Instytucje obrzędowe – ROZDZIAŁ VI. UKŁONY

§ 383. Levis i Clarke piszą o pewnej gromadzie Szoszonów, którą zeszli niespodziewanie: „dwoje innych, kobieta starsza i mała dziewczynka, widząc iż byliśmy zbyt blisko, aby mogła umknąć, siadły na ziemi i pochyliwszy głowy, zdawały się być przygotowanemu na śmierć, która, jak sądziły, oczekiwała ich. Ten sam zwyczaj pochylania głowy i jak gdyby zapraszania nieprzyjaciela, aby uderzył — gdy zniknie wszelka możność ucieczki — przechowywanym jest w Egipcie do dnia dzisiejszego”. Tutaj spostrzegamy więc próbę przejednania za pomocą uległości bezwzględnej; z postępków zaś powstałych w ten sposób biorą początek ukłony.

Kiedy na wstępie, dla uwydatnienia tej prawdy, że ceremonia poprzedza nie tylko ewolucję społeczną ale i ludzką ewolucję, przytoczyłem przykład zachowywania się małego psa, który rzuca się na wznak w obecności strasznego psa wielkiego, wówczas prawdopodobnie wielu z czytelników pomyślało sobie, iż na owej podstawie wywodzę zbyt naciągane wnioski. Nie byliby oni jednak tak sądzili, gdyby wiedzieli, iż podobny sposób postępowania, zdarza się również wśród istot ludzkich. Livingston mówi o powitaniu Batoków: „rzucają się oni na wznak na ziemię i, tocząc się ku sobie, trącają się wzajem zewnętrzną, powierzchnią uda, a to na znak wdzięczności i uciechy z przybycia”. Przybranie takiej postawy, jak gdyby mówiącej, „nie potrzebujesz mnie pokonywać, jestem już pokonany”, jest najlepszym środkiem dostąpienia bezpieczeństwa. Opór budzi instynkty niszczycielskie, zaś padnięcie na wznak jest negacją oporu. Pewna postawa inna, również bezsilna, okazuje poddańczość w sposób bardziej kunsztowny”. „W Tonga Tabu… ludzie pospolici okazują swemu wielkiemu wodzowi… największy możliwie szacunek, padając przed nim i stawiając jego stopę na własnej szyi”. Podobnie też bywa w Afryce. Laird powiada o posłach króla z Fundah, iż: „każdy pochylił się i postawił moją nogę na swojej głowie”. na koniec wśród ludów historycznych, postawa taka, biorąca początek w porażce, stawała się postawą, którą przybierano w uznaniu podległości.

Od takich ukłonów pierwotnych, odtwarzających całkowicie postawę zwyciężonego względem zwycięzcy, pochodzą ukłony, wyrażające w sposób rozmaity poddanie się niewolnika jego panu. Na wschodzie starożytnym poddaństwo takie wyrażano wówczas, gdy „słudzy Benadada opasali worami biodra swe, a włożyli powrozy na głowy swoje i przyszli do króla izraelskiego”. W Peru, gdzie wojowniczy typ organizacji sięgał tak daleko, oznaką uniżoności było skrępowanie rąk oraz powróz na szyi. W obu wypadkach było tu dobrowolne przyjmowanie więzów, które początkowo cechowały jeńca uprowadzonego z pola bitwy. Obok tego sposobu udawania niewolnictwa względem inkasa, używano też sposobu innego. O pozostawaniu u kogoś na służbie, świadczyć musiało nieraz dźwiganie ciężarów; jakoż, „takie branie na siebie ładunku, w celu ukazania się przed obliczem Atahualpy, jest ceremonią, którą wykonywali wszyscy władcy królujący w tym kraju”.

Te przykłady krańcowe podałem na wstępie, aby wykazać naturalne pochodzenie ukłonów, jako środka dostępowania łaski — naprzód od zwycięzcy, następnie zaś od władcy. Jednakże dokładna koncepcja ukłonu zawiera w sobie inny jeszcze pierwiastek. W rozdziale wstępnym zaznaczono, iż liczne oznaki przyjemności, mającej źródło fizyko-psychologiczne, jakie się zjawiają w obecności tych, dla których żywimy skłonność, przechodzą w zwyczaje uprzejmości towarzyskiej (complimentary observances); ludziom bowiem sprawia przyjemność, gdy przypuszczają, iż są lubieni, a tym samem cieszą ich oznaki takiego lubienia. W ten sposób, starając się zjednać zwierzchnika przez wyrażanie mu uległości, jednocześnie starają się oni zazwyczaj zjednać go sobie przez okazywanie tego, iż raduje ich jego obecność. Mając w pamięci oba te pierwiastki ukłonu, rozważmy teraz rozmaite jego odmiany wraz z towarzyszącymi im zwyczajami politycznymi, religijnymi i społecznymi,

§ 384. Jakkolwiek utrata siły oporu, czego domyślać się każe upadanie na twarz, nie dosięga tak skrajnej bezbronności, jaką przypuszczać pozwala upadanie na wznak, to jednak ruchu owego wystarcza do okazania głębokiego hołdu; stąd też upadanie takie spotykamy, jako ukłon wszędzie, gdziekolwiek widać niekrępowany niczym despotyzm i niewolniczą podległość. W Ameryce starożytnej „przed kacykiem Chibchów, ludzie musieli ukazywać się w postawie kornej z twarzą dotykającą ziemi”; w Afryce „mieszkaniec Borghoo, gdy zwracał się do króla, rzucał się na ziemię i płaszczył się jak flądra”. Azja dostarcza również wiele przykładów. „Kiedy który z pomiędzy Kondów lub Pannów zanosi skargę, wówczas rzuca się na twarz ze złożonymi rękami”. Kiedy zaś w Syjamie, „wobec dostojników (nobles), wszyscy podwładni znajdują się w stanie kornej prostracji, to znowu sami dostojnicy składają podobnie korne ukłony władcom”. Podobnie też dzieje się w Polinezji. Padanie na twarz było oznaką podległości pośród mieszkańców wysp Sandwich: król uczynił tak przed Cook’em, kiedy spotkał się z nim po raz pierwszy. na koniec, w pomnikach starożytnych ludów historycznych, znajdujemy również przykłady podobne; tak było np., gdy Mefiboset upadł na twarz, składając cześć Dawidowi, lub kiedy król Bitynii padał na oblicze swe przed senatem rzymskim. W niektórych wypadkach znaczenie tej postawy zwyciężonego wobec zwycięzcy, potęguje się przez powtarzanie. Przykładu odnośnego dostarczy nam Butan, „oni… dziewięciokrotnie upadali na twarz przed Radżą, co jest u nich ukłonem, jaki składają mu jego poddani, gdy tylko wolno im bywa zbliżyć się do niego”.

Pierwotny charakter wszelkich ceremonij, może się zaciemnić pod wpływem skrócenia; jakoż przez skrócenie ten najgłębszy z ukłonów staje się mniej głębokim. Przy owym całkowitym upadaniu do nóg przechodzi się przez taką postawę, gdy stojąc na kolanach głową dotykamy ziemi; przy powstawaniu zaś, niezbędnym jest unieść kolana, zanim się podniesie głowę i stanie na nogach. stąd też postawa taka może być uważaną, jako upadnięcie do nóg niezupełne. Jest ona bardzo upowszechnioną. Wśród Murzynów nadbrzeżnych, kiedy tubylec „udaje się w odwiedziny do zwierzchnika lub spotka go przypadkowo, natychmiast pada na kolana i po trzykroć całuje ziemię”. W uznaniu swej niższości, król Brasów, nigdy nie mówił do króla Ibosów „bez tego, żeby nie upadł na kolana i nie dotykał ziemi głową”. W Embomma (Congo), „sposób powitania polega na głośnym klaskaniu w ręce, zaś niżsi jednocześnie padają na kolana i całują bransoletę u kostki zwierzchnika”.

Częstokroć korność tego ukłonu wzrasta przez przedłużanie zetknięcia się z ziemią. Nad dolnym Nigrem, „na znak wielkiego uszanowania ladzie padają do nóg i uderzają głowami o ziemię”. W Chinach, dziś jeszcze, w liczbie ośmiu ukłonów, o coraz większej korności, piąty polega na klękaniu i uderzaniu głową o ziemię, szósty na klękaniu i trzykrotnym uderzaniu głową, co w podwojeniu przedstawia ukłon siódmy, w potrojeniu zaś ósmy: ostatni ten ukłon składa się cesarzowi i niebu. Wśród Hebrajczyków powtarzanie miało też znaczenie podobne. Jakub „pokłonił się aż do ziemi siedemkroć, nim przyszedł do brata swego”.

