Instytucje obrzędowe – ROZDZIAŁ VIII. TYTUŁY

§ 399. Będąc upartym zwolennikiem wszystkiego tego, czego nauczyli go starsi, człowiek pierwotny zbacza do rzeczy nowych jedynie tylko drogą zmian nieumyślnych. Każdy wie dzisiaj, że języki nie zostały wynalezione, lecz że rozwinęły się; to samo też stosuje się do zwyczajów. Do wielkiej liczby dowodów, świadczących o tym, rozdziały poprzedzające dodały wiele dowodów nowych.

Podobnie ma się rzecz z tytułami. Gdy spoglądamy na nie w ich postaci obecnej, wydają się nam one czymś sztucznym: rodzi się w nas myśl, że kiedyś, w danym czasie, ustanowiono je świadomie. Ale pogląd taki tak samo nie jest prawdziwym, jak prawdziwym nie jest przypuszczenie, że nasze wyrazy pospolite świadomie ustanowione zostały. Imiona przymiotów, przedmiotów i działań były zrazu bezpośrednio albo pośrednio opisowe; takimi też były nazwy, zaliczane dziś przez nas do klasy tytułów. Zupełnie tak samo, jak głuchoniemy, przywołujący sobie na pamięć osobę, którą oznacza przez mimiczne wyrażenia jakiejś jej cechy szczególnej, nie ma najmniejszego wyobrażenia o tym, iżby wprowadzał w grę jakiś symbol, tak nie myśli też o wprowadzeniu symbolów dziki, gdy wskazuje miejscowość, jako taką, na której zabitym zostało kangur albo też, na którą spadł odłam skały; podobnie też nie myśli on o symbolizacji, gdy, chcąc oznaczyć jakąś osobę, napomyka o pewnym wybitnym rysie jej powierzchowności albo o fakcie jakimś z jej życia; podobnie nie ma on na myśli symbolów, nadając ludziom owe nazwy dosłownie lub przenośnie opisowe, z których później rozwijają się tytuły. Sama koncepcja imion własnych urastała bezwiednie. Pośród ludów niecywilizowanych, dziecko odróżnianym bywa od innych jako „burza z grzmotami”, albo „nów”, albo „ojciec powraca do domu”, a to wprost dzięki zwyczajowi zespalania go z jakimś wydarzeniem, które przytrafiło się w dniu jego urodzin, dzięki czemu zyskuje się środek przywoływania sobie na pamięć danego dziecięcia. Jeżeli zaś później otrzymuje ono takie nazwy, jak: „miękka głowa” albo „brudne siodło” (imiona Dakotów), „wielki łucznik”, albo „ten co wbiega na góry” (imiona czarnonogich); to wynika to z samorzutnego używania jednego z kilku, niekiedy zaś jednego z lepszych środków oznaczenia osoby. Oczywiście też to samo zdarzało się z owymi mniej niezbędnymi nazwami, jakimi są tytuły. Zróżniczkowały się one z imion własnych a stanowiły nazwę opisową jakiejś cechy, jakiegoś postępku albo czynności jakiejś, uważanych za zaszczytne.

§ 400. Rozmaite plemiona dzikich nadają mężczyźnie imię „rozgłosowe” ku uzupełnieniu albo też ku zastąpieniu tego, pod jakiem znanym był uprzednio; nadaje się je z powodu jakiegoś wielkiego czynu dokonanego w bitwie. Tupiowie dostarczają nam tutaj dobrego przykładu. Założyciel „ludożerczego święta” przybrał imię dodatkowe ku zaszczytnej pamiątce tego co uczyniono, jego zaś krewne biegały po domu wykrzykując nowy tytuł. O tym samym też ludzie Hans Stade powiada: „ilu nieprzyjaciół zabije którykolwiek z nich tyle nadaje sobie imion; jakoż ci uchodzą pomiędzy nimi za najszlachetniejszych, którzy wiele imion posiadają”. Nadto w Ameryce północnej, kiedy Indianin z plemienia Krików, przyniesie pierwszy swój skalp do domu, zostaje pasowanym na mężczyznę i wojownika, oraz otrzymuje „imię bojowe”. Pośród dawnej ludności Nikaraguańskiej, dzięki takiemu zwyczajowi, utrwalił się pewien tytuł ogólny: tego, kto zabił nieprzyjaciela w bitwie nazywali oni Tapalique, zaś Indianie z międzymorza w takich samych wypadkach nadawali tytuł Cahra.

Zestawiając dowody zapożyczone od dwóch krwiożerczych i ludożerczych społeczeństw, znajdujących się w rozmaitych stadiach rozwoju, spostrzeżemy, iż zaszczytne imiona opisowe, powstające w ten sposób we wczesnych okresach wojowniczości, stają się niekiedy imionami urzędowymi. Na Fidżi „wojownicy dostojniejsi otrzymują szumne tytuły, jak: „rozdzielca” danej okolicy (district), „pustoszycie!” danego brzegu, „wyludniacz” danej wyspy — przy czym dodaje się odpowiednie nazwy miejscowości”. Podobnie też w Meksyku starożytnym jeden z urzędów, spełnianych przez braci króla albo najbliższych jego krewnych, nosił nazwę „krajacza ludzi”, drugi zaś „szafarza krwi”.

Tam, gdzie tak jak wśród Fidżijan niejasno pojmuje się różnicę pomiędzy bogami a ludźmi, gdzie tworzenie nowych bogów przez apoteozowanie wodzów trwa ciągle, znajdujemy, iż bogowie noszą, takie same imiona, jak i te, jakie nadaje się okrutnym ich wojownikom za życia. „Wykradacz kobiet”, „zjadacz mózgu”, „morderca”, „mięso z zabójstwa” — oto są naturalne tytuły boskie powstające z imion opisowych, jakich używają owi uprawiający kult przodków ludożercy. Że liczne tytuły bogów czczonych przez rasy wyższe powstały w sposób pokrewny, o tym świadczy zwyczaj przypisywania im podbojów. Czy to będą bóstwa Egipskie, Babilońskie czy też Greckie, władzę ich przedstawia się zawsze jako zdobycz wojenną; z opowiadaniem zaś o ich dziełach łącza się czasem odpowiednie imiona opisowe, jak np. imię Marsa „kalający krwią. „, albo też boga Hebrajczyków „Gwałtowny”, co zgodnie z Kenen’em ma być dosłownym tłumaczeniem wyrazu „Shaddai”.

