ROZDZIAŁ XV – WŁASNOŚĆ

§ 536. Fakt wzmiankowany w § 292, że nawet rozumniejsze zwierzęta zdradzają pewien zmysł własności, przeczy wypowiadanemu przez niektórych mniemaniu, że własność osobista nieznaną była ludziom pierwotnym. Gdy spostrzeżemy, że nawet pies rozumie uroszczenie do wyłącznego posiadania rzeczy, tak iż, pozostawiony na straży, walczy w obronie odzieży swego pana, to niemożliwością będzie przypuścić, że ludzie bodaj nawet w stanie najniższym pozbawionymi byli wyobrażeń i wzruszeń, dających początek władaniu osobistemu Jedno, co śmiało można przyjąć, to tylko to, że wyobrażenia owe i uczucia były zrazu mniej rozwinięte, niż później.

Prawda jest, że w pewnych nadzwyczaj nieokrzesanych hordach prawa własności małym tylko cieszą się poszanowaniem, Liechtenstein powiada nam, że wśród Buszmenów „słabszy, gdy chce zachować życie, musi ustąpić silniejszemu oręża swego, żony, a nawet dzieci;” istnieją też pewne upośledzone plemiona północno – amerykańskie, wśród których silniejszy, pragnąc coś odebrać słabszemu, nie znajduje żadnej zapory: postępki ich uprawnia tam powodzenie. Ale takie przymusowe przywłaszczanie tak samo nie każe domyślać się braku idei własności oraz towarzyszącego jej uczucia, jak np. przymusowe odebranie zabawki słabszemu chłopcu przez silniejszego. Prawdą jest również, że nawet tam, gdzie się nie używa przemocy, uroszczenia osobiste w znacznej mierze bywają krępowanymi albo też bronionymi są nieudolnie. Czytamy o Chippewajach, że „prawo Indyjskie wymaga, iżby cieszący się powodzeniem myśliwiec dzielił się zdobyczą z obecnymi;” zaś Hillhouse powiada o Arawakach, że chociaż własność osobista jest „wyraźnie pośród nich odznaczona,” „to jednak wiekuiście pożyczają oni innym i od innych, nie troszcząc się bynajmniej o zapłacenie.” Ale przykłady takie każą, jedynie przypuszczać, że własność prywatna w początkach słabo jest określoną, czego też z góry mogliśmy się spodziewać.

Oczywiście, myśli i uczucia, towarzyszące aktowi owładnięcia czymś, jak np. kiedy zwierzę ujmuje swą zdobycz, lub kiedy na wyższych stadiach umysłowości posiądziemy jakiś przedmiot, pośrednio prowadzący do zaspokojenia potrzeb, są takimi myślami i uczuciami, którym teoria własności nadaje tylko kształt bardziej dokładny. Oczywistym jest, iż używanie, w dokumentach prawnych takich wyrazów, jak „mieć i dzierżyć,” albo „objąć” rzecz jakąś, jak również ostawanie się przy życiu aż do czasów, stosunkowo późnych, owych ceremonij, w których cząstka (skała lub ziemia) kupionego majątku, wyobrażająca całość, istotnie przechodziła z rąk do rąk, prowadzą nas wstecz do owej pierwotnej fizycznej postawy władania. Oczywiście, rozwinięta doktryna własności, towarzysząca takiemu stanowi społecznemu, w którym postępki ludzkie muszą być wzajem ograniczane, jest doktryną, która z jednej strony stwierdza wolność brania i dzierżenia w pewnych oznaczonych granicach, z drugiej zaś odrzuca to prawo poza owymi granicami — a w ten sposób, krępując uroszczenie, czyni go jednocześnie pozytywnym na koniec, widocznym jest, że wzrastająca, a w ten sposób nadawana określoność praw osobistego władania, może się ukazać naprzód tam, gdzie określenie staje się względnie łatwym, później zaś tam, gdzie jest ono mniej łatwym Jakoż znajdziemy, że tak jest w istocie.

§ 537. Jeżeli w stadiach wcześniejszych trudną, że nie powiemy — niemożliwą jest rzeczą utrwalić i oznaczyć osobiste uroszczenia do części przestrzeni, po której błąkamy się, szukając żywności, to natomiast nie jest trudnym odgraniczyć uroszczenia do ruchomości oraz do pomieszkań; jakoż znajdujemy, że się uroszczenia te zazwyczaj uznaje. Poniższy ustęp z Bancrofta, dotyczący pewnych dzikich Ameryki Północnej, dobrze uwydatnia ową różnicę. „Kapitan Cook znalazł wśród Ahtów „bardzo ścisłe pojęcia o tym, iż mają prawo wyłącznego władania tym wszystkim, co kraj ich wydaje,” tak iż wypowiadali roszczenia co do zapłaty za każde drzewo, wodę lub trawę. Granice władania plemiennego (trybal) bardzo jasno są określone; natomiast jednostki rzadko kiedy roszczą sobie prawo do jakiejkolwiek własności ziemskiej. Domy należą do tych, którzy społem je wybudowali. Własność prywatną stanowią: łodzie i narzędzia, służące do zdobywania żywności, sprzęty domowe i kołdry.”

Podobny też stan rzeczy widzimy u Komanczów: „nie odróżniają oni wyraźnie praw meum i tuum, z wyjątkiem tylko własności osobistej (ruchomej); władanie ziemią, zajmowaną przez nich, i żywiącą się na niej zwierzyną, wspólne jest całemu plemieniu: tę ostatnią przyswaja się sobie jedynie wtedy, gdy się ją pojmą.”

na koniec, ten fakt, że wśród tychże Komanczów, jak również wśród ludów innych „jeńcy wojenni należą do tych, którzy ich pojmali i mogą sprzedawanymi być albo uwalnianymi podług ich woli,” wskazuje nam raz jeszcze, że prawo własności wypowiada się tam, gdzie łatwo jest je określić. O Indianach brazylijskich, znowu, von Martius powiada nam, że „lepianki i sprzęty uważa się za własność prywatną, ale nawet i w odniesieniu do nich przeważa pewna idea posiadania wspólnego. Ta sama lepianka częstokroć zajmowaną bywa przez więcej, niż jedną rodzinę; wiele zaś sprzętów stanowi wspólną własność wszystkich jej mieszkańców. Niczego prawie nie uważa się ściśle za własność jednostki, z wyjątkiem tylko jej broni, rynsztunku i hamaka.”

