczenie wiedzy, stanowiące istotę filozofii, dopóki nie ujrzymy, w jaki sposób w owych wszelkich rodzajach bytu objawia się stopniowa integracja materii i towarzysząca jej utrata ruchu. Obecnie rozważymy tutaj jakie dowody bezpośrednio przemawiają na korzyść tego, że wszechświat tak w ogólności jak w szczegółach podlega temu prawu, dowody zaś takie śledzić będziemy tak daleko, jak tylko sięgać mogą spostrzeżenia i rozumowania w zakresie badań, zarówno astronomii i geologii, jak też biologii psychologii i socjologii.


Wobec tego zajmować nas głównie będą objawy działania prawa bardziej złożone, niż te, jakie rozpatrywaliśmy dotąd. Poprzez grupy faktów, kolejno rozważanych, uwaga nasza podążać będzie nie tyle w kierunku tej znanej już prawdy, iż wszelki agregat podlegał albo podlega integracji, ile w kierunku tej bardziej odległej prawdy, iż we wszelkiej mniej lub więcej wyodrębnionej części wszelkiego agregatu, integracja odbywała się albo odbywa stopniowo. Zamiast całości prostych lub takich, których złożoność była pomijana, będziemy tu mieli do czynienia z istniejącymi rzeczywiście całościami — to jest ze składającymi się z wielu części, rozmaicie ze sobą skojarzonych. Na koniec w całościach tych śledzić będziemy przeobrażenia pod rozmaitymi ich postaciami: przejście całkowitej masy ze stanu większego rozproszenia w stan większej jednolitości, towarzyszące tamtemu przejście każdej z jej części składowych do pewnej określonej indywidualności, na koniec współczesny owemu przejściu wzrost skojarzeń pomiędzy takimi indywidualnymi częściami.


§ 108. Nasz układ gwiazdowy przez swoją postać ogólną, przez grupy gwiazd o wszelkich stopniach skupienia, przez mgławice swe, znajdujące się we wszelkich okresach zgęszczania się, pozwala nam przypuszczać, że, jak w ogólności, tak też i w punktach jego szczególnych odbywa się ześrodkowanie.


Przypuśćmy tylko, że materia układu gwiazdowego skupiała się i jeszcze się skupia pod wpływem ciążenia, a będziemy mieli wytłumaczenie wszystkich znamiennych rysów jego budowy — poczynając od mas zakrzepłych (stałych) aż do zbiorowisk owych delikatnych płatków, zaledwie dających się rozpoznać przez najsilniejsze teleskopy, od gwiazd podwójnych aż do tak złożonych skupień, jak mgławice. Nie kładąc wszakże nacisku na te dowody, przejdźmy wprost do układu słonecznego.


Mniemanie, opierające się na tak licznych podstawach, iż układ ten jest pochodzenia mgławicowego, równa się mniemaniu, iż powstał on dzięki integracji materii i współrzędnej z nią utracie ruchu. ewolucję w jej postaci pierwotnej najprościej i najjaśniej uwydatnia właśnie to przejście układu słonecznego ze stanu szeroko rozpierzchłej niespójności w stan stały i spójny. Zgodnie z hipotezą mgławic, jednocześnie ze stopniowym ześrodkowywaniem się całego układu słonecznego, jako skupienia, odbywało się ześrodkowanie każdej z jego niezależnych części. Substancja każdej planety, przechodząc kolejno przez stadia: pierścienia mgławicowego, sferoidy lotnej, płynnej, a w końcu zakrzepłej na zewnątrz, podążała równolegle do zmian, jakim podpadała masa ogólna; podobnie też zachowywał się każdy z księżyców. Co więcej, w tym samym czasie, kiedy tak dobrze cała materia, jak i każda z jej części, w pewnej mierze niezależnych, integrowały się w ten sposób, w tym samym czasie odbywała się dalsza jeszcze integracja, jakiej domyślać się każe wzrastająca złożoność skojarzeń pomiędzy częściami. Księżyce każdej planety tworzą wraz z nią pewną zrównoważoną całość, podczas gdy planety wraz z księżycami i słońcem tworzą znów złożoną grupę, której części związane są ze sobą ściślej, niż się wiązały szeroko rozpierzchłe cząstki mgławicowego środka, który dał im początek.


Nawet niezależnie od hipotezy mgławic układ słoneczny dostarcza nam dowodów, posiadających takie same znaczenie ogólne. Nie mówiąc już o substancji meteorów, wiecznie zwiększających sobą masę ziemi i prawdopodobnie masy innych planet, jak również w rozmiarach większych masę słońca, wystarczy, gdy przypomnimy dwa powszechnie uznane fakty. Jednym z nich jest dające się ocenić (zmysłami) opóźnianie komet w środku eterycznym i wyrozumowane opóźnianie się planet — procesy, które z biegiem czasu będą musiały sprowadzić planety i komety na słońce. Drugim faktem jest trwająca dziś jeszcze utrata ruchu słońca w postaci ciepła promienistego i towarzysząca jej integracja masy tegoż słońca.


§ 109. Od ewolucji, którą dla uprzystępnienia wykładu odróżniliśmy tutaj pod imieniem astronomicznej, przejść teraz możemy, nie przerywając ciągłości, do innej ewolucji — geologicznej. Śledząc historię ziemi, odwzorowaną w budowie jej skorupy, cofamy się wstecz aż do owego jej stanu ciekłego, jaki przypuszczać każe hipotezą mgławic; nadto, jak zaznaczyliśmy wyżej (§ 69), zmiany, zaliczane do ogniowych, towarzyszą stopniowemu krzepnięciu substancji ziemskiej i współczesnej mu utracie jej utajonego ruchu. Przytoczymy tu parę przykładów tak ogólnych, jak miejscowych następstw tych dwóch zjawisk.


