Streszczenie i Zakończenie – Pierwsze zasady-rozdział XXIV

§ 184. Kończąc dzieło, takie zwłaszcza jak praca niniejsza, bardziej niż zwykle potrzeba spojrzeć jako na całość, na wszystko to, co częściowo przedstawiły nam rozdziały pojedyncze. W poznawaniu spójnym należy domyślać się czegoś więcej, niż ustanowienia związków; nie możemy spocząć, zobaczywszy tylko, jak każda pomniejsza grupa prawd znajduje właściwe sobie miejsce w jakiejś grupie większej oraz jak wszystkie większe grupy dopasowują, się wzajem. Pożądanym jest jeszcze, abyśmy się, niejako, usunęli na bok i, spoglądając na całą budowę z pewnej odległości, w której szczegóły giną z przed oczu, obserwowali jej charakter ogólny.


Zadaniem tego rozdziału będzie więcej, niż streszczenie tylko, więcej nawet, niż zorganizowane, ponowne przedstawienie sprawy. Znajdziemy tu, że osiągnięte przez nas prawdy ogólne w całokształcie swym przedstawiają, pod pewnym względem, jedność dotąd nie spostrzeganą.


Istnieje nadto pewien powód szczególny do zaznaczenia, jak rozmaite działy i poddziały naszego poglądu zespalają się z sobą; powodem tym jest okoliczność, iż cała teoria zdobywa przez to jeszcze jedną ilustrację — końcową. Przyprowadzenie bowiem osiągniętych dotychczas uogólnień do stanu zupełnej integracji uwydatni nam raz jeszcze sprawę ewolucji i wzmocni jeszcze bardziej ogólną osnowę wywodów.


§ 185. Tutaj, zaprawdę niespodziewanie, a w sposób bardzo znamienny, zmuszeni jesteśmy stanąć wobec tej samej prawdy, od jakiej rozpoczęliśmy, a od jakiej też rozpocząć się musi nasz przegląd ponowny. Ta bowiem zintegrowana forma poznawania została właśnie uznana przez nas za najwyższą — niezależnie od doktryny ewolucyjnej.


Kiedyśmy doszukiwali się, co stanowi filozofię — kiedy porównywaliśmy rozmaite sposoby pojmowania jej przez ludzi — tak, że wyłączając pierwiastki ich niezgodności, mogliśmy dojrzeć w czym się zgadzają, wówczas, we wszystkich tych sposobach pojmowania znajdywaliśmy twierdzenie domyślne, iż filozofia jest całkowicie zjednoczoną wiedzą, (poznaniem); niezależnie od wszelkich poszczególnych schematów owej zjednoczonej wiedzy, niezależnie od podsuwanych metod, za pomocą których zjednoczenie to miało być dokonanym, w każdym wypadku dostrzegaliśmy wiarę w to, że zjednoczenie owo jest możliwe i że dokonanie go jest celem filozofii.


Przyjąwszy ten wywód, poczęliśmy rozważać dane, od jakich zaczynać musi filozofia. Twierdzenia podstawowe, tj. nie dające się już wyprowadzić z jakichś twierdzeń głębiej spoczywających, ustalonymi być mogą tylko przez wykazanie zupełnej zgodności wszystkich wyników osiągniętych z przyjęcia ich; jakoż, uważając je za przyjęte przez nas, jeszcze przed takim ich ustaleniem, uznaliśmy za dane filozofii owe zorganizowane składniki naszej umysłowości, bez których niemożliwymi są sprawy (procesy) duchowe, jakich domyślać się każe filozofowanie.


Po oznaczeniu zaś tych ostatnich, przeszliśmy do pewnych prawd początkowych, do „Niezniszczalności materii\”, „Ciągłości ruchu\” i „Stateczności siły\”, z których trzecia jest ostateczną (pierwotną) inne zaś — pochodnymi. Zobaczywszy naprzód, iż nasza świadomość materii i ruchu rozwiązuje się w naszej świadomości siły, spostrzegliśmy dalej, iż prawdy o niezmiennej ilości materii i ruchu są tylko domyślnym wynikiem prawdy o niezmiennej ilości siły. Znaleźliśmy, iż pochodzenie od tej ostatniej prawdy jest właśnie probierzem wszystkich prawd innych.


Pierwszą z nich, którą w ten sposób mieliśmy wypróbować była: „Stateczność stosunków pomiędzy siłami.\” Znaleźliśmy, iż zasada ta, zwana pospolicie „Jednostajnością (niezmiennością) prawa\” — nieuchronnie zawiera się już w tym fakcie, że siła nie może ani powstać z niczego, ani też obrócić się w nicość.


Najbliższym zaraz wywodem naszym był ten, że siły na pozór znikające przeobrażają się tylko w jakiś równoważnik sił innych, albo też na odwrót: że siły ukazujące się nam — pojawiają się wskutek zniknięcia jakichś istniejących przedtem innych sił równoważnych.


Uzmysłowienie tych twierdzeń znaleźliśmy w ruchach ciał niebieskich, w zmianach, odbywających się na powierzchni ziemi i we wszystkich działaniach organicznych i nadorganicznych.


Uwydatniliśmy następnie, iż tak samo ma się rzecz z prawem, opiewającym, że wszystko porusza się po linii najmniejszego oporu, albo po linii największego przyciągania, albo też po ich wypadkowej. Nie tylko wykazano, że tak właśnie ma się rzecz z ruchami wszelkich porządków, poczynając od ruchów gwiazd, aż do wyładowań nerwowych i handlowych prądów, ale nadto udowodniono, że, wobec „Stateczności siły\”, tak właśnie być musi.


To samo też znaleźliśmy odnośnie do „Rytmiczności Ruchu.\” Wszelki ruch zmienia się kolejno (alternates) — czy to będzie ruch planet po ich drogach, czy ruch cząsteczek eteru w ich falowaniach — czy stosuje się to do rytmiczności mowy, czy też do wznoszenia się i spadania cen; nadto, tak jak i przedtem, oczywistością się stało, że skoro siła jest stateczną — to owo wiekuiste obalanie ruchu, w pewnych granicach, musi być nieuchronnym.