Drogą, naturalną, ta postawa człowieka podbitego, jakiej również używa niewolnik wobec swego pana, oraz poddani wobec swojego władcy, staje się też postawą, czciciela wobec bóstwa. Całkowitą, czołobitność znajdujemy wszędzie, gdzie istota błagana jest istotą widzialną” albo też niewidzialną. „Abraham upadł na twarz” przed Bogiem, gdy tenże zawierał z nim przymierze. „Nabuchodonozor upadł na twarz i oddawał cześć Danielowi”, kiedy zaś Nabuchodonozor postawił figurę ze złota, śmierć groziła tym, „którzy by nie upadli przed nią i czci jej nie oddawali”. Podobnie też i owa, zdarzająca się wobec królów czołobitność niezupełna, zdarza się również wobec bóstwa. Oddając pokłon swym bałwanom, Mongołowie dotykają, ziemi czołem. Japończycy w świątyniach swych „padają na kolana i pochylają głowę aż do ziemi, powoli a z wielką pokorą. „. na koniec, sylwetki Mahometan, oddających się modłom, oswoiły nas również z podobną postawą.

§ 385. Od podstawy zupełnego upadnięcia na twarz, albo na wznak oraz połowicznego korzenia się przez upadanie na kolana, przechodzimy teraz do innych rodzajów czołobitności, które jednak również każą domyślać się pewnej względnej niezdolności do oporu. W pewnych wypadkach pozwala się zmieniać postawę, jak np. w Dahomeju, gdzie „najwyżsi dostojnicy leżą przed królem w postawie, jaką przybierali Rzymianie u swego triclinium. Od czasu do czasu przewracają się oni na brzuchy lub sprawiają sobie ulgę, stając na czworakach”. Duran świadczy, iż — „przysiadanie na piętach… było u Meksykanów taką samą postawą, szacunku, jak u nas przyklękiwanie”, przycupnięcie oznacza hołd wśród Nowokaledończyków; tak samo też jest na Fidżi i Tahiti.

Inne zmiany w postawach tej kategorii wynikają z konieczności przenoszenia się z miejsca na miejsce. W Dahomeju, „gdy się zbliżali do króla, wówczas albo czołgali się jak węże, albo też posuwali się ku przodowi na kolanach”. Kiedy Syjamczycy zmieniają miejsce w obecności zwierzchnika, wówczas „wleką się na rękach i kolanach”. Na Jawie, jednostka podwładna musiała” posuwać się, przykucnąwszy na piętach, aż dopóki nie znikła z oczu zwierzchnika”. Podobnie też ma się rzecz z poddanymi króla Zulów, a nawet z jego żonami; zaś w Loango zastosowanie tej postawy nawet do stosunków domowych zdaje się nie ograniczać li tylko do dworu: żony w ogólności „nie odważają się mówić do nich (swoich mężów) inaczej, jak klęcząc na gołych kolanach, przy spotkaniu się zaś z nimi muszą czołgać się na rękach”. Państwo sąsiednie dostarcza nam przykładu stopniowania tych form czołobitności częściowej, oraz przykładu uznawania znaczeń owej gradacji Dakro, kobieta niosąca wieści od króla Dahomejskiego do dostojników, idzie na czworakach przed królem, oraz „zazwyczaj na czworakach też chodzi przed owymi dostojnikami, zaś klęka tylko przed osobistościami pomniejszymi, które z kolei przybierają kształt czworonogów przed nią”.

Tutaj przypadkiem natrafiamy na dalsze skrócenie owej czołobitności pierwotnej, z którego powstała jedna z najbardziej upowszechnionych form ukłonu. Tak samo, jak od postawy całkowitego pochylenia przechodzimy do postawy modlącego się Mahometanina z czołem sięgającym gruntu, tak znowu od tej, przechodzimy do postawy na czworakach, zaś od niej przez podniesienia tułowia, przechodzimy do klęczenia prostego. Nie potrzeba tu wykazywać, iż klęczenie bywało w niezliczonych miejscach i czasach formą hołdu politycznego, domowego i religijnego. Zauważyć tu mamy tylko, iż we wszystkich wypadkach kojarzyło się ono i kojarzy dotąd z przymusową formą rządu; tak dzieje się np. w Afryce, „gdzie przez ciągłe takie praktykowanie przyklękiwań na gruncie twardym, ich (Dahomejczyków) kolana stają, się z czasem prawie tak twarde, jak ich pięty”; tak dzieje się w Japonii, gdzie „rozstając się z cesarzem, dostojnicy idą wstecz na kolanach”; tak bywa w Chinach, „gdzie dzieci wicekróla… przechodząc przez namiot ojcowski, padają na kolana i kłaniają się trzykrotnie, pochylając twarz do samej ziemi”; na koniec to samo działo się w Europie średniowiecznej, gdzie słudzy klękali przed panami, zaś wasale przed suzerenami swymi.

Nie zatrzymując się tutaj przy przejściu od klękania na oba kolana do przyklękiwania na jedno, co już, jako postawa mniej nikczemna, zbliża się bardziej do postawy prostej, wystarczy, gdy zaznaczymy przejście od klękania na jedno kolano do zginania go. Przykład Japończyków wskazuje nam jasno, że ta forma ukłonu jest tylko skróceniem innej”, przy spotkaniu okazują oni szacunek, zginając kolano; kiedy zaś chcą okazać komu uszanowanie niezwykle, wówczas przyklękają na jedno kolano i składają pokłon do ziemi. Ale tego nie czyni się nigdy na ulicach, gdzie wykonywają oni ruch taki, jak gdyby chcieli uklęknąć. Gdy pozdrawiają jakąś osobę wybitną, zginają kolano w taki sposób, iżby palcami rąk mogli dotknąć ziemi”.

Równie dobrze, a może jeszcze lepiej przekonywają nas o tym Chiny, gdzie pośród rozmaitych, ściśle określonych stopniowań ukłonu, trzecim stopniem jest zginanie kolana, czwartym zaś klękanie rzeczywiste. widocznym też jest, że to, co się przechowało wśród nas samych, jako objaw grzeczności ze strony jednej płci, oraz to, co do niedawna jeszcze praktykowanym było przez płeć drugą, jako ukłon (z cofaniem wstecz stopy prawej), są zanikające formy przyklękania na jedno kolano.

Pozostaje nam jeszcze towarzyszący temu ruch pochylania ciała: ten, będąc najpierwszym, jaki towarzyszył czołobitności całkowitej, jest też ostatnim, który się przechowuje w miarę tego, jak czołobitność skracała się stopniowo. W rozmaitych miejscowościach spotykamy wskazówki takiego przejścia. „Pośród Susuów nawet żony wybitniejszego mężczyzny, mówiąc do niego, pochylają ciało, i umieszczają po jednej ręce na każdym kolanie, to samo czynią też, przechodząc koło niego”. Na Samoa „byłoby nieuszanowaniem przechodzić prosto przez pokój, w którym siedzi wódz. Przechodzący, powinien pochylać się całym ciałem ku przodowi”. O starożytnych Meksykanach, którzy w ciągu zgromadzenia, przysiadali na piętach przed swoim wodzem, czytamy, że: „kiedy się oddalali, to czynili to z głową pochyloną”. Dalej znów, w chińskim rytuale ceremonii ukłonem numer drugi, mniej uniżonym niż zginanie kolana, jest pochylenie się ze złożonymi rękami. Pamiętając, że istnieją przejścia nieznaczne pomiędzy niskim salaamem Indusa, głębokim ukłonem, który w Europie oznacza wielkie uszanowane, oraz umiarkowanym pochyleniem głowy, wyrażającym uprzejmość pobłażliwą, nie możemy wątpić, że poufałe i niekiedy ledwie dostrzegalne kiwnięcie głową jest ostatnim śladem czołobitności.

Te rozmaite skrócone formy czołobitności, zdarzające się, jak widzimy, przy składaniu hołdu politycznego, oraz towarzyskiego, przytrafiają się również przy składaniu religijnego hołdu. O mieszkańcach Kongo, Bastian powiada, że kiedy mają mówić do osoby wyższej, wówczas „klękają, na wpół odwracają twarz i wyciągają ręce ku owej osobie, którą też obejmują przy każdym zwróceniu się do niej. Mogliby oni służyć za model kapłanom egipskim, gdy ci wykonywali malowidła swe na ścianach świątyni, tak dalece uderzającym jest podobieństwo pomiędzy tym co tam przedstawiono, oraz tym, co się odbywa tutaj w rzeczywistości. „

na koniec, możemy zaznaczyć równoległości podobne w religijnych obrzędach europejskich. Istnieje tutaj klękanie na oba kolana, oraz klękanie na jedno, jak również istnieją pokłony i przyklękiwania w pewnych wypadkach, przy wymawianiu imienia Chrystusa.