Pominąwszy okres, kiedy pierwiastki bardziej lotne, a mające dziś postać ciał stałych, pozostawały jeszcze pod wpływem wysokiej temperatury w stanie gazowym, możemy zacząć od tego, iż, dopóki powierzchnia ziemi nie ochłodła poniżej temperatury czerwonego żelaza (212°), dopóty olbrzymia masa wody, pokrywająca dziś 3/5 powierzchni ziemskiej, musiała istnieć w postaci pary. Ta olbrzymia objętość zdezintegrowanego płynu integrowała się w miarę tego, jak się rozpraszał utajony ruch ziemi (ciepło), aż w końcu pozostawiła ona znacznie mniejszą już cząstkę substancji niezintegrowanej, która byłaby jeszcze mniejszą, gdyby nie pochłaniała nieustannie drobinowego ruchu słońca. W tworzeniu się skorupy ziemskiej widzimy też podobne zmiany, z podobnych wynikające przyczyn. Spostrzegamy tam cienką skorupkę stałą, wszędzie popękaną i wstrząsaną wiecznie przez roztopiona substancję wewnętrzną, później zaś staje się ona skorupą tak grubą i mocną, prawie jak dzisiaj i niekiedy tylko podlegającą działaniu sił burzycielskich. To powierzchowne krzepniecie ziemi przedstawia nam z jednej strony, iż ześrodkowywanie się materii towarzyszy utracie utajonego ruchu, gdy tymczasem z drugiej strony o tym samem przekonywa nas zmniejszanie się objętości ziemi, zdradzające się w marszczeniu jej powierzchni.


Obok tej integracji ogólnej postępowały też integracje miejscowe albo wtórne. Roztopiona sferoida, zaledwie przykryta na powierzchni materią stała, nie przedstawiała zapewne nic więcej, jak tylko rozrzucone tu i ówdzie szmaty lądów i wody. \”Wznoszenie się gruntu dość już znaczne, aby wytworzyć mogło rozległe wyspy, każe przypuszczać, iż skorupa dosięgła pewnej tęgości; Na koniec, tylko wtedy, gdy stanie się ona znacznie grubsza, pojedyncze płaty ziemi będą się mogły połączyć ze sobą w lądy, poprzedzielane oceanami. Tak samo też ma się rzecz z bardziej wydatnymi wzniesieniami gruntu. Marszczenie się cienkiej powłoki dokoła jej stygnącego i kurczącego się jądra mogłoby dać początek zaledwie niskim zmarszczkom; skorupa musiała więc dosięgnąć znacznej stosunkowo grubości i mocy, zanim ukazanie się łańcuchów wysokich gór stało się możliwe. O tworzeniu się pokładów osadowych podobnież można wnioskować. Obnażanie się skał w okresach wcześniejszych odbywać się mogło na małych tylko powierzchniach i wywoływać nieznaczne osady. Nagromadzenie się szczątków w warstwie wielkiej rozciągłości i tworzenie się rozległych, „układów\” takich warstw każe przypuszczać istnienie wielkich powierzchni lądu i wody, jak również istnienie znacznych pod względem obszaru i głębokości opadań skorupy ziemskiej. \”Wynika stąd, że integracja tego porządku musiała wzrastać w miarę grubienia tejże skorupy ziemskiej.


§ 110. Uznaliśmy już fakt, iż ewolucja organiczna polega początkowo na tworzeniu skupienia materii, a to dzięki ciągłemu wcielaniu jej cząsteczek, rozproszonych przedtem po bardziej rozległej przestrzeni. Tylko przypominając sobie, iż każda roślina powiększa się przez ześrodkowywanie pierwiastków, rozproszonych przedtem w postaci gazów, i że wszelkie zwierzę rośnie dzięki nowszemu ześrodkowywaniu owych pierwiastków, rozproszonych przedtem w otaczających roślinach i zwierzętach, czytelnik będzie mógł z pożytkiem uzupełnić owo pojęcie, zaznaczając, iż najpewniejsze dzieje rośliny lub zwierzęcia jeszcze wyraźniej, niż okresy ich późniejsze, uwydatniają nam ten sam zasadniczy proces. Mikroskopowy bowiem zarodek wszelkiego ustroju przez długi czas nie podlega żadnym innym zmianom, jak tylko tym, jakich domyślać się każe pochłanianie pożywienia. Komórki, tkwiące w podścielisku jajnika, stają się jajkami prawie jedynie dzięki rozrastaniu się kosztem materiałów sąsiednich. Kiedy zaś po zapłodnieniu rozpocznie się bardziej czynna ewolucja, wówczas rysem jej najbardziej wydatnym będzie ściąganie do środkowego punktu zarodka substancji, zawartej w jajku.


Tutaj jednak uwagę naszą skierować musimy głównie na integracje wtórne, towarzyszące zwykle pierwotnej, Zauważyć tu mamy, w jaki sposób obok wzrastania ogólnej masy materii odbywa się przyciąganie i ustalanie się jej w oddzielnych częściach, jak również coraz ściślejsze części tych połączenia. W zarodku ssaka, serce będące zrazu wydłużonym naczyniem pulsującym, powoli skręca się i integruje. Komórki żółciowe, stanowiące zaczątkową wątrobę, nie wprost zaczynają się oddzielać od ścian kiszek, na których pierwotnie spoczywają, lecz oddzielają się od nich i krzepną w osobny narząd, dopiero w miarę swego nagromadzenia się. Przednie odcinki osi mózgowo-rdzeniowej, przedstawiające pierwotnie jednolity ciąg tejże osi i różniące się tylko większą objętością, łączą się stopniowo ze sobą, jednocześnie zaś głowa, będąca wynikiem tego zjednoczenia, wyodrębnia się jako masa, wyraźnie się różniąca od pozostałej części kręgosłupa. Sprawę podobną, której przykładów dostarczają nam pojedyncze narządy, uwydatnia też organizm, wzięty jako całość: integruje się on poniekąd na podobieństwo chustki i jej zawartości gdy się zagina jej rogi i zawiązuje się je, aby utworzyć węzełek.