§ 186. Prawdy owe, stosujące się zarówno do wszelkich postaci bytu, uznane przez nas zostały za należące do rodzaju takich, jakie, podług założenia, stanowić mają to, cośmy odróżnili pod nazwą filozofii. Ale, rozważając je, spostrzegliśmy, iż w takim stanie, w jakim się znajdywały, nie tworzą one bynajmniej jakiegoś filozoficznego systemu, i że system taki nie mógłby być utworzonym z jakiejkolwiekbądź liczby podobnych prawd, poznanych oddzielnie. Każda taka prawda wyraża prawo ogólne jakiegoś jednego czynnika, dzięki któremu tworzą się zjawiska, w postaci dostępnej zwykłemu naszemu doświadczeniu; albo, co najwyżej, wyraża ona prawo współdziałania jakichś dwóch czynników. Ale wiedzieć, jakie są pierwiastki danej sprawy (procesu)—nie znaczy to jeszcze wiedzieć, jak pierwiastki te kojarzą się ze sobą w celu jej wytworzenia. Zjednoczenia wiedzy (poznania) może jedynie dokonać prawo współdziałania wszystkich czynników — prawo wyrażające sobą zarówno wszystkie złożone antecedencje, jak i złożone czynniki następcze, jakie przedstawia dane zjawisko, wzięte jako całość.


Dalszym naszym wywodem było to, iż filozofia, jak my ją rozumiemy, powinna nie tylko jednoczyć oddzielne zjawiska konkretne, że nie może też ona poprzestawać na zjednoczeniu oddzielnych klas owych zjawisk konkretnych, lecz że musi ona zjednoczyć wszystkie zjawiska konkretne. Jeżeli prawo działania każdego czynnika daje się sprawdzić we wszystkich odnośnych zjawiskach kosmosu,to takim samym musi być nadto prawo współdziałania czynników. Stąd też najwyższe zjednoczenie, jakiego poszukuje filozofia, musi polegać na ujęciu zgodności kosmosu, z owym prawem współdziałania.


Przechodząc od owego abstrakcyjnego założenia — do konkretnego, ujawniliśmy, że poszukiwanym przez nas prawem musi być prawo ciągłej redystrybucji materii i ruchu. Wszelkie zmiany, gdziekolwiekbądź się odbywające — poczynając od tych, jakie powoli przeinaczają budowę naszej miecznicy [Drogi Mlecznej], aż do takich, co stanowią o danym rozkładzie chemicznym — wszystko to są zmiany względnych położeń części składowych; wszystkie też one nieuchronnie domyślać się każą, iż obok ponownego uporządkowania materii — powstało też nowe uporządkowanie ruchu. Stąd możemy być pewni już a priori, że musi istnieć jakieś prawo współistniejącej redystrybucji materii i ruchu — stosujące się zarówno do wszelkiej zmiany i że prawo to przez podobne zjednoczenie zmian wszystkich stać się musi podstawą jakiejś filozofii.


Rozpoczynając poszukiwania owego powszechnego prawa redystrybucji, spojrzeliśmy na zadanie filozofii z innego stanowiska; dostrzegliśmy też, że rozwiązanie jego, w istocie swej, musi być takim jak wskazaliśmy wyżej. Znaleźliśmy, iż dany system filozoficzny, pozostawać będzie w poczuciu własnej nieodpowiedniości, dopóki nie sformułuje całego szeregu zmian, jakie, przebywa wszelka postać bytu w pochodzie swym od stanu niepostrzegalności do postrzegalności i na odwrót. Jeśli system ów rozpocznie wykład swój od istności, mających już postać konkretną, albo opuści je w takiej ich postaci, to oczywiste jest, iż nie wytłumaczy on nam jeszcze albo ich dziejów ubiegłych, albo przyszłych, albo jednych i drugich. Ponieważ zaś dzieje takie dostępne są jeszcze poznawaniu, przeto filozofia nic nie mówiąca o nich, nie odpowiada wymaganemu zjednoczeniu wiedzy. Stąd też ujrzeliśmy, iż, tym samym, poszukiwana przez nas formuła, dająca się zastosować do wszystkich istności wziętych oddzielnie i łącznie, musi również stosować się do całkowitej historii tak każdej z nich, jak też wszystkich ich razem.


Rozważania te postawiły nas w obliczu pożądanej formuły; jeśli bowiem miała ona ogarniać całkowity postęp od niepostrzegalności do postrzegalności i na odwrót, jeśli nadto miała wyrażać ciągłą redystrybucję materii i ruchu, tedy oczywiste było, iż nie musiała zawierać w sobie nic innego, jak tylko określenie, w terminach materii i ruchu, owych przeciwnych sobie spraw ześrodkowywania i rozpraszania. Skoro zaś tak, to musi ona być stwierdzeniom tej prawdy, że ześrodkowywanie materii każe domyślać się rozpraszania ruchu i na odwrót, że pochłanianie ruchu domyślać się każe rozpraszania materii.


Takim też istotnie, jak znaleźliśmy, było prawo całego kołowrotu zmian, przez jakie przechodzi wszelka istność — utrata ruchu i wynikająca stąd integracja, po czym ewentualnie następuje znów nabytek ruchu i wynikająca stąd dezintegracja. Ujrzeliśmy też, że prawo, to stosując się do całkowitych dziejów każdej istności, stosuje się również do każdego tych dziejów szczegółu. Każdy z obu tych procesów odbywa się w każdej chwili, lecz zawsze pozostaje jakiś wypadek różnicowy na korzyść jednego z nich tylko, albo drugiego. Na koniec, wszelka zmiana — bodajby nawet proste przemieszczenie części — posuwa nieuchronnie naprzód jeden z nich lub drugi.


Chociaż określenie Ewolucji i Dysolucji — tak nazwaliśmy te dwa przeciwne sobie przeobrażenia w ich postaci najogólniejszej — było prawdziwym, nie było ono jeszcze dokładnym albo raczej: podczas kiedy określenie Dysolucji było już dostatecznym, określenie Ewolucji — pozostawało w najwyższym stopniu niewystarczającym. Ewolucja jest zawsze integracją materii i rozpraszaniem się ruchu, ale najczęściej jest ona jeszcze czymś więcej. Pierwotnej redystrybucji materii i ruchu towarzyszy zwykle redystrybucja wtórna.


Odróżniając wytworzone w ten sposób dwa różne rodzaje ewolucji, jako ewolucję prostą i złożona, jęliśmy rozważać, W jakich, warunkach odbywają się owe redystrybucje wtórne materii, za sprawą, których ewolucja staje się złożoną. Znaleźliśmy, iż dany skupiający się agregat wtedy przedstawia nam jedynie ewolucję prostą gdy traci swój ruch nagle, czyli — kiedy integruje się szybko; w miarę jednak tego, jak znaczniejsza jego objętość albo szczególny układ jego składników hamują rozpraszanie się ruchu — części jego, podlegają też redystrybucjom wtórnym, wytwarzającym większą lub mniejszą złożoność.


