Wstęp do socjologii – Uprzedzenia wychowania

U wielu rzeczach mielibyśmy daleko jaśniejsze pojęcia, gdybyśmy chcieli pojąć, że posiadamy właściwie dwie religie. – Pierwotna ludzkość miała tylko jedne religie, a ludzkość przyszłości znów jedne religie mieć będzie. Obie te religie przeciwstawiają się sobie nawzajem; a my, co skazani jesteśmy żyć w środku prądu cywilizacji, wyznajemy i jedne i drugą.

Obie te religie odpowiadają dwom wprost przeciwnym grupom społecznych wymagań. Jedna grupa miała przewagę na początku, druga będzie ją mieć na końcu; a na całej linii biegu cywilizacji musi między jedną i drugą zachodzić pewien kompromis. Po jednej stronie musi stać dążność do zachowania społeczeństwa wobec zewnętrznych nieprzyjaciół, po drugiej , zaś wspólna praca obywateli, o tyle tylko możliwa, o ile dobre między ludźmi stosunki wzajemne budzą zaufanie. Jeżeli jednemu wymaganiu nie uczyni się zadość, znika społeczeństwo, padając ofiarą lub stając się pastwą drugiego. Jeżeli zaś drucie wymaganie nie zostanie zaspokojone, nie może mieć miejsca ani ów podział pracy, ani owa wymiana pomocy, ani powstający stąd postęp ekonomiczny, ani wreszcie wzrost ludności, jednym słowem wszystko to, co podsyca siły społeczeństwa i przy życiu je utrzymuje. Przez przystosowanie do tych dwóch wprost przeciwnych sobie wymagań powstają dwa kodeksy obowiązków, z których każdy oddzielną; nadprzyrodzoną sankcję otrzymuje. Tym sposobem otrzymujemy dwie współcześnie istniejące religie – religię nienawiści i religię miłości.

Rozumie się samo przez się, iż nie utrzymuję, jakoby obu nadawano nazwę religii, nie mówię tu bowiem o nazwach, ale o rzeczach. Dziś ludzie nie składają w słowach tak wielkiego hołdu kodeksowi nienawiści jak kodeksowi miłości; on to zajmuje obecnie miejsce honorowe. Ale rzeczywistym kierownikiem postępków ludzkich pozostał w znacznej części, jeśli nie przeważnie kodeks nienawiści. Faktycznie wyznają religię nienawiści prawie wszyscy ludzie. I wielu wmawia w siebie tylko, iż wyznaje religię miłości.

Przypomnijmy ludziom podczas jakiejkolwiek dyskusji, np. o sprawach międzynarodowych, przepisy wiary, do której się przyznają, a zobaczymy jak chłodno je przyjmą. Potem zaś przejdźmy do „bójki” w Winchester albo do ukarania powstańców indyjskich, lub też do spraw Jamajki, a wnet się pokaże, że podczas gdy w przepisy tylko co wzmiankowane nominalnie wierzymy, w przepisy wprost przeciwne wierzymy faktycznie i z całym zapałem je bronimy.

Dziwnym zbiegiem okoliczności dwie te wprost przeciwne religie, jednakowo niezbędne w naszym stanie przejściowym, przejęliśmy od dwóch różnych plemion. Z ksiąg żydowskiego nowego testamentu czerpiemy naszą religię miłości. Epos zaś Rzymian i Greków stał się dla nas ewangelią naszej religii nienawiści.

W wychowaniu młodzieży mniejszą część czasu zajmuje nam pierwsza religia, większą zaś druga. I jakby dla uzupełnienia tego kompromisu, obie religie wykładają jedni i ci sami nauczyciele, w jednym i tym samem miejscu. W naszych szkołach rządowych, jako też i w wielu prywatnych, jedne i te same osoby są kapłanami obu religii. Wspaniałomyślności zaparcia się samego siebie, która zajmuje pierwsze miejsce w Piśmie Świętem i do której zachęcają kazania, składamy okazały hołd raz na siedem dni; gdy tymczasem przez pozostałe sześć dni unosimy się w słowach pełnych, zachwytu nad wspaniałomyślnością poświęcania bliźnich naszym interesom. –

Święty obowiązek krwawej zemsty który, jak się to jeszcze dziś z modłów dzikich plemion pokazuje, jest religią nienawiści w pierwotnej jej formie, która, jak się tego ze starożytnej literatury uczymy, został wprowadzony z dopuszczenia, albo raczej z rozkazu Boskiego, i który nadto ludzkie poglądy usprawiedliwiają – oto taki to obowiązek wpajamy głęboko przez sześć dni w tygodniu w umysły, i tak od natury do niego skłonne; a dla osłabienia wrażenia, jakie podobne nauki sprawiają, siódmego dnia sumiennie głosimy, że zemsta jest wzbroniona.

A priori nikłby pomyśleć nie mógł, żeby człowiek był w stanie przez całe swe życie wyznawać dwie nauki wprost sobie przeciwne. Ale człowiek posiada rzeczywiście dziwną bardzo zdolność łączenia sprzecznych z sobą przekonań – dziwną przynajmniej, jeśli przypuszczamy, ze człowiek jednocześnie jest świadom obu sprzecznych przekonań; mniej dziwną, jeżeli przyznamy to za fakt, że przekonania te nigdy razem w świadomości jego nie panują.

Pewien znakomity niedawno zmarły fizyk, którego przyjaciele mniemali, iż wiedza jego powinna była wyłączać jego wiarę lub na odwrót, dla tego tylko mógł do obu się przyznawać, że umyślnie oddalał od siebie wszelką chęć porównywania jednej z drugą: albo wyrażając się metaforycznie – fizyk nasz zamykał drzwi od swego laboratorium, kiedy wchodził do swej kaplicy, a zamykał drzwi od kaplicy, kiedy wchodził do laboratorium. – Ponieważ zaś ludzie powszechnie coś podobnego czynią, przeto też żyją spokojnie wśród takiego kompromisu obu swych wyznań, nie dającego się logicznie usprawiedliwić. Podobnie jak roztropne dziecko z początku daje dorosłym trudne do rozwiązania pytania teologiczne, za które często zgromione bywa, a następnie przestaje zastanawiać się nad trudnościami, których mu nikt objaśnić nie może; tak samo i chłopiec zwolna przywyka do sprzeczności między tym, czego się uczy w szkołę a tym, co słyszy w kościele, tak iż sprzeczności te, którym się w pierwszych chwilach dziwił, w następstwie przestają zwracać jego uwagę na siebie. – W ten sposób wzrastając, przywyka wraz z swymi towarzyszami stosować to jedno, to drugie wyznanie; aż nareszcie w wieku dojrzałym przyzwyczajenie to staje mu się drugą naturą. W tym stadium swego rozwoju już mówi o konieczności obrony honoru narodowego, i uważa za niegodne w razie najazdu odwołać się do sądu polubownego, zamiast uciec się do wojny; potem zaś zwołuje swe sługi i czyta im modlitwę, wznosząc prośbę do Boga, żeby nam odpuścił nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom. To, o co się w Niedzielę jako cnotę modli, potępia w Poniedziałek jako występek.

Religia miłości i religia nienawiści z odpowiednimi afektami, które wywołują, są ważnymi czynnikami w rozumowaniach socjologicznych; i tylko wtedy możemy dojść do rozumnych socjologicznych wniosków, jeżeli będziemy się rachować z obu szeregami tych czynników.

Każda grup ę społecznych faktów wypada uważać za pewną fazę w ciągłym szeregu przemian. Wszystkie sprzeczne religijne poglądy i uczucia, zawarte w takiej grupie faktów, wypada nam uważać za składowe pierwiastki tej fazy. Ale na tom nie dosyć. – „Wypada nam nadto te sprzeczne z sobą religijne poglądy, w których nas wychowano i które fałszują nie tylko sądy nasze o przemijających zjawiskach, zachodzących w naszym społeczeństwie, ale i o zjawiskach, zachodzących w innych społeczeństwach i w innych czasach, uważać za przejściowe; błędy zaś, które się pod ich wpływem zakradły do naszych wywodów, należy odszukać i poprawić. Dalej, pamiętać winniśmy, że z dwóch religii,, które w nas wpojono, z biegiem cywilizacji religia nienawiści zwolna traci na sile, natomiast zaś religia miłości coraz bardziej się wzmaga. Winniśmy pamiętać, że na każdym szczeblu cywilizacji pewien oznaczony stosunek między obiema zachodzić musi, i że wynikający stąd kierunek przekonań socjalnych jest również tylko czasowy. A jeśli chcemy wyrobić w sobie przekonanie, wolne od fałszów i stanowiące pierwiastki umiejętności społecznej, to musimy i ten czasowy kierunek uwzględnić.