§ 401. Bardzo pospolitym jest, że wśród ludzi pierwotnych zamiast zaszczytnych imion opisowych w znaczeniu dosłownym nadaje się zaszczytne imiona przenośnie opisowe. O Tupiach, od których zapożyczyliśmy przykładu ceremonii przybierania imion bojowych, czytamy, że „brali oni swe nazwy od przedmiotów widzialnych, przy czym na wybór ich wpływały próżność albo okrucieństwo”. Że imiona takie, zrazu samorzutnie nadawane przez oklaskujących towarzyszy, później zaś nadawane niejako rozmyślnie mogą, łacno stać się własnością ludzi największego męstwa, a w ten sposób mogą stać się imionami władców, tego domyślać się możemy z opowiadań Ksimenesą o na wpół cywilizowanych ludach Gwatemali Wyliczone przez niego imiona ich królów są: „śmiejący się tygrys”, „tygrys z Lasu”, „gniotący orzeł”, „głowa orła”, „silny wąż”. W całej Afryce działo się też podobnie. Król Aszantów, pomiędzy innymi wysławiającymi go imionami, posiada imię: lwa i węża. W Dahomeju imiona powstałe w ten sposób dosięgają stopnia najwyższego: król nazywa się tam „Lwem lwów”. W pokrewnym też znaczeniu króla Usambary nazwano „Lwem niebios” — tytuł, z którego w razie apoteozy króla drogą naturalną mogłyby powstawać myty. W kraju Zulów, obok przykładów takiego samego zwyczaju, znajdujemy jeszcze przykład tego, jak zaszczytne imiona, pochodzące od przedmiotów imponujących, ożywionych lub nieożywionych, łączą, się z zaszczytnymi imionami pochodzenia innego, oraz przechodzą w niektóre z owych form zwracania się, o jakich mówiliśmy ostatnio. Tytuły króla są tam następujące: „Szlachetny słoń”, „Ty, który jesteś wiecznie”, „Ty, który jesteś tak wysoki jak niebo”, „Czarny”, „Ty, który jesteś ptakiem, zjadającym inne ptaki” „Ty, który jesteś tak wysoki jak góry” i t. d. Shootter pokazuje nam, w jaki sposób używają, tych tytułów zuluańskich, a to przytaczając część mowy zwróconej do królu: „Wy góro, wy lwie, wy tygrysie, wy, który jesteście czarni. Niema nikogo równego wam”. Dalej istnieje też dowód, że zaszczytne imiona powstałe w ten sposób przeobrażają się w tytuły, stosowane raczej do pewnych stanowisk, nie zaś osobiście do człowieka, który je zajmuje; żona bowiem wodza kafryjskiego nazywa się „słonicą”, gdy tymczasem wielka jego żona zowie się „lwicą”.

Mając takie wskazówki, nie możemy pominąć wniosku, że nadawanie pokrewnych imion zarówno królowi, jak bogom wygasłych plemion historycznych, miało też źródło podobne. Kiedy znajdziemy, że dziś jeszcze na Madagaskarze jednym z tytułów królewskich jest nazwa „potężnego byka”, gdy przypomnimy sobie przez to, że w taki sam sposób pokonani wrogowie nadawali imię pochlebcze Ramzesowi zwycięzcy, to słusznie będziemy mogli wywnioskować, że z imion zwierzęcych, nadawanych w ten sposób królom, powstały zwierzęce imiona, jakie od dawna nadawano bogom jako przezwiska zaszczytne; w taki to sposób Apis w Egipcie stał się równoważnikiem Ozyrysa i Słońca, jak również byk stał się równoważnikiem zwycięskiego bohatera i słonecznego boga Indry.

Tak samo ma się rzecz z tytułami, które wzięły swój początek od imponujących przedmiotów nieożywionych. Widzieliśmy, jak wśród Zulów przesadny komplement wypowiadany królowi: „Ty, który jesteś tak wysoki jak góry”, przeobraża się z prostego upodobnienia w przenośnię: „Ty góro”. Samoańczycy zaś świadczą, że używane w ten sposób imię przenośne staje się niekiedy imieniem własnym; na Samoa bowiem, jak żeśmy widzieli, „wodzem Pango-Pangów jest obecnie Maunga, czyli Góra”. Istnieją, też dowody, że wśród licznych ludów, uprawiających kult przodków, w taki sam sposób powstają tytuły boskie. Czynukowie, Nawajowie i Meksykany w Ameryce północnej, Peruwianie zaś w Ameryce południowej zapatrują się na pewne góry, jako na bogów; ponieważ zaś bogowie ci mają nadto imiona inne, przeto domyślać się należy, że, w każdym wypadku, człowiek ubóstwiony otrzymywał ku czci swojej albo ogólną nazwę góry, albo też imię jakiejś góry szczególnej, jak to się zdarzało na Nowej Zelandii. Z pochlebczych porównań ze słońcem powstały tam nie tylko zaszczytne imiona osób, oraz imiona boskie, ale nadto tytuły urzędowe. Czytając, że Meksykanie oznaczali Korteza mianem „potomka słońca”, oraz że Chibchowie nazywali Hiszpanów w ogóle „dziećmi słońca” — czytając, że nazwa „dziecięcia słońca” była mianem pochlebczym, nadawanym w Peru każdej osobistości wybitnie zdolnej, gdzie Inkasowie, uważani za „potomków słońca”, korzystali następnie z tytułu, który stąd powstał, będziemy mogli zrozumieć, w jaki sposób nazwa „syna słońca” stała się tytułem królów egipskich, dodawanym każdemu z nich do jego imienia własnego. Dla wyświetlenia tej sprawy, oraz wielu punktów innych, przytoczę tutaj opis przyjęcia na dworze birmańskim, jakie odbywało się już po wydrukowaniu twierdzeń powyższych: „herold, leżąc na brzuchu, czytał głośno moje listy wierzytelne. Dosłowny przekład ich jest następujący, „taki a taki, wielki nauczyciel gazeciarski Dayly-News w Londynie jego najsławniejszej, najprzedniejszej mości, panu Iszaddana, królowi słoni, władcy wielu białych słoni, panu min złotych, srebrnych, rubinowych, bursztynowych, oraz min szlachetnego serpentynu, zwierzchnikowi państwu Thuna-Paranta i Tampadipa, oraz innych wielkich państw i krajów, tudzież wszystkich parasole noszących wodzów, podporze religii, monarsze, pochodzącemu od słońca, sędziemu życia i wielkiemu prawowitemu królowi królów i posiadaczowi nieograniczonych włości, oraz mądrości najwyższej ofiarowuje następujące podarki”, czytanie odbywało się w tonie komicznego wysokiego recitativa, bardzo podobnego do intonacji nabożeństwa w kościołach angielskich; przeciągle zaś, phy… a-a-a-a’ (mój pan), wymówione na końcu powiększało to podobieństwo, przypominając bardzo, amen’ naszej liturgii” (wskazując pewne pokrewieństwo owego zwyczaju z kultem religijnym).