§ 187. Od owego pojmowania ewolucji i dysolucji, jako stanowiących łącznie całkowity proces, przez który wszystko musi przechodzić, oraz od owego podziału ewolucji na prostą i złożoną przeszliśmy do rozważania prawa ewolucji, o ile objawia się ono w istnościach wszelkich porządków — tak w ogóle, jak też i w szczegółach.


Integrację materii i współistniejące z nią rozpraszanie się ruchu śledziliśmy nie tylko w każdej pojedynczej całości, ale w częściach, na jakie się ona rozpada. Stopniowe ześrodkowywanie się materii uwydatniało się i dotąd się uwydatnia zarówno w skupieniu układu słonecznego, jak w każdej planecie i księżycu. W każdym ustroju owemu ogólnemu wcielaniu się rozproszonych cząsteczek materii, będącemu przyczyną wzrostu, towarzyszą wcielenia miejscowe, tworzące to, co nazywamy narządami. Wszelkie społeczeństwo, rozwijając przed nami sprawę agregacyjną we wzroście masy ludności, rozwija ją również w podnoszeniu się gęstości zaludnienia niektórych części swego siedliska. Nadto we wszystkich wypadkach — obok owych integracji bezpośrednich, odbywają, się integracje pośrednie, za sprawą których części uzależniają się wzajem.


Od tej redystrybucji początkowej doszliśmy do rozważania redystrybucji wtórnych — a to badając, w jaki sposób tworzą się części, podczas wytwarzania się całości. Okazało się, iż zazwyczaj, obok przejścia od rozpraszania ku ześrodkowywaniu, odbywa się też przejście od jednorodności ku różnorodności. Kiedy materia, stanowiąca układ słoneczny, przybierała postać bardziej zgęszczoną, wówczas jedność jej układu ustępowała miejsca rozmaitości. Zakrzepnięciu ziemi towarzyszył postęp od stosunkowej jednokształtności ku niezmiernej różnokształtności. Wszelka roślina i zwierzę, w miarę posuwania się swego od stanu zarodka do stanu masy o wielkiej względnie objętości — postępowały również od prostoty ku złożoności. Liczebnemu wzrostowi i zespalaniu się społeczeństwa — towarzyszy wzrost różnorodności tak politycznej, jak i przemysłowej jego organizacji Na koniec to samo stosuje się też do wszystkich wytworów nadorganicznych — do języka, nauki, sztuki i piśmiennictwa.


Spostrzegliśmy jednak dalej, że nie jest to jeszcze dokładny wyraz owych redystrybucji wtórnych. Jednocześnie z tym jak części danej całości stają się bardziej do siebie niepodobnymi — poczynają też one wyraźniej się wyodrębniać. Wynikiem przeto redystrybucji wtórnych jest przemiana jednorodności nieokreślonej — na określoną różnorodność. Tę cechę dodatkową (ewolucji) odnaleźliśmy również w rozwijających się skupieniach wszelkich porządków. Dalsze jednak roztrząsanie wykazało, iż wzrost określoności, towarzyszący wzmaganiu się różnorodności — nie jest rysem (ewolucji) niezależnym, lecz, że wynika on z postępów integracji w każdej z różniczkujących się części, podczas posuwania się integracji całości.


Dalej, wykazano, iż we wszystkich rodzajach ewolucji — nieorganicznej, organicznej i nadorganicznej — owej zmianie układu materii towarzyszy równoległa zmiana w układzie ruchu — wszelki bowiem wzrost złożoności budowy, każe domyślać się odpowiedniego wzmożenia się złożoności funkcji. Wykazano też, że obok integrowania się cząsteczek w masy — powstaje integracja ruchu cząsteczkowego w ruch mas, na koniec, że w miarę ukazywania się rozmaitości rozmiarów i kształtów skupień i ich stosunków do sił zewnętrznych, ukazuje się również rozmaitość ich ruchów.


Ponieważ przeobrażenie to, uważane pod oddzielnymi swymi postaciami, było samo w sobie tylko przeobrażeniem, okazało się przeto niezbędnym połączyć owe postacie oddzielne w jednym poglądzie, spojrzeć na redystrybucje początkowe i wtórne, jak na współcześnie działające przyczyny rozmaitych skutków. Wszędzie zmiana niejasnej prostoty na wyrazistą złożoność, w rozmieszczaniu tak materii jak ruchu, jest nieodłączną od krzepnięcia materii i utraty jej ruchu. Stąd też redystrybucja materii i zawartego w niej ruchu podąża od układu rozpierzchłego, jednostajnego i nieokreślonego — ku ześrodkowanemu, wielokształtnemu i określonemu.


§ 188. Przychodzimy teraz do jednego z owych uzupełnień, jakie można robić przy streszczaniu rozumowań ogólnych. Tutaj bowiem nadarza się dobra sposobność zaznaczenia w wywodach powyższych jedności większej, niż ta, jaką spostrzegaliśmy dawniej przy ich wysnuwaniu.


Prawo ewolucji aż dotąd rozważanym było, jako stosujące się do każdego porządku istności —branego osobno. Ale przedstawiony w ten sposób wywód nasz nie posiada tej dokładności, jaką zyskuje wówczas, gdy wszystkie te oddzielne porządki istności rozważać będziemy, jako tworzące razem pewną przyrodzoną całość. Gdy myślimy o ewolucji, podzielonej na astronomiczną, geologiczną, biologiczną, psychologiczną, socjologiczną itd., wówczas ta okoliczność, iż jedno prawo stosuje się zarówno do wszystkich jej działów, wydawać się nam może poniekąd tylko jakimś zbiegiem wypadków. Ale kiedy podziały owe uznamy za pewne tylko umówione ugrupowania — dokonane w tym celu, aby ułatwić uporządkowanie i nabycie wiedzy — kiedy spojrzymy na rozmaite istności, z jakimi one mają do czynienia, jak na składowe części jednego kosmosu, ujrzymy zaraz że nie masz wielu rodzajów ewolucji o pewnych rysach wspólnych, lecz że istnieje jedna tylko ewolucja, odbywająca się wszędzie w jednaki sposób. Zauważyliśmy wielokrotnie, że kiedy się rozwija (ewoluuje) jakaś całość, wówczas zawsze odbywa się też ewolucja jej części składowych, ale nie zauważyliśmy, że stosuje się to zarówno do całokształtu rzeczy wraz z ich częściami i częściami ich części — od największej do najmniejszej. Wiemy, że kiedy fizycznie spójny agregat, jak np. ciało ludzkie, poczyna rosnąć i przybiera swą postać ogólną— że wówczas to samo czyni każdy z jego narządów; że kiedy jakiś narząd rośnie i staje się niepodobnym do innych — odbywa się też wówczas integracja i różniczkowanie składających go tkanek i naczyń, i że nawet składniki tych składniku w rosną i przybierają bardziej określona i różnorodną budowę. Ale nie zwróciliśmy należytej uwagi na to, że, rozpoczynając od ciała ludzkiego, jako od części najmniejszej, i wznosząc się dalej ku częściom większym, znajdziemy równie oczywistą współczesność przeobrażeń— że podczas kiedy osobnik się rozwija, społeczeństwo, którego on jest nieznaczącą tylko jednostką rozwija się także: że kiedy zespolona masa, tworząca społeczeństwo, staje się bardziej określoną i różnorodną — podobnie też dzieje się z całkowitym skupieniem, tj. ziemią, której społeczeństwo jest niewyczuwalną, prawie cząsteczką; że kiedy ziemia, nie będąca z objętości swej nawet milionową, częścią układu słonecznego, posuwa się w kierunku bardziej ześrodkowanej i złożonej budowy, układ słoneczny postępuje też w sposób podobny, Na koniec że i jego przeobrażenia są tylko zaledwie wyczuwalną częścią przeobrażeń naszego gwiazdowego układu, który w tym samym czasie przebywa też zmiany równoległe.