§ 386. Ukłon całkowity, jak już objaśniono, zawiera w sobie, obok aktu wyrażającego uniżenie, również pewien akt wyrażający przyjemność. Do należytego zjednania sobie osoby wyższej niezbędnym jest dać jej poznać jednocześnie: „jestem twoim niewolnikiem” oraz „kocham ciebie”.

Niektóre z przytoczonych wyżej przykładów uwydatniły właśnie związek obu tych czynników. Obok postawy, wyrażającej uniżoną, podległość, a przybieranej przez Batoków, widzieliśmy, iż uderzają, oni rytmicznie rękami o uda. W niektórych z wymienionych wypadków klaskanie w ręce, również wyrażające radość, opisano także, jako akompaniament ruchów okazujących poddańczość; można by też było dodać wiele przykładów innych. Dostojnicy (nobles), zbliżający się do króla Loango, „klaszczą, w ręce dwa lub trzy razy a następnie rzucają się do stóp jego królewskiej mości w piasek”. Speke powiada o niektórych towarzyszach króla Ugandy, że „rzucali się szeregiem na brzuchy i wijąc się jak ryby… i płaszcząc się w dalszym ciągu, a wymachując nogami, ocierali się twarzą i uderzali dłońmi o ziemię”. Idąc ku zwierzchnikom na kolanach, Balondowie „wyrażają w dalszym ciągu pozdrowienie swe, klaszcząc w ręce, aż do czasu, gdy znakomitość już ich wyminie”; podobny też użytek z rąk napotykamy w Dahomeju. Potrzeba tu dodać inny jeszcze ruch rytmiczny, posiadający znaczenie podobne. Widzieliśmy już, że skakanie, będące naturalną oznaką przyjemności, jest powitaniem przyjaznym wśród mieszkańców Ziemi Ognistej, oraz, że napotyka się je również w Loango, jako oznakę szacunku względem króla. Afryka dostarcza nam innego jeszcze przykładu. Grant opowiada, „że król Karague odbierał pozdrowienie swoich ludzi, z których każdy po kolei wykrzykiwał wyskakując przed niego i przysięgając posłuszeństwo”. Niech tylko takie ruchy skoczne zostaną usystematyzowane, jak to łatwo zdarzyć się może w ciągu społecznego postępu a utworzą się z nich tańce, jakimi niekiedy władca bywa witany; dzieje się tak np. w przytoczonym wyżej wypadku króla Bogoty, albo też w wypadku podanym przez Williamsa w jego sprawozdaniu o Fidżi, gdzie pewien wódz podrzędny, oraz jego świta, znalazłszy się w obecności króla, „wykonali taniec, który zakończyli ofiarowaniem królowi Somo-Somo swoich maczug, oraz ubrań zwierzchnich”.

Z pomiędzy innych udanych oznak, tworzących pospolicie część ukłonu, najwybitniejszym jest pocałunek. Ten naturalnie przybierać musi taką postać, jaka pozostaje w zgodzie z uniżonością padnięcia do nóg, lub innej postawy podobnej. Jak wykazują niektóre z przykładów powyższych, mamy wypadki całowania ziemi, gdy do dostojnika niepodobna zbliżyć się o tyle, iżby można ucałować jego nogę, lub odzież. Można tu dodać inne jeszcze przykłady. „Zwyczajem jest w Eboe, kiedy król znajduje się zewnątrz domu, a co prawda, i wówczas, kiedy jest wewnątrz, iż ludzie wybitniejsi klękają na ziemi i całują ją trzykroć, gdy on przechodzi”, zaś dawni ambasadorowie meksykańscy, przychodząc do Korteza, „naprzód dotykali ziemi ręką a następnie całowali ją”. Zwyczaj taki na starożytnym Wschodzie wyrażał podległość zwyciężonego względem zwycięzcy i, jak powiadają, posuwał się aż do całowania śladów kopyt konia zwycięzcy. Abisynia, gdzie despotyzm dosięga krańców i gdzie ukłony są służalcze, ukazuje nam pewną modyfikację tego zwyczaju. W Szoa całowanie jakiegoś najbliższego z przedmiotów nieożywionych, należących do osoby wyższej lub do dobroczyńcy, jest oznaką szacunku i wdzięczności. Od tego przechodzimy do lizania i całowania stóp. O pewnym wodzu Malgesów Drury powiada: „zaledwie usiadł we drzwiach, gdy wyszła żona jego, czołgając się na rękach i kolanach, aż go dosięgła, a wówczas lizała jego stopę… wszystkie kobiety w mieście w ten sposób witały swych mężów”. Niewolnicy zachowywali się podobnie względem swych panów. Tak w starożytnym Peru, „gdy wodzowie ukazywali się przed nim (Atahualpą), składali wielki ukłon, całując jego stopę i ręce”. Malowidła ścienne Egipcjan przedstawiają również przykłady tego skrajnego hołdu; zaś w podaniach Asyryjskich Senaherib wspomina, że Menahem samarytański przychodził, aby mu złożyć dary i ucałować jego stopę. „Ucałowanie stopy jego” było częścią czci okazanej Chrystusowi przez kobietę, która przyszła z naczyniem pełnym wonności. Za dni dzisiejszych wśród Arabów niżsi całują stopy, kolana i odzież wyższym. Całowanie w nogę sułtana jest zwyczajem w Turcji; na koniec, Sir R. K. Porter opowiada, że uniesiony wdzięcznością za upominek pewien Pers „rzucił się na ziemię całując kolana moje i stopy”.

Całowanie w rękę jest obrzędem mniej poniżającym, niż całowanie w nogę, zapewne dlatego głównie, iż nie każe ono domyślać się upadania na twarz. Tę różnicę znaczenia rozumieją też mieszkańcy okolic od siebie odległych. Na Tonga, „gdy ktoś pozdrawia wyższego od siebie krewniaka, całuje go w rękę, gdy krewny jest o wiele dostojniejszym całuje go się w nogę”. na koniec kobiety, towarzyszące księżniczkom arabskim, całują, ich ręce, gdy te dostojne osoby okażą im łaskę i nie pozwolą, na całowanie siebie w nogę albo w kraj szaty. Upowszechnienie tego rodzaju ukłonów, jako wyrazu przywiązania i podległości, jest tak wielkie, iż zbytecznym by było przytaczać tu więcej przykładów.

Co też oznacza zwyczaj, kiedy zamiast całowania w rękę kogo innego, osoba kłaniająca się, całuje własną, swoją, rękę? Czyżby jedno miało naśladować drugie, w okolicznościach, kiedy tylko takie zbliżenie się do osoby szanowanej jest możliwym? Wniosek taki wydaje się zbyt śmiałym, lecz istnieje dowód, który go usprawiedliwia. D’Arvieux powiada: „mieszkaniec wschodu okazuje szacunek człowiekowi wyższego stanowiska, całując go w rękę i przykładając ją do swego czoła; jeżeli jednak zwierzchnik jest usposobienia uprzejmego, cofnie on natychmiast rękę, gdy tylko tamten się jej dotknie; wówczas niższy przykłada swą własną do ust a następnie do czoła”.

To, jak sądzę, tłumaczy nam jasno, że upowszechniony zwyczaj całowania kogoś w rękę wyrażał początkowo chęć lub gotowość całowania jego ręki.

Tutaj, tak jak i przedtem, obrzęd, począwszy się jako samorzutne przejednuje nie zwycięzcy przez zwyciężonego, pana przez niewolnika, władcy przez poddanych, wcześniej przechodzi też w przejednuje nie religijne. Postępków tych, świadczących o kochaniu i lubieniu, dokonywa się względem upiora albo też bóstwa rozwiniętego z upiora. To samo obejmowanie i całowanie kończyn dolnych, które u Hebrajczyków były pokłonem dla osób żyjących, wśród Egipcjan, jak nam wskazują ich malowidła ścienne, było pokłonem dla mumii spoczywającej w sarkofagu; dalej znów w duchu takiegoż działania całowano stopy posągów boskich w pogańskim Rzymie, oraz całuje się obrazy świętych u chrześcijan. Meksyk starożytny dostarczał nam przykładu takiego przejścia od całowania ziemi, będącego pokłonem politycznym, do zmienionego w pewien sposób całowania ziemi, będącego religijnym pokłonem. Opisując pewną przysięgę, Clavigerot powiada: „tedy wezwawszy imienia boga głównego lub jakiegokolwiek innego, którego szczególnie czcili, całowali oni siebie w rękę, dotknąwszy nią pierwej ziemi”. W Peru „jeden ze sposobów oddawania czci religijnej polegał na rozstawieniu rąk, na wydaniu wargami pewnych dźwięków, jak gdyby pocałunku oraz na, zapytaniu, czego pragnęli; jednocześnie też składano ofiarę”. Zaś Garcilasso, opisując libacje czynione słońcu, dodaje: „jednocześnie też całowali powietrze dwa lub trzy razy, co… było oznaką uwielbienia wśród owych Indian”. Niemniej też rasy europejskie nie omieszkają, dostarczyć nam faktów pokrewnych. Całowanie ręki posągów Boga było w Rzymie pewną formą, czci religijnej.