Tak tedy, widząc owe przenośnie-opisowe imiona, spostrzegamy już zarodek, z jakiego urosły początkowe tytuły zaszczytne, które, będąc zrazu czysto osobistymi, stawały się w wypadkach niektórych nieodłącznym epitetem pewnych urzędów.

§ 402. Utrzymywać, iż wyrazy, odpowiadające w rozmaitych językach naszemu wyrazowi Bóg, były pierwotnie wyrazami opisowymi, utrzymywać tak, byłoby to razić tych, którzy, nie znając faktów, przypisują dzikim myśli podobne do naszych, z drugiej strony twierdzenie takie byłoby odrażającym dla tych, którzy, znając już trochę faktów, uparcie twierdzą jednak, że człowiek od samego początku miał już koncepcję powszechnej potęgi twórczej. Każdy jednak, kto zbada dowody bez uprzedzeń, znajdzie, iż ogólna nazwa bóstwa była zrazu wprost tylko słowem, wyrażającym wyższość. Wśród Fidżijan nazwę tę stosuje się do wszystkiego, co jest wielkie i cudowne, wśród Malgesów do wszystkiego, co jest nowe, pożyteczne i niezwykłej wśród Todów do wszystkiego, co jest tajemnicze tak, iż Marshall powiada: „jest to w istocie przymiotnikowa nazwa wybitności”. Wyraz ten stosowany zarówno do przedmiotów ożywionych, jak i nieożywionych, jako wskazówka cechy niepospolitej, stosowanym też bywa podobnie do istot ludzkich, tak żyjących jak i umarłych; ponieważ jednak przypuszcza się, iż umarli posiadają tajemniczą władzę wyrządzania złego i dobrego żyjącym, przeto szczególnie do nich wyraz ten poczyna być stosowany. Jakkolwiek duch i Bóg posiadają dla nas znaczenia bardzo odrębne, to jednak początkowo są to wyrazy jednoznaczne, albo raczej początkowo istnieje jeden tylko wyraz, służący do oznaczenia istoty nadprzyrodzonej.

Skoro zaś w mniemaniu pierwotnym sobowtór człowieka zmarłego jest równie, widzialny i dotykalny, jak i człowiek żywy, tak iż można go zamordować, utopić, lub w inny jaki sposób zabić po raz drugi — skoro podobieństwo owo jest tak wielkie, że trudno bywa dowiedzieć się, jaka różnica zachodzi pomiędzy bogiem a wodzem Fidżijan — skoro przykłady ukazywania się bóstw w Iliadzie świadczą, że Bóg grecki był tak pod każdym względem podobny do człowieka, iż potrzeba było szczególnego natchnienia, aby go odróżnić, to spostrzegamy, w jak naturalny sposób nazwa „boga” nadawana istocie potężnej, wyobrażanej jako zazwyczaj, lecz nie zawsze niewidzialną, może być niekiedy nadawaną potężnej istocie widzialnej. Istotnie, jako następstwo takiej teorii, zdarza się nieuchronnie, iż w ludziach, przewyższających zdolnością swe otoczenie, podejrzewa się wracających upiorów albo bogów, którym się przypisuje zazwyczaj pewne przymioty szczególne. stąd to ten fakt, że Australijczycy, Nowokaledończycy, wyspiarze z Darnley, Krumeni, Kalabarczycy Mpongve i t. d., uważając Europejczyków za sobowtórów swoich zmarłych, nazywają ich upiorami. stąd to również pochodzi ten fakt, że Buszmeni, Beczuanowie, Afrykańczycy wschodni, Fellahowie, Kondowie, Fidżijanie, Dajakowie, Starożytni Meksykanie, Chibchowie i t. d., nadawali im i nadają nazwę bogów. stąd na koniec ten fakt, że, posługując się owym wyrazem w znaczeniu powyższym, ludzie wybitniejsi wśród niektórych plemion niecywilizowanych nazywają siebie bogami.

Skoro początkowe znaczenie wyrazu tak jest rozumiane, to nie mamy się czemu dziwić, znajdując, że „Bóg” staje się tytułem zaszczytnym. W ten sposób nazywają króla Loango jego poddani; podobnie też nazywanym jest król Msambara. Dzisiaj pośród Arabów koczujących, nazwy „Boga” nie stosuje się w żadnym innym znaczeniu, jak tylko jako imię rodowe najpotężniejszego ze znanych im władców żyjących. Okoliczność ta dodaje więcej wiarogodności twierdzeniu, że Wielki Lama, czczony przez; Tatarów w jego własnej osobie, otrzymuje od nich nazwę „Boga, Ojca”. Pozostaje to również w zgodzie z innymi takimi faktami, jak z tym np., że do Radamy króla Madagaskaru, kobiety, wyśpiewujące mu pochwały, zwracały się mówiąc: „Boże nasz”, oraz że królowi Dahomejczyków nadaje się niekiedy nazwę „ducha”: tak np., gdy posyła on po kogo, wówczas goniec powiada: „duch woła ciebie”, kiedy zaś przemówi, wszyscy wykrzykują: „duch powiedział prawdziwie”. Wszystkie te fakty pozwalają nam zrozumieć owo przybieranie tytułu Theos przez starożytnych królów Wschodu, co wprawia w zdumienie ludzi nowożytnych.