Opowiadanie Rinka o Eskimach wskazuje nam, że pośród nich również z jednej strony istnieje łączne władanie domami, budowanymi społem przez zamieszkujące je rodziny, z drugiej zaś własność osobista broni, łodzi rybackich, narzędzi i t. p. W ten sposób oczywistym się staje, że prawo osobowe, całkowicie uznawane tam, gdzie uznanie takie jest łatwym, uznawanym bywa częściowo tam, gdzie tylko częściowe uznawanie bywa możliwym — gdzie osobowe prawa współtowarzyszy wikłają się ze sobą. Przykłady innego rodzaju świadczą również, że wśród plemion dzikich uroszczenia do własności osobistej zarysowują się zwykle dość jasno — jeżeli nie całkowicie, to przynajmniej częściowo — gdy tylko jest to możliwym. O Chippewajach, „nie mających stałego rządu,” który by stanowił prawa i sądził ich, czytamy jednak, że „w przykładzie pierwszym,” gdy strona polująca odgradza sobie miejsce łowów, zwierzynę dzieli się pomiędzy tych, co zajęci byli jej ściganiem. W wypadku drugim, kiedy się ją złapie w sidła prywatne, uważana jest za własność osobistą, niemniej wszakże każdy myśliwiec, któremu się nie powiodło, może wziąć sobie pojmanego w ten sposób zwierza, pozostawiając głowę, skórę i grzbiet właścicielowi.”

W innych wypadkach jeszcze bardziej odmiennych, jakkolwiek podobnych pod tym względem, że istnieje widoczny związek pomiędzy wydatkiem pracy a ciągnięciem zysków, ludy pierwotne znowu dają nam przykład takiej samej indywidualizacji własności. Burckhardt powiada o Beduinach, że studnie „bywają własnością wyłączną bądź całego plemienia, bądź jednostek, które je wykopały.”

Fakty takie w całokształcie swym wskazują, niezaprzeczenie, że w stadiach początkowych przywłaszczanie osobiste odbywa się w znacznych rozmiarach, oraz że nie posuwa się dalej z powodu uniemożliwiających to okoliczności.

§ 538. Uznanie tej prawdy od razu otwiera nam drogę do objaśnienia sobie pierwotnego władania ziemią, oraz tłumaczy pochodzenie owych gminnych i rodzinnych posiadłości, tak szeroko niegdyś upowszechnionych.

Kiedy trwa jeszcze utrzymywanie się kosztem żywności surowej, przy czym koczownicza horda zajmuje określoną przestrzeń, wówczas musi trwać również łączne z tejże przestrzeni użytkowanie; zarówno dla tego, iż żadna część zaludnienia nie może żywić uroszczeń do danej części powierzchni, jak i dla tego, że podzielenie gruntu na części pomniejsze, nawet w razie powszechnej zgody, byłoby niewykonalnym. Kiedy powstanie życie pasterskie, wówczas nieodzowną, bywa możność pędzania tu i owdzie stada w granicach zajmowanej przestrzeni. W braku uprawy roli, tak bydło, jak i jego właściciele nie mogliby się utrzymać, gdyby każdy z tych ostatnich ograniczał się do jednego jakiegoś miejsca: nie pozostaje wówczas nic innego, jak tylko łączne władanie szeroką przestrzenią. na koniec, kiedy nastąpi przejście do stadium rolniczego, bądź bezpośrednio — od łowiectwa, bądź też pośrednio — przez stadium pasterskie, wówczas kilka różnych przyczyn tamuje zgodnie lub powstrzymuje rozwój prywatnego władania ziemią.

Najprzód pozostaje nałóg tradycji. Władanie łączne trwa jeszcze, kiedy już okoliczności nie wymagają tego, zboczenie bowiem od świętego wzoru praojców znajduje opór. Niekiedy bywa on niepokonanym, jak np. u Rechabitów albo u ludności Petry, którym ślub uroczysty „nie pozwalał posiadać ani winnicy, ani pól, ani domów,” lecz którzy obowiązani byli „prowadzić dalej żywot koczowniczy.” widocznym zaś jest, że gdzie odbędzie się już przejście do życia osiadłego, tam trwanie nałogów i uczuć, nabytych w stanie koczownictwa, musi przez długi czas przeszkadzać osobistemu władaniu ziemią. Nadto, oprócz przeciwnych temu wyobrażeń i zwyczajów, istnieją tu jeszcze trudności fizyczne. Gdyby nawet pewna liczba hord pasterskich, częściowo już osiadłych, utrwaliła się już w zamiarze wyłącznego władania daną częścią zajmowanej przestrzeni, niewiele by na tym zyskała, nie mając jeszcze środków powstrzymywania dobytku, należącego do innych. Wspólne użytkowanie z większej części przestrzeni musiało trwać jeszcze długo wprost dla samej nieudolności wykonywania oddzielnych podziałów. Początkowo jedynie małe kawałki ziemi można było odgradzać. Inna jeszcze przyczyna bardzo powolnego utrwalania się własności osobistej i rodzinnej polegała na tym, iż początkowo wszelki poszczególny kawałek gruntu posiadał jedynie wartość czasową. Ziemia wyczerpuje się rychło i, w braku umiejętnych sposobów kultury, staje się nieużyteczną. Plemiona takie, jak Indianie górscy wskazują nam, iż rolnicy pierwotni wszędzie hołduje zwyczajowi karczowania gleby dziewiczej, oraz że po dokonaniu dwóch albo trzech zbiorów, glebę tę opuszczają; domyślać się tu należy, iż kiedy nawet ukaże się władanie osobiste, upada ono znowu, a przestrzeń, stawszy się ponownie dziką, powraca do społeczności.