Żeby pojąć, do jakiego stopnia obie nasze religie socjologiczne poglądy paczą, i jak niezbędną jest rzeczą powstające stąd wprost przeciwne błędy poddać poprawce, musimy rozważyć obie ostateczności, w jakie nas obie religie popychają.

Tak samo jak sprzeczne z sobą siły fizyczne i jak wprost przeciwne sobie afekty, tak samo i sprzeczne z sobą socjalne kierunki, rodzące się z afektów, nie wytwarzają jakiegoś stanu pośredniego lecz tylko pewne wahania pomiędzy dwoma wprost sobie przeciwnymi stanami. Nie zawsze bowiem Jedna siła lub skłonność znajduje opór w drugiej, ale raz znacznie przeważa jedna, drugi raz znów następuje wskutek reakcji przewaga drugiej. To, co dostrzegamy we fluktuacji cen papierów publicznych i towarów, odbywającej się rytmicznie w dziennych, tygodniowych, albo też i dłuższych periodach – to, co widzimy w owej periodycznej zmianie szału i strachu panicznego, powstających wskutek nieusprawiedliwionych nadziei i nierozsądnej obawy – to, co nam przedstawiają geometryczne figury, wyobrażające ten ruch za pomocą podnoszących się i opadających linii, to samo napotykamy i we wszystkich społecznych zjawiskach, nie wysączając religijnych i moralnych. Ruch ten przedstawia się na wielką i małą skalę -w rytmach obejmujących wieki całe i w rytmach mniejszych okresów; i nie tylko można go dostrzec na falach społecznych uczuć i poglądów, rozlewających się po całych społeczeństwach, ale i w wprost przeciwnych ostatecznościach do jakich oddzielne indywiduum lub oddzielne sekty jednego i tego samego społeczeństwa w jednym i tym samym czasie dochodzą. – Nigdzie nie masz rozwagi w sądach i rozwagi w czynach, tylko wypieranie jednych błędów przez błędy wprost przeciwne. „Na szalone stronnictwa dzielą się ludzie” jak mówi Emerson. To zaś, co ma pozór rozsądku, jest owocem ścierającego się nierozsądku. Tak np. w naszym sposobie traktowania występnych panuje jednocześnie i nierozsądny rygor i nierozsądna łagodność. To karzemy ich. jakbyśmy się nad nimi mścili, to znów obsypujemy ich dowodami wygórowanej sympatii. Nigdzie nie ma takiego stosowania kary, jakiego nas porządek, istniejący w naturze uczy, t. j. „takiego wymiaru sprawiedliwości, iżby reakcja najzupełniej odpowiadała akcji.

W walce, zachodzącej między naszymi dwiema religiami, widzimy w szerokich zarysach panowanie tego prawa. Religia nieograniczonego altruizmu powstałaby celu usunięcia nieograniczonego egoizmu. Teorii wyłącznie osobistych interesów przeciwstawia się teoria zaparcia się samego siebie. Na miejsce pierwotnej wiary, nie wymagającej wcale, abyś kochał bliźniego twego, a żądającej tylko, abyś niektórych ze swych bliźnich aż do śmierci nienawidził, powstała nowa, głosząca, iż byś pod żadnym pozorem nie przedsiębrał nic takiego, do czego by cię nienawiść przeciwko twemu bliźniemu popychała, a przeciwnie iż byś go kochał jak siebie samego.

Dziewiętnaście stuleci zdołało od owego czasu ustalić pewien kompromis między tymi dwoma wyznaniami wiary. Kompromis ten jednak nigdy nie by racjonalny lecz empiryczny, a przeważnie nawet bezwiedny. Jeszcze i dziś ogół nie wie dokładnie, jaka prawda tkwi w każdej z tych ostateczności, jeszcze i dziś nie poznał ogół, że obie prawdy powinny się nawzajem dopełniać; a w miejsce tego istnieje tylko częściowe zrównoważenie jednej ostateczności przez drugą. Jedni żyją życiem wyłącznie egoistycznym; inni znów posuwają altruizm tak daleko, że przez to zdrowie tracą i śmierć swą przyspieszają. A nawet w życiu jednego indywiduum nie znajdziesz takiej równowagi obu kierunków: to się wysila żeby zaszkodzić jakiemu zagranicznemu napastnikowi lub swojskiemu złoczyńcy, to znów ponosi ogromne ofiary dla osoby, która wcale na nie nie zasługuje. Że altruizm ma słuszność, ale że i egoizm ma słuszność, i że między obydwoma powinien się ustalić trwały kompromis, do takiego wniosku mało ludzi doszło z jasną świadomością, a jeszcze mniej na niego się zgadza.

A jednak dość jasna, że teoria zaparcia się samego siebie w jej krańcowej formie nie ma podstaw, i powszednie rozumowanie ludzi jako też ich codzienne czyny wymownie świadczą o tym że wszyscy to przyznają. Praca, przedsięwzięcia, wynalazki ulepszenia zawdzięczają zarówno swoje powstanie jak i obecny swój byt tej zasadzie, że każdy z nas dba więcej o zaspokojenie swych potrzeb jak potrzeb bliźniego. Jeżeli zaś jest faktem, że w tej zasadzie leży źródło wszelkiej ekonomicznej czynności, to nie ulega kwestii, że bezwzględny altruizm zniósłby wszystkie obecne społeczne organizacje. Kto by utrzymywał, że zupełnie odmienne organizacje mogłyby być czynne, musiałby tego dowieść dopiero; przekonać się o tym można, jeśli przypuścimy, że wprost przeciwna zasada zyskała moc obowiązującą. Przypuśćmy, że A. nie chce wcale myśleć o sobie, i że jedynie dba o szczęście B., C. i D.; którzy znów ze swej strony, nie bacząc wcale na swe własne potrzeby, zajmują się jedynie zaspokojeniem potrzeb innych ludzi; widoczna, że zawikłany ten proces nie tylko by był bardzo niedogodny, ale nadto nie mógłby dostatecznie zaspokoić potrzeb każdego człowieka, chyba żeby każdy z nas mógł mieć świadomość swego sąsiada. Z tego więc wnosimy, że nieco przewagi egoizmu nad altruizmem tylko zbawienne być może, i że faktycznie żaden inny ustrój nie byłby odpowiedni. Spytajmy się tylko, co by stąd wynikło, gdyby A., B., C. i D odmawiali sobie wszelkiej przyziemności z tego powodu, że ktoś inny mógłby jej pożądać, a ten inny również stanowczo się jej wyrzekł z sympatii dla bliźniego – rozważmy tylko, jakie zamieszanie, ile nieporozumień i jaki ubytek przyjemności stąd by dla wszystkich powstał a zrozumiemy, iż czysty altruizm, sprowadziłby w społeczeństwie tak samo położenie bez wyjścia, jaki czysty egoizm. W rzeczy parnej, nikt nie kieruje się w życiu wyłącznie teorią altruistyczną. Kwakier, spełniający na pozór dosłownie przykazania religii chrześcijańskiej, w interesach swych trzyma się tak samo zasad egoistycznych jak i jego sąsiedzi. Jakkolwiek głośno wyznaje zasadę, iż nie należy dbać o jutro, z tym wszystkim w trosce swej o jutro, rządzi się egoizmem tak samo jak i każdy inny człowiek i wie, że, gdyby tak samo troszczył się i o jutro innych, nie tylko zniszczyłby samego siebie, ale nadto sprowadziłby nieszczęście na wszystkich.

A jednak, chociaż nikt nie jest zupełnie altruistyczny- chociaż nikt nie wierzy w to, żeby można było żyć zupełnie altruistycznie, z tym wszystkim ludzie wciąż powtarzają, iż życie powinno być wyłącznie altruistyczne. Zdaje się, jakby nikt nawet nie domyślał się, że altruizm jest zupełnie nieusprawiedliwiony. Każdy z nas wychowany w wyznaniu, stawiającym altruizm ponad egoizm, i zawierającym przykazania, czysto altruistyczne, a jednak zmuszony w sprawach codziennych na przykazania te nie baczyć, a nawet częstokroć się ich wypierać, przynosi im hołd ustami, co więcej, przypuszcza, iż słusznie wiary w nie od niego wymagają, chociaż wie, że niepodobna ich spełnić. Czując że niepodobna powątpiewać o prawdzie tych przykazań bez podania w wątpliwość całej swej religii, każdy wmawia w siebie i w drugich, że wierzy w rzeczy, o których przekonany jest, że w nie nie wierzy. Każdy utrzymuje, jakoby wierzył, iż zaparcie się samego siebie jest słusznym wymaganiem, chociaż domyśla się, że tylko zgubne może pociągnąć za sobą skutki.

