Instytucje eklezjastyczne – R. VII. Kapłaństwo politeistyczne i monoteistyczne

§ 610. Już w poprzednich rozdziałach przedstawiono za­czątkową formę kapłaństwa politeistycznego. Wszędzie tam bowiem, gdzie kultowi uapoteozowanego założyciela plemienia towarzyszy współwystępujący w rodzinach składających się na plemię, kult indywidualnych przodków występuje tym samym nierozwinięty politeizm i przyporządkowane do niego zaczątkowe kapłaństwo. W ludzkich umysłach nie ma żadnego kontrastu między niewyróżniającymi się i wyróżniającymi się duchami pod względem natury, ale tylko kontrast pod względem mocy. Na pierwszym stadium, tak jak na późniejszych i wyższych stadiach mamy większą nadprzyrodzoną istotę wśród pewnej liczby mniejszych istot nadprzyrodzonych; wszystkie je przejednywano przy pomocy podobnych obrzędów.

Powstanie tego, co zwykle określa się jako politeizm, zachodzić może na kilka sposobów, z których dwa mogą być uznane za ważniejsze.

Pierwszy z nich towarzyszy podziałowi rozrastającego się plemienia, które rozrosło się ponad swe środki egzystencji. W ramach każdego oddzielonego pod-plemienia ostatecznie pojawia się pewien wyróżniający się wódz czy uzdrowiciel, którego budzący przerażenie duch, przejednywany nie tylko przez jego potomków, ale przez innych członków pod-plemienia, staje się nowym lokalnym bogiem; a gdzie przetrwa kult, jaki pod-plemię przyniosło ze sobą, tam, w dodatku do czci bardziej starożytnego boga wspólnego rozproszonemu gronu pod-plemion, wyrasta w każdym pod-plemieniu kult właściwego mu bardziej nowoczesnego boga. Ślady tego procesu znajdujemy w wielu miejscach. To, co czytamy o Malagaszach może być przytoczone jako typowe. Mają oni bogów, którzy należą „kolejno do różnych plemion czy grup, na jakie dzieli się ludność miejscowa i sądzi się, że są oni strażnikami i dobroczyńcami albo tytularnymi bogami tych poszczególnych klanów czy plemion. Czterej z nich są uważani za wyższych niż inni” – są publicznymi czy narodowymi bogami. Ellis dodaje natomiast, że bogowie jednej z prowincji mieli niewielkie znaczenie czy autorytet dla ludzi innej prowincji. Jako rzadki w czasie przypadek można określić starożytnych Egipcjan. Nomy, czyli pierwotne jednostki, z których złożony był Egipt, były „najwyższej starożytności”: ich granice były bardzo dokładnie określone w inskrypcjach, które nosiły najstarsze monumentalne budowle. „Każdy okrąg miał główny plac, gdzie [dziedziczny] rządca rezydował i cieszył się ochroną oraz kultem specjalnego bóstwa, którego sanktuarium stanowiło dla okręgu centrum religijnego kultu”. Nie ma potrzeby ukazywać, że inne ludy starożytne dostarczają pokrewnych dowodów. Oczywiście wraz z tym procesem zachodzi powstanie różnych rodzajów kapłaństwa, z których jedne poświęcone były lokalnym inne albo ogólnym kultom, razem z wynikającymi z tego różnicami w godności. Tak więc czytamy o kapłanach Egiptu:

„niektórzy również, którzy byli przypisany do służby pewnego bóstwa mieli rangę znacznie przewyższającą innych; a kapłani wielkich bogów byli traktowani z większymi względami niż kapłani bóstw miejszych. W wielu prowincjach i miastach ci, którzy przynależeli do poszczególnych świątyń, cieszyli się większą sławą niż inni”.