Tak więc, w ciągu długich okresów cywilizacji zaczątkowej, spostrzegamy wielkie przeszkody i małe podniety na drodze władania osobistego. Po za tym aktem, iż ludzie pierwotni, szanując związek pomiędzy wydatkiem pracy a prawem posiadania rzeczy, pracą tą wykonanych, nie uznają żadnego takiego prawa jednostki względem danej części ziemi, oraz poza tym faktem, że przywiązanie do odziedziczonego zwyczaju i niezdolność skutecznego odgraniczania się stanowią tak moralną, jak i fizyczną przeszkodę utrwalaniu się wszelkiego osobistego monopolu, istnieje nadto fakt, że w ciągu wczesnych stadiów życia osiadłego nie wchodzi w grę żadna pobudka, nakłaniająca do stałego, osobistego władania ziemią. Oczywista przeto, iż nie dla świadomego wyznawania jakiejś teorii, ani też gwoli polityce rozmyślnej, poczęło się owo gminne i plemienne władanie zajmowaną przestrzenią, lecz po prostu pod naciskiem okoliczności.

stąd też to upowszechnienie wśród różnych ludów niespokrewnionych publicznej własności ziemskiej, tu i ówdzie ograniczonej przez posiadanie osobiste. Niektóre z łowieckich plemion Ameryki północnej przedstawiają takie stadium, kiedy nawet wspólne posiadanie jest jeszcze nieokreślone. O Dakotach Schroleroft powiada: „Każda wioska posiada pewną dzielnicę kraju, w której oni polują, nie przeszkadzając innym wioskom albo rodzinom polować na niej ze sobą. Wśród Dakotów nie widziałem nigdy żadnych krwawych starć o miejsca łowów.” Podobnie też o Komanczach robi on uwagę, iż „żaden spór nie powstaje nigdy wśród plemion (tribes) o miejsca łowów, gdyż całość jest własnością wszystkich.” O nawpół-osiadłych i bardziej posuniętych w rozwoju Inkasach Mergan powiada nam, iż „żadna jednostka nie może otrzymać wyłącznego tytułu własności ziemskiej, gdyż ta, dzięki prawom inkaskim, stanowi własność całego Indu; natomiast mogą oni w zakresie dowolnym ziemie niezajęte poddawać uprawie. Dopóki też z niej kto korzystał, jego prawa użytkowania znajdowały opiekę i obronę.

Liczne pasterskie ludy Afryki południowej dają nam przykłady ostawania się takich urządzeń przy życiu w warunkach odmiennych. „Ziemia, jaką oni (Beczumnowie) zajmują, jest wspólną własnością całego plemienia, jak również i pastwiska ich stad.”

„Będąc ludem jak najzupełniej pasterskim, Domarczycy nie mają pojęcia o siedzibach stałych. Cały kraj uważanym jest za własność publiczną…. Rozumieją oni, że ten, kto pierwszy przybywa do danej miejscowości, jest jej panem dopóty, dopóki tam pozostaje.” Obyczaj Kafrów „nie uznaje prywatnej własności gruntu poza posiadaniem w danej chwili.” „Nikt nie ma własności (wśród Kusów); sieje on zboże tam, gdzie znajdzie odpowiednie po temu miejsce.”

na koniec, rozmaite ludy niecywilizowane, na wpół albo całkiem osiadłe, przedstawiają lekkie jedynie odmiany tego zwyczaju. Jakkolwiek Nowozelandczycy uznają pewne szczególne uroszczenia wodza, to jednak „wszyscy ludzie wolni, tak mężczyźni jak i kobiety, stanowiący naród, byli właścicielami ziemi;” istnieje pewne ograniczenie posiadania jej, wypływające z uprawy, lecz bynajmniej nie znoszące prawa własności narodu lub plemienia. Na Sumatrze uprawa nadaje własność czasową, ale nic więcej. Czytamy, że grunt. „na którym ktoś sadzi albo buduje za zgodą sąsiadów, staje się pewnym rodzajem własności nominalnej,” kiedy jednak zasadzone przez niego drzewa znikną, przyrodzonym rzeczy porządkiem, „ziemia powraca do ogółu.” Można tu przytoczyć przykład pewnego innego, odległego ludu, którego zwyczaje, jakkolwiek w odmiennej postaci, każą domyślać się zasady tej samej. Wśród nowożytnych Indian meksykańskich, „tylko miejsce budynku i ogród przechodzą dziedzicznie; pola należą do wioski i uprawiane są co roku bez żadnej opłaty dzierżawnej. Część ziemi uprawia się wspólnie, dochody zaś idą na wydatki gminy.”

To wspólne władanie ziemią, ograniczone przez własność osobistą o tyle tylko, o ile okoliczności i zwyczaje pozwalają zaznaczyć się osobistym uroszczeniom, prowadzi do rozmaitych sposobów użytkowania z owoców i gruntu, odpowiednio do względów wygody. Anderson powiada nam, że w „Damaryi trupy wszelkich zwierząt padłych, tak dzikich, jak i domowych, uważa się za własność publiczną.” Pośród Todów „podczas kiedy ziemia jest zawsze własnością samej wioski.. pasące się na niej bydło stanowi własność jednostek mężczyzn… Mleko z całego stada umieszcza się w poltheki — mleczarni wioskowej — stąd każdy, kobieta lub mężczyzna, otrzymuje dla siebie na codzienne spożycie. Pozostałość nie spożytą, dzieli się już jako osobistą, i sprzedażną własność pomiędzy męskich członków wszelkiego wieku, a to w stosunku prostym do ilości bydła, jaką każdy posiada w stadzie. „

na koniec, w wypadkach niektórych wspólna uprawa roli prowadzi do takiegoż systemu działów.” Po ukończeniu żniwa, „ludność Konga „układa wszystek ryż w jedną kupę, zaś kukurydzę — w drugą i tak z każdym zbożem innym, następnie, wydzieliwszy dla Macolonte (wodza) ilość wystarczającą mu na utrzymanie i odłożywszy na bok część, przeznaczoną na zasiewy, dzieli resztę pomiędzy wszystkie chaty, odpowiednio do liczby mieszkańców każdej z nich. Wtedy wszystkie kobiety uprawiają i obsiewają pola na żniwo następne. „

