Instytucje eklezjastyczne – R. VI. Powstanie kapłaństwa

§ 606. W §§ 480 i 504 wyciągnąłem wnioski z faktu, oczywistego a priori i wszę­dzie się ukazującego, że wraz ze wzrostem terytorium wodza, podąża akumulacja zadań, które wymagają zatrudnienia pomocników; stąd wynika częsty zwyczaj, który w końcu staje się permanentny, delegowania tej czy innej funkcji, takiej jak generała, sędziego, etc. Wśród funkcji tak delegowanych rzadziej lub częściej występuje funkcja kapłana.

Że taka delegacja zachodzi pod presją spraw cywilnych czy wojskowych widzimy w przypadku Rzymian. Ponieważ królowie nie zawsze mogli zajmować się ofiarami z powodu konieczności prowadzenia wojny, Numa (który spełniał, według Liwiusza większość obowiązków kapłańskich) „ustanowił flamenów, aby zastępowali królów, kiedy ci drudzy byli nieobecni”, a jak dodaje M. Coulanges: „w ten sposób rzymskie kapłaństwo było tylko emanacją pierwotnej władzy królewskiej”. Jak tego rodzaju przyczyny oddziałują w społeczeństwach prostych ukazuje nam zdanie w relacji pana MacDonalda o Murzynach Z Blantyre. Powiada on: „jeśli wódz jest poza domem, jego żona wykonuje działania [kapłana HS], a jeśli oboje są nieobecni, jego najmłodszy brat”. Jako występujący w prymitywnych społeczeństwach, gdzie więzi krwi wodza z bogiem są ciągle uznawane, przykład ten pokazuje nam, lepiej niż przypadek Rzymian, jak normalnie powstaje kapłaństwo.

To zastępcze kapłaństwo młodszego brata, tutaj pojawiające się tymczasowo w innych przypadkach staje się stałym. O Nowozelandczykach, którzy w wielu przypadkach mają wodzów będących równocześnie kapłanami czytamy, że w innych przypadkach brat wodza jest kapłanem. W Imperium Meksykańskim „arcykapłan w królestwie Acolhuacan [oraz w Tlacupan HS] był, według pewnych historyków, zawsze drugim synem króla. Tak też w starożytnym Peru „mieli arcykapłana, który był wujem albo bratem króla, albo co najmniej prawowitym członkiem rodziny królewskiej”. Jak pokazuje ten ostatni przypadek, kiedy człowiek sprawujący władzę ciągle sprawuje funkcje kapłańskie przy znaczących okazjach, nie czyni swego młodszego brata swym niezmiennym przedstawicielem na okazje zwyczajne. Tak o Khondach [Khonds] czytamy, że „główne cywilne i kapłańskie urzędy jawią się jako pierwotnie złączone albo przynajmniej były zawsze dzierżone przez członków głó­wnej rodziny patriarchalnej”. Na Tahiti, gdzie król często uosabiał boga, odbierając ofiary przyniesione do świątyni i modlitwy błagalników i gdzie był czasami kapłanem narodu „najwyższa godność kapłańska często przynależała do jakiegoś członka królewskiej rodziny”. Wśród narodu Majów z Ameryki „arcykapłani byli członkami rodzin królewskich”. Również w starożytnym Egipcie istniał pokrewny związek. Jako, że sam król był arcykapłanem, naturalne było, że niektórzy z jego krewnych włączeni byli do kapłaństwa; a Brugsch mówiąc o arcykapłanach Ptaha powiada – „znajdujemy wśród nich wielu książąt krwi królewskiej. Jako przykład możemy podać imię Khamusa, ulubionego syna Ramzesa II”.