Politeizm i politeistyczne kapłaństwo, powstaje też na równie ważnej, a może ważniejszej, niż powyższe drodze, ale często, jak w ostatnim przypadku ledwie rozróżnialnej od poprzednich, a mianowicie w związku z podbojem. Podboje plemienia przez plemię i narodu przez naród, które zachodzą zawsze i wszędzie w sposób konieczny prowadziły do nakładania jednego kultu na inny; każdy z nich już w większości przypadków złożony był na drodze wcześniejszych procesów podobnego rodzaju. Nie niszcząc kultów [ludów KK] podbitych, podbijający wnosili swoje własne kulty – albo po prostu tylko kontynuując ich sprawowanie pośród samych siebie albo zmuszając podbitych do przyłączenia się do nich; w każdym razie zwiększają zróżnicowanie kapłanów. Przetrwanie kultów o Pelasgijskim rodowodzie wśród kultów greckich dostarcza wczesnego przykładu z Europy; a późniejszych przykładów dostarczają Rzymianie. „Jako podbijające państwo Rzym stale absorbował religie plemion, które podbijał. Oblegając miasto, Rzymianie zwykli uroczyście wzywać zamieszkujących je bogów”. Proces ten ilustrują społeczeństwa starożytnej Ameryki. „Arcykapłani Meksyku byli przywódcami religijnymi tylko dla Meksykanów, a już nie dla podbitych narodów: te utrzymywały swe własne niepodległe kapłaństwo”. Podobnie w Peru.

„Inkowie nie pozbawiali wodzów ich panowania, ale przedstawiciel Inków mieszkał w dolinie, a miejscowym rozkazano czcić słońce. Tak więc budowano świątynię, a rezydowało w niej wiele dziewic i ka­płanów celebrujących święta. Ale pomimo tego, że ową świątynię słońca założono na tak szczególnych prawach, miejscowi nie porzucali sprawowania kultu również w swej starożytnej świątyni Chuichaycama.

Możemy wymienić trzy spośród dodatkowych, ale mniej znaczących przyczyn komplikacji. Rozszerzająca się sława lokalnych bóstw i w konsekwencji zakładania świątyń dla nich w miejscach, do których nie przynależały jest jedną z takich przyczyn. Dobrym przykładem jest Eskulap, którego kult, jako miejscowego przodka i uzdrowiciela zapoczątkowany został w Pergamonie, ale wraz z jego wyrośnięciem w bóstwo rozprzestrzenił się na Wschód i Zachód, a ostatecznie został ustanowiony w Rzymie. Inną dodatkową przyczyną dobrze zobrazowaną w starożytnym Egipcie jest deifikacja potężnych osób, które zakładały oddzielne kapłaństwa dla służenia własnym duchom. Trzecią jest sporadyczna apoteoza tych, którzy z pewnych powodów jako nadzwyczajni poruszają ludową wyobraźnią. Zachodzi to nawet dzisiaj w Indiach. Sir Alfred Lyall zilustrował to w swoich Asiatic Studies.

§ 611. Częste powstawanie nowego kultu i utrzymujące się współwystępowanie wielu kultów, posiadających oddzielne kapłaństwa, chociaż całkiem normalne, jak tu widzimy, jawi się wielu osobom czymś nienormalnym. Przenosząc nowoczesne idee do interpretacji starożytnych zwyczajów pisarze komentują „tolerancję” okazywaną przez Rzymian w pozostawianiu nietkniętych religii podbitych przez nich ludów. Ale rozważając z punktu widzenia ich samych zamiast z naszego takie traktowanie lokalnych bogów i ich kapłanów jest całkiem naturalne. Jeśli wszędzie, z kultu przodków jako korzenia, wyrasta kult znanych założycieli plemion i tradycyjnych przodków całych miejscowych ras, to konsekwencją tego jest, że podbijający, jako rzecz oczywistą, uznają lokalne kulty podbitych, gdy wprowadzają własny. Z powszechnie akceptowanego wierzenia wypływa wniosek, że bogowie pokonanych są tak prawdziwi jak bogowie zwycięzców.

Wysuwa się rozmaite interpretacje. Zwykle w starożytnym świecie zdobywcy i osadnicy przedsiębrali pewne kroki by przebłagać lokalnych bogów. Wszystko co o nich słyszeli podtrzymywało wierzenie, że [bogowie] byli potężni w swej własnej okolicy i mogli być złośliwi jeśli się do nich nie modlono czy im nie dziękowano. Stąd, prawdopodobnie, fakt, że Egipski Nekôs składał ofiary Apollinowi z okazji swego zwycięstwa nad Jozjaszem królem Judy. Stąd też, biorąc przykład z odległego rejonu, fakt, że Peruwiański Inka, sam będąc czcicielem słońca, pomimo to dostarczał ofiar dla różnych huaca podbitych ludów, „ponieważ obawiano się, że jeśli jacyś zostaną pominięci, mogliby wpaść we wściekłość i ukarać Inkę”.