W Europie pokrewne urządzenia napotykamy wśród Słowian południowych. „Owoce pracy rolnej spożywa się wspólnie albo się dzieli równo pomiędzy pary małżeńskie, ale wytwór przemysłowej pracy każdego stanowi jego własność osobistą. „Dalej, niektóre z almendów szwedzkich okazują nam szczątkowe ostawanie się tego zwyczaju; oprócz bowiem ziem, w znacznej już mierze prywatnych, istnieją „gminne winnice, uprawiane wspólnie, „a „nadto, pola w taki sam sposób uprawiane, „przy czym „owoc ich wspólnej pracy tworzy główną podstawę uczt, w których udział biorą wszyscy członkowie gminy. „

W ten sposób widzimy, że władanie gminne i rodzinne powstaje najpierwej i trwa długo, gdyż, odnośnie do ziemi, żadne inne władanie nie może się łacno utrwalić. Pomniki ludów cywilizowanych wskazują, że w dalekiej ich przeszłości, tak samo, jak dzisiaj u niecywilizowanych plemion, idea własności osobistej, powstawszy naprzód w odniesieniu do przedmiotów ruchomych, rozszerzała się później na nieruchome jedynie za sprawą pewnych warunków. Mamy dowody tego w owym wymienionym przez Mayera fakcie, że „język hebrajski nie posiada wyrazu na oznaczenie własności rolnej, „oraz w fakcie, podanym przez Momsena odnośnie do Rzymian, że „idea własności kojarzyła się początkowo nie z posiadłością nieruchomą, lecz z mieniem, złożonym z niewolników i bydła. „na koniec, kiedy, przywołując sobie na pamięć okoliczności życia pasterskiego, właściwego niegdyś zarówno Semitom i Arjom, przypomnimy że, jak wykazałem wyżej, grupa patriarchalna jest jego wynikiem, to zrozumiemy, w jaki sposób przy przejściu do stanu osiadłego wytwarzały się takie postacie klanowego albo rodzinnego władania ziemią, jakie z mniejszymi odmianami cechowały pierwotne społeczeństwa Europy. Zrozumiałem się staje, dlaczego wśród Rzymian „za czasów najdawniejszych, ziemia uprawianą, była wspólnie, prawdopodobnie przez kilka klanów; każdy z nich obrabiał swoje własne grunta, następnie zaś rozdzielano wytwór pomiędzy należące doń gospodarstwa. „Spostrzegamy, że droga, przyrodzoną powstały też np. urządzenia dawnej teutońskiej marki, t. j. przestrzeni, którą władała „pierwotna osiadłość danej rodziny albo krewnych, „w której każda wolna jednostka męska miała „prawo użytkowania z lasów, pastwisk, łąk i uprawnych gruntów marki; „’ lecz których prawo było „z przyrody swej tylko użytkowaniem albo władaniem, i którym prywatną własność pastwisk wydzielano co roku po żniwach, gdy tymczasem bardziej stała posiadłość ich ograniczała się do ich domostwa oraz jego otoczenia bezpośredniego. na koniec, możemy dostrzec, w jaki sposób własność gminna może, w miarę oddziaływania okoliczności i uczuć, łatwo doprowadzić — tu do rocznego użytkowania z cząstek wydzielonych, ówdzie do periodycznych podziałów, gdzie indziej zaś do posiadłości bardziej stałych, podległych jednak najwyższemu prawu społeczności całej.

§ 539. Zarówno indukcja, jak i dedukcja wskazują nam, że ziemia zrazu jest własnością wspólną i nastręcza się przeto pytanie, w jaki sposób własność ziemska została zindywidualizowaną. Nie może być wątpliwości co do odpowiedzi ogólnej. Siła w takiej lub innej postaci jest jedyną przyczyną, mogącą zmusić członków społeczeństwa, aby zrzekli się wspólnych uroszczeń swych do zajmowanej przestrzeni. Siłę taką przedstawiać może albo wewnętrzny, albo też zewnętrzny najeźdźca; ale w obu wypadkach każe ono domyślać się działalności wojowniczej.

Najpierwszym dowodem tego, jaki spotykamy, jest to, że początkowy system władania, ziemią przetrwał najdłużej tam, gdzie okoliczności bądź wykluczały wojnę, bądź też ją osłabiały. Napomknąłem już o istniejącej dotąd w Drenthe marce teutońskiej, „otoczonej ze wszystkich stron błotami i bagnami, „tworzącej „pewien rodzaj wyspy z piasków i wrzosów; „przykład zaś ten, wspominany wyżej ku wykazaniu śladów wolnych urządzeń sądowych tani, gdzie w ogólności ostają się urządzenia wolne, jednocześnie wskazuje nam dłuższe trwanie własności gminnej wtedy, gdy ludzie są niezależni. Po tym przykładzie typowym można wymienić inny, niezbyt odległy a pokrewny nieco, jaki znajdujemy „w piaszczystej dzielnicy Campin oraz za Mozą, w okolicy Ardeńskiej, „gdzie spostrzegamy wielki „brak komunikacji: „oczywista trudność dostępu i ubóstwo ziemi nie usposabiają tu tak bardzo do najazdu. Tak, że, jak powiada Layeleye, podczas kiedy, „z wyjątkiem tylko Ardenów, panu udało się, przywłaszczyć znaczne mienie bez znoszenia jednak użytkowych praw mieszkańców, „to w Ardenach samych ostała się przy życiu pierwotna własność gminna. Inne przykłady wskazują nam, że górzysty charakter miejscowości, uniemożliwiając podbój tak zewnętrzny, jak i wewnętrzny, sprzyja utrzymywaniu się zarówno tego, jak i innych urządzeń pierwotnych. W Szwajcarii, szczególniej zaś w jej częściach Alpejskich, wzmiankowane wyżej almendy z przyrody swej zasadniczo podobne do teutońskich marek, przetrwały aż do czasów obecnych. Wiele podobnych okolic dostarcza nam również przykładów pokrewnych. Władanie ziemią przez społeczności rodzinne znaleźć jeszcze można „w górskich okręgach Lombardii „W ubogiej i górzystej części Owernii, jak również w górzystym i nieurodzajnym departamencie Nievre, istnieje dotąd lub do niedawna istniało owo pierwotne wspólne władanie ziemią. Wreszcie,