Gdybyśmy mieli odwagę jasno zdać sobie z tego sprawę, czego się tylko domyślamy, spostrzeglibyśmy, że zaparcie samego siebie po za, pewną granicą wszystkim szkodę wyrządza – zarówno tym dla których się poświęcamy, jako też i nam samym. Jak z jednej strony ciągłe wyrzekanie się przyjemności i ciągłe znoszenie dolegliwości fizycznie jest szkodliwe, tak iż w końcu sprowadza osłabienie, chorobę i przedwczesną śmierć; tak znów z drugiej strony ustawiczne przyjmowanie dobrodziejstw ze szkodą innych jest zgubne moralnie. Pierwsze jest dziełem bezinteresowności drugie – egoizmu. Jeśli jest szlachetnie wyrzekać się przyjemności dla swego bliźniego, to przyjmować takie dobrodziejstwo jest nieszlachetnie; a jeśli powtarzanie pierwszego sposobu postępowania jest podniosłe, to powtarzanie drugiego jest poniżające. Tak, że, jakkolwiek altruistyczne postępki do pewnego stopnia są zbawienne dla dającego i przyjmującego, po za tą granicą stają się dla obu zgubnymi – jednego gubią fizycznie, drugiego moralnie. Nie jeden z moich czytelników zna z własnego życia wypadki, gdzie poświęcająca się miłość podsycała tylko chęć zabaw, lenistwo i brak względów dla innych, gdy tymczasem powłóczysty chód i wybladłe lica nierozsądnego dobroczyńcy wymownie świadczyły o skutkach zaparcia się samego siebie; i cóż było rezultatem takiego postępowania? oto upadek dobrego i jeszcze większe zepsucie złego.

Wewnętrzną sprzeczność nieograniczonego altruizmu dowodzi wyraźnie ta okoliczność, że w szerokich rozmiarach byłby on możliwy tylko w takim społeczeństwie, którego jedna połowa składałaby się tylko z egoistów, a druga z samych altruistów; – tylko ludzie do najwyższego stopnia egoistyczni mogliby na to pozwolić, żeby drudzy postępowali względem nich z zupełnym zaparciem się samych siebie. Jeśliby każdy dbał należycie o drugiego, to w końcu nie byłoby nikogo dla przyjęcia ofiar, które inni gotowi są ponieść. Jeśliby każdy kierował się tylko współczuciem dla swego bliźniego, to by nikt nie był do tyła egoistą, żeby mógł na to pozwolić, aby inni dla jego dobra samym sobie szkodę wyrządzali. Jednym słowem nieodzownym warunkiem możliwości altruizmu w jakimkolwiek społeczeństwie jest taki ustrój natury ludzkiej, który znosi czysty altruizm z powodu braku ludzi, którzy by mogli być przedmiotem altruistycznego postępowania.

Teoria altruizmu i z drugiego jeszcze punktu widzenia okazuje się niemożliwą. Jeżeli życie i jego przyjemności mają wartość dla innych ludzi, to mają one i dla nas. Jeśli zaś jeden tyle-zyskuje, ile drugi traci to przez to całkowita suma szczęścia, wcale się, nie zwiększa; a jeśli korzyść jest mniejsza od straty, jak to po większej części ma miejsce jeśli ten, co przyjmuje, stojąc już i tak niżej od tego, co daje, jest jeszcze nadto zdemoralizowany nawyknięciem do przyjmowania ofiar, a przez to coraz mniej zdolny do odczuwania szczęścia (co jest koniecznym następstwem), to całkowita suma szczęścia musi się zmniejszyć: i ten, co ponosi, i ten, co odbiera ofiary, tracą wspólnie.

Można też wykazać, że indywiduum ma obowiązek dbać o zachowanie samego siebie. Obrona praw osobistych jest niezbędna zarówno jako środek dla osiągnięcia szczęścia osobistego, stanowiącego składową cząstkę szczęścia ogólnego jako też i jako środek dla altruistycznego przysporzenia szczęścia ogólnego. Bronić się od napaści jest nie tylko słuszna, ale nawet świętym obowiązkiem. Spokojne poddanie się sprzeciwia się zarówno altruizmowi jak i egoizmowi. Krańcowa teoria chrześcijanizmu, według której nikt nie postępuje, w którą nikt istotnie nie wierzy, ale do której wielu w cichości, a niektórzy nawet i głośno się przyznają, nie da się ani logicznie obronić ani urzeczywistnić.

Religia miłości zatem, wzięta sama w sobie, wymaga dopełnienia. Dogmaty, których uczy, uczucia, które budzi, zrodzone wskutek reakcji przeciwko dogmatom i uczuciom wprost przeciwnym, popadły w drugą ostateczność. Zwróćmy się teraz do owych dogmatów i uczuć, które głosi i wpaja religia nienawiści i rozważmy, do jakich ostateczności one doprowadzają.

* * *

Wielkiego uwielbienia godzien jest diabeł Tasmański, który walczy do ostatniego tchnienia, i w ostatnim tchnieniu jeszcze warczy. Niemniej godzien uwielbienia, choć w mniejszym stopniu, i nasz buldog – zwierzę, o którym utrzymują, iż raz uchwyconej zdobyczy nie puści, choćbyś go pozbawił jakiego członka. Być może, że i niektóre drapieżne zwierzęta godne są podziwu za „swą odwagę”, tak np. lew i tygrys, doprowadzone do ostateczności, walczą nawet przeciwko znacznej przemocy. – Nie należy też zapomnieć o kogucie, tresowanym do walki (game-cock), którego nazwa stała się między pospólstwem przydomkiem, wyrażającym uwielbienie; pospólstwo nasze, napawające się widokiem wieszania zbrodniarza, przebacza mu w połowie jego winę, jeśli umiera „game”.

Za tymi zwierzętami idzie rodzaj ludzki. Niektóre szczepy, jak np. Indianie Amerykańscy znoszą tortury, nie wydając jęku. Wreszcie daleko niżej od poprzedzających stoi człowiek ucywilizowany, który walczy do pewnego punktu, znosi nawet znaczne cierpienia, ale wreszcie ustępuje, kiedy walka staje się bezowocną!

Czyż klasyfikacja taka zastanawia czytelnika? I dlaczegóż miałaby go zastanawiać? Boć przecież jest to tylko literalne, zastosowanie takiej miary wartości moralnej, jaką większa część ludzi w życiu przyjmuje, a wielu bardzo otwarcie broni. Taką to właśnie miarę wartości moralnej przykładał Gambetta, kiedy po wylewie krwi, posuniętym do takiego stopnia, iż Francję prawie zniweczył w te słowa gromił Zgromadzenie narodowe: „Woleliście pokój niż honor; daliście pięć miliardów i dwie prowincje!”

Nawet i pośród nas wielu jest takich, którzy do tego stopnia sympatyzują pod tym względem z Gambettą, że powyższe słowa nie mało się przyczyniły do podniesienia tego męża w ich opinii. Jeżeli czytelnikowi więcej jeszcze takich przykładów potrzeba, żeby odważniej stanąć po stronie tych, co w ten sposób myślą, to możemy mu ich pod dostatkiem dostarczyć. Robotnik w kopalniach w Staffordshire, któremu przyjemność sprawia przyglądać się przynajmniej walce psów, jeśli nie ma sposobności bawić się bójką ludzi, byłby niezawodnie tego samego zdania. – W jaskiniach w White-Chapel i St. Giles przywódcy bokserów uważają za niezbity pewnik, że odwaga i wytrwałość są najwznioślejszymi przymiotami, a większa część czytelników Życia Bella w Londynie dzieli prawdopodobnie ten pogląd. Jeśli zaś Czytelnik więcej jeszcze życzyłby sobie sprzymierzeńców, to na usługi jego stoją całe plemiona, a przede wszystkim owa szlachetna rasa mieszkańców wysp Fidżi, którzy tak wysoko cenią odwagę, że kobiety idą na spotkanie tryumfujących wojowników, wracających z bitwy, i oddają się im zupełnie; tak, że gdyby ktoś miarę taką moralnej wartości uważał za słuszną, zawsze znajdzie wielu towarzyszy, jeśli tylko tego rodzaju towarzystwo przypadnie mu do smaku.