Współwystępowanie różnych kultów jest w pewnych przypadkach utrzymywane przez wierzenie, że podczas gdy wierność poszczególnemu bóstwu czy bóstwom jest obowiązkowa, to nie wymaga się, albo nie zezwala na oddawanie czci bóstwom należącym do współobywateli o innym pochodzeniu. Tak było w dawnych czasach w Grecji, „dzięki połączeniu różnych form kultu religijnego Ateny stały się stolicą, a Attyka zjednoczoną całością. Ale… Apollo ciągle pozostawał bogiem szlachty, a jego religia murem oddzielającym… Zgodnie z zamysłem Solona to miało się zmienić… Każdy wolny Ateńczyk miał odtąd prawo i obowiązek składania ofiar Apollinowi”.

Wszystkie te fakty czynią jasnym, że nie tylko pochodzenie politeizmu, ale też długie jego przetrwanie i wynikająca stąd trwałość kapłaństw poświęconych różnym bogom są następstwem kultu przodków.

§ 612. Ale, chociaż podczas wczesnych stadiów politeizmu, nie widać jawnych prób podporządkowania jednego kultu przez inny, to czasami powstaje współzawodnictwo, które jest pierwszym krokiem ku ujarzmieniu.

Uczucie, jak to czasami okazywane przez chłopców przechwalających się siłą swych ojców, skłania ludzi wczesnych stadiów do wyolbrzymiania mocy swych przodków w porównaniu do mocy okazywanych przez przodków innych; a co się tyczy względnej wielkości deifikowanych przodków plemion, z pewnością powstawały spory. Taki stan rzeczy przedstawiał się na wyspach Fidżi, gdy pierwszy raz były opisywane przez misjonarzy: „każdy okręg walczył o wyższość swego własnego bóstwa”. Oczywiście wśród Hebrajczyków dawano wyraz przekonaniu, przeciwnemu do wierzeń sąsiednich ludów, że nasz bóg jest większy niż wasz. Nie zaprzeczając istnieniu innych niż własny bogów, podkreślano wyższość własnego. Również w Grecji, religijne współzawodnictwo [emulation] między miastami i chęć wzbudzania zazdrości przez liczbę ludzi, którzy gromadzili się by składać ofiary poszczególnym bóstwom, pociągała za sobą walkę [struggle] między kultami – walkę sprzyjającą nierówności. Wpływy takie jak te, które spowodowały supremację igrzysk Olimpijskich nad pokrewnymi, zmierzały zawsze między Grekami do przydania swym bogom i ich sługom wyższego statutu niż innym. Religia była w swym zasadniczym aspekcie wyrazem wierności [allegiance] – wierności okazywanej najpierw w stosunku do żywego patriarchy czy zwycięskiego bohatera i następnie w stosunku do jego ducha; należy się spodziewać, że przyczyny, które modyfikowały stopień i zasięg wierności przywódcy za jego życia, będą podobnie modyfikowały, po jego śmierci, wierność jego duchowi. Jak blisko złączone są te dwa rodzaje lojalności [fealty] możemy zaobserwować na przykładzie faktu, że przy zawieraniu małżeństwa u Santalów, panna młoda musi porzucić swój klan i jego bogów dla bogów swego męża: przypomina nam to wypowiedź Naomi do Ruth – „oto się wróciła twoja bratowa do ludu swego, i do bogów swoich” i odpowiedź Ruth „lud twój – lud mój, a Bóg twój – Bóg mój”*). W ten sposób to pojmując, widzimy jako rzecz naturalną to, że podobnie jak spośród podporządkowanych żywemu wodzowi niektórym z tego czy innego powodu nie podoba się jego panowanie, w rezultacie czego mogą porzucić go i przyłączyć się do sąsiedniego wodza (§452); tak wśród ludu politeistycznego, ten czy tamten motyw może skłonić do pomniejszenia liczby wyznawców świątyni jakiegoś boga i zwiększenia jej w świątyni innego. Rozczarowanie jak to, które prowadzi do bicia idoli przez dzikich, kiedy w odpowiedzi na ofiary idol nie dał tego, czego oczekiwano, wśród ludów nieco bardziej zaawansowany spowoduje wyobcowanie od bóstwa, które dowiodło uporu i przejednywanie bóstwa, które, jak się ma nadzieję, będzie bardziej ustępliwe. Nawet w naszych czasach, strumienie pielgrzymów ciągnące do Lourdes ukazują nam, jak rozszerzanie się wiary w jakiś rzekomy cud może zapoczątkować nowy kult albo wzmocnić stary. Tak jak wśród świętych tak wśród bogów – wynikają stąd stopniowania. Wpływ polityczny, znowu, może okazjonalnie sprzyjać wyniesieniu pewnych kultów nad inne. O Grecji Curtius powiada:

„Kolejny kult religijny, który tyrani podnieśli do nowego znaczenia był kult Dionizosa. Ten bóg chłopstwa wszędzie przeciwstawiany jest bogom domów rycerskich i był stąd faworyzowany przez wszystkich władców, którzy usiłowali złamać potęgę arystokracji”.

Nierówność między przypisywanymi bogom mocami, gdzie wielu współistnieje, głównie jednak jest wynikiem podboju. Działalność militarna, która ustanawia nierówność rang między żywymi, ustanawia również stopniowania rang między czczonymi zmarłymi. Zwykle mitologie mówią o zwycięstwach przypisywanych bogom; zwykle opisują też walki między samymi bogami; i zwykle przedstawiają boga jako tego, który uzyskał przewagę siłą. Są to jedynie cechy panteonu wynikające z apoteozy zdobywczych najeźdźców i z teraz i wtedy poświadczanej uzurpacji pośród ich przywódców. A oczywiście ujarzmienie jednych ludów przez inne i w konsekwencji wywyższenie jednego panteonu nad inny musi stanowić główną przyczynę zróżnicowania pod względem mocy większych i mniejszych bóstw i przeciwstawiania sobie pod względem ważności wśród odpowiednich kultów i kapłaństw.

§ 613. Ostatecznie, w sprzyjających warunkach, zachodzi ciąże­nie ku monoteizmowi [a gravitation towards monotheism]. To prawda, że konflikt między wierzeniami uznającymi względną moc swych bogów może trwać w umysłach politeistycznycznego ludu nieregularny przez długi czas. O starożytnych Ariach profesor Max Müller pisze: „łatwo można by znaleźć w licznych hymnach wedyjskich fragmenty, w których prawie każdy pojedynczy bóg jest opisywany jako najwyższy i absolutny… Agni jest nazywany władcą wszechświata;… Indra jest czczony jako najsilniejszy z bogów,… a te pieśni oznaczają,… że… Indra jest większy niż wszyscy. O Somie jest powiedziane, że… podbija każdego”. Podobny fakt stwierdzono również w przypadku bogów Egipskich. Przesadny język czcicieli przypisuje raz temu z nich a innym razem tamtemu, a czasem nawet żywemu królowi, wielkości nawet tak transcendentne, że nie tylko wszystkie inne rzeczy, ale także wszyscy inni bogowie istnieją poprzez niego.

Ale pozycja „ojca bogów i ludzi” ostatecznie się zadamawia w umysłach wiernych; a jeśli potem jest uzurpowana, uzurpacja ta nie pomniejsza tendencji w kierunku monoteizmu, ale ją wzmacnia; wynika stąd bowiem idea boskości potężniejszej niż dotąd wierzono. Jak uznanie wyższości podbijającego ludu i przez implikację jego bogów zmierza do przytłumienia bogów podbitego, pokazują starożytni Peruwiańczycy. Garcilasso powiada nam, że mówi się o plemionach indiańskich, że muszą czasami poddawać się z podziwu dla wyższej kultury Inków: obowiązek przyłączenia się do kultu Inków jest jednym ze współobjawów. Nastepnie o samych Inkach Herrera powiada:

„Gdy zobaczyli Hiszpanów wykonujących łuki na środku i potem zdejmujących je, gdy most był skończony, wszyscy uciekli sądząc, że most upadnie; ale kiedy zobaczyli, że stoi mocno, i, że Hiszpanie chodzą po ni, Kacyk powiedział, Sprawiedliwie tylko jest służyć tym Ludziom, którzy są Dziećmi Słońca”.