Tak pojmowana ewolucja, staje się już nie tylko zasadą, ale faktem. Nie masz we wszechświecie wielu przeobrażeń, odbywających się w sposób podobny; lecz istnieje jedno tylko przeobrażenie, postępujące wszędzie, gdziekolwiek nie rozpoczęło się przeobrażenie przeciwne. Na każdym miejscu — wielkim czy małym w całej przestrzeni, gdzie tylko materia ją zajmująca zdobywa jakąś dającą się ocenić indywidualność, jakąś odrębność od materii innej — odbywa się ewolucja; albo raczej — nabycie owej indywidualności wyczuwalnej jest początkiem ewolucji. Jest to prawdziwym zarówno — bez względu na objętość skupień, bez względu na ich zawieranie się w skupieniach innych, oraz bez względu na ewolucje bardziej rozlegle, ogarniające ich własną.


§ 189. Doszedłszy do tych wywodów indukcyjnych, ustanawiających razem prawo ewolucji, widzimy, że dopóki pozostają one indukcyjnymi tylko, nie tworzą jeszcze spójnych części owej całości prawidłowo zwanej filozofią; co więcej, nawet przejście powyższe owych wywodów, od prostej zgodności do tożsamości, nie wystarcza do wytworzenia jedności poszukiwanej. Jak zaznaczyliśmy bowiem we właściwym czasie — dla zjednoczenia prawd osiągniętych z prawdami innymi potrzeba wyprowadzić je z zasady stateczności siły (law of persistence of force) . Naszym przeto dziełem najbliższym było wykazać: dlaczego ukazujące się nam w ewolucji przeobrażenia, są nieuchronnym wynikiem stateczności siły.


Pierwszym wnioskiem, do jakiego doszliśmy, był ten, że skończony agregat jednorodny musi nieuchronnie jednorodność swoją utracić — a to wskutek niejednakiego podlegania jego części działaniu sił zewnętrznych. Wykazano tam, iż ewolucja astronomiczna dostarcza nam przykładów wytwarzania się różnic budowy pod działaniem sił równych albo też sił, działających w różnych warunkach, oraz że taki sam związek pomiędzy przyczyną tą a skutkiem spostrzegamy w wielkich i małych zmianach, jakim podlega kula ziemska. Wczesne zmiany w rozwoju zarodków organicznych dostarczyły nam dalszych dowodów tego, że niepodobieństwo (urozmaicenie) budowy idzie w ślad za niepodobieństwem stosunków i działań zewnętrznych, dowody zaś te znajdują poparcie w owej dążności członków danego gatunku do przeobrażania się pod działaniem wpływów odmiennych — w samodzielne odmiany. Na koniec, znaleźliśmy, że polityczne i przemysłowe różnice, powstające pomiędzy częściami społeczeństw — służą do uzmysłowienia tej samej zasady. Uwydatniająca się w ten sposób wszędzie niestałość jednorodności, stosuje się również, jak widzieliśmy, do każdej z odrębnych części, na jakie rozpada się dana całość jednostajna — a taką drogą mniejsza różnorodność dąży ustawicznie do stania bardziej różnorodną.


Dalszy krok w naszych poszukiwaniach — odsłonił przed nami pewną drugorzędną przyczynę potęgowania się wielokształtności. Każda część zróżniczkowana jest nie tylko siedliskiem, ale i źródłem zróżniczkowań dalszych; stając się bowiem niepodobną do innych części, zarazem staje się ona ośrodkiem niepodobnych oddziaływań na siły zewnętrzne, a w ten sposób, powiększając rozmaitość sił działających, powiększa też rozmaitość ich skutków. To pomnażanie się skutków, jak dowiedliśmy, zarówno daje się wyśledzić w całej przyrodzie: w działaniach i przeciwdziałaniach układu słonecznego, w nieustających nigdy komplikacjach geologicznych, w zawiłych objawach, ukazujących się w ustroju pod działaniem wpływów zakłócających, w wielu myślach i czuciach, zrodzonych za sprawą pojedynczych wrażeń i w wiecznie rozkrzewiających się skutkach wszelkiego nowego czynnika, działającego na dane społeczeństwo. Do tego zaś dodaliśmy — poparty licznymi faktami wniosek uzupełniający, że pomnażanie się skutków postępuje w stosunku geometrycznym do postępów różnorodności.


Dla zupełnego wytłumaczenia zmian budowy, stanowiących ewolucję — pozostawało jeszcze wykazać przyczynę owego potęgowania się odrębności (wyraźnych odgraniczeń) części, jakie towarzyszy wytwarzaniu się różnic pomiędzy częściami. Znaleźliśmy, iż przyczyną tą jest oddzielanie zmieszanych jednostek za sprawą sił, zdolnych do ich poruszania. Spostrzegliśmy, że skoro tylko niejednakie siły zewnętrzne uniepodobnią działaniem swym części danego skupienia pod względem natury ich jednostek składowych, wówczas niechybnie powstaje dążność do wzajemnego oddzielania tych jednostek niepodobnych i do skupienia podobnych. Ta przyczyna integracji miejscowych, towarzyszących miejscowym zróżniczkowaniem, jak się okazało, czynną jest we wszystkich zarówno rodzajach ewolucji — poczynając od tworzenia się ciał niebieskich, kształtowania się skorupy ziemi, aż do zmian organicznych, utrwalania się różnic duchowych, pochodzenia podziałów społecznych.