W rzeczy samej, nie jestże to dziwne, że człowiek cywilizowany dumny jest z przymiotu, który niższe od niego plemiona, a jeszcze bardziej niższe zwierzęta w wyższym niż on posiadają stopniu? Zamiast męstwo jego mierzyć przymiotami moralnymi prawdziwie ludzkimi, mierzymy je przymiotem, którym więcej niż on odznaczają się istoty, dostarczające nam w swych nazwach terminów dla, wyrażania naszej pogardy. P. Greg zauważył przed niedawnym czasem, że nasz punkt honoru zapożyczamy od bokserów; a w gruncie rzeczy wszakże postępujemy jeszcze gorzej, gdyż zapożyczamy go od zwierząt. Co więcej zapożyczamy go od zwierzęcia, stojącego niżej niż te, które nam są dobrze znane; „diabeł Tasmański” bowiem stoi pod względem swej budowy rozumu daleko niżej, niż nasze lwy i buldogi.

Można opór przeciwko napastnikowi uważać za chwalebny. Można podziwiać odwagę, która popycha do takiego oporu, a jednak nie zgadzać się na zdanie, że odwaga jest najwyższym przymiotem. Nie ulega kwestii, że człowiek doskonały powinien posiadać odwagę w znacznym stopniu; ależ są i inne przymioty, które również w wysokim stopniu posiadać należy, żeby być doskonałym, a którymi, wszelako nie mierzymy wartości człowieka- Ciało zdrowe, dobrze i proporcjonalnie zbudowane, o muskułach wytrwałych, powinno również wzbudzać nasz podziw i w samej rzeczy nie skąpimy mu go. Godzien podziwu w swoim rodzaju jest i dobry żołądek, dobre płuca i silny system naczyniowy; one bowiem podtrzymują nasze siły, niezbędne dla obrony własnej i dla obrony innych.

Być pięknym zwierzęciem, jest rzeczą nieodzowną w wielu życiowych stosunkach, a odwagę, która w ogóle dowodzi organizacji zdolnej wykonać wszystko, czego od niej wymagamy, słusznie cenimy za to, czego się po niej spodziewamy. Odwaga jest w rzeczy samej uczuciem które się rozwija wskutek częstego i szczęśliwego zwalczania wielu trudności i niebezpieczeństw, co stanowi kamień probierczy siły, zręczności, prędkości i wytrwałości itd. Nikt nie zaprzeczy, że ciągłe niepowodzenia, powstające z braku tej lub owej zdolności, sprowadzają upadek na duchu i, że przęciwnie ciągłe tryumfy, dowodzące zdolności, tak podnoszą odwagę, że się rodzi gotowość pokonania większych trudności.

Okoliczność, że pewna doza wódki, przyspieszając krążenie krwi, rodzi tak nazwaną „holenderską odwagę,” a z drugiej strony fakt, znany dobrze lekarzom, że wady sercowe sprowadzają bojaźliwość, dowodzą dostatecznie, iż odwaga stoi w naturalnym związku ze zdolnością walczenia z niebezpieczeństwami. Tym sposobem przekonywamy się, że podziwiać odwagę, znaczy podziwiać wyższość sił fizycznych i ten rodzaj wyższości umysłowej, która nas uzdolnią do pokonywania trudności. Jednocześnie wszakże przekonywamy się także, iż jeśli nie chcemy na pierwszym miejscu stawiać przymiotów ciała i tych zdolności, które bezpośrednio służą dla celów samozachowawczych, to niepodobna utrzymywać że odwaga jest najwyższym przymiotem człowieka, i że ona powinna stanowić miarę honoru jego.

Być bardzo może, że przecenianie odwagi jest właściwością naszego okresu cywilizacji. Nie ulega też kwestii, że podczas walki narodów o byt, ludzie przymiot ten, stanowiący najważniejszy warunek zwycięstwa, nadzwyczaj wysoko cenić muszą. Dopóki między naszymi sąsiadami będzie żył naród, którego cała płeć męska odbywa służbę wojenną, – dopóki ten naród będzie ożywiać takie uczucie, iż studenci szpecą sobie twarze w pojedynkach o drobnostki, a szramy odniesione w nich, wzbudzają uwielbienie, zwłaszcza u kobiet – dopóki wojsko będzie miało u tego narodu tak wielką przewagę, że zwykły obywatel nie może znaleźć sprawiedliwości za krzywdy, które mu wyrządził żołnierz -dopóki rząd tego narodu jest tak uorganizowany, że król jaki głowa kościoła, pojedynek jako czyn bezbożny potępia i jako głowa sądownictwa za występek go poczytuje, a jako naczelny wódz armii tak go broni, że oficerowie, którzy nie chcą przyjąć pojedynku służbę wojenną opuścić muszą; – dopóki taki naród będzie naszym sąsiadem, dopóty i my będziemy musieli, w naszych instytucjach, uczuciach i poglądach zachować nieco, podobne cechy.

Gdy zaś sąsiadujemy nadto z narodem, dla którego nic nie idzie nad żądzę sławy, a nie ma sławy jak sława wojenna – gdy duch wojenny naród ten tak przenika, że nawet dzieci noszą na-wpół wojskową odzież – gdy naród ten posiada historyka, który utrzymuje, że armia francuska jest największym cywilizatorem, generała, który niedawno temu wyrzekł, że armia jest duszą Francji – gdy siły żywotne tego narodu koncentrują się przeważnie w zębach i pazurach; to z porządku rzeczy wynika, że i my dbamy o nasze zęby i pazury, i żywimy takie idee i takie uczucia, które nam dają możność narzędzi tych skutecznie użyć. Nie podlega najmniejszej wątpliwości, że dopóki drapieżne instynkty będą popychać narody do wzajemnego rabunku, dopóty jednym narzędziom zniszczenia muszą się przeciwstawiać inne, żeby zaś stan taki mógł istnieć, trzeba czcić ludzi, działających jako narzędzia zniszczenia, a nadto wysoko cenić te przymioty, które ich do takiej roboty uzdalniają. Być też zatem może, iż jest rzeczą konieczną przyzwyczajać chłopców naszych do surowego rygoru i karać ich srogo, nie ważąc zbyt skrupulatnie zasad sprawiedliwości. Być też może, że i myśmy powinni, na wzór Spartan i Indian Północnej Ameryki, naszą młodzież na torturach zaprawiać do wojny, i być też więc, może, że .,wychowanie gentlemana” słusznie zupełnie wymaga, żeby przy grze w piłkę kopać się nawzajem butami umyślnie tak ciężkimi, żeby sprawiać ból. Być też również może, że jest rzeczą bardzo zbawienną, oddawać mniejszych chłopów na łaskę i niełaskę większych i pozwalać się im bić batami i kułakami bez interwenci nauczyciela, chociaż bójka taka już nie jednego kaleką na całe życie zrobiła. Prawdopodobnie jest słuszne, żeby dziecko nauczyło się w pokorze znosić tyraństwa pierwszej lepszej osoby, która ma nad nim nadzór, przy pomocy doświadczenia, że skarga nowe sprowadza dolegliwości. Być może, iż jest rzeczą pożądaną, aby każdy stał się moralnie i fizycznie nieczułym wskutek krzywd, jakie musiał znosić, i aby jeszcze stał się nieczulszym przez to, że, gdy nareszcie sam władzę posiądzie, będzie mógł karać innych jak mu się podoba. Być może, iż nie należy tak bezwarunkowo utyskiwać na owo pomieszanie pojęć moralnych, powstające stąd, że wykroczenia przeciwko konwencjonalnym przepisom pociągają za sobą równie surową karę, jak i istotnie niemoralne postępki. Wojna bowiem wyłącza zbytnią moralną i fizyczną czułość. Obawa wyrządzenia komuś krzywdy, jak również i obawa narażania się na dolegliwości uczyniłyby wojnę niemożliwą. Wszelkie skrupuły, czy sprawa, dla której wojnę wszczęto, jest sprawiedliwa, paraliżowałyby energię oficerów i żołnierzy; tak, iż w naszym okresie cywilizacji pewien stopień brutalności istnieć musi.