Oczywiście nastawienie tak okazane sprzyjało akceptacji hiszpańskich wierzeń i kultów. A taki mentalny podbój często powtarzający się w ewolucji społeczeństw zmierza w kierunku po­grążenia lokalnych i wyobrażanych jako pomniejsze istot nadprzyrodzonych w coraz to większe i bardziej ogólne.

Absorpcja ta wzmacniana jest zwłaszcza wówczas, gdy ktoś, kto jako żyjący władca odznaczał się namiętnością do ujarzmiania sąsiednich ludów pozostawia po śmierci niezrealizowany projekt podboju, i wówczas jego duch przejednywany jest przez poszerzanie jego dominium. Jak pokazano wyżej, był to przypadek asyryjskiego boga Ashura (§600); a było tak też w przypadku Hebrajskiego boga Jahwe: jak świadczy Deut. xx, 10-18. [10-13, 16-17a KK]

„Jeśli kiedy przyciągniesz, aby dobywać miasta, najpierw ofiarujesz mu pokój. Jeśliż przyjmie a otworzy tobie bramy, wszystek lud, który znajduje się w niem, ma być zachowany i będzie tobie służył i składał daniny. Lecz jeśli w przymierze nie będzie chciał wejść i podejmie przeciw tobie wojnę, będziesz go dobywał. A gdy je Pan, Bóg twój, odda w rękę twoją, wybijesz wszystko, co jest w niem płci męskiej ostrzem miecza. (…) A z tych miast, które będą tobie dane, nikogo zgoła nie zostawisz przy życiu przy życiu jedno wybijesz ich ostrzem miecza w świętej zagładzie”

Od początku widzimy, że poczynając od sobowtóra zwykłego zmarłego człowieka, zazdrość jest cechą przypisywaną nadprzyrodzonym istotom w ogóle. Duchy nienależycie obdarowane są uważane za szkodliwe i za skłonne do wywierania pomsty na żywych; o bogach, których świątynie zostały zaniedbane i których święta nie przynoszą należnych ofiar mówi się, że są zagniewani i uważa się ich za przyczyny nieszczęść; podczas gdy jeden z nich wywiedziony jest od władcy, którego miłość władzy była nienasycona i którego duch uważany jest za zazdrosnego boga, nie tolerując uznawania innych, zmierza on, jeśli jego wyznawcy staną się dominującymi, do zapoczątkowania kultu, który znosi inne kulty.

Oczywiście z takim postępem w kierunku monoteizmu podąża postęp w kierunku unifikacji kapłaństwa. Oficjalni przejednywacze pomniejszych bóstw tracą na znaczeniu i znikają, podczas gdy oficjalni przejednywacze bóstwa, które zaczęło być uważane za najpotężniejsze, albo za posiadające całą władzę, są wszędzie ustanawiani.

§614. Wpływy te przyczyniające się do rozwoju monoteizmu z politeizmu wzmacniane są przez inny jeszcze – wpływ rozwijającej się kultury i towarzyszącej jej zdolności spekulatywnej. Molina powiada, że Inka Yupanqui „miał na tyle jasne rozumienie”, by dojść do wniosku, że Słońce nie może być stwórcą, ale musi być „ktoś, kto nim kieruje” i rozkazał wznieś świątynie temu wywnioskowanemu stwórcy. I znowu w Meksyku „Nezahuatl, pan Tezcuco” rozczarowany swymi modlitwami do panujących idoli, doszedł do wniosku, że „musi istnieć jakiś bóg, niewidzialny i nieznany, który jest uniwersalnym stwórcą” i zbudował dziewięciopiętrową świątynię „Nieznanemu Bogu, Przyczynie Przyczyn”. Tu, wśród ludów niespokrewnionych, odnajdujemy rezultaty podobne do tych, jakie pokazują Grecy. W dialogach Platońskich, wraz z odrzuceniem topornych koncepcji powszechnych wśród niewykształconych, podążają argumenty jednoznacznie zakładające rozwój w kierunku monoteizmu. A porównując idee Hebrajskich proroków z ideami pierwotnych Hebrajczyków staje się jasne, że rozwój umysłowy oddziaływał jako częściowa przyczyna Żydowskiego monoteizmu.