Zmiany podobne odbywają się przez długi jeszcze czas po urodzeniu i trwają nawet do późnego wieku. Szkielet człowieka integruje się w ten sposób, iż naprzód w dzieciństwie widzimy tam kostnienie pojedynczych kości, odbywające się dokoła tak zwanych punktów kostnienia; w wieku zaś późniejszym powstałe w ten sposób odrębne kości zrastają się ze sobą. Tak ma się rzecz np. z wyrostkami kręgowymi, które ostatecznie zrastają się z kręgami swymi około roku 30. Podobnie też kostniejące kończyny kości (epiphysis) zlewają się w wieku dojrzałym ze skostniałą częścią środkową (dyaphysis) już nie za pomocą chrząstki, lecz tkanki kostnej. Kręgi, składające kość krzyżową, pozostając rozdzielonymi mniej więcej do roku 16, później poczynają się łączyć, a po latach 10 lub 12 połączenie to ich staje się zupełnym. Jeszcze później odbywa się zrośniecie kręgów ogonowych, Na koniec pewne inne połączenia kości dosięgają całkowitego kresu, zaledwie w późnej starości. Do tego dodać należy, iż zwiększanie się gęstości tkanek, trwające przez cały ciąg życia, jest właśnie wytwarzaniem się substancji bardziej zintegrowanej. Rozmaite zmiany, których różne postacie przedstawiliśmy wyżej w rozwoju ciała ludzkiego, można też zauważyć i we wszystkich zwierzętach. Mill Edwards i inni uczeni opisali już ten rodzaj rozwoju, który polega na łączeniu się części podobnych, początkowo rozdzielonych, ilustrując opisy swoje przykładami z życia bezkręgowych; zdaje się wszakże, iż w sprawie tej nie dostrzegali oni jakiejś zasadniczej właściwości organicznego rozwoju. Niemniej jednak przekonamy się wkrótce, iż integracja miejscowa jest niezmiernie ważna częścią tego procesu, gdy zobaczymy, że odbywa się ona nie tylko w kolejnych okresach życia zarodkowego, ale i w idących po sobie pokoleniach istot coraz to wyższych. Objawiając się w jednym i drugim wypadku, integracja ta bywa podłużna albo poprzeczna, pod tymi też dwiema postaciami najdogodniej nam będzie ją rozpatrzeć.


Licznych przykładów integracji podłużnej dostarcza nam dział zwierząt zestawnych (annulosa); niżsi członkowie jak robaki i tysiąconogi cechują, się najczęściej wielką liczbą odcinków (segmentów), z jakich się składają, a jakich liczba sięga niekiedy kilkuset. Ale w poddziałach wyższych, jak raki, owady i pająki znajdujemy, iż liczba ta sprowadza się do 22—13 a nawet mniej, takiemu zaś jej zmniejszaniu się towarzyszy skracanie czyli integracja całego ciała— najwybitniejsza u raków i pająków. Znaczenie tych różnic i stosunek ich do ogólnej teorii ewolucji ujrzymy wówczas, gdy zobaczymy, iż równoległe są one do zmian, jakim w ciągu rozwoju podlega każdy osobnik tej grupy. U raka morskiego głowa i pierś tworzą jeden wspólny odcinek, powstający ze zrośnięcia pewnej liczby segmentów, dających się oddzielać wówczas, gdy zwierzę jest w stanie zarodkowym. Podobnie też motyl przedstawia nam przykład odcinków, spojonych ze sobą ściślej, niż u gąsienicy — tak iż niektóre z nich nie dają się odróżnić. Zwierzęta kręgowe znowu przez cały ciąg coraz to wyższych klas przedstawiają nam podobne przykłady zrastania się podłużnego. U większej części ryb i płazów, które nie posiadają członków, kręgi nie spajają się wcale. U większości ssących i ptaków rozmaite ilości kręgów zlewają się ze sobą, tworząc kość krzyżowa, u wyższych zaś małp i człowieka, kręgi ogonowe tracą również swoją odrębność, zrastając się w jedną kość — os coccygis.


To, co możemy odróżniać jako integrację poprzeczną, uwydatnia się u zwierząt zestawnych (annulosa) szczególniej w rozwoju układu nerwowego. Pomijając postacie ich najniższe, nie przedstawiające wyraźnych węzłów nerwowych (ganglia), zauważyć należy, iż niższe zestawne, jak również poczwarki wyższych, cechują się podwójnym łańcuchem węzłów, biegnącym od jednego końca ciała do drugiego; tymczasem u wyżej ukształtowanych zwierząt tego działu podwójny ów łańcuch łączy się w jeden. Mr. Newpord opisał przebieg owego ześrodkowywania się u owadów, zaś Rathke śledził go u rakowatych. We wczesnych stadiach rozwoju raka rzecznego (astacus fluviatilis) znajduje się para oddzielnych węzłów w każdym pierścieniu. Z 14 par, należących do głowy i piersi, trzy, leżące na przodzie ust, zlewają się w jedną masę, tworząc mózg albo węzeł główny, gdy tymczasem z pozostałych 6 par zrasta się w pojedyncze węzły na linii środkowej, inne zaś pozostają mniej lub więcej rozdzielone. Z utworzonych w ten sposób—6 węzłów podwójnych, cztery przednie zlewają się w jedną masę, dwa pozostałe w drugą, następnie zaś obydwie masy zrastają się w jedną. Widzimy więc tutaj integrację, podłużną i poprzeczna, odbywające się jednocześnie; u najwyższych zaś raków posuwają się one jeszcze dalej.


U kręgowców integracja poprzeczna jasno uwydatnia się w rozwoju układu rozrodczego. Najniższe ze ssaków monotremata (stekowce), jak również ptaki, z którymi spokrewnione są one pod wieloma względami, mają jajowody, rozszerzające się na końcu dolnym w pewien rodzaj jam, pełniących niedokładnie czynność macicy. U torbaczy (marsupialia) widzimy ściślejsze zbliżenie obydwóch bocznych części narządu na linii środkowej; jajowody bowiem zdążają tutaj ku sobie i spotykają się (nie zrastając się jednak) na owej linii tak, iż maciczne ich rozszerzenia stykają się ze sobą, tworząc istotną „macicę podwójną\”… Wznosząc się do działu ssaków łożyskowych, znajdujemy, iż owo zrastanie się jest coraz bardziej zupełnym… U wielu z pomiędzy gryzoni macica pozostaje jeszcze całkiem rozdzieloną na dwie boczne połowy, gdy tymczasem u innych dolne części tych połówek zrastają się, tworząc zaczątek tego, co w człowieku nazywa się „ciałem\” macicy: „Ciało\” to zwiększa się kosztem bocznych „rogów\” macicy u wyższych trawożernych i mięsożernych, ale nawet jeszcze u niższych czwororękich macica u wierzchołka swego jest nieco rozszczepioną [Carpenter Prin. of Comp. Phys. Str. 617.].