W dalszym ciągu — na zapytanie, czy sprawy te mają jakąś granicę — znaleźliśmy odpowiedź, iż muszą one zakończyć się na równowadze. Owo nieustanne dzielenie się i rozdzielanie siły, zmieniające jednopostaciowość na wielopostaciowość i rzeczy różnokształtne na bardziej różnokształtne — jest właśnie procesem, dzięki któremu siły nieustannie się rozpraszają; rozpraszanie zaś ich, trwające dopóty, dopóki pozostają jeszcze jakieś siły, nie zrównoważone przez siły przeciwne, zakończyć się musi spoczynkiem. Wykazano dalej, że kiedy, jak to się zdarza w skupieniach rozmaitych porządków, jednocześnie odbywa się kilka ruchów, to wcześniejsze rozproszenie się ruchów mniejszych i większemu podlegających oporowi, ustanawia równowagę ruchomą, rozmaitych rodzajów, tworząc stadia pośrednie w drodze do równowagi zupełnej. Na koniec, dalsze roztrząsanie wykazało, że z tej samej przyczyny rozmaite owe rodzaje równowagi ruchomej mają pewne siły samozachowawcze, zdradzające się w zobojętnianiu zakłóceń i przystosowywaniu się do nowych warunków. Tę ogólną zasadę — zrównoważenia tak jak i wszelkie uprzednie zasady ogólne, śledziliśmy po przez wszystkie postacie ewolucji — astronomicznej, geologicznej, biologicznej, duchowej i społecznej. Nareszcie, wniosek nasz końcowy opiewał, że prawie ostatecznym (przedostatecznym) okresem zrównoważenia, w którym największa różnokształtność i najbardziej zawiła równowaga ruchoma się ukaże, że okresem tym musi być właśnie okres, w którym ludzkość dosięgnie swojego najwyższego, zdających się pojąć, stanu doskonałości.


Ale, co najpilniej przypomnieć sobie tu mamy, to fakt, iż każde z tych praw redystrybucji materii i ruchu, było, jak znaleźliśmy, prawem pochodnym, — prawem dającym się wyprowadzić z prawa zasadniczego. Po przyjęciu przez nas zasady stateczności siły — wynikały już z niej nieuchronnie jako wywody: „Niestałość jednorodności\” i „Pomnażanie się skutków\”, gdy tymczasem, ,,Oddzielanie\” i „Równoważenie\” wypływały również jako wnioski uzupełniające. Odkrywszy w ten sposób, ze procesy zmian, wyrażone w nagłówkach powyższych, są tylko rozmaitymi postaciami jednego przeobrażenia, wynikającego z konieczności ostatecznej — doszliśmy do zupełnego ich zjednoczenia— do syntezy, w której ewolucja ogólna i szczegółowa przedstawiła się nam jako pewna implikacja, jakiegoś prawa, przekraczającego możność dowodu. Co więcej, po wzajemnym zjednoczeniu tych złożonych prawd ewolucji, zjednoczonym też one zostały jednocześnie z owymi prawdami prostszymi o pochodzeniu jednakim: z zasadami równoważności i wpółzamienności sił, z zasadą ruchu wszelkiej masy i cząsteczki po linii najmniejszego uporu i z zasadą ograniczenia ich ruchów przez rytm. Takie zaś dalsze zjednoczenie doprowadziło nas do pojmowania całego splotu zmian, objawiających się w każdym zjawisku konkretnym i w skupieniu takich zjawisk, do pojmowania tego splotu, jako manifestacji pewnego faktu zasadniczego — ukazującego się zarówno w zmianie całkowitej, jak i we wszystkich składających ją zmianach oddzielnych.


§ 190. Na zakończenie zaczęliśmy rozpatrywać w całej przyrodzie ów proces dysolucji, stanowiący uzupełnienie ewolucji i nieuchronnie niweczący w takim lub innym czasie — to, czego ona dokonała.


Śledząc szybkie zatrzymywanie się ewolucji w skupieniach niestałych, oraz śledząc je w terminach nieraz bardzo odroczonych, lecz w końcu zawsze dosięganych, gdy chodziło o znajdujące się dokoła nas skupienia stałe, spostrzegliśmy, że nawet takie skupienie, którego tamte wszystkie są częściami, nawet kulę ziemską jako całość, dysolucja kiedyś dosięgnąć musi. Dalej, znaleźliśmy podstawę do mniemania, że nawet owe daleko większe masy rozsiane po przestrzeni w odległościach prawie niezmierzonych ulegną kiedyś po okresie, nie dającym się pochwycić wyobraźnią, temu samemu losowi; na koniec, że w ten sposób po ewolucji powszechnej nastąpi powszechna dysolucja — wniosek zaś ten, tak samo jak i poprzedzające, dawał się, jak widzieliśmy, wyprowadzić z zasady stateczności siły. Można tu dodać, iż, jednocząc tak zjawiska dysolucji ze zjawiskami ewolucji, jako objawy tego samego prawa, działającego w warunkach sprzecznych, jednoczymy również zjawiska obecnego wszechświata z tymi, jakie je poprzedziły lub po nich nastąpi — jednoczymy o tyle przynajmniej, o ile zjednoczenie takie możliwym jest dla naszej ograniczonej umysłowości. Jeżeli bowiem, jak tego widzieliśmy podstawy, można przypuszczać, że istnieje kolejne następstwo ewolucji — jeżeli jak to zmuszeni jesteśmy wywnioskować z zasady stateczności siły, osiągnięcie którejkolwiek z granic tego rozległego rytmu przyprowadza do warunków, w jakich rozpoczyna się ruch odwrotny,—jeżeli przeto zmuszeni jesteśmy zachować pojęcie ewolucyj, wypełniających niegdyś niezmierzoną przeszłość i takich, co przyszłość niezmierzoną, mają wypełnić — tedy nie możemy już zapatrywać się na twory widome, jak na takie, co mają, określony początek lub koniec, albo też co są odosobnione. Jednoczą się bowiem one w ten sposób ze wszelkim bytem uprzednim i późniejszym; siła zaś, objawiająca się nam we wszechświecie wraz z przestrzenią jego i czasem podpada pod kategorię, bytów, niedopuszczających żadnego ograniczenia w myśli.


§ 191. Zaokrąglając w ten sposób nasze rozumowanie, znajdujemy, iż wynik jego zespala się całkowicie z wywodem osiągniętym w części I, gdzie, niezależnie od wszelkich poszukiwań, takich jak poprzedzające, roztrząsaliśmy sprawę stosunku pomiędzy Poznawalnym i Niepoznawalnym.