Można zaobserwować również, że raz spowodowana zmiana w kierunku monoteizmu odbywa się ze wzrastającym impetem wśród najwyższych inteligencji. Przewaga jednego nadprzyrodzonego sprawcy gdy zostaje ustalona, pociąga za sobą myśl, że wszelka władza, jaką sprawują inne istoty nadprzyrodzone, wykonywana jest za pozwoleniem. Następnie zaczynają być uważane za przedstawicieli, którym powierzono moc nie będącą ich własną mocą; a w miarę jak Przyczyna Przyczyn wzrasta w swej przewadze, drugorzędne przyczyny znikają z myśli.

§ 615. Aby należycie pojąć ewolucję monoteizmu oraz towarzyszących mu instytucji eklezjastycznych, musimy odnotować tu kilka wpływów, które ją ograniczają.

Najwcześniejsze tendencje w kierunku wyniesienia najwyższego bóstwa mają skłonność do obumierania. Jak na pierwszych stadiach społecznej integracji, dominacja przywódcy była często tylko czasowa, a jego następcy często tracili władzę pozyskaną przez zwycięskiego wodza, tak przypisywane przywództwo wśród bogów jest zwykle nietrwałe. Widzimy więcej niż jeden powód po temu.

Sobowtór zmarłego, pierwotnie pojmowany jako istniejący czasowo, tylko, gdy okoliczności sprzyjają przechowywaniu pamięci o nim, zaczyna być pojmowany jako istniejący stale; a podobnie zwierzchnictwo wśród duchów czy bogów potrzebuje do swego trwania, aby tradycje były dobrze przechowywane, a stan społeczny umożliwiał uporządkowane obrzędy. W wielu miejscach warunki te nie są odpowiednio wypełnione. Zwracając uwagę na zanikanie tradycji wśród Komanczów, Schoolcraft powiada – „Wątpię, czy zachowują się wśród nich imiona jakiegoś z wodzów z czwartego pokolenia wstecz”, a kiedy w 1770, Cook dobił do brzegów Nowej Zelandii 15 mil od miejsca, w którym był Tasman 128 lat wcześniej, nie znalazł żadnej tradycji tego zdarzenia. Tak więc choć wszędzie pierwotna tendencja czyni głównym bogiem najstarszego znanego przodka, to, jak widzimy na przykładzie Zulusa Unkulunkulu, przywództwo nadprzyrodzonych istot łatwo wypada z pamięci i tylko późniejsze przywództwo brane jest pod uwagę.

Dalszą przyczyną oddziałującą przeciw niezmienionemu panteonowi jest wzrost uzurpatorów albo ludzi, którzy dzięki sukcesom na wojnie lub innym osiągnięciom wywierają takie wrażenie na potocznym myśleniu, że względnie osłabiają wrażenie jakie wywarły przekazy o wcześniej deifikowanych ludziach. Uzyskanie dominacji przez Kronosa nad Uranosem i znowu przez Zeusa nad Kronosem może służyć za ilustrację. A w czasach, w których apoteoza jest zwyczajnym procesem, występuje oczywista tendencja do takiego zastępowania.

Można się spodziewać jeszcze innej analogi między zmianami niebiańskiego przywództwa a zmianami ziemskiego. Kiedy zajmowaliśmy się instytucjami politycznymi widzieliśmy, że władza ma skłonność do wypadania z rąk najwyższego rządcy w ręce głównego ministra, przez którego przechodzą wszystkie informacje i wydawane są wszystkie rozkazy. Podobnie drugorzędna istota nadprzyrodzona jako orędownik u głównej nadprzyrodzonej istoty, o mocy stale wzywanej przez wyznawców może, jak się zdaje, stać się dominującą. Wśród rzymskich katolików modlitwy zwykle kieruje się do Dziewicy, która zmierza do zajęcia pierwszego miejsca w świadomości; tytuł „Matka Boska” niewyraźnie sugeruje pewien rodzaj supremacji; a teraz w Watykanie możemy widzieć obraz, na którym jest ona przedstawiona na wyższym wyniesieniu niż osoby trójcy.