Podobnie też ruchy skoczne, które, będąc przyrodzonym wyrazem uciechy, staja się oznaką, uczuć pochlebczych względem władcy widzialnego, stają, również objawem Czci religijnej wobec niewidzialnego władcy. Dawid pląsał przed arką. Taniec był początkowo ceremonia, religijną, wśród Greków: od czasów najdawniejszych, „kult Apollina kojarzył się z pewnym tańcem religijnym”. Król Pepin „na podobieństwo króla Dawida, niepomny na purpurę królewską, w radości swej zrosił łzami szaty i pląsał przed szczątkami błogosławionego męczennika”. na koniec, w wiekach średnich odbywały się tańce religijne w kościołach, jak to się zdarza dziś jeszcze w chrześcijańskich kościołach Jerozolimy.

§ 387. Musimy znowu zwrócić się do czołobitności w jej postaci pierwotnej, aby wytłumaczyć sobie pewien inny szereg obrzędów (observances). Mam na myśli te sposoby wyrażania podległości, jakim towarzyszy posypywanie prochu lub popiołu na niektóre części ciała.

Ludzie nie mogą bez powalania siebie tarzać się w piasku wobec swych królów, czołgać się przed nimi albo wielokrotnie uderzać głową o ziemię. stąd też przylegający do nich brud poczytywanym jest, jako nieodłączna oznaka podległości; przybierają też oni ją dobrowolnie i potęgują sztucznie, niespokojni o dobry skutek błagania. Przykłady, zaczerpnięte z Afryki, uwydatniły już nam przypadkowo związek pomiędzy tym aktem, oraz aktem upadania na ziemię; Afryka również dostarcza przykładów innych, które w sposób bardziej dokładny przedstawiają, nam owo samoplugawienie się, jako formę odrębną. „W krajach Kongo oddaje się czołobitność, całuje się ziemię oraz sypie się proch na czoło i ramiona przed każdym Banzą, czyli wodzem wioskowym”. Burton zaś dodaje, że pozdrowienie Dahomejczyków składa się z dwóch aktów: upadnięcia na twarz, oraz posypania głowy piaskiem albo ziemią. Podobnież „pozdrawiając cudzoziemca, oni (ludność Kakandy z nad Nigru) zginają się prawie, do ziemi, rzucając sobie kurz na czoło kilkakrotnie”. na koniec, wśród Balondów, „niżsi, spotykając się ze swymi zwierzchnikami na ulicy, nagle padają na kolana i pocierają kurzem ramiona i piersi… wciągu przemówienia do osoby budzącej szacunek mówca co dwie lub trzy sekundy, „brał szczyptę piasku i pocierał nią górną część ramion swych i piersi”… gdy chcą być niezwykle grzeczni, przynoszą w woreczkach skórzanych pewną ilość popiołu zwyczajnego lub popiołu z fajki, a wziąwszy tego pełne garści pocierają pierś i górną przednią część każdego z ramion.

Co większa tak w tym wypadku jak i we wszystkich innych spostrzegamy, jak ceremonia podlega skróceniu. O tych samych Balondach Livingstone powiada: „wodzowie przestrzegają również zwyczaju pocierania piaskiem ramion, ale tylko naśladując ruchy brania szczypty jego w palce”. Nad dolnym Nigrem mieszkańcy, wykonywając czołobitność, „pokrywają je (głowy) kilkakrotnie piaskiem, albo też we wszelkich wypadkach wykonywają ruchy właściwe tej czynności. Kobiety, spostrzegłszy swych przyjaciół, natychmiast klękają i niby to sypią piasek na każde z ramion”. W Azji ceremonii tej dokonywano i dzisiaj dokonywa się jeszcze, nadając jej znaczenie podobne. Jako wyraz upokorzenia się politycznego, zwyczaj ten przybrany był przez kapłanów, którzy idąc błagać Florusa, aby oszczędził Żydów, stawili się „z prochem posypanym w wielkiej obfitości na głowach, z piersią obnażoną i w rozdartych szatach”. W Turcji dotąd jeszcze można widzieć skrócenia tego pokłonu. W czasie przeglądu wojsk, nawet oficerowie siedzący na koniach, salutując zwierzchników, „zachowują formę rzucania sobie prochu na głowy”; na koniec, kiedy karawana pielgrzymów ruszyła, „widzowie poczęli naśladować ruchy rzucania sobie piasku na głowę”.

Podania hebrajskie świadczą, że tę oznakę podległości, wykonywaną przed osobami widzialnymi, wykonywano również przed niewidzialnymi osobami. Obok owego puszczania krwi i znaczenia ciała, oraz obcinania włosów, do czego uciekano się na pogrzebach dla przebłagania upiora, spotykamy też sypanie popiołu na głowę. Podobnie też postępowano dla przebłagania bóstwa, jak np., gdy „rozdarłszy Jozue odzienie swoje, upadł twarzą swoją na ziemię przed skrzynią pańską, a leżał aż do wieczora on i starsi izraelscy, posypawszy prochem głowy swoje”. Nawet dziś jeszcze zwyczaj ten przechowuje się wśród katolików w wypadkach szczególniejszego korzenia się.

§ 388. Musimy znowu powrócić do owego pokłonu pierwotnego, który zrazu jest istotną, później zaś udaną postawą zwyciężonego wobec zwycięzcy — aby znaleźć klucz do zrozumienia pewnych innych ruchów, oznaczających podległość. Jak opisano w paragrafie uprzednim, błagający Kondowie „upadają na twarz ze złożonymi rękami”. Skąd taka postawa rąk?

W zwyczajach ludu, wśród którego podległość, oraz wszelkie jej oznaki, posunęły się do dalekich krańców, był już pewien przykład, wskazujący nam pochodzenie tego postępku. Oznaką poniżenia w starożytnym Peru były skrępowane ręce i powróz na szyi, W ten sposób naśladowano położenie jeńców. Gdyby potrzeba było dowodu na to, iż podobna praktyka obezwładniania więźniów wojennych, przez skrępowanie im rąk, miała szerokie upowszechnienie, mógłbym zacząć od płaskorzeźb asyryjskich, przedstawiających ludzi, w ten sposób związanych; ale ten fakt, że wśród nas samych, policja krępuje ręce ludziom oskarżonym o zbrodnię, gdy tylko ich pojmą, wskazuje nam, jak naturalnie przychodzi na myśl ten sposób obezwładnienia więźniów. Do wnioskowania zaś, że skrępowanie rąk staje się przez to przyjętą oznaką poddańczości, znajdujemy powody dalsze w dwóch dziwnych zwyczajach, z których jeden spotykamy w Afryce, drugi zaś w Azji Kiedy król Ugandy oddawał wizytę. kapitanom Speck’owi i Grant’owi,;, jego bracia, zgraja małych obszarpańców, tu i owdzie z kajdankami na rękach, siedziała za nim… mówiono, że król przed wstąpieniem swym na tron zawsze chodził w okowach, tak jak obecnie mali jego bracia”. Dalej zaś wśród Chińczyków, „dziecko na trzeci dzień po urodzeniu… podlega obrzędowi skrępowania piąstek… więzy owe noszone są, aż do czternastego dnia życia… Niekiedy… przez kilka miesięcy, lub nawet przez rok cały… sądzi się, iż takie skrępowanie pięści nie pozwoli dziecku być niespokojnym w życiu późniejszym”.

Takie wskazówki co do pochodzenia zwyczaju, łącznie z przykładami powstałych stąd praktyk, zniewalają nas do wniosku, że podnoszenie rąk złożonych, stanowiące część owego pokłonu pierwotnego, oznaczającego podległość bezwzględną, było podawaniem rąk do skrępowania. Opisana wyżej postawa Konda, przedstawia nam postępowanie to w jego postaci pierwotnej; czytając zaś u Huc’a, że „myśliwy mongolski powitał nas, podniósłszy ręce, złożone do czoła”, albo też, u Drury’ego, że kiedy Malgesi zbliżają się do wybitniejszego człowieka, wówczas trzymają ręce w postawie błagalnej, nie możemy wątpić, że ten akt wyraża, dzisiaj uszanowanie dlatego, iż początkowo oznaczał poddanczość. O Syjamczykach La Loubere powiada: „jeżeli wyciągniecie rękę do Syjamczyka, chcąc ją umieścić w jego dłoni, tenże poda wam obie swe ręce, jak gdyby się miał całkowicie oddać w moc waszą”. Że owo podawanie rąk złożonych, posiada znaczenie takie, o jakiem tu napomykamy, to okazuje się też gdzie indziej. W Unyjanembe, „gdy dwóch z nich spotka, Wezee składa razem obie swe dłonie, zaś uderza w nie z lekka Watusi” (człowiek z plemienia silniejszego); na Sumatrze pokłon „polega na pochyleniu ciała, przy czym niższy wsuwa złączone swe ręce pomiędzy ręce wyższego a następnie uderza się niemi w czoło”. Przykłady te przypominają, nam, iż pokrewny akt był kiedyś oznaką podległości w Europie. Składając hołd, wasal klękał i składał ręce swe w ręce suzerena.