Wykazano tam, za pomocą analizy tak naszych pojęć religijnych, jak też i naukowych, że podczas kiedy poznanie przyczyny wywołującej skutki w naszej świadomości jest niemożliwym, to istnienie jakiejś przyczyny tych skutków jest jedną z danych tejże świadomości. Widzieliśmy że wiara w jakąś potęgę, której granice w czasie lub przestrzeni nie dają się pojąć, jest zasadniczym pierwiastkiem religii, ostającym się po wszelkich zmianach jej form. Widzieliśmy, iż wszystkie systematy filozoficzne, jawnie lub milcząco, uznają, tę samą prawdę ostateczna; że chociaż zwolennik względności (relatywista) wprost odrzuca owe określone twierdzenia, jakie wygłasza — zwolennik bezwzględności (absolutysta) odnośnie do bytu transcendentalnego, to jednak w końcu zostaje on zmuszonym zjednoczyć się [z nim w głoszeniu tęgo transcendentalnego bytu. W końcu okazało się, że ta niepokonana świadomość (transcendentalnego bytu) w której łączą się z sobą religia, filozofia i mniemanie ogólne jest właśnie tą samą świadomością, na jakiej wspiera się wszelka nauka ścisła. Znaleźliśmy, iż wiedza podmiotowa nie może zdać nam sprawy z owych uwarunkowanych rodzajów bytu, stanowiących naszą świadomość, nie uciekając się, jako do postulatu do bytu, nie uwarunkowanego. Znaleźliśmy też, że wiedza przedmiotowa nie może zdać nam sprawy ze świata poznawanego przez nas, jako zewnętrzny, nie zapatrując się na zmiany jego postaci, jako na objawy czegoś, co trwa niezmiennie pod wszelkimi tymi postaciami. Tego samego też domyślać się każe wywód, do jakiego cofnąć się musimy obecnie, dzięki naszej już uzupełnionej syntezie. Uznanie pewnej statecznej siły — wiecznie zmiennej co do swych objawów, ale niezmiennej pod względem ilości, tak w czasach ubiegłych, jak też i w przyszłości całej, uznanie to, jak znaleźliśmy, jedynie umożliwia wszelkie tłumaczenie konkretne i w końcu jednoczy sobą wszystkie tłumaczenia.


Nie znaczy to, co prawda, aby ta zgodność dodawała cokolwiek mocy naszemu rozumowaniu w jego całokształcie logicznym. Synteza nasza posuwała się naprzód, uznając na każdym kroku za dowiedzioną tę ostateczną, prawdę; to też prawda ta żadna miara, nie może być uważana za wynik syntezy. Niemniej wszakże zgodność owa może być dla nas probierzem prawdy. Już. bowiem, mówiąc o danych filozofii zaznaczyliśmy, iż nie możemy uczynić nawet pierwszego kroku bez uciekania się do przypuszczeń i że jedyna drogą naszą jest postępować z nimi jako z tymczasowymi, dopóki prawda ich nie zostanie udowodniona przez spójność wszystkich osiągniętych wyników. Obecnie widzimy, iż spójność ta jest doskonałą i wszechogarniającą — że stosuje się ona do całego gmachu owej określonej świadomości stosunków, jaką nazywamy wiedzą, i że zgadza się z nią owa nieokreślona świadomość bytu transcendentalnego, tworząca istotę religii.


§ 192. Badania naukowe, metafizyczne i teologiczne jawnie posuwały się i jeszcze się posuwają w kierunku wyników takiego właśnie porządku. Zespalanie się pojęć politeistycznych w monoteizmie, oraz sprowadzanie poglądu monoteistycznego do postaci coraz bardziej ogólnej, w której zwierzchnictwo osobowe pogrąża się coraz więcej we wszechobecności (immanence), jasno uwydatnia ten postęp. Ukazuje się on również w porzucaniu dawnych teoryj „o istnościach\”, „możliwościach\’\’, „władzach utajonych\” itd. w opuszczaniu takich doktryn, jak „idee Platona\”, „z góry ustanowione harmonie\” itp., oraz w dążności do utożsamiania bytu obecnego w naszej świadomości z bytem inaczej uwarunkowanym poza świadomością. Jeszcze bardziej uwydatnia się ten ruch w postępach nauki, która na początku grupowała pojedyncze fakty, poddając je prawom, jednoczyła prawa szczególne pod panowaniem bardziej ogólnych, a w ten sposób dochodziła do praw o coraz większym stopniu ogólności, aż w końcu przyswoiła sobie pojęcie praw powszechnych.


Skoro zaś jednoczenie owo jest cechą rozwijającej się myśli wszelkich rodzajów, i skoro wcześniejsze lub późniejsze osiągnięcie jedności śmiało może być przewidywane, to wywód nasz jeszcze jedno znajduje poparcie. Dopóki bowiem nie istnieje jeszcze jakaś inna i wyższa jedność, to ta, jaką myśmy osiągnęli, musi być celem dążenia rozwijającej się myśli; bardzo zaś trudno jest przypuścić, aby taka inna, wyższa jedność istniała. Zgrupowawszy w drodze indukcji przemiany, ukazujące się nam we wszelkich porządkach bytu, sprowadziwszy owe wnioski poszczególne do jednego, sprawdziwszy wywód nasz dedukcyjnie, przekonawszy się, że ostateczna prawda, z jakiej się on daje wyprowadzić, przekracza możność dowodzenia — możemy, jak się zdaje, powiedzieć przynajmniej, iż jest wielce nieprawdopodobnym, aby można było wskazać jakąś całkiem odmienną drogę zjednoczenia owego całego procesu wszechrzeczy, jaki wyjaśniać ma filozofia. Nie łatwo byłoby pojąć, że wszystkie nagromadzone powyżej probierze są zwodniczymi, albo że jakaś doktryna przeciwna może przedstawić większe nagromadzenie probierzy.


Niech jednak nikt nie przypuszcza, że przypisujemy tutaj taki sam stopień wiarogodności wszystkim owym twierdzeniom pomniejszym, przytaczanym dla uzmysłowienia prawdy ogólnej, Przypuszczenie podobne byłoby tak widocznie niedorzecznym, że nie ma chyba potrzeby przeciwko nim;i się zastrzegać. Ale błędy popełnione w szczegółach wykładu nie dotykają prawdziwości całej doktryny. Gdyby można było wykazać, że stateczność siły nie jest jedną zdanych świadomości, albo gdyby wykazać się dało, że rozmaite, powyżej wyszczególnione prawa siły z zasady owej nie wypływają, albo też gdyby można było uwydatnić, że i wobec tych praw, redystrybucja materii i ruchu nie odbywa się nieuchronnie w sposób opisany, wówczas, istotnie, wykazano by, że teoria ewolucji nie przedstawia owej wielkiej rękojmi, jaką tu jej przypisujemy. Ale nic podobnego nie może zachwiać osiągniętych przez nas wniosków ogólnych.