Przechodzenie owej nazwy zaszczytnej do stosunków życia codziennego zdarza się również, jakkolwiek niezbyt często. Po tym, cośmy powiedzieli wyżej, nie wyda się dziwnym, iż nazwa ta stosowaną, bywa do osób zmarłych; tak było np. wśród starożytnych Meksykanów, którzy nazywali każdego ze swych zmarłych: „teotl taki a taki — czyli taki a taki bóg, taki a taki święty”. na koniec, nauczeni tym przykładem, zrozumiemy pewien przygodny sposób używania tego tytułu w wypadku witania się osób żyjących. Pułkownik Yule, mówiąc o Kasjach, powiada: „pozdrowienie ich przy spotkaniu jest szczególne: „Kuble! o Boże!’„’

§ 403. Związek pomiędzy tytułem „Boga” oraz „ojca” stanie się jasnym, gdy się cofniemy do owych wczesnych form koncepcyj oraz języka, u których oba te tytuły jeszcze się nie zróżniczkowały. Ten fakt, iż w mowie tak posuniętej, jak sanskryt, używa się jednako wyrazów: robić, sporządzać, zrodzić lub spłodzić, poucza nas w jak naturalny sposób ojciec, jako rodzic albo sprawca istot nowych, przestając być widzialnym po śmierci, kojarzony bywa w mowie i myśli ze zmarłymi i niewidzialnymi sprawcami w ogólności; z pomiędzy zaś tych ostatnich, niektórzy zdobywając większą wybitność, poczynają uchodzić za sprawców w ogóle — za twórców lub stworzycieli. Kiedy Sir Rutherford Alcock robi uwagę, że „jakaś kazirodcza mieszanina pierwiastków teokratycznych i patriarchalnych tworzy podstawę wszelkiego rządu, zarówno w Państwie niebieskim jak i w Japońskim, pod władzą, cesarzy roszczących pretensję do tego, iż nie tylko są patriarchami i ojcami swego narodu, ale nadto potomkami boskimi”, to dodaje on jeszcze jedno nowe powikłanie do innych naszych pojęć spaczonych, a będących wynikiem tego, iż zamiast wznosić się od niższych koncepcyj ludzi pierwotnych ku naszym, zstępujemy do nich od naszych koncepcyj wyższych. To bowiem, co on uważa za „kazirodczą mieszaninę ” wyobrażeń, w istocie jest tylko zwykłym związkiem, jaki w przykładach przez niego przytoczonych przetrwał dłużej, niż to się pospolicie zdarza wśród rozwiniętych społeczeństw.

Zulowie uwydatniają nam ów związek w sposób bardzo jasny. Mają oni swoje podania o Unkulunkulu (dosłownie: stary, stary), „który był pierwszym człowiekiem”, „który począł istnieć i spłodził ludzi”, „który dał początek ludziom i wszelkim rzeczom innym” (nie wyłączając słońca, księżyca i nieba) i o którym wnioskuje się, iż był człowiekiem czarnym, gdyż wszyscy jego potomkowie są czarni. Unkulunkulu pierwotny nie jest przez nich czczonym, gdyż jak przypuszczają umarł na zawsze; ale zamiast niego Unkulunkulo’wie różnych pokoleń, na jakie potomkowie jego się rozdzielili, odbierają od nich cześć i otrzymują nazwę „ojców”. Tutaj więc wyobrażenia Stwórcy i ojca wiążą się ze sobą bezpośrednio. Również, a może jeszcze bardziej znamiennymi są wyobrażenia, jakich domyślać się pozwalały odpowiedzi dawnych Nikaraguańczyków na czynione im zapytania: „kto zrobił niebo i ziemię?” Po pierwszych ich odpowiedziach: „Tamagastad i Cipattoval”, „nasi wielcy bogowie, których nazywamy teotes”, dalsze badanie doprowadziło do objaśnień następujących: „nasi ojcowie są owymi teotes”; „wszyscy mężczyźni i kobiety pochodzą od nich”; „są oni z ciała i są to mężczyzna i kobieta”: „chodzili oni po ziemi ubrani i jedli to, co jedzą Indianie”. Bogowie i pierwsi rodzice są więc w ten sposób utożsamieni, ojcostwo i bóstwo przedstawiają się jako wyobrażenia pokrewne. Przodek najbardziej odległy, o którym przypuszcza się, że istnieje na innym świecie, dokąd poszedł, „stary, stary”, albo „dawny dni owych” staje się bóstwem głównym; w ten zaś sposób wyraz ojciec nie jest, jakbyśmy to przypuszczali, przenośnym tylko równoważnikiem wyrazu bóg, ale jest jego równoważnikiem dosłownym.

Zdarza się przeto, iż wśród wszystkich narodów napotykamy używanie owego tytułu ojca. Z przytoczonej uprzednio modlitwy Kaledończyka do upiora jego przodka: „zlituj się ojcze, oto jest nieco posiłku dla ciebie, spożyj go i bądź nam miłościw za to”, widzimy owo początkowe utożsamianie ojcostwa i bóstwa, do jakiego doprowadzają nas wszelkie mitologie i teologie Widzimy, o ile naturalnym jest fakt, że Inkasowie Peruwiańscy składali cześć ojcu swojemu — słońcu, że Ptah, najpierwszy z dynastii bogów, którzy rządzili Egiptem, nazywa się „Ojcem ojca bogów”, oraz, że Zeus jest „ojcem bogów i ludzi”.

Rozważywszy wiele z pomiędzy owych wierzeń pierwotnych, w których boskość tak mało odróżnianą jest od człowieczeństwa, albo też zbadawszy wierzenia, istniejące dotąd w Chinach i Japonii, gdzie władcy „Synowie Nieba” roszczą pretensję do pochodzenia od owych najdawniejszych ojców czyli bogów, łatwo spostrzeżemy, w jaki sposób nazwa ojca, w jej znaczeniu wyższym, poczyna być stosowaną do potentatów żyjących. Ponieważ o wszystkich najbliższych i najbardziej odległych przodkach swoich mówi człowiek, jako o ojcach, odróżniając ich tylko przystawkami, pra, pra-pra, przeto wynika z tego, że nazwa ojca, nadawana każdemu z członków szeregu, poczyna też stosowaną być do ostatniego członka jeszcze żyjącego. Z tą przyczyną łączy się inna. Tam, gdzie utrwalenie rodowodu w linii męskiej dało początek rodzinie patriarchalnej, tam nazwa ojca, nawet w jej znaczeniu pierwotnym, poczyna kojarzyć się z władzą najwyższą, a przez to samo poczyna być mianem zaszczytnym. Istotnie, wśród narodów, wytworzonych z kilkakrotnego zespalania się grup patriarchalnych, obie owe przyczyny zlewają się w jedno. Ponieważ najdawniejszy ze znanych przodków każdej grupy złożonej, będący zarazem najdawniejszym ojcem albo bogiem tejże grupy, reprezentowany jest ciągle tak pod względem pokrewieństwa jak i władzy przez najstarszego potomka najstarszych przodków, przeto zdarza się, iż ten patriarcha, będący głową nie tylko swojej własnej grupy ale i grupy złożonej, pozostaje względem nich obu w stosunku podobnym do tego, w jakim pozostaje przodek ubóstwiony; w ten sposób jednoczy on w sobie niejako charakter bóstwa, króla i ojca.