o sprzyjających takiemu władaniu warunkach fizycznych można powiedzieć ogólnie, że „musimy go szukać w miejscowościach najdzikszych i najbardziej oddalonych; „prawdę tę uwydatniają znowu „małe wysepki Hoedic i Honat, położone niedaleko od Belle Ille” u wybrzeży francuskich, jak również angielskie wyspy Orkhney i Chetland.

Przeciwnie, znajdujemy, że bezpośrednio za sprawą najazdu, pośrednio zaś wskutek ciągłego opierania się najazdowi, który daje początek owym nierównościom klasowym, cechującym typ wojowniczy, wytwarza się w takiej lub innej postaci indywidualizacja własności ziemskiej. Na całym świecie podbój nadaje prawo władania nieograniczonego, gdyż nie ma siły, która by mogła go zaprzeczyć. Obok innych łupów wojennych, zdobyczą staje się również ziemia; odpowiednio zaś do przyrody społeczności zdobywczej, poczyna ona albo być całkowitą własnością despotycznego zdobywcy, albo też częściowo i w sposób warunkowy należy do jego drużyny. Mamy wiele przykładów alternatywy pierwszej. „Królowie angielscy znajduje się po za wszelkim prawem… Ziemia i osoba ich poddanych stanowią, własność ich zupełną. ” „W Kongo król posiada wyłączną własność dóbr i gruntów, i rozdawać je może podług upodobania” na koniec § 479 zawiera liczne inne przykłady społeczeństw wojowniczych, których monarcha, absolutnym będąc pod innymi względami, jest też absolutnym posiadaczem ziemi. Przykłady drugiej alternatywy podane były w § 458, tutaj zaś mogę dodać parę nowych. Jednego z nich dostarczy nam starożytny Meksyk. „Montezuma posiadał w większej części wiosek… szczególnie zaś w tych, które zdobył, udziały; rozdawał je pomiędzy tak zw. „dzielnych Meksykańczyków. „Byli to ludzie, którzy odznaczyli się na wojnie. „

W postaci bardziej pierwotnej, to samo robili w Islandii zdobywcy normandzcy; „kiedy wódz owładnął jakaś dzielnicą, każdemu z wolnych swych towarzyszy udzielał kawał ziemi, wznosił świątynie (hof) i stawał się, tak samo, jak to było w Norwegii, wodzem, arcykapłanem i sędzią heradu. „

Ale, jak wykazano już w rozdziale o różniczkowaniu się politycznym, wspólne posiadanie, zamieszkiwanej ziemi przez wszystkich ludzi wolnych, wypieranym bywa nie tylko przez napastników zewnętrznych. Znoszą, je również ci napastnicy wewnętrzni, których potęga wzrasta w miarę utrwalania się wojowniczości. Obok podległości osobistej, zrodzonej przez wojny, występuje też takie poddanie własności, że ziemia, posiadana niegdyś bezwzględnie przez gminę, zaczyna podlegać uroszczeniom miejscowego magnata, aż wreszcie, z biegiem czasu, większa część zajmowanej przestrzeni staje się jego posiadłością wyłączną, zaś tylko część mniejsza stanowi w dalszym ciągu własność wspólną.

Dla uzupełnienia tych twierdzeń należy dodać, że niekiedy, jakkolwiek rzadko, przechodzenie ziemi w ręce prywatne odbywa się nie za sprawą przymusowego przywłaszczania, albo stopniowego wdzierania się zwierzchnika, lecz za zgodą ogólną. Tam, gdzie istnieje taka postać gminnego władania, gdzie uprawę zbiorową zastępuje pojedyncza uprawa cząstek wydzielonych — tam, gdzie wynika z tego system podziałów periodycznych, jak to było dawniej w niektórych państwach greckich i wśród starożytnych Swewów, a nawet, jak to się dzieje za dni naszych w niektórych almendach szwajcarskich, tam może powstawać i powstaje osobista własność ziemska, po prostu wskutek ustawania podziałów. Pan Laveleye powiada, odnośnie do almendów szwajcarskich: „Z dzieła p. Kowalewskiego widzimy, w jaki sposób ziemie gminne, za sprawą coraz rzadszego powtarzania się, a wreszcie ustawania periodycznych podziałów, stają się własnością prywatną. „Gminne władanie ziemią, jeśli go nie usuwa żaden wpływ inny, dąży zazwyczaj tą drogą do takiego końca, gdyż obok niedogodności, towarzyszących przesiedlaniu się członków gminy, przesiedlanie się takie musi dla wielu z nich sprowadzać stanowcze straty. Mniej biegli i mniej rozgarnięci od innych, doprowadzą działy swoje do mniejszej wydajności; pozostali zaś będą mieli pobudkę opierania się podziałowi ponownemu, który, pozbawiając ich korzyści pracy włożonej, oddaje jej owoce albo część tych owoców jednostkom względnie mniej godnym. Oczywistym jest, że pobudka ta, z biegiem czasu, może zrodzić odmowę, co do ponownego dzielenia się, i utrwalić tym samem prywatne władanie ziemią.