Tak samo, jak i w wypadkach uprzednich, postawa, wyrażająca porażkę, a tym samem poddańczość polityczną, staje się oznaką religijnego poddania. Czciciele Mahometa dają nam przykład takiego samego składania rąk nad głową, jakie wyraża cześć dla zwierzchnika żyjącego. Pośród Greków „do bogów olimpijskich modlono się w postawie prostej z podniesionymi rękami, do morskich bogów z rękami w położeniu poziomem; do bogów podziemnych z rękami opuszczonymi na dół”. na koniec, tegoż podawania rąk połączonych dłońmi, czego niegdyś w całej Europie wymagano od osoby niższej, przyrzekającej posłuszeństwo zwierzchnikowi, uczymy dziś jeszcze dzieci, jako postawy modlitewnej.

Podobne też posługiwanie się rękami weszło do zwyczajów towarzyskich, zaś na dalekim Wschodzie pokrewieństwo obu tych praktyk dziś jeszcze uwydatnia się jasno. „Kiedy Syjamczycy witają się ze sobą, wówczas złożywszy ręce, wznoszą je do czoła lub ponad głową”. Z pomiędzy ośmiu pokłonów chińskich, najmniej głębokim jest złożenie rąk i wzniesienie ich do wysokości piersi. Nawet wśród nas samych dają się wyśledzić szczątki takiego postępowania. Można widzieć, jak kramarz pogrzebowy lub krzykliwy karczmarz składają, ręce i poruszają niemi luźnie wznosząc je z lekka, a to w sposób przypominający pochodzenie tego zwyczaju od owej pierwotnej formy podległości.

§ 389. Obecnie musimy roztrząsnąć pewną grupę pokłonów, mającą korzeń pokrewny, aczkolwiek odmienny. Te, któreśmy rozważali dotychczas, nie dotykają bezpośrednio upioru osoby poddanej. Tymczasem z rozmaitych zmian w ubiorze, tak co do położenia jego, jak stanu lub rodzaju, wyłania się cały szereg obrzędów ceremonialnych.

Człowiek pokonany upada przed zwycięzcą, a, stawszy się sam własnością jego, jednocześnie przestaje władać wszystkim, cokolwiek ma przy sobie; dla tego też, składając broń, oddaje on również, gdy zwycięzca zażąda tego, wszelka część stroju godną wzięcia. stąd to całkowita lub częściowa nagość jeńca staje się dowodem dodatkowym jego pokonania. Istnieje jasny dowód, że w taki właśnie sposób zapatrywano się na to w starożytnym Wschodzie, U Izajasza XX, 2 — 4 czytamy:., i rzekł Pan, jako chodzi sługa mój Izajasz nago i boso trzy lata na znak… tak powiedzie król Asyryjski więźnie egipskie i pojmane murzyńskie, młode i stare, nagie i bose”. Że zaś Asyryjczycy całkowicie obnażali swych jeńców, o tym świadczą ich rzeźby. Co większa, nawet czasy obecne dostarczają odnośnych dowodów. Było tak np. na początku wojny Afgańskiej, kiedy to donoszono, że Efridjowie obdarli niektórych wziętych przez siebie jeńców. Drogą przeto naturalną, zabieranie i oddawanie odzieży staje się oznaką podległości politycznej, w wypadkach zaś niektórych objawem pochlebnej uprzejmości. Na Fidżi w dniu płacenia daniny: „wódz Somo-Somo, który przedtem zdjął był suknie, usiadł i odrzucił nawet z bioder swych płaszcz z ogonem (train), czyli okrycie, które było długości niezmiernej. Oddał to mówcy”, który dał mu „w zamian sztukę odzieży o tyle tylko obszerną, iżby mogła zaspokoić wymagania przyzwoitości. Pozostali wodzowie Somo-Somo, z których każdy przychodząc, miał na sobie płaszcz z ogonem, długości kilku jardów, obnażali się całkowicie, rzucali płaszcze i odchodzili… pozostawiając w ten sposób całą ludność Somo-Somo nagą”.

Dalej czytamy, że podczas pobytu Cook’a na Tahiti dwaj mężowie wyższego stanowiska „przyszli na pokład i każdy wybrał sobie przyjaciela… ceremonia polegała na tym, iż każdy z nich brał znaczną część swojej odzieży i kładł ją. na nas”. na koniec, na innej wyspie Polinezyjskiej, na Samoa ten fakt uprzejmości znacznie jest skrócony: ofiaruje się tam tylko przepaskę.

Wobec takich faktów, ułatwiających nam zrozumienie rzeczy, nie możemy chyba wątpić, że ustępowanie swej odzieży daje początek owym ukłonom, przy którym, w stopniu mniej lub więcej znacznym, obnaża się ciało. Z opowiadania Ibnbatuta o podróży jego do Sudanu, Mr. Tylor przytacza twierdzenie, że „kobiety mogą. ukazywać się tylko nieubrane w obecności sułtana Melli i nawet własne jego córki stosować się muszą do tego zwyczaju”; gdybyśmy zaś uczuwali jeszcze jakąkolwiek słuszną zresztą wątpliwość co do istnienia ukłonów, posuwających się tak daleko do swojej formy pierwotnej, to wątpliwość owa zniknie, gdy przeczytamy u Speke’a, że w czasach obecnych na dworze Ugandy „zupełnie nagie a całkiem dojrzałe kobiety pełnią służbę lokajów”. gdzie indziej w Afryce niezupełny, jakkolwiek dość znaczny jeszcze negliż odgrywa rolę pokłonu. W Abisynii ludzie niższego stanowiska obnażają się się aż do pasa wobec zwierzchników; „ale wobec równych uchyla się tylko rąbek odzieży i to na czas jakiś”. Podobnie też dzieje się w Polinezji. Tahitańczycy obnażają „ciało aż do pasa w obecności króla”; zaś na wyspach Towarzyskich pospolicie „osoby podrzędniejsze, na znak uszanowania, zrzucają z siebie odzież górną w obecności swych” głównych wodzów. W jaki sposób pokłon ten podlega dalszym skróceniom, oraz, jak praktykę taką. rozciąga się wobec osób innych oprócz króla, o tym pouczają nas tubylcy Pobrzeża Złotego, „pozdrawiają oni również Europejczyków, niekiedy zaś siebie samych, uchylając z lekka sukni z lewego ramienia ręką prawą i pochylając się przy tym z wdziękiem. Gdy chcą okazać wielkie uszanowanie, obnażają barki całkowicie i przytrzymują suknię pod ramieniem tak, iż całe popiersie osoby pozostaje nagim”. Burton zaś powiada, że w „całej Yurubie i na Pobrzeżu Złotem obnażenie ramion jest tera samem, co zdjęcie kapelusza w Anglii.

Oczywistym jest, iż odkrywanie głowy, zestawione tu w sposób tak pouczający z obnażaniem górnej części ciała, posiada takie same znaczenie początkowe. W obyczajach niektórych ludów Europy, związek taki jest nawet uznawanym. Tak np., Ford robi uwagę, że „odrzucanie płaszcza w Hiszpanii jest… równoważne naszemu zdejmowaniu kapelusza”. Uznaje się to również w samej Afryce, gdzie, jak np. w Dahomeju, oba zwyczaje łączą się razem: „mężczyźni obnażali ramiona, ściągając swe okrycia i zdejmując czapki, oraz duże skrzydlate kapelusze”, powiada Burton o swoim przyjęciu. Uznaje się to w Polinezji, gdzie, jak np. na Tahiti, obok obnażenia się do pasa w obecności króla, spostrzegamy też odkrywanie głowy. stąd też zdaje się, iż zdejmowanie kapelusza wśród Europejczyków, redukowane niekiedy do prostego dotknięcia, jest szczątkiem owego procesu rozbierania się, za pomocą którego w czasach dawniejszych jeniec wyrażał gotowość oddania wszystkiego co posiadał.