W rozdziale o integracji organicznej pozostaje jeszcze zaznaczyć taką, jaka odbywa się nie w granicach jednego organizmu i jaka tylko drogą pośrednią każe domyślać się ześrodkowywania materii i rozpraszania ruchu. Jest to integracja, pod działaniem której organizmy stają się wzajemnie od siebie zależnymi. Możemy oznaczyć tutaj dwa jej rodzaje: odbywającą się w łonie jednego gatunku i taką, która się odbywa pomiędzy różnymi gatunkami. Mniejszy lub większy popęd towarzyski (stadny, gromadzki gregaryous) stanowi powszechna cechę zwierząt, tani zaś, gdzie on staje się wybitnym, spostrzegamy nie tylko proste gromadzenie się, lecz pewien stopień skojarzenia. Zwierzęta, polujące wspólnie lub posiadające czaty, albo podległe rozkazom przywódców, tworzą ciała, złączone poniekąd przez współdziałanie. Pomiędzy wielożennymi ssącymi i ptakami wzajemna ta zależność jest ściślejszą, owady zaś towarzyskie przedstawiają nam zgromadzenie o charakterze jeszcze bardziej spoistym, niektóre z nich bowiem posuwają zespolenie tak daleko, iż osobniki po za gromadą nie mogą się utrzymać przy życiu. Jak dalece organizmy w ogóle wzajemnie zależą od siebie, a w tym znaczeniu są zintegrowanymi, ujrzymy, przypominając sobie 1) iż, podczas gdy zwierzęta pośrednio lub bezpośrednio żyją kosztem roślin, rośliny odżywiają się kwasem węglanym, stanowiącym wydzielinę zwierząt; 2) że pomiędzy zwierzętami mięsożerne nie mogą istnieć bez trawożernych, po 3) że znaczna część roślin może utrwalać swój gatunek tylko przy pomocy owadów i że w wielu wypadkach pewne dane rośliny potrzebują pewnych danych owadów. Nie wchodząc w szczegóły związków bardziej zawiłych, jakie tak pięknie uwydatnił pan Darwin, wystarczy gdy powiemy, iż flora i fauna każdej okolicy stanowi skupienie o tyle zintegrowane, iż wiele z jej gatunków umiera, gdy się je umieści wśród roślin i zwierząt innej okolicy. Nadto zauważyć należy, iż integracja owa wzrasta w miarę postępów organicznego rozwoju.


§ 111. Fakty, przytoczone w paragrafie poprzednim, są niejako wstępem do innych, wyższego porządku, z którymi, mówiąc ściśle, należałoby je może zgrupować, do zjawisk, które w braku lepszego słownictwa nazwać możemy nadorganicznymi. Ciała nieorganiczne przedstawiają nam pewne zjawiska; w organicznych zaś ciałach widzimy znów inne zjawiska, najczęściej bardziej złożonego rodzaju. Pozostają jednak jeszcze inne fakty, jakich nie objawia żadne ciało organiczne, wzięte oddzielnie, lecz jakie wynikają z oddziaływania skupionych ciał organicznych na siebie i na ciała nieorganiczne. Jakkolwiek pierwsze zarysy zjawisk tego porządku widzimy już wśród organizmów niższych, to jednak wśród ludzi, związanych w społeczeństwa, ukazują się one tak wydatnie, iż w praktyce możemy uważać, że tam się dopiero poczynają.


W organizmie społecznym przykłady zmian integracyjnych wyraźne są i liczne. Społeczeństwo nieucywilizowane przykładów takiej integracji dostarcza nam wtedy, gdy błąkające się rodziny, jakie np. widzimy u Buszmenów, łącza się w plemiona o większej liczebności. Dalszy postęp podobnegoż rodzaju objawia się wszędzie w podbijaniu plemion słabszych przez silniejsze, oraz w poddawaniu ich wodzów wodzowi zwycięskiemu. Wynikające stąd skojarzenia, jakie wśród ras pierwotnych ustawicznie się tworzą i rozrywają, u ras wyższych staja się względnie stałymi. Śledząc stadia rozwoju naszego własnego społeczeństwa lub jednego z sąsiednich, widzimy, jak owe połączenia, powtarzając się od czasu do czasu na coraz większą skalę, utrwalają się i zyskują na stałości. Skupienia jednostek młodszych i ich dzieci pod władzą starszych jednostek i ich potomstwa, idące za tym tworzenie się grup wasali, poddanych odnośnym przedstawicielom szlachty, dalej podporządkowanie szlachty niższej książętom i hrabiom, Na koniec jeszcze późniejszy wzrost władzy królewskiej ponad książęta i hrabię—są to wszystko przykłady owej wzmagającej się konsolidacji. Sprawa, dzięki której małe dzierżawy skupiają się w feody, feody w prowincje, te w królestwa, Na koniec kilka przylegających do siebie królestw w jedno, sprawa ta odbywa się powoli, znosząc pierwotne linie graniczne. W końcu mówiąc o narodach europejskich, jako o całości, zauważyć można nadto, iż w dążności ich do zawierania mniej lub więcej trwałych sojuszów, w ograniczaniu wpływów wzajemnych jednego z pomiędzy rządów na inne, we wchodzącym dziś w zwyczaj systemie rozstrzygania sporów międzynarodowych za pomocą kongresów, jak również w znoszeniu tam handlowych oraz we wzrastającej łatwości komunikacji dopatrzeć się możemy początków federacji europejskiej, będącej objawem jeszcze szerszej integracji, niż jakakolwiek inna, dotąd powstała.