§ 193. Gdyby wnioski te były przyjęte — gdyby się zgodzono że zjawiska, odbywające się wszędzie, są częściami ogólnego procesu ewolucji, z wyjątkiem tych wypadków, kiedy są one częściami procesu przeciwnego — dysolucji, wówczas moglibyśmy wywnioskować, że wszystkie zjawiska wtedy tylko dosięgną całkowitego swego wyjaśnienia, kiedy rozpoznanymi zostaną, części owych procesów. Wynika stąd, że granica ku której dąży poznawanie, osiągniętą być musi wtedy, kiedy formuły tych procesów, tak będą stosowane, iż dadzą możność ogólnego i poszczególnego tłumaczenia wszelkiego zjawiska w jego całokształcie, jak również wszystkich zjawisk w ogóle.


Ale częściowo zjednoczona wiedza, odróżniana pod nazwą nauki, nie zawiera jeszcze w sobie takiego całkowitego objaśnienia. Tak np. w naukach bardziej złożonych postęp jest prawie wyłącznie indukcyjnym, w prostszych zaś dedukcja stosowaną bywa do zjawisk składowych (drugorzędnych); niewielu też jeszcze sądzi obecnie, iż ostatecznym zadaniem nauki jest dedukcyjne tłumaczenie zjawisk składowych. Nauki abstrakcyjne, mające do czynienia z formami ukazywania się zjawisk, oraz nauki abstrakcyjno-konkretne, roztrząsające czynniki powstawania zjawisk, są ze stanowiska filozofii piastunkami nauk konkretnych, mających do czynienia ze zjawiskami gotowymi już, istniejącymi w całej ich przyrodzonej złożoności. Kiedy prawa form i prawa czynników zostały stwierdzone, wówczas nasuwa się potrzeba stwierdzenia praw samych wytworów, o ile określają się one wzajemnym wpływem czynników współdziałających. Przy danej zasadzie stateczności i rozmaitych prawach pochodnych siły należało wykazać nie tylko to, w jaki sposób dzisiejsze postacie bytu świata nieorganicznego nieuchronnie muszą objawiać nam cechy swoje obecne, ale jak również nieuchronnie wypływać stamtąd muszą liczniejsze i bardziej zawiłe cechy bytu organicznego i nadorganicznego, w jaki sposób rozwinął się organizm? jakim jest początek ludzkiej umysłowości? skąd powstał postęp społeczny?


Widocznym jest, iż to rozwinięcie poznawania (wiedzy) w pewne zorganizowane skupienie bezpośrednich i pośrednich wywodów, wyciągniętych z zasady stateczności siły, dokonanym być może jedynie w odległej przyszłości i że zapiawdę nawet wówczas nie może być ono zupełnym. Postęp nauki jest postępem owego zrównoważenia się myśli i rzeczy, który jak widzieliśmy, odbywa się i odbywać się musi nadal, lecz który nie może dosięgnąć doskonałości w czasie ograniczonym. Jednakże, chociaż nauka nigdy nie może być przyprowadzoną do tej postaci i chociaż zbliży się do niej jedynie w przyszłości bardzo odległej, to jednak dzisiaj już można uczynić wiele na drodze owego zbliżenia.


Jasnym jest, iż to, co może być zrobionym dzisiaj, może być dokonanym bardzo niedokładnie przez pojedynczą jednostkę. Żaden osobnik nie może posiadać owej wiedzy encyklopedycznej, niezbędnej nawet do należytego zorganizowania prawd już ustalonych. Niemniej wszakże, ponieważ postęp dokonywa się drogą inkrustacji (oddzielnych wkładów)—tak samo jak wszelka organizacja, poczynająca się od mdłych i niewyraźnych zarysów, wykończoną bywa przez stopniowe zmiany i uzupełnienia — przeto można odnieść pewien pożytek z jakiegoś bodaj nieudolnego usiłowania, mającego na celu sprowadzić nagromadzone już dzisiaj fakty albo raczej niektóre ich działy, do jakiejś koordynacji. Taki musi być cel kilku tomów, mających nastąpić po niniejszym, a zaprzątających się rozmaitymi odnośnymi działami tego, cośmy odróżnili na wstępie jako filozofia szczegółowa.


§ 194, Na zakończenie potrzeba tu powiedzieć słów kilka o ogólnym znaczeniu poglądów, jakie w dalszym ciągu mamy rozwinąć. Zanim przystąpimy do szczegółowego wyjaśnienia zjawisk życiowych, duchowych i społecznych w terminach materii, ruchu i siły, należy przypomnieć czytelnikowi, w jakim znaczeniu objaśnienia owe mają być przyjmowane.


Jakkolwiek czysto względny charakter owych objaśnień kilkakrotnie był tutaj uwydatniany, to jednak łatwość nieporozumienia jest tu tak wielką, że, pomimo wszelkiej oczywistości przeciwnej, w wielu umysłach zrodzi się przekonanie, że tak podane tu przez nas rozwiązania, jak również i te, co mają od nich pochodzić, są w istocie swej materialistyczne. Słysząc przez całe swe życie, jak zarzucano materializm tym, którzy starali się wytłumaczyć zjawiska bardziej zawiłe działaniem czynników, wywołujących zjawiska najprostsze, bardzo wiele osób nabyło pewnej odrazy do takich sposobów tłumaczenia; to też powszechne stosowanie owych sposobów, pomimo iż uprzedzimy, że rozwiązania przez nie osiągnięte, mogą być tylko względnymi, prawdopodobnie wpłynie na wywołanie silniejszych lub słabszych tego rodzaju uczuć (odrazy). Takie jednakże zachowanie się danej umysłowości nie tyle jest znamieniem czci dla nieznanej przyczyny, ile oznaką niepoważania owych form pospolitych, w jakich przyczyna ta nam się objawia. Ludzie, którzy się nie wznieśli ponad pospolite pojmowanie rzeczy, jednoczące z materią pogardliwy epitet „grubej\” i „bezrozumnej\”, mogą, naturalnie czuć niesmak, słysząc, o zamiarze sprowadzenia zjawisk życiowych i form społecznych do jednego poziomu z tymi, które w ich oczach stoją tak nisko. Ktokolwiek jednak przypomni sobie, iż w oświetleniu nauki, owe postacie bytu, o których człowiek niewykształcony mówi z taką pogardą, okazują się tym bardziej cudownymi w swych przymiotach, im pilniej są badane i że nauka zarówno wykazała niezrozumiałość, bezwzględną ich ostatecznej natury, tak samo jak bezwzględnie niezrozumiałym jest czucie lub owo świadome coś, które je postrzega — ktokolwiek jasno poznał tę prawdę, ten zrozumie, że zamierzony tu sposób wykładu każe domyślać się nie poniżenia tak zwanej wyższości, lecz podniesienia tak zwanej niższości. Człowiek taki, spostrzegłszy, że materialista i spirytualista spierają się z sobą tylko o słowa, że w sporze tym obaj zarówno są niedorzeczni — gdy każdy z nich sadzi, że rozumie to, co niedostępnym jest rozumieniu człowieka — człowiek taki zrozumie jak dalece bezzasadną jest jego obawa. Przekonawszy się całkowicie że jakimkolwiek będzie słownictwo, tajemnica ostateczna musi pozostać jednaką, będzie on gotów sformułować wszystkie, zjawiska tak dobrze w terminach materii, ruchu i siły, jak we wszelkich innych; istotnie zacznie on raczej przewidywać, że tylko w doktrynie uznającej nieznaną przyczynę za współrozciągłą ze zjawiskami wszelkich porządków, że tylko w takiej doktrynie może znaleźć miejsce jakaś konsekwentna religia, lub jakaś konsekwentna filozofia.