stąd to upowszechnienie owego wyrazu, jako tytułu królewskiego. Używają go zarówno Indianie amerykańscy, oraz Nowozelandczycy, zwracając się do władców ludów cywilizowanych. Znajdujemy go też w Afryce. Z pomiędzy rozmaitych imion nadawanych królowi przez Zulusów, nazwa ojca stoi na czele spisu; w Dahomeju zaś, kiedy król udawał się z tronu do wnętrza pałacu „wskazywano palcem wszelką nierówność gruntu, aby jego królewska stopa nie była urażoną, towarzyszył zaś temu wszystkiemu laufer, który biegł wołając: Dadda, Dadda (Dziadku, Dziadku) i dedde, dedde (powoli, powoli)”. Azja dostarcza nam przykładów, w których łączą się tytuły „Pan Radża i pan ojciec”. W Rosji za czasów obecnych „Ojciec” jest nazwa stosowana do cesarza, zaś za dni dawnych we Francji, forma sire była imieniem pospolitym potentatów rozmaitego stopnia, panów feudalnych i królów, na koniec, zawsze była ona mianem, którego używano zwracając się do tronu (1).

Tytuł ten, być może, z powodu dwojakiego swego znaczeniu, upowszechnił się prędzej od innych; wszędzie znajdujemy, iż stanowi on miano dostojników wszelkiego rodzaju. Wśród Zulów wyraz „Baba” (ojciec) stosuje się nie tylko do króla, lecz również przez podwładnych wszelkich stopni stosowanym bywa do tych, którzy są po nad nimi. W Dahomeju niewolnik używa tej nazwy, mówiąc do swego pana, zaś pan jego posługuje się nią, mówiąc do króla. Livingston powiada: iż jego otoczenie nazywało go „swoim ojcem”; tak samo też Bachassinowie nazywali Burchella. Podobnież działo się dawniej na wschodzie, jak np.: kiedy „słudzy jego zbliżyli się i rzekli do Naamana, mówiąc mój ojcze” i t. d.; tak samo wreszcie ma się rzecz na odległym wschodzie w czasach obecnych. Japoński „terminator zwraca się do swego majstra, jako do ‚Ojca’„. W Syjamie „dzieci szlachty otrzymują od jej podwładnych nazwę, Ojców i Matek’ „. na koniec, Huc opowiada nam, iż widział jak Chińczycy składali czołobitność mandarynowi, wykrzykując: „pokój i pomyślność naszemu ojcu i matce”. Dalej, jako na pewne stadium takiego coraz większego upowszechnienia się tego tytułu, można wskazać na używanie go w odniesieniu do takich osób, które niezależnie od swego stanowiska zdobyły pewną, wyższość, jaką się przypisuje sędziwemu wiekowi, a która czasem, jak np. w Syjamie, oraz do pewnego stopnia w Japonii i Chinach, bierze nawet górę nad stanowiskiem. Takie rozszerzenie zakresu posługiwania się tym wyrazem znajdujemy w starożytnym Rzymie, gdzie pater było tytułem pana, oraz nazwij nadawaną przez młodszego starszemu, niezależnie od tego, czy był, czy też nie był jego krewnym. W Rosji, za dni obecnych używa się jednakiego wyrazu w zastosowaniu do księdza, oraz człowieka wiekowego. Niekiedy wyraz ten stosowanym bywa zarówno do młodych jak i do starych. Z formy sire, stosowanej początkowo do mniejszych i większych władców feudalnych, zamiast wyrazu ojciec, wzięło początek pospolite dzisiaj angielskie sir.

Należy tu wskazać pewną grupę wyrazów pochodnych, dość częstych wśród ludów cywilizowanych i na wpół cywilizowanych. Chęć przypochlebienia się komuś przed nadanie mu owej godności, jakiej domyślać się pozwala ojcostwo, w wielu miejscach doprowadziła do zwyczaju zastępowania imienia własnego mężczyzny przez nazwę, która, przypominając mu jego zaszczytne ojcostwo, każe go chrzcić imieniem jego dziecka. Malajczycy mają „ten sam zwyczaj co i Dajakowie, przybierania imienia swoich pierworodnych, jak np. Pa-Sipi ojciec Sipi’ego”. Zwyczaj ten pospolitym jest na Sumatrze i również upowszechniony na Madagaskarze. Tak samo też ma się rzecz wśród pewnych górskich plemion Indii: Kassyjowie „zwracają się do siebie, wymawiając imiona swych dzieci, jak np. Pabobon, ojcze Bobon’a!” Afryka również dostarcza przykładów. Beczuanowie, zwracając się do Mr. Moffata, mieli zwyczaj mówić: „przemawiam do ojca Maryi”. na koniec, w stanach, leżących nad Oceanem Spokojnym w Ameryce północnej, istnieją ludy tak dalece żądne owej pierwotnej nazwy zaszczytnej, że dopóki młodzieniec nie ma dzieci, pies zajmuje względem niego stanowisko syna i posiadacz znanym jest jako ojciec swego psa.

§ 404. Wyższość, przypisywana wiekowi podeszłemu w grupach patriarchalnych oraz w społeczeństwach powstałych z tychże grup, ujawniająca się naprzód w czci dla rodziców, która jak np. w przykazaniach żydowskich jest najpierwszym obowiązkiem po obowiązkach względem Boga, po wtóre zaś ujawniająca się w poszanowaniu ludzi starszych w ogólności, daje początek odmiennej ale pokrewnej grupie tytułów. Ponieważ wiek podeszły jest przedmiotem szacunku, przeto wyrazy oznaczające starszeństwo stają się imionami zaszczytnymi.