Że obnażanie nóg posiada znaczenie takie same, o tym przekonywają również tubylcy Pobrzeża Złotego; obnażając bowiem częściowo górną okolicę ciała, zdejmują oni zarazem swoje sandale „na znak szacunku”: poczynają więc obnażać ciało na obu końcach. W całej Ameryce starożytnej obnażanie nóg miało też znaczenie podobne. W Peru „żaden pan, jakkolwiekby był znacznym, nie ukazywał się w obecności Inkasa w szacie bogatej, lecz w skromnym ubiorze i boso”; zaś w Meksyku „królowie, będący wasalami Montezumy, obowiązani byli zdejmować trzewiki, gdy mieli stanąć przed nim”: znaczenie tego aktu było przy tym tak wielkie, że, ponieważ „Michoakan niezależnym był od Meksyku, przeto władca jego przybrał tytuł Cazonzi czyli obuty”. Pokrewne też opowiadania o Azjatach oswoiły nas z tym zwyczajem. W Birmanii „nawet na ulicach i drogach publicznych, Europejczyk, spotkawszy się z królem albo się złączywszy z jego orszakiem, obowiązany jest zdjąć trzewiki”. na koniec, w Persji każdy, ktokolwiek ma znaleźć się wobec króla, musi obnażyć stopy. Potwierdzenie takiego tłumaczenia tego zwyczaju znajdujemy w równie oczywistym tłumaczeniu pewnych zwyczajów innych, z jakimi również spotykamy się w społeczeństwach, gdzie wymaganymi są, skrajne oznaki poddańczości. Mam tu na myśli ukazywanie się wobec króla w odzieży pośledniejszej, w odzieży niewolnika. W Meksyku, ilekroć przyboczni Montezumy „wchodzili do jego pokojów, musieli przede wszystkim zdejmować bogate stroje i przywdziewać ubiór skromniejszy”. W Peru, obok przepisu, że poddani mieli się ukazywać Inkasowi z brzemieniem na grzbiecie, co naśladowało niewolę, oraz obok przepisu, że powinni byli zjawiać się boso, co było dalszym udawaniem niewoli, istniał, jak żeśmy widzieli, przepis, iż „żaden pan, jakkolwiekby był znacznym, nie ukazywał się w obecności Inkasa w szacie bogatej, lecz w skromnym ubiorze” — przepis, który również naśladował niewolę. Pokrewny, jakkolwiek nie tak skrajny zwyczaj istnieje w Dahomeju: najwyżsi z poddanych mogą. „jeździć konno, kazać się nosić w hamaku, przyoblekać się w jedwab, trzymać liczną, służbę z wielkimi parasolami, swego własnego „herbu” z chorągiewkami, trąbkami oraz innymi instrumentami muzycznymi, ale przy wejściu we wrota królewskie wszystkie te insygnia odrzuca się na bok”. Nawet w Europie Średniowiecznej wyrażano podległość przez zdejmowanie takich części ubioru i takich dodatków, jakie nie zgadzały się z pozorami poddaństwa. Tak we Francji w r. 1467, przełożeni miasta, oddając się zwycięskiemu księciu, „przyprowadzili z sobą do jego obozu trzystu najprzedniejszych obywateli w koszulach z gołymi głowami i obnażonymi nogami, którzy ofiarowali klucz miejski i zdali się na jego łaskę”. Wykonywanie zaś hołdu lennego zawierało w sobie obrzęd pewien pokrewnego znaczenia. St. Simon, opisując jeden z przykładów ostatnich i wymieniając w liczbie wykonywanych ceremonij oddawanie pasa, miecze, rękawiczek i kapelusza, powiada, iż czyniono to, „aby pozbawić wasala jego oznak dostojeństwa w obecności pana”. Tak tedy, czy mamy do czynienia z przywdziewaniem odzieży pośledniej, czy też z odrzucaniem piękniejszej — znaczenie zwyczaju jest jednakie.

Obrzędy tego rodzaju, tak samo jak i obrzędy rodzajów innych, rozciągają, się z istot budzących obawę a widzialnych na takież istoty niewidzialne — na upiora i Boga. Przypominając sobie, że wśród Hebrajczyków zwyczajowi przywdziewania worów i posypywania się popiołem towarzyszył zwyczaj obcinania włosów, puszczania sobie krwi i kaleczenia ciała w celu przebłagania upiora, czytając, że na Wschodzie zwyczaje takie trwają do dziś dnia, tak, iż podług opisu Mr Salta, pewna pani, odprawiająca żałobę, okryta była włosiennicą i posypana popiołem, zaś Burckhardt „widział, jak krewne zmarłego wodza biegały po wszystkich główniejszych ulicach, z ciałem niewpółobnażonym i z resztkami łachmanów na sobie, gdy tymczasem głowa, twarz i piersi ich były prawie całkowicie pokryte popiołem”, zrozumiemy jasno, że nagość połowiczna, odzież poszarpana, albo pośledniejsza, wyrażające podległość zwierzchnikowi żyjącemu, służą również do wyrażania podległości takiemuż zwierzchnikowi, który, umierając i stając się istotą nadprzyrodzoną, nabywa tym samem władzy, budzącej obawę (1). Wniosek ten znajduje poparcie w spostrzeżeniu, że akty podobne stają się aktami uległości religijnej. Izajasz sam, dając przykład odpowiedni, upomina buntowniczych Izraelitów, aby zawarli pokój z Jehową, mówiąc: „zewleczcie się i obnażcie się a przepaszcie biodra wasze”. Tak samo 80 mężów, którzy przyszli z Sychem, Sylo i Samaryi dla przebłagania Jehowy, obok obcięcia włosów i kaleczenia ciała, darli na sobie odzież. Podobną też równoległość nie omieszkamy napotkać w sprawie obnażania nóg. Było to znakiem żałoby u Hebrajczyków, jako o tym świadczy nakaz u Ezechiela ( XXIV — 17 ): „zaniechaj kwilenia; nie czyń żałoby, jako bywa nad zmarłym, czapkę twoją włóż na się, a obuwie twoje wzuj na nogi twoje”. Tak więc, wśród Hebrajczyków zdejmowanie obuwia było również aktem czci religijnej. Nadto, gdzie indziej znów spotykamy ten zwyczaj, jako oznakę podległości politycznej, a jednocześnie podległości religijnej. O Peruwiańczykach, którzy boso ukazywali się przed Inkasem, czytamy, że: „wszyscy z wyjątkiem króla zdejmowali trzewiki w odległości dwustu kroków od drzwi ( świątyni słońca ); ale król pozostał w trzewikach aż do chwili, gdy drzwi dosięgnął”. To samo też stosuje się do odkrywania głowy. Zwyczaj ten, służący wraz z innymi aktami ceremonialnymi do przejednuje nią żywego władcy służył również do przejednuje nią ducha zwykłego nieboszczyka oraz ducha nieboszczyków ubóstwionych. Zdejmowanie czapki nad grobem trwa nawet dotąd w całej Anglii, na kontynencie zaś panuje zwyczaj odkrywania głowy przy spotkaniu się z orszakiem pogrzebowym. Zdejmowanie kapeluszy przed obrazem Chrystusa albo Madonny, tak na zewnątrz domu, jak i wewnątrz, zalecanym było w dawnych księgach o etykiecie. Odkrywanie głowy, oraz przyklękiwanie przy spotkaniu się z wiatykiem zdarza się dotąd w krajach katolickich; na koniec ludzie obnażają zazwyczaj głowę, wchodząc do miejsca modlitwy.

Nie powinniśmy też przeoczać, że i pokłony tej klasy, oddawane zrazu osobom najwyższym, później zaś mniej potężnym osobistościom, upowszechniają się stopniowo, aż wreszcie stają się ogólnie praktykowanymi. Przytoczone wyżej wyjątki nauczyły nas mimochodem, że w Afryce częściowe obnażanie ramion jest sposobem pozdrawiania się ludzi równych, i że podobne też uchylanie płaszcza służy w Hiszpanii celom podobnym. Podobnie też wchodzenie boso do miejsca pobytu króla lub do świątyni daje początek pewnej zwykłej grzeczności. Damarczykowie zdejmują sandale, zanim wejdą do domu obcego; Japończyk pozostawia trzewiki przy drzwiach nawet wtedy, gdy wchodzi do sklepu: „prawidłem jest niezmiennym, iż, wchodząc do domu tureckiego, pozostawia się obuwie zwierzchnie albo papucie u stóp schodów”. na koniec, w Europie odkrywanie głowy, będące niegdyś ceremonią hołdu lennego lub religijnego, stało się wyrazem uszanowania należnym nawet wyrobnikowi, gdy się wchodzi do jego chaty.

§ 390. Te ostatnie fakty nasuwają nam pewne niezbędne uzupełnienia naszego rozumowania. Potrzeba tu powiedzieć coś jeszcze o tym, w jaki sposób wszelkie rodzaje ukłonów pomiędzy równymi powstały z upowszechnienia się tych, które początkowo wyrażały oddanie się zwycięzcy.