Lecz nie tylko w tych zewnętrznych połączeniach grup prostych z takimiż grupami, oraz grup złożonych — ze sobą widzimy przykład owego ogólnego prawa. Uwydatnia się ono również w połączeniach wewnętrznych, ukazujących się w miarę coraz to wyższej organizacji grupy. Odróżniamy dwa rodzaje takich połączeń, odznaczając je ogólnie pod nazwą kierowniczych (regulative) i czynnych (operative). Społeczeństwo cywilizowane różni się od barbarzyńskiego utworzeniem się właśnie owych klas, złożonych z jednostek kierowniczych, rządzących, administracyjnych, wojskowych, duchownych, prawniczych, które, tworząc z jednej strony ciała odrębne, podklasy, stanowią zarazem jedną klasę ogólną, a to dzięki pewnej wspólności przywilejów, urodzenia, wychowania, stosunków towarzyskich. W niektórych społeczeństwach, znajdujących się w stanie zupełnego rozwoju podług właściwego im typu, taka konsolidacja w kasty oraz spójnia pomiędzy kastami wyższymi przez oddzielenie się ich od niższych bywa niekiedy bardzo stanowczą, aż dopiero później staje się mniej wyraźną, jedynie w wypadku przeobrażeń społecznych, wywołanych przemysłowym porządkiem rzeczy. integracja taka, towarzysząca czynnej (operative) albo przemysłowej, późniejszej co do pochodzenia, organizacji społecznej, jest nie tylko pośrednią, ale i bezpośrednią i objawia się wprost w zbliżeniu fizycznym. Mamy tu integracje, wynikające wprost z rozrostu części, sąsiadujących ze sobą i wykonywających jednakie czynności. Taką jest np. grupa mieszkańców Manchestru wraz z jej zamiejskimi grupami tkaczów perkalików. Mamy znów integracje inne, ukazujące się wówczas, gdy z pomiędzy kilku miejscowości, wytwarzających dany przedmiot zbytu, jedna monopolizuje coraz bardziej cały interes, zgromadza majstrów i robotników i podkopuje wszystkie inne; przykładem tego może być wzrost Jorkshire\’skich okręgów bawełnianych, odbywający się kosztem zachodnich okręgów Anglii, albo też pochłanianie przez Staffordshire innych zakładów garncarskich i idący zatem upadek fabryk, kwitnących niegdyś w Derby i innych miejscowościach. Mamy też przykłady integracji bardziej szczegółowych, odbywających się w łonie jednego miasta: ześrodkowywanie się handlu księgarskiego na Paternoster Row, zbożowego dokoła Marc Lane, kupienie się inżynierów cywilnych na Great George Street, bankierów w środku miasta. Skojarzenia przemysłowe, polegające nie na zbliżaniu się lub zlewaniu części, lecz na ustanawianiu wspólnych centrów łączących, widzimy w biurze likwidacyjnym banku lub w takimże biurze dróg żelaznych; gdy tymczasem inny rodzaj przedstawiają znów takie związki, w skład których wchodzą obywatele, mniej lub więcej rozproszeni, ale jednemu oddani powołaniu: przykładem może być tutaj giełda dla handlarzy, albo też instytucja inżynierów cywilnych, architektów i t. d., dla ludzi odnośnych profesyj.


Zdawałoby się, iż przykłady te wyczerpują już długi nasz szereg. Zdawać by się mogło, iż prześledziwszy już działanie ogólnego prawa aż do agregatów społecznych, nie będziemy już mieli żadnych innych, do których by stosować się ono mogło. Nie jest to jednak prawdą. Pomiędzy zjawiskami, jakie oznaczyliśmy wyżej nazwą nadorganicznych, znajdziemy jeszcze kilka grup bardzo ciekawych i godnych uwagi przykładów. Jakkolwiek o ewolucji rozmaitych produktów działalności ludzkiej nie można powiedzieć, iż jest ona bezpośrednim przykładem integracji materii i rozpraszania się ruchu, to jednak sprawę tę uwydatnia ona pośrednio. Postęp bowiem języka, nauki i sztuk, postęp przemysłowy i estetyczny jest przedmiotowym zaznaczeniem zmian podmiotowych. Zmiany w budowie istot ludzkich i towarzyszące im zmiany w budowie agregatów tychże istot łącznie wywołują odpowiednie zmiany w budowie wszystkich tych przedmiotów, jakie wytwarza ludzkość. Jak patrząc na zmieniony odcisk łąkowy, wnosimy o zmianie pieczęci, tak też w integracji rozwijającego się języka, nauki i sztuki widzimy odbicie pewnej integracji w postępującej coraz dalej budowie ludzkiej, jednostkowej oraz społecznej. Osobny paragraf poświęcić musimy każdej z tych grup zjawisk.


§ 112. Wielozgłoskowe nazwy przedmiotów niezwykłych oraz imiona własne opisowe wskazują nam, że słowa, oznaczające przedmioty mniej zwykłe, powstawały ze składania słów bardziej pospolitych. Sprawę takiego tworzenia wyrazów znajdujemy niekiedy w jej okresie początkowym, w okresie, kiedy wyrazy składowe łączą się na czas jakiś dla oznaczenia jakiegoś nienazywanego przedmiotu i kiedy dla braku częstszego używania jeszcze się ze sobą nie zespoliły, ale w większej części języków niższych owa tak zwana sprawa aglutynacji posunęła się już tak daleko, iż zapewnia znaczną trwałość wyrazom złożonym: odbyła się tu rzeczywista integracja. Jak dalece wszakże jest ona małą, gdy porównamy ją z integracja wyrazów w językach dobrze już rozwiniętych, ukazuje się to tak z wielkiej rozciągłości wyrazów złożonych, używanych do oznaczenia przedmiotów i czynów powszednich, jak też i z rozdzielności ich pierwiastków. Niektóre języki północnoamerykańskie bardzo dobrze uwydatniają nam tę zasadę. W słowniku Ricarów, obejmującym do 50 nazw przedmiotów pospolitych, złożonych w języku angielskim najczęściej z jednej zgłoski, niema wcale wyrazów jednozgłoskowych, w blisko spokrewnionej z pierwszym mowie Pawnisów imiona tychże przedmiotów pospolitych w dwóch tylko wypadkach są jednozgłoskowe. Przedmioty tak powszednie wśród tych plemion myśliwskich, jak pies i łuk w języku Pawnisów nazywają się ashakish i teeragish; ręka i oczy mają odnośne nazwy iksheeree i keereelcoo, wyraz oznaczający dzień jest shakoorooeeshaired, dla oznaczenia zaś diabła maja słowo tsaheekshkulvoraiwali, gdy tymczasem znów imiona liczebne składają się z dwóch do pięciu zgłosek, u Ricarów zaś do siedmiu.