Prawdopodobnie „duch szkół publicznych”, który, jak to słusznie powiedziano, przenosimy później do życia publicznego, nie byłby zupełnie pożądany w kraju swobodnym. Prawdopodobnie owo wczesne korzenie się przed despotyzmem, owo wczesne nawyknięcie do dzierżenia nieograniczonej władzy niekoniecznie jest najlepszą szkołą dla prawodawcy. Prawdopodobnie mogliby ci, którzy stoją u steru rządu, i których zadaniem jest bronić prawa przeciwko przemocy, lepiej być wychowani niż za pomocą gwałtów, które z początku sami znoszą, a następnie sami wykonywają. W końcu prawdopodobnie, iż inna szkoła niż kij byłaby pożądana, dla ludzi, przewodniczących prasie i kierujących opinią publiczną w kwestiach dotyczących słuszności. Nie ulega wszakże wątpliwości, że dopóki wre nienawiść międzynarodowa, dopóki jest konieczna obrona narodowa, dopóty i owe na-wpół militarne wychowanie ma swą rację bytu. A kodeks honoru, należycie do takiego stanu zastosowany, da się usprawiedliwić w zupełnie ten sam sposób.

Na tym miejscu wszakże, gdzie naszym zadaniem jest oswobodzić się od przemijających afektów i idei, abyśmy byli w stanie wyrobić sobie umiejętne pojęcia, winniśmy się spytać, z jakiej zasady nastąpiło takie natężenie czynności destrukcyjnych i przymiotów, stojących z niemi w związku; a nadto, z jakiej racji może być człowiek dumny z przymiotów, które niższe stworzenia w wyższym od niego posiadają stopniu? Wypada nam rozważyć, czy idea, iż najszlachetniejsze rysy natury ludzkiej są te, które nie mogą się ujawnić bez sprowadzenia dolegliwości i śmierci, da się przynajmniej usprawiedliwić ze względów moralnych, skoro ze względów religijnych potępić ją należy. Zastanowiwszy się nad tym pytaniem, musimy przyjść do przekonania, że religia nienawiści w swej formie absolutnej tak samo nie da się obronić, jak religia miłości, doprowadzona do ostatecznych konsekwencji.- Każda z nich należy do rzędu owych nierozumnych ostateczności, które, dopełniając się nawzajem, wiodą do rozsądnego „juste milieu.”

Jedna z tych religii jest wyrazem praw naszego Ja, druga zaś wyrazem praw naszego bliźniego. Pierwsza z nich uważa za słuszna bronić się przeciwko napaściom i, narażając przez to swe życie, zadawać śmierć nieprzyjacielowi; druga zaś uczy, iż nie należy stawiać oporu napastnikowi, a przeciwnie, ustępować nieprzyjacielowi i praw swych nie bronić. Ucywilizowana ludzkość nie jest wstanie kierować się ani jednym ani drugim przykazaniem wyłącznie. Powolny upadek egoizmu i ciągły wzrost altruizmu stoją wspólnie na przeszkodzie uczynienia zadość obu tym religiom. Postęp taki bowiem musi z jednej strony położyć koniec wszelkim napaściom, bez których szlachetność oporu jest niemożliwa, z drugiej zaś musi sprowadzić powszechne wyrzeczenie się dobrodziejstw, bez czego znów jest niemożliwa szlachetność zaparcia się samego siebie.

Obie ostateczności muszą się znieść wzajemnie, ustępując miejsce kodeksowi moralnemu i ocenie honoru, wolnym od nierozsądnej przesady. Z utajonym egoizmem połączy się skłonność do ustępstw na korzyść innych, którą znów będzie trzymać w pewnej mierze odmowa innych przyjmowania więcej jak im się należy.

A teraz, skonstatowawszy fakt, że chaotyczny wpływ religii miłości i religii nienawiści, w których się wychowujemy, paczy nasze pojęcia i nasze uczucia, zastanówmy się bliżej nad pytaniem, w jaki mianowicie sposób religie te oddziaływają na pojęcia socjologiczne. Przede wszystkim wszakże wypada mi ustalić pewne ważne prawdy które uchodzą uwagi nielicznej garstki umysłów, zbyt silnie opanowanych religią miłości.

* * *

Jeden z faktów, dających się z trudnością pogodzić ze zwykłemi teoriami o wszechświecie, jest ten że doskonałe organizmy w całym państwie zwierzęcym stworzone są dla rozsiewania zniszczenia, albo dla dostarczania środków w, celu uniknięcia takowego. Jeśli trzymamy się dawnych pojęć, to musimy przyznać, że doskonałe istoty umyślnie w tym celu stworzone zostały. Jeśli zaś przyjmiemy nowożytny pogląd, to musimy powiedzieć, że organizmy doskonałe wykształciły się w walce na życie i śmierć, trwającej niezliczone wieki.

My wybieramy drugą alternatywę. Ciągłym umiłowaniom jednych schwytania i pożarcia zdobyczy, i ciągłym usiłowaniom drugich uniknięcia takiego losu, należy przypisać wykształcenie różnych zmysłów i przyrządów ruchu, którymi one obecnie się posiłkują. Drapieżny ptak, stojący pod każdym względem na równi z innym ptactwem, a tylko bystrym i dalekim wzrokiem obdarzony od natury, pozostał przy życiu, gdy tymczasem inne stworzenia tegoż gatunku, nie posiadając tak bystrego wzroku, wyginęły z braku pożywienia, a w ciągu wielu pokoleń ten dar dalekiego widzenia jeszcze się powiększył. Najprędzej biegające egzemplarze jakiejś trzody zwierząt, żywiących się roślinami, ocaliwszy swe życie od czyhających na ich zgubę mięsożernych; których ofiarą padły ich mniej zwinne towarzysze, pozostawiły potomków, z których znów pozostały przy życiu indywidua, obdarzone najlepszymi przyrządami ruchu; mięsożerne przechodziły tymczasem taką samą szkołę, i prędkość ich również się powiększała. Tak samo miało się i z inteligencją. Indywidua mądre, przewidujące niebezpieczeństwo, której głupie nie dostrzegały, pozostały przy życiu i wydały podobnych sobie potomków; podobnież indywidua bardziej przemyślne, wynajdujące nowe pomysły dla schwytania zdobyczy, której inaczej posiąść nie mogły, pozostawiły potomstwo, czego nie mogły osiągnąć indywidua bardziej ograniczone. To wzajemne kształcenie się napastujących i napastowanych, oddziaływujące na ich ustrój, odbywało się po wszystkie czasy; a i człowiek na równi z innymi zwierzętami przechodził taką samą szkołę. Tak samo jak wzajemna walka zwierząt, tak i wzajemna walka ludzi przyczyniła się w wysokim stopniu do wydoskonalenia ich organizacji. Oto niektóre rezultaty tej walki.

Przede wszystkim walka ta tępiła nieustannie te rasy, które z tego lub owego powodu nie mogły walczyć z warunkami, wśród których żyć miały. Tępienie słabych stosunkowo szczepów, lub też szczepów nie posiadających albo odpowiedniej wytrwałości albo odwagi, albo rozumu, albo też zdolności do życia w gromadzie, musiało nieustannie wpływać na to, że suma żywotnych sił człowieka pozostawała wciąż jednakowa, a od czasu do czasu nawet wzrastała.

Oprócz tego ogólnego postępu, którego przyczyna leżała w tępieniu szczepów i indywiduów mniej doskonałych, miał jeszcze miejsce i inny ogólny postęp, spowodowany dziedzicznością owych nabytków, które człowiek posiadał wskutek ćwiczenia swych sił. Przypomnijmy sobie zręczność Indianina w wysiedzeniu tropu i rozważmy, ze analogiczne pobudki musiały do wysokiego stopnia rozwinąć znaczną część jego percepcji, uczuć i cielesnych zdolności, a zrozumiemy jasno, jakim sposobem walka o byt dwóch sąsiednich plemion rozwinęła różnorodne zdolności. Wyjaśni się to nam lepiej na przykładzie, wziętym z naszego społeczeństwa: zręczność policji rozwija przebiegłość złodziei nocnych, ta wpływa na ulepszenie środków ostrożności, a one znów prowadzą do odkrycia nowych dróg dla oszukania policji. Tym sposobem wskutek nieustannej walki między małymi i większymi ludzkimi społeczeństwami wytworzyło się wzajemne kształcenie inteligencji zastosowanej do danych potrzeb wzajemne kształcenie sił fizycznych i wreszcie wzajemne kształcenie pewnych charakterystycznych rysów, co wszystko jest rzeczą wielkiej doniosłości.