Jakkolwiek niemożliwe jest zapobiec wyobrażeniom błędnym, zwłaszcza gdy zawiłe pytania tak dalece podniecają ducha przeciwieństwa, to jednak, aby o ile można ustrzec się owych błędów, pożądanym będzie treściwie i dobitnie powtórzyć tu ową filozoficzno-religijną doktrynę rozwijaną na kartach poprzedzających. Wielokrotnie i rozmaitymi sposobami wykazywano tam, iż najgłębsze prawdy dla nas dostępne, są to po prostu zaznaczenia owych uświadamianych przez nas, najbardziej rozległych jednostajności (podobieństw) stosunków materii, ruchu i siły, oraz, że materia, ruch i siła są to tylko symbole jakiejś nieznanej rzeczywistości. Jakaś potęga, której granic, tak w czasie jak w przestrzeni, wyobrazić nie podobna, wywołuje w nas pewne skutki. Skutki te posiadają niejakie podobieństwa rodzajowe, z których najogólniejsze grupujemy razem pod nazwami materii, ruchu i siły; na koniec, pomiędzy owymi skutkami istnieją podobieństwa związku, z tych zaś najbardziej stałe klasyfikujemy, jako prawa o najwyższym stopniu pewności. Jakoż najwyższym uwieńczeniem nauki jest wytłumaczenie zjawisk wszelkich porządków, jako rozmaicie uwarunkowanych objawów tego jednego rodzaju skutku, objawów, odbywających się wobec rozmaicie uwarunkowanych sposobów tego rodzaju jednostajności. Ale zrobiwszy to, nauka nie czyni nic więcej, jak tylko systematyzuje nasze doświadczenia, nie rozszerzając bynajmniej jego zakresu. Tak samo jak przedtem, nie możemy powiedzieć, czy jednostajności owe są równie nieuniknione bezwzględnie, jak dla myśli naszej nieuniknionymi są względnie. Ostatnią dostępną dla nas rzeczą jest takie wytłumaczenie odbywających się dokoła nas procesów, jak przedstawiają się one naszej ograniczonej świadomości — ale w jaki sposób proces ten wiąże się z procesem istotnym — tego niezdolni jesteśmy pojąć, a tym mniej poznać.


Podobnie też przypomnieć tu należy, że, tak samo jak niezbadanym jest dla nas związek pomiędzy porządkiem fenomenalnym, a ontologicznym (zjawiskowym a istotowym), tak samo też niezbadanym jest na zawsze związek pomiędzy uwarunkowanymi postaciami bytu, a postacią jego nieuwarukowaną. Tłumaczenie wszelkich zjawisk w terminach materii ruchu i siły nie jest niczym więcej, jak tylko sprowadzeniem naszych zawiłych symbolów myślenia do symbolów najprostszych; kiedy zaś równanie wyrażonym będzie w jego postaci najniższej, to i wówczas symbole nie przestają być tylko symbolami. Dlatego też rozumowania zawarte w rozdziałach poprzedzających, nie dają poparcia jednej lub drugiej z owych dwóch przeciwnych sobie hipotez o ostatecznej naturze rzeczy. Zawierające się tam domniemania, nie są ani bardziej materialistyczne, ani bardziej spirytualistyczne, ani też na odwrót. Wszelki dowód, przemawiający pozornie na korzyść danej hipotezy, zobojętnionym bywa przez inny dowód, świadczący na korzyść drugiej. Materialista bowiem, widząc, iż z prawa współzależności (siły) nieuchronnie wynika wniosek, że to, co istnieje w świadomości pod postacią czucia, daje się przeobrazić w pewien równoważnik ruchów mechanicznych, a wiec w równoważniki wszelkich innych sił materii, materialista mówimy, może uważać tym samem za dowiedzione, że zjawiska świadomości są zjawiskami materialnymi. Ale za to spirytualista, wychodząc z pewnych danych, może utrzymywać z równą słusznością, że, skoro siły materii poznawalne są jedynie w postaci owych równoważnych zasobów świadomości przez nie wytwarzanych, to wnioskować stąd można, iż owe siły, istniejące poza świadomością są, takiej samej wewnętrznej natury, jak i wówczas, gdy istnieją w świadomości, że w ten sposób usprawiedliwić się daje spirytualistyczne pojmowanie świata zewnętrznego, jako składającego się z czegoś, co jest w istocie swej identyczne z tym, co nazywamy duchem. Oczywiście ustalenie współzależności i równoważności sił świata zewnętrznego i wewnętrznego zużytkowanym być może w celu upodobnienia któregokolwiek z nich drugiemu, a to w zależności od tego, czy rozpoczniemy od jednego lub drugiego z tych krańców. Ale ten, kto właściwie wytłumaczy sobie doktrynę, w tym dziele zawartą, spostrzeże iż żaden z tych krańców, nie może być uważanym za ostateczny. Zobaczy on, że jakkolwiek stosunek przedmiotu i podmiotu zmusza nas do przyjęcia owych przeciwstawnych pojęć ducha i materii, to jednak tak na jedno z nich, jak i na drugie, zapatrywać się należy tylko jak na znamię jakiejś, istniejącej poza nimi, nieznanej rzeczywistości.