Że wielka długość tych powszednich wyrazów każe domyślać się niskiego stopnia rozwoju języka i że w tworzeniu się języków wyższych z niższych odbywa się stopniowa integracja, sprowadzająca wyrazy wielozgłoskowe do dwu i jednozgłoskowych, o tym przekonać się można z historii języka angielskiego. Anglosaskie steorra z biegiem czasu skróciło się w angielski star, mona w moon, zaś nama w name. Przejście przez ogniwa pośrednie semisaksońskim daje się z łatwością, wyśledzić. Sunuw semisaksońskim sunę w angielskim zaś son — przy czym e końcowe wyrazu sune jest zanikającą postacią początkowego u. Zmiana anglosaskiej liczby mnogiej, tworzącej się za pomocą zgłoski as, na liczbę mnoga angielsku, tworząca się przez dodanie spółgłoski s, świadczy o tym samem: smithas stając się smiths się lub endas stając się ends mogą służyć za przykład stopniowego zlewania się zgłosek. To samo też znaczy zanikanie końcowego on w trybie bezokolicznikowym czasowników, jak to widzimy w przejściu anglosaskiego cumam w semisaksońskie cumme i angielskie come. Co więcej proces ten odbywał się powoli nawet już wtedy, kiedy to, co nazywamy mową angielską, było się już utworzyło. Za czasów Elżbiety czasowniki bardzo często jeszcze tworzyły liczbę mnogą, przybierając en: zamiast we tell (mówimy) używało się: we tellen. W pewnych zaś okolicach wiejskich te formę językowa nawet dziś jeszcze można spotykać. W podobny też sposób końcówka ed czasu przeszłego połączyła się z wyrazem przez siebie zmienionym. Burn-ed w wymawianiu zmieniło się na burnd a nawet w pisaniu głoska t zajmuje niekiedy miejsce zgłoski ed. Tylko tam, gdzie się w ogóle zachowuje te formy starożytne, jak np. w języku kościelnym, utrzymała się jeszcze odrębność owych fleksji. Dalej spostrzegamy, że samogłoski złożone w wielu wypadkach stały się pojedyncze; w wyrażeniu bread (chleb) e i a wymawiało się oddzielnie, czego dowodem może być to, iż w pewnych okolicach zacofanych, przechowujących dawne obyczaje, obie te samogłoski wymawiane są oddzielnie. Powszechnie jednak Anglicy wymawiają ów wyraz jak bred i w wielu innych pospolitych wyrazach podobne też zaprowadzili zmiany. Na koniec zauważmy, iż tam, gdzie wyraz powtarza się częściej, sprawa ta dalej się posunęła, za przykład może tu służyć skrócenie się wyrazu lord (początkowe laford) w lud u Barristerczyków, albo jeszcze lepiej zlewanie się zdania God be wilh you w Good bye.


Uwydatniając przed nami sprawę swej integracji w sposób powyższy, język zdradza się jeszcze w rozwoju form gramatycznych. Najniższe rodzaje mowy ludzkiej, posiadając jedynie imiona i czasowniki bez odpowiedniej fleksji, oczywiście nie pozwalają na tak ścisłe zespolenie pierwiastków zdania, jakie wynika wtedy, gdy stosunki oznaczone bywają bądź za pomocą fleksji, bądź przez wyrazy wstawkowe. Języki takie są z konieczności niespójnymi, jak je wymownie nazywamy, niespójność podobna widzieć się daje w języku chińskim. Gdybyśmy zamiast ja, idę do Londynu, figi pochodzą z Turcji, słonce świeci przez powietrze, mówili: ja idę koniec Londyn, figi pochodzą początek Turcja, słońce świeci przejście powietrze, wówczas wyrażalibyśmy się sposobem Chińczyków.


Od tej formy „aptotycznej\” istnieje oczywiste przejście przez zlanie się do formy, w której zespolenie słów wyraża się przez dodanie do nich pewnych wyrazów fleksyjnych. „W języku takim jak chiński\” — mówi Dr. Latham — „oddzielne wyrazy, najczęściej używane do oznaczenia stosunków, mogą się stawać przystawami albo dostawkami\”. Do tego dodaje on, iż liczne języki fleksyjne dzielą się na dwie klasy. W jednej fleksje nie mają pozoru słów oddzielnych, w drugiej pochodzenie ich jako takich daje się wykazać. Stad wyprowadza się wniosek, że języki „aptotyczne\” dzięki coraz stalszemu używaniu przystawek, dając początek aglutynacyjnym tj. takim, w których pierwotna odrębność części fleksyjnych daje się wyśledzić; z tych zaś dzięki dalszemu jeszcze używaniu powstają języki amalgamatyczne, w których początkowa odrębność części fleksyjnych wyśledzoną już być nie może.


Silnym poparciem tego wniosku jest ten niezaprzeczony fakt, iż dzięki takiemu procesowi powstały z języków amalgamatycznych języki anaptotyczne, jakich najlepszym przykładem jest mowa angielska; w językach tych przez dalsze jeszcze zespolenie się fleksje znikły prawie zupełnie, z drugiej zaś strony dla wyrażenia stosunków czasownikowych rozwinęły się pewne rodzaje słów. Widząc, jak fleksje anglosaskie zanikają stopniowo wskutek skracania się w ciągu rozwoju języka angielskiego, oraz jak łacińskie fleksje odpadają w miarę rozwijania się francuskiego, nie możemy zaprzeczyć, iż budowa gramatyczna zmienia się wskutek integracji; spostrzegając zaś z taką jasnością, jak integracja owa wyjaśnia pierwsze zarysy budowy gramatycznej, nie możemy chyba wątpić, iż działała ona tu od początku.


W prostym stosunku do stopnia owej integracji znajdują się też rozmiary integracji innego porządku. Języki aptotyczne, jak zaznaczono wyżej, są z konieczności niespójne — części składowe zdania nie mogą tu związać się zupełnie w jedną całość, lecz w miarę tego, jak zlewanie się wytwarza wyrazy fleksyjne, możliwym się staje połączenie ich w takie zdania, jakich części o tyle są wzajemnie zależnymi od siebie, iż żadnej znacznej zmiany nie można w nich uczynić, nie niszcząc przez to ich znaczenia. W procesie tym można zauważyć jeszcze dalsze stadium. Po rozwinięciu się takich form gramatycznych, jakie umożliwiają twierdzenie określone, nie widzimy zrazu, aby służyły one do wyrażenia czegokolwiek bądź ponad twierdzenia proste. Jeden podmiot z jednym orzeczeniem oraz parę tylko dopełnień stanowią zazwyczaj całość; gdy porównamy rys pisma Hebrajczyków z nowoczesnymi, spostrzeżemy wybitną różnicę w nagromadzeniu wyrazów w grupach. W wielu zdaniach podrzędnych, towarzyszących głównemu, w rozmaitych dopełnieniach podmiotów i orzeczeń, w licznych określeniach, co wszystko łączy się w złożoną całość, okresy w dziełach nowoczesnych wykazują stopień integracji nieznany starożytnym.