W niektórych przypadkach kapłańskie funkcje przywódcy sprawowane są przez spokrewnioną kobietę. Wśród Damarów kapłanką była córka wodza; a „oprócz zajmowania się ofiarami, jej obowiązkiem było utrzymywanie Ťświętego ogniať”. Na wyznaczone okazje wśród Dahomejczyków zanoszono do grobu (przypuszczalnie króla) ofiary, a „przed grobem, kapłanka Tansi-no, królewskiej krwi, zanosi do Ducha modlitwę”. Podobnie w starożytnym Peru, główna kapłanka, będąca jedną z dziewic Słońca, uważana za jego główną żonę, „była także siostrą lub córką władcy”. Czytając, że wśród Czibczów, zarówno wśród kapłanów „jak i kacyków, dziedziczył syn siostry”, możemy podejrzewać, że zwyczaje tego rodzaju były konsekwencją dziedziczenia w linii żeńskiej. Wśród Damarów to prawo dziedziczenia ciągle obowiązuje; jasne jest, że obowiązywało w pewnym okresie u Peruwiańczyków; a wysoka pozycja polityczna kobiet wśród Dahomejczyków sugeruje, że kiedyś prawo to obowiązywało również u nich. Kolejnym argumentem na rzecz założenia tej przyczyny jest fakt, że tak u Dahomejów ja i w Peru funkcje w organizacji kapłańskiej w większości pełnione są przez kobiety; a, że również na Madagaskarze dziedziczono w linii żeńskiej, to były tam też kobiety-kapłanki. Oczywiście przejście od zwyczaju wywodzenia pochodzenia w linii żeńskiej do wywodzenia pochodzenia w linii męskiej, czyli mieszanina ludów kolejno uznających te niepodobne prawa pochodzenia spowoduje anomalie; jako przykład nam to ukazujący mogą posłużyć Karenowie, których kapłani wioskowi są mężczyznami, ale u których w rodzinnym kulcie przodków „wymaga się, aby pełniącą obowiązki kapłana była kobieta, najstarsza z rodziny”.

Ta delegacja funkcji kapłańskich na członków rodziny sprawującej władzę zwykła we wczesnych stadiach, może być rozpatrywana jako normalna dyferencjacja; ponieważ bóg jest uapoteozowanym przodkiem, ofiary mu składane, kontynuowane są przez potomków. Nawet tam, gdzie pochodzenie nie jest rzeczywiste, albo gdy już się w nie nie wierzy, ciągle się je udaje, jak w Egipcie, gdzie król stale rościł sobie pokrewieństwo z bogiem i gdzie w konsekwencji członkowie jego rodziny byli hipotetycznie boskimi potomkami.

§ 607. Ale, podczas gdy powyższą da się określić jako zwykłą genezę kapłaństwa, są też inne. W poprzednim rozdziale widzieliśmy, że z początku nie ma wyraźnej różnicy między uzdrowicielem a kapłanem. Chociaż jeden raczej odpędza duchy niż jest przejednywa, podczas gdy drugi traktuje je raczej jako przyjaciół niż wrogów, to każdy z nich okazjonalnie przyjmuje politykę drugiego. Kapłan czasami gra rolę egzorcysty a uzdrowiciel czyni wysiłki mające na celu uspokojenie [ducha KK]: na przykład uzdrowiciele Australijscy opisani w §584. Wśród Ostyaków szamani, którzy są uzdrowicielami, są także „pośrednikami między ludźmi a ich bogami”. Zajęcie uzdrowiciela Gondów polega na „egzorcyzmowaniu złych duchów, tłumaczeniu życzeń fetysza, wymuszaniu deszczu i tak dalej”. A ci sami ludzie, którzy wśród Kukisów muszą uspakajać zagniewanego boga sprowadzającego choroby, często, jak się przypuszcza, nadużywają „wpływu jaki wywierają na istoty nadprzyrodzone”. Oczywiście, wskazuje to na inne pochodzenie kapłaństwa.