Podobne okoliczności wpłynęły znakomicie i na rozwój sztuk. Usiłowania przemysłu w celu uczynienia zadość nieodzownym wymaganiom wojny, stały się źródłem znacznego postępu. W samej rzeczy jest dość wątpliwa, czyby człowiek mógł kiedykolwiek stworzyć narzędzia, stanowiące niezbędny warunek rozwiniętego już przemysłu, gdyby nie był nabył ręcznej wprawy wskutek pierwotnego wyrabiania sobie ręcznej broni. Epoka kamienna przekonywa nas, że ze wszystkich przyrządów, narzędzia służące do użytku wojennego i polowania, wymagały najwięcej pracy i najwięcej zręczności. Jeśli zwrócimy się do szczepów dziś istniejących, z którymi śmy się zapoznali w czasie, kiedy one jeszcze nie znały użycia metalów, to z ich zręcznie wyrobionych maczug kamiennych i wielkich łódek wojennych przekonamy się, że potrzeby obrony i najazdu były głównym bodźcem do ćwiczenia się w sztukach, które następnie w celach produktywnych spożytkowano. Pomijając pośrednie okresy cywilizacji, spotykamy się w okresach nowych z tymi samymi zjawiskami. Przyjrzymy się pancerzowi, lub też innej jakiej zbroi i porównajmy je z innymi przedmiotami, wyrabianymi w tym samym czasie z żelaza i stali, a przekonamy się, że chęć zabicia nieprzyjaciela i chęć ochronienia się, od podobnej śmierci, które co do swego stopnia natężenia przechodziły wszystkie inne życzenia, wywarły wielki wpływr na ową sztukę obrabiania metalów, której większa część innych sztuk postęp swój zawdzięcza. To samo zjawisko powtarza się w zastosowaniu prochu strzelniczego; pierwotnie używany wyłącznie w celach zniszczenia, przynosi w następstwie niezmierzone korzyści przy łomach kamieni, kopalniach, budowach kolei żelaznych i t. d.

Niemniej wielkie dobrodziejstwo, które wojnom zawdzięczamy, leży w powstaniu wielkich społeczeństw. Tylko ustępując sile, zlały się małe koczujące hordy w wielkie plemiona, tylko przemoc złączyła małe narody w wielkie. Walki, które staczają między sobą społeczeństwa, podtrzymują powszechnie ich odosobnienie, albo też wskutek podboju czasowe tylko sprowadzają aglomeracje; z tym wszystkim od czasu do czasu wytwarzają też one i stałe związki, w miarę zaś tego jak się małe społeczeństwa skupiają w większe, a te w jeszcze większe, rozwija się i przemysł w trojaki sposób. Po pierwsze: zatargi, zamiast trwać bez przerwy, przerywane bywają periodami pokojowymi. Po wtóre, zatargi takie już nie tamują tak silnie działalności przemysłowej. – Wreszcie zaś powstaje możność skuteczniejszego rozdziału pracy. Jednym słowem, wojna sprowadza zwolna społeczne skupienie, -sprzyjające temu stanowi przemysłu który jest wprost przeciwny wojnie, chociaż tylko wojna mogła sprowadzić taką społeczną agregację.

Prawda, że bez wojen nie mogą powstawać wielkie gromady ludzi, a bez wielkich zbiorowisk ludzi nie może się rozwinąć przemysł, da się stwierdzić w każdej epoce i w każdym kraju. U obecnie istniejących szczepów nieucywilizowanych, albo nawpół ucywilizowanych widzimy, że wszelkie połączenie mniejszych społeczeństw przez społeczeństwo podbijające jest krokiem na drodze cywilizacji. Tego samego dowodzą nam z równą jasnością tradycje narodów obecnie wygasłych. Nasza własna historia i historia sąsiednich narodów uczy nas również, że mniejsze feudalne państwa tylko przemocą zostały zmuszone do takiego wyrzeczenia się samoistności, które zapewniło wewnętrzny pokój.

A jeszcze i w najnowszych czasach tak długo wyczekiwane zjednoczenie Niemiec, jakkolwiek nie zostało bezpośrednio dokonane „krwią i żelazem”, jak to zdaniem Bismarka stać się było powinno, jednakże pośrednio w ten sposób przyszło do skutku. – Nie mniej wyraźnie wykazuje się i dobroczynny wpływ agregacji na rozwój przemysłu. Przez porównanie małego społeczeństwa z większym możemy się łatwo przekonać, że owe procesy skojarzonego działania, stanowiące główny warunek społecznego życia, tylko wtedy mogą się należy cię rozwijać, jeśli liczba skojarzonych obywateli jest znaczna. Spytajmy się, jaką korzyść mogłaby przynieść fabrykacja sukna np. dla członków małego społeczeństwa, – przypuszczając, że przemysł taki mógłby u nich powstać; widoczna, że, będąc w stanie w ciągu jednego dnia zaspokoić całoroczne potrzeby sukna, nigdy by takiego zysku osiągnąć [mój tekst tutaj jest uszkodzony – na podstawie oryginału:], {któryby zrekompensował koszty wytworzenia jej i utrzymania w porządku}. Spytajmy się, co by się stało, gdyby taki magazyn jak Shoolbreda, który sprzedaje wszelkiego rodzaju tkaniny, został otwarty w jakiej wiosce; widoczna, że wskutek niemożności rozszerzenia granic zbytu, musiałby wnet być zamknięty. Spytajmy się, jakie pole działalności mógłby misę jaki bank w staro-angielskim okresie, kiedy każdy cały zapas swej żywności sam produkował i sam własna wełnę prządł; widoczna, że różne instytucje w celu ułatwienia wymiany produktów tylko wtedy powstać mogą, kiedy społeczeństwo tak wzrośnie, że suma wymiany stanie się znaczną. Niepodobna zatem zaprzeczyć, że organizowanie społeczeństwa za pomocą wojny, było niezbędnym zwiastunem postępu w dziedzinie przemysłu, a stąd i wszelkiego postępu-nauk, sztuk pięknych itd.

Te same przyczyny wywołują pośrednio i nawyknięcie do pracy i do poddania się wymaganiom społecznym. Że zdolność do wytrwałej pracy, której pierwotny człowiek nie posiadał, wyrobiła się tylko skutkiem przymusu ustawicznego, ciążącego na podbitych, i wolności pozbawionych szczepach – to stało się już oklepaną prawdą. W związku z tą prawdą stoi i ta że tylko w szkole bezwzględnego posłuszeństwa najprzód względem swego pana, później względem osobistego rządu, w następstwie względem rządu mniej osobistego, a w końcu względem zbioru praw wydanych przez ten rząd, wyrobiła się i gotowość poddania się pod ów kodeks moralności, który coraz to absolutnej rządzi postępkami ucywilizowanego człowieka w stosunku do bliźnich.

Oto jest kilka owych ważnych prawd, które zwykle uchodzą baczności ludzi, zostających pod wyłącznym wpływem religii miłości; przyjrzymy się teraz niemniej ważnym prawdom, których znów religia nienawiści ludziom dojrzeć nie dozwala.

* * *

Jakkolwiek w epoce barbarzyństwa i pierwotnej cywilizacji wojna tępi społeczeństwa słabe i słabych członków silnych społeczeństw, a przez to w dwojaki sposób przyczynia się do rozwoju cennych przymiotów ducha i ciała, które ćwiczy, z tym wszystkim w późniejszych epokach cywilizacji druga ta strona wojny wprost przeciwne wywiera skutki. Dopóki cała młodzież męska musi nosić broń dopóty przeciętnym rezultatem takiego stanu społeczeństwa jest to, że indywidua silniejsze i zręczniejsze pozostają przy życiu, gdy tymczasem słabsze i bardziej ociężałe giną. Ale kiedy rozwój przemysłu stanął na tym stopniu, że tylko pewna część męskiej młodzieży pełni służbę wojenną, wtedy na niebezpieczeństwo śmierci wystawiają się właśnie indywidua silniejsze i zdrowsze, fizycznie zaś słabsze pozostają dla utrzymania szczepu. Fakt, że lekarze nasi, badający rekrutów, wielu z nich jako niezdatnych do służby wojennej oddalają, pomimo że pobór u nas nie jest znaczny, dowodzi, że armia w wysokim stopniu na pogorszenie rasy wpływa.