§ 113. Dzieje nauki dostarczają nam na każdym kroku faktów takiego znaczenia. Istotnie, integracja grup podobnych postaci bytu (entities) i stosunków podobnych stanowi, rzec można, najwydatniejsza część postępu wiedzy. Rzut oka na nauki klasyfikacyjne wskazuje nam, iż bezładne niespójne skupienia, w jakie tłum jednoczy przedmioty przyrodzone, stają się stopniowo zupełnymi i spójnymi, oraz łączą się w grupy główne i podrzędne. Gdy zoologia zamiast rozważać wszystkie istoty morskie, jako ryby zwyczajne, skorupiaste lub galaretowate, ustanawia działy i poddziały kręgowców zestawnych, mięczaków i t. d.; kiedy na miejsce obszernego i niejasnego skupienia istot, zwanych pospolicie „robactwem\” (creeping things), tworzy ona poszczególne klasy pierścieniowców, tysiąconogów, owadów, pająków, wówczas razem z tym nadaje im ona większą spójność. Liczne porządki i rodzaje, z jakich każda klasa się składa, związanymi są odpowiednio do swoich cech pokrewieństwa i zjednoczone razem we wspólnym określeniu, jednocześnie też dzięki rozszerzonym spostrzeżeniom i surowej krytyce, nieznane przedtem i nieokreślone formy zespalają się (integrują) z właściwymi sobie krewniakami.


Niemniej jasno uwydatnia się ta sprawa w takich naukach, jakich zadaniem jest nie klasyfikacja przedmiotów, lecz stosunków. Jedną z najgłówniejszych postaci naukowego postępu jest postęp uogólnienia, uogólniać zaś znaczy jednoczyć w grupy wszystkie podobne do siebie współistotności i następstwa dziedziny zjawisk. Najprostszym tego przykładem może być zespalanie kilku stosunków konkretnych w jedno uogólnienie najniższego porządku. Bardziej złożony przykład widzimy w wiązaniu owych uogólnień najniższych w wyższe, tych zaś w wyższe jeszcze. Co roku stwierdzamy pewne stosunki między takimi porządkami zjawisk, jakie nie zdawały się mieć ze sobą związku, związki zaś takie, mnożąc się i krzepnąc, stopniowo sprowadzają obce na pozór porządki zjawisk do wspólnego mianownika. Kiedy np. Humboldt przytacza przypowieść Szwajcarów; „będzie deszcz, gdyż słyszymy lepiej szmer strumieni\”; gdy spostrzega stosunek pomiędzy nią a swoją własną obserwacją, że wodospady na Orinoko słyszeć można nocą w większej odległości, niż w dzień— kiedy zaznacza istotną równoległość pomiędzy tymi zjawiskami a faktem, że niezwykła widzialność (wyrazistość) przedmiotów jest również wskazówką zbliżającego się deszczu — kiedy naukowiec zaznacza, iż wspólna przyczyną wszystkich tych zmian jest zmniejszenie się oporu środka, przez który przechodzi światło i dźwięk, środka względnie jednorodnego, tak co do temperatury jak i wilgoci, wówczas dopomaga on do objęcia w jednym uogólnieniu zjawisk światła i dźwięku. Ponieważ doświadczenie wykazało, iż tak jedno jak drugie podlegają prawom odbicia i załamania, przeto wniosek, iż, oboje są wynikiem falowań, zyskuje na prawdopodobieństwie: mamy tu zaczątkową integrację dwóch wielkich porządków zjawisk, pomiędzy którymi nie podejrzewano w przeszłości żadnego związku. integracja jeszcze bardziej stanowcza odbyła się ostatnimi czasy pomiędzy niezależnymi niegdyś od siebie działami wiedzy — o elektryczności, magnetyzmie i świetle.


Sprawa ta oczywiście posunie się znacznie dalej. Zdania podobne tym, jakie wygłosiliśmy w rozdziałach poprzedzających o „stateczności siły”, „przeobrażeniu kierunku ruchu i równoważności sił” i „rytmiczności ruchu” jednoczą we wspólną całość zjawiska, należące do wszelkich porządków bytu. Na koniec jeżeli istnieje coś w rodzaju tego, co rozumiemy tu przez Filozofię, to będziemy musieli z czasem dosięgnąć uogólnienia powszechnego.


§ 114. Twory przemysłu i sztuk pięknych nie mniej przekonywających dostarczyć nam mogą dowodów. Postęp od narzędzi grubych, małych i prostych do złożonych, doskonałych i wielkich machin jest właśnie postępem integracji. W zakresie sił mechanicznych zastąpienie drąga przez kołowrót jest postępem od czynnika prostego do czynnika, składającego się już z kilku prostych. Porównywając kołowrót lub którąkolwiek z machin czasów dawniejszych z machinami, używanymi dzisiaj, widzimy, iż w każdej z tych ostatnich kilka pierwotnych połączono w jedną. Nowoczesny warsztat przędzalniany lub tkacki, pończoszniczy lub koronkarski zawiera w sobie nie tylko drąg, równię pochyła, śrubę, kołowrót—złączone razem, lecz nadto po kilka z nich, zintegrowanych w odrębne całości. Dalej w wiekach pierwotnych, kiedy używano jedynie siły człowieka lub konia, motor nie był związany z narzędziem, które porusza; dzisiaj zaś jedno i drugi bywają w wielu wypadkach spojone ze sobą. Palenisko i kocioł lokomotywy łączą się z poruszanym przez parę mechanizmem. Jeszcze bardziej rozległy integrację widzimy w każdej fabryce; znajdujemy tu wielką liczbę złożonych machin, wszystkie one łączą się z machiną parową w jeden obszerny aparat za pomocą pasów bez końca.


Jakaż sprzeczność istnieje pomiędzy freskami egipskiemu i asyryjskimi a nowszym malarstwem historycznym! Tutaj również widocznym jest wielki postęp w jedności układu i w podporządkowaniu części całości. Każdy z owych starożytnych fresków składa się właściwie z pewnej liczby malowideł, pozostających w słabym ze sobą związku. Figury, z jakich składa się każda grupa, za pomocą postawy swej nie zaś wyrazu (ekspresji) wskazują nam bardzo niedokładnie, w jakim względem siebie pozostają stosunku: dana grupa może być oddzieloną bez wielkiej szkody dla ogólnego znaczenia obrazu, punkt zaś, mający budzić główne zainteresowanie i spajać ze sobą wszystkie części, pozostaje częstokroć niewydatnym. Tę samą cechę zauważyć można w średniowiecznych obiciach, przedstawiających np. scenę z polowania; nie jeden z tych obrazów mieści w sobie ludzi, konie, psy, zwierzęta, ptaki, drzewa i kwiaty, chaotycznie rozsiane, przy czym istoty żywe zaprzątnięte są każde czym innym i najczęściej nie zdradzają żadnej świadomości jedna o obecności drugiej. W obrazach późniejszych, jakkolwiek wadliwych nawet pod powyższymi względami, widać zawsze umiej lub więcej koordynację części, pewien układ postaci, wyrazów, świateł i barw, jednoczący wszystkie części malowidła w jakąś organiczną całość; powodzenie zaś artysty w osiąganiu jedności wrażenia przez różnorodność składników jest najwyższym świadectwem jego zasługi.