Przytoczono już dowody tego, że rytmiczne ruchy mięśni, będące naturalną oznaką radości, jak skakanie, klaskanie w ręce, a nawet bębnienie po żebrach łokciami, stają się udawaną oznaką radości, używaną ku zniewoleniu sobie króla. Owe udane oznaki uradowania stają się formą grzeczności tam, gdzie nie masz żadnej różnicy stanowiska. Podług Granta, „kiedy zdarzają się urodziny w obozowisku Turkiów… kobiety zbierają się u drzwi matki, aby się weselić klaszcząc w ręce, tańcząc i krzycząc. Taniec ich polegał na podskakiwaniu w górę, wyrzucaniu nóg w sposób jak najbardziej rażący, oraz na uderzaniu się po bokach łokciami”. Gdy okoliczności pozwalają na to, takie przesadne objawy uprzejmości stają się wzajemnymi. Na Pobrzeżu Niewolniczym, „gdy się spotkają z sobą dwie osobistości równe, padają, razem na kolana, klaszczą w ręce i pozdrawiają się wzajem, życząc sobie dnia dobrego”. W Chinach, w ciągu odwiedzin weselnych „każdy z odwiedzających upada do nóg narzeczonej, a uderzając głową o ziemię, mówi: winszuję pani — winszuję pani, gdy tymczasem ona również klęcząc i uderzając głową o ziemię odpowiada: dziękuję panu, dziękuję panu”. na koniec, pośród Moskitów, powiada Bancroft, „jaki taki rzuca się do nóg innemu, który go podnosi, ściska go i z kolei sam pada; mu do nóg, aby być podniesionym i doznać uciechy z uścisku”. Takie krańcowe przykłady popierają wniosek, że wzajemne ukłony grzeczności i zdejmowanie czapek, zdarzające się wśród nas samych, są szczątkami pierwotnej czołobitności i obdzierania jeńców.

Ale przytaczam tutaj te przykłady głównie dla przygotowania czytelnika do zrozumienia innego, bardziej jeszcze pospolitego zwyczaju. Wspomniałem już o fakcie, że pomiędzy grzecznymi Arabami gotowość pocałowania ręki zwierzchnika przez osobę niższą napotyka opór ze strony tegoż zwierzchnika, gdy jest uprzejmym, sprawa zaś kończy się tym, że niższy całuje w rękę siebie samego, na cześć zwierzchnika. Dalszych dowodów dostarcza nam Malkolm, który mówi: „każdy ( Arab ), spotkawszy przyjaciela, bierze jego rękę prawą, a potrząsłszy nią, podnosi do wysokości piersi”. Następujący wyciąg z Nibuhra, zdaje nam sprawę o zwyczaju pokrewnym. „Dwaj Arabowie, spotkawszy się ze sobą, potrząsają sobie wzajem ręce więcej niż dziesięć razy, później każdy całuje swoją własną, pytając: jak się masz?… w Yemen każdy postępuje tak, jak gdyby pragnął ręki drugiego, jednocześnie zaś cofa swą, własną rękę dla uniknięcia tego zaszczytu. Ostatecznie dla przerwania sporu, starszy z dwóch pozwala na ucałowanie sobie palców przez młodszego”.

Czyż nie mamy tutaj początku potrząsania rąk ( przy powitaniu ), jeżeli z dwóch osób każda chce złożyć pokłon drugiej przez pocałowanie jej w rękę, oraz każda przez grzeczność nie chce, aby ją pocałowano, to co się wówczas zdarzy? Zupełnie tak samo, jak wychodząc z pokoju, każda z dwóch osób, pragnąc pozostawić pierwszeństwo drugiej, nie będzie chciała kroczyć pierwsza, a stąd we drzwiach wyniknie pewne lekkie szamotanie się, które sprawi, iż żadna z nich posuwać się nie będzie, tak samo, gdy każdy z dwóch będzie usiłował pocałować w rękę drugiego, unikając sam takiego pocałunku, to wynikiem tego będzie podniesienie ręki każdego przez przeciwnika do jego warg, ponowne opuszczenie tychże rąk na dół i t. d. na przemian. Jakkolwiek z początku akcja taka będzie nieregularna, to jednak w miarę upowszechniania się zwyczaju, w miarę tego, jak niemożność pocałowania ręki drugiego stawać się będzie coraz bardziej wiadomym wynikiem sporu, można się spodziewać, że ruchy staną się regularne i rytmiczne. Jasnym jest, że różnica po-, między prostym uściskiem, do jakiego skróciło się obecnie to powitanie, oraz staromodnym potrząsaniem serdecznym, większą jest, niźli różnica pomiędzy serdecznym potrząsaniem, a ruchem, który by był wynikł, gdyby każdy chciał pocałować w rękę drugiego.

Nawet w braku takiego klucza, jakiego dostarczają nam zwyczaje Arabskie, musielibyśmy wywnioskować, że źródło tej praktyki jest mniej więcej podobne. Po wszystkim tym, co powiedziano dotychczas, nikt nie może przypuszczać, że potrząsanie rąk zawsze było utrwalonym świadomie objawem uprzejmości towarzyskiej; skoro zaś musiało ono mieć źródło przyrodzone w jakimś postępku, który tak, jak i inne, wyrażał poddańczość, to musimy przyjąć tutaj akt całowania ręki, jako jedyny, który do zwyczaju tego mógł doprowadzić!

§ 391. Jakiegokolwiek przeto rodzaju byłby pokłon, posiada takie same źródło, jak trofea i kaleczenia się. Wróg pokonany leży u nóg zwycięzcy, pozostając całkiem na jego lasce; ten zaś może odciąć mu część ciała na pamiątkę zwycięstwa, może go zabić albo też inaczej, odejmując mu jakąś część mniej ważną, może go naznaczyć, jako osobę sobie poddaną; leży on więc już na grzbiecie, już poddając szyję pod stopy zwycięzcy, zwalany błotem, bezbronny w odzieży podartej, albo też pozbawiony szaty swej trofealnej, którą sobie cenił. Tak więc rozciągnięcie się na ziemi, okrywanie się kurzem, postradanie odzieży, co wszystko zdarzać się może przypadkiem w razie porażki, staje się tak samo, jak i kalectwo, uznanym jej dowodem. Wynikają stąd przede wszystkim przymusowe oznaki podległości niewolników panom, oraz poddanych władcom; dalej dobrowolne przybieranie postawy kornej wobec wyższych, na koniec owe ruchy pochlebcze, wyrażające niższość, a wykonywane wzajemnie pomiędzy równymi.

Że wszystkie pokłony biorą początek w wojowniczości, jest to wniosek, zgadzający się z faktem, że rozwijają się one wraz z rozwojem wojowniczego typu społeczeństwa. Postawa i ruchy, oznaczające poddańczość, nie cechują plemion bezgłowych, oraz tych, które mają przywództwo nieustalone, jak: mieszkańcy Ziemi Ognistej, Andamańczycy, Australijczycy, Tasmańczycy, Eskimowie; opowiadania zaś o etykiecie koczujących i prawie niezorganizowanych społeczeństw Ameryki północnej wspominają rzadko, lub zgoła nie wspominają o działaniach, wyrażających poddańczość. Zauważano o Kamczadalach, którzy, gdy ich odkryto, nie mieli jeszcze przywódców, że „obyczaje ich są całkiem surowe: nie mają oni żadnego wyrazu grzeczności lub pozdrowienia, nigdy nie zdejmują czapek i nie kłaniają się sobie”. Z drugiej strony, w społeczeństwach złożonych i skonsolidowanych przez wojowniczość, które zdobyły sobie wojowniczy typ budowy, życie polityczne i towarzyskie nacechowane jest płaszczącą się czołobitnością. Znajdujemy to wśród wojowniczych ludożerczych Fidżijan, gdzie władza zwierzchników nad poddanymi jest nieograniczona; znajdujemy to samo w Uganda, gdzie wojna jest stałą, gdzie źródłem dochodu jest rabunek, i gdzie się mówi o królu idącym na polowanie: „ponieważ jego wysokość nie znalazła żadnej zwierzyny, zastrzeliła więc wielu ludzi”; znajdujemy to wśród krewkich Dahomejczyków, napadających na społeczeństwa sąsiednie, dla zdobycia większej liczby głów, ku przyozdobieniu pałacu królewskiego. Z pośród państw bardziej posuniętych, zdarza się to w Birmanii i Syjamie, gdzie typ wojowniczy, odziedziczony z przeszłości, pozostawił nieograniczoną władzę monarchiczną; w Japonii — gdzie rozwinął się i utrwalił despotyzm w ciągu wojen dawniejszych, oraz w Chinach, gdzie podobna forma rządu, powstawszy w sposób podobny, przetrwała dotąd. To samo też stosuje się do praktyki całowania w nogę, jako pokłonu. Było to zwyczajem w starożytnym Peru, gdzie cały naród podlegał silnej organizacji i dyscyplinie rządowej; panuje to dziś jeszcze na Madagaskarze, gdzie budowa i działalność wojownicza zarysowują się wyraźnie. na koniec, wśród licznych ludów wschodnich, żyjących dziś i zawsze pod rządem samowładnym, pokłon ten istnieje obecnie tak samo, jak istniał w odległej przeszłości. Nie inaczej też ma się rzecz z zupełnym lub cząstkowym zdejmowaniem odzieży. Skrajne tego formy zdarzają się, jak żeśmy widzieli, na Fidżi i w Uganda, gdy tymczasem mniej krańcowe formy — obnażanie się do pasa widzieliśmy w Abisynii, oraz na wyspach Tahiti, gdzie władza królewska, jakkolwiek wielka jeszcze, nie jest jednak tak bezwzględna. Tak samo jest z obnażaniem nogi. Ta forma pokłonu istniała w starożytnym Peru i Meksyku, tak samo, jak istnieje dzisiaj w Birmanii i Persji; wszystkie zaś te państwa posiadają, rząd despotyczny, wylęgły z wojowniczości. na koniec, podobny związek istnieje pomiędzy innymi służalczymi pokłonami — posypywaniem prochu na głowę, przywdziewaniem szat pośledniejszych, braniem brzemienia na barki, krępowaniem rąk.