Początek tej sprawy można dostrzec wśród ludzi niecywilizowanych. Ponieważ w radzie (zgromadzeniu) biorą udział tylko ludzie starsi, przeto miejscowa nazwa człowieka starszego, poczyna kojarzyć się w myśli ze stanowiskiem pewnej władzy, a tym samem poczyna być mianem zaszczytnym. Dość będzie, gdy zaznaczywszy tylko tę okoliczność, zbadamy rozwój wynikających stąd tytułów w językach europejskich. Wśród Rzymian, senator albo członek senatu, wyrazy mające ten sam pierwiastek co i senex, było nazwą członka zgromadzenia starszych, w czasach też dawniejszych senatorowie owi, czyli starsi, inaczej patres, byli przedstawicielami plemion (tribus): wyrazów: ojciec i starszy używano tu przeto jako równoznacznych. Od dalszego krewniaka tego wyrazu, od słowa senior powstały, jak wiemy, w językach pochodnych wyrazy signior, seigneur i senhor; te zaś, stosowane zrazu do ludzi wybitniejszych, do władców lub panów, później wskutek upowszechnienia stały się zaszczytnymi imionami osób stanowisk niższych. To samo też działo się z wyrazem ealdor albo aldor. O tym wyrazie Maks Müller powiada: „jak wiele innych tytułów zaszczytnych w rozmaitych językach teutońskich, powstał on z przymiotnika oznaczającego wiek”, tak, iż „earl” i „alderman”, pochodzące zarówno od tego samego pierwiastku, są, imionami zaszczytnymi z powodu owej wyższości towarzyskiej, jaką zdobywają podeszłe lata.

Rzeczą jest sporną, czy niemiecki tytuł „graf”, należy również zaliczyć tutaj. Jeżeli Maks Müller ma słuszność, uważając za nieuzasadnione zarzuty Grimma przeciwko upowszechnionemu tłumaczeniu tego wyrazu, to słowo to oznaczało pierwotnie siwy, t. j. mający siwą głowę.

§ 405. Krótko możemy rozprawić się z tytułami innymi, które w sposób właściwy uwydatniają wygłoszoną przez nas ogólną zasadę.

Nazwa króla (king), tak samo jak i inne miana zaszczytne powstałe w czasach dawnych, należy do takich, co do wytworzenia się których panuje niezgodność mniemań. Powszechnie się sądzi jednak, że odległym jego źródłem jest sanskryckie ganaka, zaś „w sanskrycie ganaka znaczy: wytwarzający, rodzic a następnie król”. Jeżeli pochodzenie takie jest prawdziwe, to mamy tu po prostu tylko odmianę tytułu dla zwierzchnika (głowy) grupy rodzinnej, patriarchalnej albo skupienia grup patriarchalnych. Jedynym faktem, zasługującym tu jeszcze na uwagę, jest tylko sposób, w jaki wyraz ten używanym bywa dla utworzenia tytułu wyższego. Tak samo, jak w języku Hebrajskim słowo Abram, oznaczające „wysoki ojciec” stało się wyrazem złożonym, służącym do oznaczenia ojcostwa i zwierzchnictwa względem wielu grup mniejszych; oraz zupełnie tak samo, jak greckie i łacińskie równoważniki naszego wyrazu patriarcha, oznaczały domyślnie, jeśli nie jawnie, ojca ojców, tak również w wypadku tytułu „król” (king) zdarzało się, iż władca, którego panowanie nad innymi licznymi władcami uznawano, częstokroć zwany był opisowo „królem królów”. W Abisynii używa się, aż dotąd owej złożonej nazwy króla; widzieliśmy, że tak samo dzieje się w Birmanii. Przybierali też ją dawni monarchowie Egiptu, jak również, jako tytuł najwyższy, napotykano ją w Assyrii. Nadto, znajdujemy tu znowu pewną równoległość pomiędzy tytułami ziemskimi, oraz niebieskimi. Tak samo jak wyrazy „ojciec” i „król” stosowane bywają zarówno do władców widzialnych i niewidzialnych, tak podobnie stosowanym bywa tytuł „króla królów”.

Owa potrzeba odznaczania jakimś mianem dodatkowym takiego władcy, który stał się zwierzchnikiem wielu władców innych, prowadzi do używania nowych tytułów zaszczytnych. We Francji np. kiedy król był tylko przemożnym panem feudalnym, zwracano się do niego z tytułem sire, co stanowiło tytuł feudalnych panów w ogólności; ale ku końcowi wieku XV, kiedy zwierzchnictwo jego się utrwaliło, poczęto używać wyrazu „Majesté”, już w wyłącznym zastosowaniu do niego. Podobnież też było z nazwami potentatów drugorzędnych. We wcześniejszych stadiach okresu feudalnego, mieszano często tytuły barona, markiza, księcia i hrabiego; przyczyną, zaś była tutaj ta okoliczność, że atrybucje ich, jako szlachty feudalnej, jako stróżów marki, jako przywódców wojennych, oraz przyjaciół króla, były o tyle wspólne im wszystkim, iż nie pozostawiały żadnej podstawy do wyróżnienia. Ale wraz ze zróżniczkowaniem się czynności, nastąpiło zróżniczkowanie owych tytułów.

„Nazwa „baron” powiada Chéruel — była, jak się zdaje, mianem rodzajowym wielkich panów, nazwa księcia (duc) — wszelkiego rodzaju dowódców wojennych, zaś nazwa hrabiego i markiza — wszelkiego rodzaju rządców jakiegoś terytorium Tytułów owych używa się prawie jednakowo w romansach rycerskich. Kiedy hierarchia feudalna się utrwaliła, nazwa barona poczęła oznaczać pana niższego dostojeństwem niż hrabia, wyższego zaś niż zwykły rycerz”.

To znaczy, iż z postępem organizacji politycznej, oraz utrwalania się władztwa nad władcami, okazują, się pewne tytuły szczególne ku zaszczytnemu wyróżnieniu osób wyższych, a to niezależnie od innych tytułów wspólnych im z osobistościami niższymi

Jak wykazano wyżej, tytuły szczególne, podobnie jak i ogólne nie są robione sztucznie lecz same urastają, przybierając zrazu postać opisową. Dla dalszego uwydatnienia ich początku opisowego, oraz dla uzmysłowienia niezróżniczkowanego ich użytku za dni dawniejszych, niech mi wolno tu będzie wyliczyć rozmaite sposoby tytułowania marszałków dworu (mayors of the palace) w okresie Merowingów; nazywano ich: maior domus regiae, senior domus, princeps domus, w innych zaś wypadkach: praepositus, praefeatus, rector, gubernator, moderator, dux, custos, supregulus. Z listy tej (mimochodem zaś zaznaczymy, że angielskie „mayor”, pochodzące jak mówią od francuskiego maire początkowo wypłynęło z łacińskiego major, co znaczy większy lub starszy), osiągamy dowód, że i inne imiona zaszczytne każą nam cofać się wstecz — do wyrazów oznaczających wiek, jako do ich pierwotnego źródła, oraz, że nazwy odmienne, używane zamiast takich słów opisowych, zawierają w sobie opis spełnianych czynności.