W muzyce stopniowa integracja wykazuje się bardziej licznymi jeszcze sposobami. Prosta kadencja, obejmująca kilka zaledwie dźwięków a powtarzająca się monotonnie w pieśniach ludzi dzikich, staje się wśród ras ucywilizowanych długim szeregiem różnych frazesów muzycznych, związanych w jedna całość i tak dalece zintegrowanych, iż melodia nie może być przerwana w środku lub pozbawioną swojej nuty końcowej bez nabawienia nas przykrego uczucia czegoś niedokończonego. Gdy do melodii dodamy bas, tenor i alt, gdy do harmonii różnych głosów dodaje się akompaniament, mamy znowu przykład integracji innego porządku, a coraz bardziej złożonej. Na koniec sprawa ta posuwa się jeszcze wyżej, gdy owe zawiłe sola, sztuki koncertowe, chóry i utwory na orkiestrę łączą się ze sobą, tworząc wspaniałą całość opery. Przypomnieć też trzeba, iż artystyczna doskonałość oper polega w znacznej mierze na podporządkowaniu wrażeń szczególnych — ogólnemu.


Sztuka piśmiennicza — opisy, powieść i dramat dostarczają nam raz jeszcze podobnych przykładów. Opowieści czasów pierwotnych podobne tym, jakimi bajarze wschodni dziś jeszcze bawią swoich słuchaczy, były niejako kroniką rozmaitych wydarzeń, które nie tylko same w sobie nie miały naturalności, lecz nie posiadały również między sobą przyrodzonego związku: są to pojedyncze opisy przygód, skupione razem bez niezbędnego logicznego następstwa. Ale w dobrych dziełach współczesnej literatury pięknej wydarzenia są naturalnym wytworem charakterów, działających w danych warunkach, i niepodobna jest zmieniać dowolnie ich porządku lub rodzaju, nie przynosząc szkody wrażeniu ogólnemu albo go nie burząc. Dalej same charaktery, które w pierwotnych utworach fantazji odgrywają właściwe sobie role, nie zdradzając przed nami, w jaki sposób na siebie wpływają lub zmieniają się pod działaniem wypadków, nawet charaktery te przedstawiają się nam jako związane razem siecią wzajemnych stosunków duchowych, jako działające i oddziaływające na siebie.


§ 115. Ewolucja przeto w jej kształcie pierwotnym jest to zmiana postaci mniej spójnej na bardziej spójną, zmiana, wynikająca z rozproszenia się, ruchu i integracji materii. Jest to proces powszechny, dzięki któremu wszelki byt zmysłowy i wszystkie one razem przechodzą coraz wyższe stadia swych dziejów. Jest to zarówno cechą owych zmian najwcześniejszych, jakim podług naszych przypuszczeń podlegał wszechświat, jak również tych najpóźniejszych zmian, jakie śledzimy w społeczeństwie i w wytworach życia społecznego. Poprzez wszystkie te sfery zjednoczenie postępuje jednocześnie kilkoma drogami.


Zarówno tak podczas ewolucji układu słonecznego, planety, jak organizmu narodu, odbywa się skupienie całkowitej masy. Uwydatniać się to może bądź we wzrastającym zagęszczaniu się materii już zawartej w danym skupieniu, bądź we wprowadzeniu do niej takiej materii, która przedtem była oddzieloną, bądź też w jednym i drugiem; lecz każdy z tych wypadków każe przypuszczać utraty odpowiedniego ruchu. Jednocześnie też części, powstające z dzielenia każdej takiej masy, same również konsolidują się w sposób podobny. Widzimy to np. w owym tworzeniu się planet i księżyców, jakie odbywało się wraz ze zgęszczeniem mgławicy, z której powstał układ słoneczny; widzimy to również we wzroście pojedynczy cli narządów, odbywającym się pari passu ze wzrostem każdego ustroju, Na koniec widzimy to w owym powstawaniu szczególnych centrów przemysłowych i grup ludności, jakiemu towarzyszy wznoszenie się całego społeczeństwa. Zawsze większa lab mniejsza integracja miejscowa towarzyszy integracji ogólnej. Na koniec zauważmy, iż obok zwiększonej ścisłości przylegania pomiędzy składowymi częściami całości oraz pomiędzy składnikami każdej części, wzmaga się tu ścisłość skojarzeń pomiędzy tymiż częściami, wytwarzająca wzajemną pomiędzy nimi zależność. Zależność ta, słabo zarysowująca się pomiędzy istotami nieorganicznymi tak niebieskimi jak też ziemskimi, staje się wyraźną w istotach organicznych i nadorganicznych. Poczynając od najniższych form żyjących, widzimy, iż stopień rozwoju uwydatnia się tym bardziej, im wyraźniej części składowe stanowią pewne skupienie współdzielcze. Poczynając od owych istot, które żyć mogą każdą swą częścią oddzieloną od całości, i przechodząc do takich, jakie nie mogą utracić znacznej części swej masy bez utraty życia, ani też części nieznacznej bez wielkich zaburzeń w organizmie, widzimy, iż zbliżamy się ku takim właśnie tworom, które, będąc bardziej zintegrowanymi pod względem zespolenia części, przedstawiają nadto większa integrację i pod tym względem, że organy ich żyją nawzajem dla siebie i przez siebie (są w ściślejszej od siebie zależności). Nie potrzeba wykazywać szczegółowo, iż taki sam kontrast istnieje pomiędzy rozwiniętym a nierozwiniętym społeczeństwem. Ciągle zwiększająca się koordynacja części jest tam dla każdego widomą. Na koniec wystarczy, gdy wskażemy tutaj, iż to samo stosuje się do wytworów życia społecznego, np. do nauki; stała się ona wysoce zintegrowaną nie tylko w tym znaczeniu, iż każdy z jej działów składa się z twierdzeń, wzajemnie od siebie zależnych, ale i w tym znaczeniu, że rozmaite działy również od siebie zależą — że nie mogą postępować we właściwych sobie dziedzinach badania, nie wspierając się wzajem.