We Francji, gdzie pobór wojskowy przez kilka pokoleń z rzędu pozbawiał kraj najpiękniejszych ludzi, musiał rząd zmniejszyć miarę wojskową; z okoliczności tej przekonywamy się, jak szkodliwie system taki wpłynął na owe fizyczne własności, które stanowią niezbędną podstawę wszystkich przymiotów wyższego rzędu. Jeśli tym sposobem naród coraz bardziej pośrednio się wycieńcza, jeśli podobne przeciążenie sił ludności przemysłowej nastąpi, że znaczna część ciężkich robót przypada na dolę kobiet, których organizm wysila się wskutek ciężkiej pracy i porodów, wtedy powstaje nowa przyczyna fizycznego wyradzania się narodu. Francja i pod tym względem dostarcza nam przykładów. W ten sposób staje się wojna na pewnym stopniu cywilizacji źródłem upadku, a nie wzrostu cielesnych i duchowych sił narodu.

Podobnież, jakkolwiek wojna, umacniając społeczeństwo, pośrednio sprzyja postępowi przemysłu wszystkich jego, skutków cywilizacyjnych, z tym wszystkim bezpośrednio tamuje postęp w dziedzinie przemysłu. Po pierwsze bowiem sprowadza wojna ubytek ludzi i materiału, które mogłyby się przyczynić do wzrostu przemysłu; po wtóre zakłóca stosunek wzajemnej zależności istniejący między licznymi producentami i dystrybuantami; wreszcie zaś zużywa wiele sił administracyjnych i organizacyjnych, które by można spożytkować ku ulepszeniu różnych gałęzi przemysłu i w ogóle całej jego organizacji. A jeśli porównamy Spartańczyka, owego absolutnego żołnierza, z Ateńczykiem, który tylko na wpół był żołnierzem, ze względu na ich stosunek do kultury; albo jeśli przypomnimy sobie, z jaką pogardą spoglądano w epoce militarnej, a więc w epoce feudalizmu, na wiedzę, to niepodobna nie dostrzec, że ustawiczna wojna stoi na przeszkodzie nie tylko rozwojowi przemysłu, ale i rozwojowi duchowemu wyższego rzędu, który z jednej strony podtrzymuje przemysł, a z drugiej sam się na nim wspiera.

To samo stosuje się i do sposobu oddziaływania wojny na moralną stronę człowieka. Z jednej strony przyzwyczaja wojna bezpośrednio do subordynacji wskutek karności, w jakiej trzyma żołnierzy, a pośrednio wskutek wytworzenia silnych i trwałych rządów; rozwija więc przymioty, mające nie tylko chwilowe znaczenie, ale stanowiące przejście do przymiotów stale niezbędnych, z drugiej zaś strony rezultat ten osiąga wojna tylko kosztem podtrzymania a często nawet i wzmocnienia przymiotów szkodliwych – przymiotów, które same przez się są anty-socjalne. – Napaści, do których popycha egoizm (napaści, które społeczeństwo z tym większą siłą powinno powstrzymywać, im gwałtowniejszy jest egoizm), o tyle tylko mogą się zmniejszyć, o ile współczucie powściąga egoizm; tym czasem ciągła wojna przytępia współczucie: co więcej, do tego stopnia rozwija ona żądzę napaści, iż krzywda wyrządzona bliźniemu, sprawia napastnikowi przyjemność. Obywatel, którego ranienie i zabijanie nieprzyjaciół zrobiło nieczułym, jest zatwardziały i w domu. Współczucie, zdeptane na polu bitwy, nie może odżyć w stosunkach życia obywatelskiego. Im bardziej człowiek podczas wojny nawyka krzywdzić drugich, tym bardziej nawyknie do tego i podczas pokoju; stąd zaś w życiu obywatelskim mnożą się spory, przestępstwa i różnego rodzaju gwałty, wywołujące nieporządek, które zmuszają rząd do środków represyjnych. Żaden wyższy typ życia społecznego nie jest możliwy bez takiego typu natury ludzkiej, w której względy na interesy bliźniego hamują popędy egoizmu. Już to nieodłącznym złem wojny jest ta okoliczność, że każdy tylko o sobie myśli, a dla niektórych ze swych współbraci żadnych nie ma względów. Tym sposobem anty-cywilizacyjne rezultaty wojny paraliżują jej rezultaty cywilizacyjne, tak że wojna oprócz bezpośredniej śmiertelności i bezpośredniej nędzy sprowadza je nadto pośrednio, zaszczepiając i podsycając uczucia anty-socjalne.

Rozpatrując ten przedmiot z najogólniejszego punktu widzenia, możemy powiedzieć, że nie prędzej wydobędzie się człowiek ze stanu grubego barbarzyństwa, aż święty obowiązek krwawej zemsty, stanowiący religię dzikiego, straci nieco na swej świętości. Tylko w miarę tego, jak prawo odwetu, wymagające za mord innego mordu lub też i więcej mordów, pocznie słabnąć, będą się mogły i większe społeczeństwa utrzymać i cywilizacja pracę swą rozpocząć. Podobnież, dopóty z niższych form cywilizacji nie powstaną wyższe, dopóki nie ostygnie zapał w wywieraniu zemsty międzynarodowej, stanowiący podstawę kodeksu, który nam dzicy w spuściźnie pozostawili. Duchowe i fizyczne zalety, które pewien szczep nabywa przez wojnę, nie mogą zrównoważyć fizycznych i duchowych szkód, a zwłaszcza tych ostatnich, które wojna za sobą pociąga, kiedy, już został osiągnięty pewien stopień cywilizacji. Nawet z najokrutniejszego i najbardziej krwawego tępienia ras niższych i indywiduów niższych ciągnie ludzkość korzyść w epokach, w których rozwój moralny jest jeszcze bardzo mały, i w których, nanosząc śmierć i dolegliwości, nie może jeszcze w wysokim stopniu przytępić uczucia żywej sympatii. Ale w społeczeństwach wysoko rozwiniętych, złożonych z indywiduów zdolnych do ściśle zjednoczonej pracy, oddziaływa wojna szkodliwie na moralny charakter ich członków, a nieszczęsne jej następstwa przewyższają korzyści, odniesione z wytępienia ras słabszych.

Na tym stopniu rozwoju cywilizacji, staje się ów proces brakowania ludzkości, który ze swej doniosłości nic nie traci, dziełem wojny industrialnej – dziełem współzawodnictwa społeczeństw, wskutek którego najlepsi pod względem fizycznym, intelektualnym i moralnym się rozmnażają, gdy tymczasem mniej uzdolnieni, wskutek braku dostatecznie licznego potomstwa, zwolna wymierają.

Ludzie, którzy zostali wychowani w religii nienawiści – którzy, będąc chłopcami, kiedy w człowieku przeważają instynkty dzikich, napawali się pokrewnymi ideami i uczuciami, tak obficie nagromadzonymi w poezji i historii klasycznej, i których utwierdzono w przekonaniu, że wojna jest szlachetną a pokój niegodny, są naturalnie ślepi na powyższe prawdy. Albo rączej, słuszniej byłoby powiedzieć, iż nigdy nie starali się do prawd tych dotrzeć. Uprzedzenie zaś tak silnie w umysłach ich się za korzeniło, że w najlepszym razie nominalnie tylko prawdy te uznają. Do jak błędnych sądów o zjawiskach społecznych uprzedzenie to doprowadzić może, przekonywamy się między innymi z następującego ustępu z Gibbona:

„Współcześni nie byli w stanie w publicznym dobrobycie dojrzeć przyczyn upadku i zepsucia. Długi pokój i jednostajny rząd Rzymian wsączył w żywotne soki cesarstwa ukrytą i powoli działającą truciznę”.

W ustępie tym ukrywa się ogólna myśl, że im dłużej ludzie żyją w owej wzajemnej zależności, która jest podstawą zjednoczonej pracy społecznej, tym mniej stają się zdolni do takiej zależności i do takiej pracy, a społeczeństwo dąży do rozkładu. Im bardziej zaś przywykają do swarów i do działalności burzącej, tym bardziej usposabiają się do czynów, prowadzących do jedności i zgody.