§ 406. Przykład tytułów lepiej może, niż jakikolwiek bądź inny, uwydatnia nam upowszechnianie się form ceremonialnych, używanych zrazu jedynie ku przebłaganiu istot najpotężniejszych.

Odnośnych przykładów dostarczają nam zarówno ludy cywilizowane, i na wpół cywilizowane, cywilizowane ludy przeszłości, jak i takież narody współczesne. Pośród Samoańczyków „rzeczą jest zwykłą, iż w czasie rozmowy wszyscy przez grzeczność nazywają siebie wzajemnie wodzami. Słuchając nawet rozmowy małych chłopców, posłyszycie jak zwracają się do siebie, jako do „wodza takiego to a takiego”. W Syjamie, dzieci danego mężczyzny, zrodzone przez jedną z jego żon niższych, zwracając się do ojca, mówią: „mój panie, królu”, zaś słowo Nai, będące u Syjamczyków nazwą wodza, stało się tytułem, który przez grzeczność Syjamczycy nadają sobie wzajemnie. Podobne też skutki widzimy w Chinach, gdzie synowie nazywają ojca „rodzinną mością”, „księciem rodziny”, Chińczycy też dają nam inny jeszcze przykład, godny uwagi dla swojej osobliwości. Tutaj, gdzie przewaga dawnych nauczycieli stała się tak wielką, oraz gdzie tytuły Tze albo Futze, oznaczające „wielki nauczyciel”, a dodawane do ich imion, poczęto następnie dodawać do imion pisarzy wybitnych; oraz gdzie oparte na umysłowej wyższości, różnice klasowe cechują organizację społeczną, stało się tak, iż owo zaszczytne miano, oznaczające nauczyciela, przybrało znaczenie zwykłego tytułu nadawanego przez grzeczność. Rzym starożytny dostarcza nam przykładów innych. Momsen należycie uwydatnił ów nastrój, który doprowadził do upowszechnienia się tytułów, w jego opisie zepsucia, dzięki któremu wyprawiano tak łatwo tryumfy publiczne, świadczone pierwotnie tylko „najwyższemu dostojnikowi, który zwiększył potęgę państwa w otwartej bitwie” czytamy: „aby położyć koniec tryumfatorom pokojowym, uzależniono prawo dostąpienia tryumfu od wykazania wygranej bitwy, która kosztowała życie przynajmniej 5, 000 nieprzyjaciół, ale potrzebę tego wymijano częstokroć za pomocą fałszywych biuletynów… Dawniej podziękowanie społeczności (comunity) wystarczało raz na zawsze wobec wyświadczonej państwu usługi; obecnie zdawało się, iż każdy dodatni postępek domaga się ciągłego odznaczania… wszedł w modę zwyczaj, że zwycięzca i jego potomkowie otrzymywali stały przydomek od bitew, jakie tenże wygrał… za przykładem wyższych podążały też niższe klasy”. Pod działaniem też wpływów tego rodzaju tytułami dominus i rex poczęto się posługiwać w rozmowie z osobami zwyczajnemu Niemniej też znajdujemy przykłady tego procesu wśród nowożytnych narodów Europy. Upowszechnienie nazw zaszczytnych na lądzie stałym, na jakie często już zwracano uwagę, dosięga w miejscowościach niektórych wielkiej przesady. „W Meklemburgu” — powiada kapitan Spencer — „liczy się, iż szlachta przedstawia połowę ludności… w jednej z gospód znalazłem ‚Herr Grafa’ (hrabiego) jako gospodarza, ‚Frau Grätin’ (hrabinę) jako właścicielkę; młodzi ‚Herren Gräfen’ pełnili obowiązki stajennych, lokajów, pachołków; gdy tymczasem piękne młode Fraülein Gräfinen były kucharkami i pokojówkami. Dowiedziałem się, iż w jednej wiosce… cała ludność z wyjątkiem czterech osób, była szlachtą”.

Historia Francji wskazuje nam jaśniej, niż jakakolwiek bądź inna, stadia owego upowszechniania się tytułów. Zaznaczywszy, że za dni dawniejszych „Madame” było tytułem zamężnej szlachcianki, „Mademoiselle” stosowało się do żony adwokata albo lekarza, oraz, że kiedy w wieku XVI poczęto stosować Madame do kobiet zamężnych tej średniej klasy, to znowu Mademoiselle od nich zstąpiło do kobiet niezamężnych; zaznaczywszy to wszystko, przypatrzmy się bliżej tytułom męskim, sire, seigneur, sieur i monsieur. Rozpoczynając rzecz naszą od sire, jako od dawnego tytułu szlachcica feudalnego, znajdziemy, powołując się na uwagę Montaigne’a, że nazwa ta jakkolwiek jeszcze w r. 1580 stosowaną była do króla w pewnym znaczeniu wyższym, zstąpiła do nizin społecznych i nie była nigdy używaną w zastosowaniu do warstw pośrednich. Seigneur wprowadzone jako tytuł feudalny wówczas, gdy sire traciło już swoje znaczenie wskutek upowszechnienia i, używane przez czas jakiś razem z tym tytułem ostatnim, skróciło się z biegiem czasu na sieur. Powoli sieur poczęło również upowszechniać się wśród warstw podrzędniejszych. Później nastąpiło ponowne ustanowienie różnicy klasowej przez dodanie przystawki i poczęto używać wyrazu monsieur; w zastosowaniu do wielkich panów ukazał się on w r. 1321, przy czym poczęto go również używać jako tytułu synów królewskich i książęcych. na koniec, z biegiem czasu, owo monsieur stało się również ogólnym tytułem wśród klas wyższych, gdy tymczasem sieur stanowiło tytuł mieszczaństwa. Odtąd, dzięki takiemuż procesowi, gdy dawne sire i późniejsze sieur zaginęło, zastąpiono je, używając powszechnie wyrazu Monsieur. Tak więc, jak się zdaje, było tu trzy fale owego upowszechniania się: sire, sieur i monsieur szerzyły się kolejno. Co większa, można też nawet wyśledzić falę czwartą. Podwajanie wyrazu monsieur na adresach, używane początkowo z pewnością w celu wyróżnienia, przestało być taką cechą wyróżniającą.