Odnośnie ewoluowania monoteizmów z politeizmów trzeba odnotować kolejny fakt – zgodny z hipotezą, że tak właśnie wyewoluowały, ale nie zgodny z innymi hipotezami – fakt, że monoteizmy nie osiągają pełni; albo przynajmniej nie utrzymują swej czystości. Już odnosiłem się do prawdy dość oczywistej, chociaż zwykle ignorowanej, że religia Hebrajska, nominalnie monoteistyczna zachowała dużą domieszkę politeizmu. Archaniołowie sprawujący władzę nad swymi poszczególnymi sferami i zdolni nawet do buntu, byli praktycznie pół-bogami, odpowiadającymi faktycznie, jeśli nie pod względem imion podrzędnym bóstwom innych panteonów. Co więcej, pochodne wiary, które określane są jako trynitarianizm, są częściowo politeistyczne, a w misteriach Średniowiecza oznaki politeizmu były jeszcze bardziej wyraźne. Mało tego, nawet wiara w diabła rozumianego jako niezależna istota nadprzyrodzona implikuje przetrwanie politeizmu. Tylko unitarianie zaawansowanego typu i ci, który nazywają siebie teistami, akceptują czysty monoteizm.

Dalej, możemy zauważyć, że tam gdzie politeizm w swej pierwotnej formie został mniej czy bardziej zupełnie stłumiony przez monoteizm, często odżywa w nowej formie. Chociaż zwolennicy Mahometa przelewali krew własną i cudzą by ustanowić wszędzie kult jednego boga, kult pomniejszych bogów wyrósł na nowo między nimi. Nie tylko Beduini składają ofiary na grobach świętych, ale między bardziej cywilizowanymi Mahometanami występuje kult zmarłych świętych mężów przy wzniesionych dla nich świątyniach. Podobnie, w całej średniowiecznej cywilizacji chrześcijańskiej kanonizowani kapłani i mnisi kształtowali nową klasę pomniejszych bóstw. Tak jak obecnie na Fidżi, „prawie każdy wódz posiada boga, w którym pokłada szczególną ufność”, tak kilka wieków wstecz, każdy rycerz miał świętego patrona, od którego oczekiwał pomocy.

Że modyfikacje Instytucji Eklezjastycznych wynikają z przyczyn tego rodzaju, wystarczająco ukazuje fakt, tak znajomy, że nie dostrzegamy jego znaczenia, że kościoły nazywane są albo dedykowane świętym i że takie kościoły, „gdy były budowane na grobie jakiegoś świętego, albo nazywane jego imieniem by zachować o nim pamięć, posiadały zwykle odróżniający tytuł Martyrium, Confessio, czy Memoria dawany im z takiego określonego powodu”. Można w rzeczy samej utrzymywać, że zwyczaje te były raczej przeżytkami niż odrodzeniami, ponieważ, jak powiada Mosheim, wczesnochrześcijańscy biskupi umyślnie go zaadoptowali wierząc, że „ludzie chętniej przyjmą chrześcijaństwo” jeśli „zobaczą, że Chrystus i męczennicy są czczeni w ten sam sposób jak dawniej byli ich bogowie”. Ale tak czy owak, przytoczone fakty wskazują, że monoteizm i urządzenia kapłańskie mu właściwe nie zostały ukończone.


*)[Spencer korzystał z tłumaczenia Biblii Króla Jakuba, korzystaliśmy z przekładu polskiego: Pismo Święte w tłumaczeniu ks. Jakóba Wujka… nakładem Księgarni Św. Wojciecha, Poznań-Warszawa-Wilno-Lublin, 1926-1927. Tam gdzie Spencer nie podaje miejsca, podajemy je w nawiasie kwadratowym. [Ruth I, 15.16].]