* * *

Tym sposobem oba kodeksy, w których się wychowujemy jako też i uczucia, rodzące się pod wpływem ich zasadniczych pojęć, prowadzą nieodzownie do błędnego pojmowania zjawisk społecznych. Zamiast, żeby te dwie wprost przeciwne siły działały wspólnie na umysł i serce człowieka, panuje raz jedna raz druga nad naszymi poglądami, a stąd zamiast do wywodów równoważących się i zgodnych z sobą, dochodzimy do chaosu najzupełniej sprzecznych z sobą pojęć.

Byłby już czas, żeby nareszcie te dwa wyznania wiary w ich formach bezwzględnych zaprzestały mącić umysły ludzkie, i to nie tylko ze względu na logiczne myślenie w dziedzinie umiejętności społecznej, ale i ze względu na odpowiednie postępowanie w życiu codziennym. Czyż nie jest szaleństwem wmawiać w siebie samego i w innych, iż wierzymy w pewne odwiecznie powtarzane zasady zaparcia się samego siebie, podczas gdy na każdym kroku: w sprawach życia codziennego w środkach, które przedsiębierzemy dla obrony naszej osoby i mienia w aprobacji sporu przeciwko napaści zasadom tym przeczymy?

Czyż nie jest nieuczciwością głosić wciąż pełne szacunku uznanie dla zasad, podług których nie tylko postępować nie chcemy, ale o których mamy niejasne przekonanie, że, wprowadzone w życie, szkodę by przyniosły? Każdy przyzna, że w stosunkach rodzinnych, między rodzicami a dziećmi, altruizm posunięty jest do najwyższego stopnia. A jednak i tu pewien stopień egoizmu jest nieodzowny. Matka może karmić swe dziecko tylko wtedy, jeśli głód swój należycie zaspokoi; i istnieje pewna granica, po za którą poświęcenie matki dla dziecka tylko zgubnym stać się może. A ten, który ich żywi, od którego oboje zależą, czyż nie wtedy tylko może względem obojga postępować altruistycznie, jeśli w stosunkach ze swymi współobywatelami jest dostatecznie egoistyczny? Jeśli przykazanie: ” żyj dla siebie samego” jest pod pewnym względem fałszywe, to przykazanie: „żyj dla innych” jest fałszywe pod innym -względem. Racjonalne zaś przykazanie głosi: „żyj dla siebie samego i dla innych.” A jeżeli faktycznie w takie przykazanie wierzymy – a postępki nasze wyraźnie tego dowodzą – to czyż nie lepiej byłoby dla nas wyraźnie do tego się przyznać, zamiast wyznawać wciąż zasady, podług których nie postępujemy i postępować nie możemy, przez co samą naukę moralności tylko dyskredytujemy.

Z drugiej strony czas byłby nareszcie, żeby dziki egoizm, zgoła swobodny od wpływu tego nierozumnego altruizmu, który wyznajemy tylko, ale w który nie wierzymy, praktycznie został zmodyfikowany przez altruizm racjonalny. – Czynem a nie słowy wypadałoby ograniczyć ów święty obowiązek krwawej zemsty, którego się jeszcze domaga dość żywa religia nienawiści. Zamiast bezmyślnie powtarzać w katechizmach i kościołach, żeśmy obowiązani czynić dobrze tym, którzy nas nienawidzą, podczas gdy w rozprawach parlamentu, artykułach dziennikarskich i prywatnych rozmowach wyraźnie zdradza się niewzruszona wiara w prawo odwetu, byłoby roztropniej i więcej po męsku zbadać, w jakim stopniu pierwsza wiara powinna łagodzić drugą. Nie wiemy, czy mamy to uważać za nierozsądek, czy też za brak moralnej odwagi, że ludzie wciąż wyznają wiarę, która nade wszystko stawia poświęcenie własnych interesów, jednocześnie domagają się poświęcenia, a nawet i śmierci innych, jeśli ci dopuścili się przeciwko nim jakiegoś wykroczenia. Jestże to ślepotą, czy też nierozsądnym szaleństwem, że ludzie uważają za rzecz najwznioślejszą znoszenie cierpień dla dobra innych a jednocześnie z uwielbieniem spoglądają na tych, którzy z zemsty płacą wielkim złem za małe? – Nasz barbarzyński kodeks zasad słuszności, potrzebuje jak najwyraźniej rewizji, a nasza barbarzyńską ocena honoru pewnej modyfikacji.

Rozważmy spokojnie, co dobrego jeden i druga zawiera, i jaka przymieszka złego w obu się znajduje. – Odwaga jest godną szacunku, jeśli się jej używa w celu obrony słusznych wymagań i w celu odparcia wszelkiej napaści. – Jeszcze więcej godna jest szacunku odwaga, jeśli człowiek naraża się na niebezpieczeństwo w obronie praw, które wespół z innymi posiada. Najwyższego zaś szacunku godna jest odwaga, jeśli z narażeniem życia i zdrowych członków stajemy w obronie innych; wreszcie wzniosłą jest odwaga, jeśli ci ostatni nie są złączeni z nami ani więzami pokrewieństwa, ani wspólności plemiennej. Jakkolwiek godne jest podziwu męstwo, płynące ze źródła altruistycznego, jakkolwiek chwalebne jest męstwo, którego pobudką jest słuszny egoizm; z tym wszystkim męstwo, którego źródło tkwi w egoizmie zaczepnym, nie jest chwalebne. Uwielbianie odwagi człowieka, który walczy za sprawę niesłuszną, jest niegodne i demoralizuje tego, który je czuje. Podobnie jak siły fizyczne tak i odwagę, towarzyszącą im, należy uważać za sługę wyższych popędów serca – bardzo cennego, w danych okolicznościach nawet niezbędnego; należy ją szanować, jeśli obowiązki swe spełnia zgodnie z wymaganiami owych wyższych popędów; – w przeciwnym zaś razie, stoi na równi z odwagą zwierząt.

Dość już powiedzieliśmy, żeby wykazać, iż kompromis między wprost przeciwnymi sobie zasadami postępowania, głoszonymi przez religię nienawiści i religię miłości, jest niezbędnym warunkiem umiejętnego pojmowania społecznych zjawisk. Nawet tam, gdzie chodzi o kwestie przemijające, jak np. w czynnościach towarzystw filantropijnych, lub w stosunkach międzynarodowych, nie można wyrobić sobie sądu rozumnego, jeśli nie ustali się równowaga między afektami egoistycznymi a altruistycznymi, wraz z zastosowaniem odpowiednich poglądów. – Tym mniej można mieć racjonalny sąd o przeszłych i przyszłych okresach socjalnego rozwoju, jeśli się nie ustali przekonanie, że dwa wprost przeciwne sobie kierunki postępowania ludzkiego, uświęcone przez dwie wprost przeciwne sobie religie, nieodzownie i stale istnieć muszą. Nie dość wyznawać dziś teorią altruistyczną a jutro egoistyczną.

Nigdy byśmy nie poznali krzywizny, jaką zakreśla jakakolwiek planeta, gdybyśmy raz zwracali uwagę tylko na siłę odśrodkową a drugi raź tylko na siłę dośrodkową; przeciwnie, trzeba jednocześnie o obu pamiętać jako działających razem. Podobnież dla poznania owej krzywizny o niezmiernych rozmiarach, którą postęp społeczny w biegu swym zakreśla, należy liczyć się tak z siłami altruistycznymi jak i egoistycznymi, gdyż jedne i drugie są niezbędnymi i stale działającymi czynnikami postępu.

* * *

Prawdopodobnie zarzuci mi czytelnik, że tytuł powyższego rozdziału: ,,Uprzedzenia wychowania” jest za obszerny. – Zarzut ten byłby zupełnie uzasadniony. Nie ma bowiem może żadnego uprzedzenia, które by w mniejszym lub większym stopniu nie płynęło z wychowania, – jeśli słowo to weźmiemy w najobszerniejszym jego znaczeniu. Ponieważ jednak niepodobna było objąć wszystkich uprzedzeń w jednym rozdziale, przeto uważałem za rzecz najstosowniejszą wybrać te dwa wprost sobie przeciwne, jako stanowiące bezpośrednie wyniki pierwotnego wychowania, które w dziecinny umysł zaszczepia dwie wprost przeciwne teorie, i wpaja dwa wprost przeciwne uczucia. Przyznając więc fakt, że wychowanie i w innych uprzedzeniach gra wielką rolę, możemy teraz wygodnie każde z nich pod właściwym rozebrać tytułem.