§ 540. Pewien niezaznaczony dotarł a doniosły czynnik współdziała indywidualizacji własności tak ruchomej, jak i nieruchomej( mianowicie utrwalanie się miar ilości i wartości. Zanim wejdą w użycie środki szacowania różnych ilości, może być mowa zaledwie o bardzo pierwotnym równoważeniu uroszczeń. Zrazu istnieje własność tylko rzeczy istotnie wykonanych albo otrzymanych pracą posiadacza, zakres jej przeto jest bardzo ciasny. Kiedy jednak ukaże się i rozszerzy handel, naprzód w nieokreślonej postaci wymiany, później zaś w postaci określonej kupna i sprzedaży, z udziałem pewnego środka obiegowego, wówczas własność łatwo może się rozszerzyć na inne przedmioty. Zauważmy, jak wyraźnie rozszerzenie to zależy od postępów przemysłowości, jakich domyślać się każą owe środki.

Wykazano w § 319, że w ciągu życia pasterskiego niemożliwym jest wyznaczyć każdemu z członków społeczności rodzinnej albo też jednostek od niej zależnych takiej części wytworu lub innej własności, jaką by odpowiadała wartości ich pracy. Jakkolwiek, na przykładzie Labana i Jakuba, zaplata zasług była już niby taką, że widać w niej jakąś ideę równoważenia, to jednak idea ta była bardzo jeszcze pierwotną; nadto, w drodze takich umów żadne ani bardziej liczne, ani też drobniejsze transakcje dokonywanymi być nie mogą. Gdy zapytamy siebie, co będzie wówczas, kiedy grupa patriarchalna, stawszy się osiadłą, rozrośnie się w takiej lub innej postaci, to spostrzeżemy, że cześć dla zwyczajów tradycyjnych i nieodzowność łączności ku wzajemnej obronie współdziałają utrzymaniu się wytwarzania łącznego i spożywania. Indywidualizacja własności jest jeszcze krępowaną. Jakkolwiek w takich warunkach każdy poczyna władać osobiście takimi przedmiotami, na które osobno wydał swą pracę, to jednak w taki sposób nabytą być może nieznaczna tylko ilość własności, odróżnianej jako prywatna. Większa część jego trudów, zmieszana z pracą innych, wydaje owoce nieodłączne od owoców tamtych, zaś połączony ten wytwór musi być wspólnie użytkowany. Ale w miarę tego, jak łatwiej bywa obchodzić się bez opieki grupy rodzinnej, w miarę tego jak wzrastające stosunki handlowe dają ujście tym, którzy grupę swoją porzucą; na koniec, w miarę tego, jak użytek pieniędzy i miar nadaje większą, określoność wymianie, w miarę tego ukazuje się coraz częstsza sposobność gromadzenia własności osobistej, odróżnianej od wspólnej własności’. Ponieważ zaś pomiędzy ludźmi pracującymi i żyjącymi razem znajdują się niechybnie tacy, którzy uczuwać będą. odrazę do narzuconych sobie więzów, oraz tacy (zazwyczaj ci sami), którzy doznają niezadowolenia z powodu równego obdzielania jednostek o wartości nierównej, przeto wywnioskować można, że wszelka taka sposobność zostanie zużytkowaną: własność prywatna rozszerzać się będzie kosztem publicznej własności. Można tu przytoczyć parę przykładów. Mówiąc o rodzinnych gminach Słowian południowych, które najczęściej już się rozpadają, Laveleye powiada: „Grupa rodzinna o wiele skuteczniej mogła bronić się surowości rządów tureckich, niż odosobnione jednostki. To też w tej właśnie części południowej dzielnicy Słowian gminy rodzinne zachowały się najlepiej i dotąd tworzą podstawę społecznego porządku”

Dezintegrujący wpływ działalności handlowej uwydatnia się w fakcie, że owe gminy rodzinne (zadrugi) zazwyczaj utrzymują się jedynie w okręgach wiejskich. W pobliżu miast bardziej różnorodne warunki życia osłabiły dawne uczucie rodzinne. Wiele gmin rozpadło się, własność ich podzielono i sprzedano, zaś członkowie ich zeszli na dzierżawców i proletariuszy. „na koniec, w uwadze poniższej uwydatnia się uznanie wpływu żądzy zarówno niepodległości osobistej, jak i wyłącznego użytkowania z zysków, płynących z wyższości; autor powiada mianowicie, że owym gminom rodzinnym trudno jest pogodzić takie warunki społeczne, w jakich ludzie usiłują poprawić swój los, z taką społeczną i polityczną, organizacji^ w jakiej one żyją…. Gdy żądza poprawy bytu raz się obudzi, człowiek nie może już nosić jarzma żadnego…. Celem najgoręcej obecnie pożądanym jest to, iżby można żyć podług swej woli, pracować dla siebie tylko, pić z własnego kielicha.

Że ta przyczyna dezintegracji jest powszechna, tego domyślać się każą wzmianki o podobnych gminach, istniejących dotąd w górskich okręgach Lombardii, t. j. z dala od centrów działalności handlowej. Wraz z potęgowaniem się odrazy do kontroli ojców rodzin, członkowie tych gmin powiadają: „Dlaczego my z cała naszą własnością mielibyśmy pozostawać w poddaństwie u jakiegoś pana? Byłoby daleko lepiej dla każdego, gdyby sam dla siebie pracował i o sobie myślał. Ponieważ zyski osiągane z jakiegoś rzemiosła tworzą jakby pewien rodzaj prywatnego peculium, więc stowarzyszeni mają pokusę do rozszerzania tej zasady kosztem dochodów wspólnych. „

To też na koniec „tęsknota za życiem” niezależnym unosi go, a wówczas opuszcza on gminę. „

Wszystkie te dowody świadczy, iż postępy przemysłowości stanowią ogólną przyczynę tego potęgowania się indywidualizacji własności; postępów bowiem takich każą, domyślać się zarówno większe bezpieczeństwo, pozwalające żyć osobno, jak i częściej nadarzająca się sposobność dokonywania sprzedaży, sprzyjających nagromadzaniu się peculium, jak i używanie miar ilości i wartości: tych ostatnich domyślać się każą naprzód takie sprzedaże poszczególne, następnie zaś podział oraz sprzedaż całości, która stanowiła własność zbiorową.