Jak dalece za sprawą tego procesu, wysokie tytuły upowszechniały się aż do jednostek stojących najniżej, o tym, w sposób najbardziej uderzający przekonywa nas Hiszpania, gdzie „nawet żebracy zwracając się do siebie mówią: „seňor y caballero — panie i rycerzu”.

§ 407. Już tylko dla formy chyba potrzeba zaznaczyć, iż przekonywamy się tutaj o tym samem, o czym przekonywaliśmy się już dawniej. Nadawanie tytułów wśród dzikich, będące następstwem zwyciężania wrogów zwierzęcych albo ludzkich, oraz odróżniające jednostkę przez dosłowne lub przenośne określenie jej czynów, niewątpliwie bierze początek w wojowniczości. Jakkolwiek bardziej ogólne imiona ojca, króla, starszego oraz ich pochodne a okazujące się później, nie są ze znaczenia swego wojowniczymi bezpośrednio, to jednak bywają takimi pośrednio; są to bowiem imiona władców, wylęgłych z działalności wojowniczej, sprawiających zazwyczaj czynności wojenne, gdyż we wczesnych stadiach rozwoju są. oni zawsze przywódcami poddanych swych w bitwie. Genezę taką spostrzegamy jeszcze nawet w naszych własnych (angielskich) tytułach najpospolitszych. „Esquire” i „mister” pochodzą — pierwsze od nazwy przybocznego towarzysza rycerzy, drugie od miana magister, które oznaczało początkowo władcę lub wodza, będącego zwierzchnikiem wojennym z pochodzenia, zaś cywilnym zwierzchnikiem w rozwoju dalszym.

Tak samo jak w innych wypadkach, porównanie społeczeństw typów odmiennych odsłoni przed nami ten związek w inny jeszcze sposób. Zrobiwszy uwagę, że w krwiożerczym i despotycznym Dahomeju „niepodobna prawie mówić o istnieniu imion osobistych, gdyż zmieniają się one z każdym nowym dostojeństwem swego posiadacza”, Burton powiada: „godności, jak się zdaje, są tu nieskończone, z wyjątkiem tylko sfery niewolników oraz kanalii; „dostojeństwa” są tu prawidłem, nie zaś wyjątkiem, najczęściej zaś bywają dziedziczne”. Tak samo też dzieje się pod despotyzmem wschodnim. „Imię Birmana znika, gdy otrzymał on jakiś tytuł, oznaczający godność lub urzędowanie i nie słyszymy już o nim nigdy”. W Chinach zaś „istnieje dwanaście klas szlachectwa, przywiązanych li tylko do przedstawicieli domu albo klanu cesarskiego”, obok „pięciu dawnych stopni szlachectwa”. Europa dostarcza nam dowodów dalszych. Podróżnicy, zarówno zwiedzający Niemcy, gdzie organizacja społeczna przystosowana jest do wojny, mówią o „szalonej pasji do tytułów wszelkiego rodzaju”: w Niemczech zaś nazwy godności i urzędowań, tak obficie rozdawane, wymaganymi są zazwyczaj i pilnie przestrzeganemu w mowie zarówno ustnej jak i pisanej. Tymczasem Anglia, przedstawiająca już od wieków typ mniej wojowniczy, zawsze zdradzała się z ową. cechą w stopniu mniejszym; na koniec, wraz ze wzrostem przemysłowości, oraz towarzyszących jej zmian organizacji, używanie tytułów w stosunkach towarzyskich znacznie się zmniejszyło.

Z równą jasnością spostrzeżemy ów związek wewnątrz każdego społeczeństwa. Trzynaście stopni w wojsku angielskim, oraz 14 we flocie, wskazują nam, że wyłącznie wojownicze organy cechują się w dalszym ciągu najbardziej owymi licznymi i ściśle określonymi tytułami. Podobnież też ściślejsze odróżnianie dostojeństw stanowi jeszcze najczęściej cechę klas rządzących, które są potomkami albo przedstawicielami tych, co w przeszłości byli przywódcami sił wojennych; na koniec, z tytułów pozostałych, duchowne i prawnicze, wiążą się z przedstawicielami organizacji kierowniczej, którą rozwinęła wojowniczość. Tymczasem wytwarzające i wymieniające warstwy społeczne, które wykonują czynności przemysłowe, jedynie w wypadkach wyjątkowych posiadają jakieś tytuły inne, oprócz tych, co zstępując z góry i upowszechniając się, prawic zupełnie zatraciły swoje znaczenie.

Nie podlega przeto wątpliwości, że tytuły, służąc pierwotnie ku upamiętnieniu tryumfu dzikich nad nieprzyjaciółmi, rozszerzały się, pomnażały i różniczkowały w miarę tego, jak podbój tworzył wielkie społeczności przez wielokrotne zespalanie mniejszych, oraz że stanowiąc cechę typu społecznego, zrodzonego pod wpływem ciągłej wojny, wychodzą one coraz bardziej z użycia i tracą na wartości w miarę tego, jak typ ów ustępuje miejsca innemu, przystosowanemu do zaspokojenia wymagań pokojowych.


(1) Jakkolwiek spór o pochodzeniu wyrazów sir i sieur zakończony został wnioskiem, iż pochodzą one od jednego pierwiastku, który początkowo oznaczał starszeństwo, to jednak jasnym się stało, że sir było formą skróconą, używaną wcześniej niż sicur (skrócona forma seigneur), i że stąd zdobyło ono znaczenie bardziej ogólne, które stało się równoważnym ze znaczeniem wyrazu ojciec. Zastosowalność jej do rozmaitych osób dostojnych po za obrębem wyrazu seigneur jest dowodem wcześniejszego jej rozwoju i upowszechnienia; że zaś miała ona znaczenie równoważne ze znaczeniem wyrazu ojciec, o tym świadczy ten fakt, iż w dawnej Francji grand-sire znaczyło tyle co grand pere, jak również ten fakt, że wyrazu sire nie stosowano do mężczyzny nieżonatego.