Ta sama prawda uwydatni się, gdy porównamy zwyczaje europejskich ludów epoki wcześniejszej, gdy wojna była jedynym zajęciem życia, ze zwyczajami panującymi dzisiaj, kiedy wojna przestała nas tak już zaprzątać. Za dni feudalnych okazywano hołd przez całowanie w nogę, czołganie się na kolanach, składanie rąk, zrzucanie wielu części stroju; ale za dni naszych, niektóre z tych pokornych pokłonów znikły zupełnie, lub prawie całkowicie, pozostawiając tylko jako swoich przedstawicieli: ukłon, dyganie i zdejmowanie kapelusza. Co większa, zauważyć można, że podobna różnica wyśledzić się daje dzisiaj pomiędzy bardziej wojowniczymi i mniej wojowniczymi ludami Europy. Ukłony na lądzie stałym są zupełniejsze i wykonywane gorliwiej niż w Anglii. Nawet wewnątrz samego społeczeństwa angielskiego, znaleźć można odnośne dowody, albowiem jego klasy wyższe, tworzące kierowniczą część budowy społecznej, a rozwinięte tam, jak i wszędzie, za sprawą wojowniczości, zwracają nie tylko na Dworze, ale i w stosunkach towarzyskich, większą uwagę na owe formy, niż klasy, tworzące część przemysłową. Dodać też można fakt znaczący, że w wybitnie wojowniczej części społeczeństwa angielskiego — w wojsku i w marynarce — nie tylko spostrzegamy wykonywanie ściślejsze przepisanych ukłonów, niż w jakiejkolwiek bądź części innej, ale nadto, że w jednej z nich, szczególnie cechującej się absolutyzmem głównych swych zwierzchników, dotąd trwa jeszcze zwyczaj podobny do zwyczaju społeczeństw barbarzyńskich. W Birmanii wymaga się, aby składano „czołobitność za zbliżeniem się do pałacu”, Dahomejczycy upadają przed bramą pałacową; na Fidżi nakazanym jest pochylanie, jako: „oznaka szacunku dla wodza, jego domu albo jego siedziby”; zaś wojak brytoński, idąc po pokładzie, zazwyczaj zdejmuje czapkę przed półmostem. Podobne też. przeciwieństwo dostrzeżemy, porównywając pokłony, składane istotom nadprzyrodzonym, duchom lub bóstwom. Noszenie włosiennicy ku przebłaganiu upiora, co się zdarza dziś w Chinach, w starożytności zaś zdarzało się wśród Hebrajczyków, częściowe obnażanie ciała i posypywanie prochu na głowę — wszystko to spotykamy dziś jeszcze na Wschodzie, jako obrzędy pogrzebowe, lecz nie widzimy tego w społeczeństwach bardziej posuniętych, których typ uległ głębszej zmianie pod wpływem przemysłowości. Wśród Anglików, cechujących się największym tejże zmiany zakresem, pokłony dla zmarłych znikły już całkowicie, z wyjątkiem odkrywania głowy u grobów. Podobnie też ma się rzecz z pokłonami w czasie nabożeństwa. Obnażanie nóg za zbliżeniem się do świątyni, jak to bywało w Peru starożytnym, oraz zdejmowanie trzewików, jak to się dzieje na wschodzie, są to fakty, których przykładu nie znajdujemy ani w Anglii w jakimkolwiek bądź wypadku, ani na lądzie stałym, z wyjątkiem tylko wypadków pokuty. Podobnie też czołobitność i wielokrotne uderzanie głową o ziemię, co praktykują czciciele bogów chińskich, ani też postawy pokrewne postawie wiernych Mahometan, nie są. już widywane tam, gdzie wolniejsze formy urządzeń społecznych, właściwych typowi przemysłowemu, znacznie ograniczyły typ wojowniczy. Nawet czołganie się na kolanach, jako forma religijnego hołdu, znacznie już wyszła ze zwyczaju wśród Anglików. Najmniej zaś wojownicza z sekt angielskich, Kwakrowie, nie wykonywa żadnych jakichkolwiek bądź pokłonów religijnych.

Spostrzeżemy od razu, iż związek ten, odpowiadający związkom wyśledzonym już dawniej, jest całkiem naturalny, gdy przypomnimy sobie, że działania wojownicze, rdzennie przymusowe, prowadzą z konieczności do rozkazów i posłuszeństwa i że przeto tam, gdzie one przeważają, kładzie się nacisk na oznaki podległości. Przeciwnie, działania przemysłowe, czy za przykład ich weźmiemy stosunki najmującego i najmity, czy też kupującego oraz sprzedawcy, jako zawiązywane za wspólną zgodą, są rdzennie — nieprzymusowe, a przeto tam, gdzie one przeważają, kładzie się tylko naciek na wypełnienie umowy, stąd zaś zanika zwyczaj posługiwania się znakami podległości.


(1) Co do zwyczaju używania w czasie żałoby pośledniejszej i ciemniejszej odzieży przez Hebrajczyków, Greków i Rzymian, oraz odzieży gorszej przez liczne inne, ludy, to zdaje się, iż działały tutaj osobno, albo łącznie dwie przyczyny, zarówno wypływające z przejednuje nią upiorów. Jedną z nich jest ofiarowywania odzieży, częstokroć najlepszej, na grobie nieboszczyka, czego przykład podaliśmy w § 10 3; z pomiędzy przykładów dalszych tego zwyczaju można wymienić opowiadanie Mr Willard’a o pogrzebie u pewnego plemienia kalifornijskiego Sen-eł, gdzie mężczyzna „całkiem nową i piękną kapotę”, kobiety zaś „najmilsze swe stroju” rzucili w ogień; albo też przytoczyć można opowiadanie Younga o czarnonogach, którzy w takim wypadku pozbawiali „siebie odzieży nawet w najzimniejszą porę”. ( Dr. H. C. Yarrow — Introduction to the Study of Mortuary Costums among ( he North American Indians p. 5 5 and 6 7 ). Jeżeli bowiem dla przebłagania upiora poświęca się najlepszą odzież, to domyślnym tego wywodem jest to, iż do użytku zostaje odzież gorsza, albo nieodpowiednia. stąd to wśród Indian, Santi, „główny żałobnik w mech przyodziany” ( str. 38 ). Bardziej widoczną i dotąd jeszcze trwającą pobudką jest to, iż smutek nie zgadza się z przywdziewaniem najlepszej, a zazwyczaj najweselszej odzieży. Tak np. czytamy, że wśród Choktawów, „wdowa całkiem zaniedbuje się w stroju” i że pośród Chipewajów, „nie wolno jej nosić żadnej ozdobnej szaty” przez dwanaście miesięcy ( Yarrow str. 92 — 3 ). W liście jednego ze zmarłych moich krewnych, z datą r. 1810, znajduję pouczający przykład, który świadczy, jak uczucie przyrodzone popycha tu do przywdziewania odzieży gorszej. Opowiadając o rozmowie z pewnym kramarzem wędrownym, dotyczącej człowieka ekscentrycznego, lecz dobrego, autor listu opisuje, jak kramarz, wychwalając tamtego, powiedział, iż „sądzi, że włoży najgorszą swą odzież, gdy on umrze”. To znaczy, iż nie będąc w stanie wydawać na żałobę, proponował on powrót do owego pierwotnego sposobu okazywania smutku, nie wiedząc, iż sposób ów był pierwotny.

13 Maj 2008