Tak szerzenie się prywatnej własności, postępujące wraz z upadkiem systemu państwowego i rozwojem ugodowego systemu, przechodzi od rzeczy ruchomych do nieruchomości. Kiedy bowiem pomnożenie się transakcji handlowych każdemu członkowi gminy rodzinnej umożliwi gromadzenie peculium; kiedy rosnąca żądza indywidualnego życia do nowego nakłoni większość gminiaków do sprzedawania ziemi, którą odziedziczyli społem, wówczas rozmaite jej części, sprzedane bądź pojedynczym członkom skupienia, bądź przybyszom obcym, przybierają w ten sposób za wspólną ugodą postać własności osobistej; osobiste zaś władanie ziemią zdobywa tym samem charakter podobny widocznie do charakteru innych form władania osobistego.

Nadto rozwój przemysłowości inną jeszcze drogą prowadzi do takich samych wyników. Jeżeli, pominąwszy, jako nienależące do rzeczy, takie wypadki, w których absolutny władca nie daje poddanym swym prawa żadnej jakiejkolwiek bądź własności, do takich wypadków, w których zdobywca uznaje częściowe władanie ziemią jednostek, otrzymujących dział jej od niego pod warunkiem świadczenia pewnych usług i płacenia daniny, to spostrzeżemy, że prywatna własność ziemska, ustanawiana przez wojowniczość, jest niezupełną. Przedstawia ona rozmaite braki. Własność suzerena ograniczoną jest prawami, jakich tenże ustąpił na rzecz wasali; prawa tych ostatnich ograniczone są przez warunki ich władania, dalej zaś przez uroszczenia pańszczyzniaków oraz innych podwładnych, którzy, pełniąc z jednej strony pewne oznaczone usługi, z drugiej mają jednak określony udział w wytworze. Ale wraz z upadkiem wojowniczości, oraz towarzyszącym jej znikaniem lennictwa, obowiązki lenników zmniejszają się, ostatecznie zaś prawie nie są już uznawanymi; jednocześnie zniesienie pańszczyzny usuwa albo zaciemnia inne uroszczenia, które ograniczały prywatną własność ziemską (1). Ponieważ obydwie zmiany towarzyszą rozwojowi przemysłowości, przeto wynika stąd, że i tymi sposobami umacnia się również indywidualizacja własności dzięki industrializmowi.

Wydaje się zrazu rzeczą nieprawdopodobną, że absolutna własność osobista ziemi musi być stanem ostatecznym, do jakiego prowadzi industrializm. Jakkolwiek jednak ten ostatni aż dotąd dążył do zindywidualizowania własności ziemskiej oraz wszelkiej innej to jednak można byłoby powątpiewać, czyśmy dosięgnęli już stadium ostatniego. Własność, ustalona przemocą, nie stoi na tych samych podstawach, co i własność, płynąca z ugody, i, chociaż liczne wypadki kupna i sprzedaży, jednako rozprawiające się z obydwoma tymi własności rodzajami, domyślnie upodobniły je, to wszakże upodobnienie może niekiedy ulegać zaprzeczeniu. Do uznania tej możliwości dopomoże nam analogia domniemanych praw własnościowych nad istotami ludzkimi. Podczas bowiem kiedy jeńcy wojenni, wzięci przemocą i uważani za własność w pewien sposób nieokreślony, (gdyż na razie pozostają prawie na stopie równości z innymi domownikami), stali się bardziej określoną postacią własności, gdy się upowszechniło kupowanie i sprzedaż niewolników, oraz podczas kiedy przed wiekami można byłoby stąd wywnioskować, iż posiadanie człowieka przez człowieka jest formą własności, coraz bardziej utrwalającą się z biegiem czasu, to z drugiej strony widzimy jednak, że późniejsze stadium cywilizacji obróciło na wspak tę sprawę, znosząc posiadanie człowieka przez człowieka. Podobnie też w stadium jeszcze wyższym mogłoby zniknąć prywatne władanie ziemią. Tak samo jak owa pierwotna wolność osobista, istniejąca wtedy, gdy urządzenia przymusowe i osobista niewola nie były jeszcze ustanowione przez wojnę, poczęła utrwalać się na nowo wraz z upadkiem wojowniczości, tak samo też, zdawaćby się mogło, pierwotne, gminne władanie ziemią, które wraz z rozwojem urządzeń przymusowych, w znacznej mierze lub całkowicie stało się, władaniem prywatnym, odżyje znowu przy dalszym rozwoju przemysłowości. Porządek ugodowy, o tyle dzisiaj rozszerzony, iż za źródło prawa własności ruchomej uznaje się jedynie wymianę usług albo wytworów za wspólną zgodą, lub też w drodze daru, pochodzącego od tych, którzy go za taką zgodą, zbyli, porządek ów mógłby się dalej rozszerzyć o tyle, iż produkty rolne mogły być uważanymi za własność, jedynie dzięki ugodzie jednostek jako dzierżawców — ze społecznością, jako właścicielem. Nawet dzisiaj wśród samych anglików prywatne władanie ziemią, nie jest bezwzględnym. W teorii prawa właściciele ziemscy są bezpośrednio lub pośrednio dzierżawcami korony, co za dni naszych odpowiada państwu, albo innymi słowy społeczności; społeczność zaś od czasu do czasu powraca do swego posiadania po dokonaniu kompensaty należnej. Być może, iż prawo społeczeństwa do ziemi uznawane tutaj domyślnie, z czasem jawnie będzie uznawanym i działać pocznie odpowiednio po należytym uwzględnieniu nagromadzonej wartości, sztucznie oddanej.

§ 541, W ten sposób dość jasno można odgraniczyć powstawanie i rozwój urządzeń, utrwalających i regulujących własność prywatną.

Żądza przywłaszczania oraz utrzymania tego, co się już przywłaszczyło, tkwi głęboko nie tylko w ludzkiej, ale i w zwierzęce przyrodzie, jest ono bowiem zaiste warunkiem ostawania się przy życiu. Świadomość tego, iż chęć odebrania komuś jego własności} może wywołać zatarg i, co za tym idzie, obrazę, dążyła zawsze do utrwalenia i wzmocnienia zwyczaju, pozostawiającego każdemu to, co zdobył własną pracą, zwyczaj zaś taki wśród plemion pierwotnych, przybiera postać uroszczenia jawnie uznawanego.

Uroszczenie to do własności prywatnej, całkowicie uznawane w stosunku do wykonanych przez posiadacza przedmiotów ruchomych, oraz w zupełności albo częściowo uznawane w odniesieniu do zwierzyny, zabitej na przestrzeni, po której koczują członkowie danej społeczności, nie jest uznawanym w stosunku do samej tej przestrzeni oraz do jej szlaków. Własność indywidualizuje się o tyle, o ile okoliczności pozwalają na jako tako jasne odgraniczanie uroszczeń jednostkowych, w odniesieniu jednak do ziemi nie indywidualizuje się ona, gdy w pewnych warunkach uroszczenia jednostkowe ani okazanymi, ani po okazaniu ich skutecznie odznaczanymi być nie mogą.

Wraz z przejściem od życia koczowniczego do osiadłego stanu, gminna własność ziemska poczyna podlegać ograniczeniom ze strony osobistej własności — w takim wszakże tylko zakresie, że ci, co karczują i uprawiają części powierzchni, cieszą, się niezakłóconym użytkowaniem z wytworu swej pracy. Zazwyczaj uroszczenia ogółu ostają się przy życiu i, bądź wtedy, gdy po kilku zbiorach wykarczowaną przestrzeń zostanie opuszczoną, bądź też kiedy, przekazana potomkom, przestanie być przez nich użytkowaną, powraca do społeczności. Systematowi zaś takiemu czasowego władania, zgodnemu z uczuciami i zwyczajami, odziedziczonymi po koczowniczych przodkach, towarzyszy również niski rozwój rolnictwa: rola wyczerpywany bywa po latach paru.

Tam gdzie patriarchalna postać organizacji ze stanu pasterskiego przechodzi w osiadły i zdobywa uświęcenie tradycji, służąc również do celów wzajemnej obrony, tam władanie ziemią, częścią, klanowe, częścią, zaś rodzinne, trwa jeszcze długo; jednocześnie spostrzegamy też jednostkowe władanie rzeczami ruchomymi, będącymi owocem pracy osobistej. na koniec, podczas kiedy w wypadkach niektórych gminna albo rodzinna własność ziemska ostaje się przy życiu, to w innych wypadkach, rozmaitymi sposoby i w rozmaitym stopniu, podlega ona ograniczeniom ze strony prywatnej własności, najczęściej czasowej i podlegającej zwierzchniczemu władaniu ogólnemu.

Ale wojna, zarówno przez wytwarzanie zróżniczkowań klasowych w łonie każdej poszczególnej społeczności, jak i przez poddawanie jednego społeczeństwa drugiemu, podkopuje albo znosi gminną własność ziemską, stawiając na jej miejsce częściowo albo całkowicie bądź nieograniczone władanie absolutnego zdobywcy, bądź też własność zdobywcy, ograniczoną przez uroszczenia wasali, dzierżących ją pod pewnymi warunkami i z kolei ograniczonych przez uroszczenia siedzących na roli podwładnych. To znaczy, że system państwowy, rozwijany przez wojowniczość, każe domyślać się rozmaitych stopni władania ziemią, tak samo jak przedstawia on rozmaite stopnie władania jednostkami.

Zupełna indywidualizacja własności jest współobjawem postępu przemysłowego. Od samego początku rzeczy, uważane za wytwór własnej pracy człowieka, uznawanymi są za jego własność, to też w ciągu całego biegu cywilizacji władanie gminne i wspólne pożycie nie wyłączały uznawania peculium, otrzymywanego drogą wysiłków osobistych. Powstające w ten sposób nagromadzanie się ruchomości, posiadanych osobiście, wzrasta w miarę tego, jak rosnący industrializm wpływa na ograniczenie wojowniczości; to bowiem każe domyślać się większej łatwości pozbywania się wytworów przemysłowych; dalej, przy takim rozwoju spostrzegamy rozwój miar ilości i jakości, sprzyjających wymianie: a na koniec, bardziej pokojowe stosunki, jakich stan podobny domyślać się każe, pozwalają ludziom bezpieczniej odłączać się od grup, z którymi uprzednio żyli razem dla wspólnej osłony. Indywidualizacja własności, szerząc się i zdobywając większą określoność za sprawa opartych na dobrowolnej ugodzie transakcji handlowych, dosięga wreszcie własności ziemskiej. Ziemia, kupowana już i sprzedawana za pieniądze, a przy pomocy miar, zostaje pod tym względem upodobnioną do osobistej własności, będącej wytworem pracy, a tą drogą w rozumieniu ogólnym poczyna uchodzić za jedno z tamtą. Istnieje wszakże powód do przypuszczeń, że podczas gdy prywatna własność przedmiotów, wytworzonych pracą, będzie w przyszłości coraz bardziej określoną i świętą dla nas, to z drugiej strony zamieszkane przez ludzi przestrzenie, których pracą wytworzyć nie można, z czasem odróżnionymi będą, jako coś takiego, co prywatną własnością być nie może. Tak samo, jak jednostka, będąca pierwotnie panem siebie, traci częściowo lub całkowicie tę własność pod działaniem regime’u wojowniczego, lecz stopniowo odzyskuje ją, w miarę rozwijania się przemysłowego regime’u, tak możliwym też jest, że wspólna własność ziemska, częściowo lub całkowicie zatopiona we własności ludzi panujących w przeciągu rozwoju typu wojowniczego, odżyje znowu, kiedy przemysłowy typ rozwinie się całkowicie.


(1) W samej Anglii ostateczny koniec tych lennictw przypadł w r. 1660, kiedy na miejsce feudalnych powinności (ciążących na właścicielach ziemi) ustanowiono beer-excise (obciążające gminę).