Zwłaszcza w tych przypadkach, gdzie przypuszcza się, że uzdrowiciel by uzyskać dla plemienia pewne korzyści przez sprawowanie nadzoru nad pogodą za pośrednictwem działań istot nadprzyrodzonych, partycypuje w charakterze kapłana. Przywołując przypadek Samuela, który będąc sędzią nad Izraelem składał również ofiarę dla Jahwe jako kapłan, a także sprawował kontrolę nad pogodą dzięki swemu wpływowi na Jahwe (tak jednoczył urzędy władcy, kapłana i specjalisty od pogody), widzimy jak pokrewne zjednoczenie funkcji może zajść w innych przypadkach podobnie. Fakty takie jak to, że wśród Obbo wódz jest także sprowadzaczem deszczu [rain-maker] i, że Sechele, król Beczuanów praktykuje magię deszczu [rain-magic], poza wzmocnieniem dowodu dostarczonego w §474, że przypuszczalna władza nad istotami nadprzyrodzonymi wzmacnia władzę przywódcy politycznego, pokazują także, że o ile pełnią funkcję uzyskiwania od istot nadprzyrodzonych korzyści dla społeczeństwa, o tyle pełnią też urząd kapłański.

W innych przypadkach powstaje w plemieniu kult uapoteozowanych osób, nie spokrewnionych z uapoteozowanym wodzem, lecz z takiego czy innego powodu pozostawiających o sobie opinię inspirującą bojaźń [awe-inspiring]. Hislop powiada nam o Gondzie, który przechwalał się cudownymi mocami, a który „wzniósł święty kopiec dla ducha swego ojca, który był podobnie obdarzony i stosował bojaźń wiążącą się z tym miejscem jako środek wydzierania pieniędzy od oszukanej królowej” – pieniędzy częściowo zużywanych na ofiary dla „swego ubóstwionego przodka”, podczas gdy resztę przywłaszczał sobie. Sir Alfred Lyall natomiast w swych Asiatic Studies, różnorodnie ilustruje to sporadyczne powstawanie nowych bóstw czasami zdolne do zapoczątkowania kapłaństwa.

Stąd, jak się wydaje, da się wywnioskować, że na wczesnych stadiach sporadycznie pojawiają ludzie nie pochodzący od przodków wodza, którzy nabywają quasi-kapłańskiego charakteru i może nawet im się udać wyrugować kapłanów normalnego pochodzenia. Uzurpacja taka jest bardziej prawdopodobna, gdy w skutek migracji czy wojny wyodrębnią się odłamy społeczeństwa, które nie zawierają potomków tradycyjnego boga.

§ 608. Tak długo, jak pozostaje niepodzielna społeczność, której zmarły założyciel staje się wioskowym bogiem, przejednywanym w imieniu jego potomków przez najbliższego krewnego spomiędzy nich, który służy również jako pośrednik dla innych głów rodzin odpowiednio czczących własnych przodków, mało prawdopodobny jest jakiś dalszy postęp w rozwoju kapłaństwa. Ale kiedy wzrost liczby [członków KK] wzmaga rozdzielanie, zachodzi dalsza dyferencjacja. Świadectwo Anderssona dotyczące Damarów dobrze pokazuje nam, jak to się dzieje: „część takiego ognia [świętego ognia HS] daje się każdemu przywódcy kraala, gdy odchodzą z kraala wodza. Obowiązki westalki powierza się córce emigranta”. Oczywiście tam gdzie zmarły władca czy inny wyróżniający się członek plemienia zostaje tradycyjnym bogiem, tak silnie zakorzenionym, że przejednywanie go staje się konieczne, migrująca część plemienia przenosząc z sobą kult musi mieć kogoś, kto sprawowałby rytuały w jej imieniu. Zawsze istnieje prawdopodobieństwo, że oddzielona grupa zawiera ludzi spokrewnionych z wodzem źródłowego plemienia i stąd bezpośrednich czy pobocznych potomków czczonego boga; i na jednego z nich, z tytułu najstarszego wieku czy najbliższego pokrewieństwa funkcja ta spada. A odkąd racja określająca ten wybór zmierza również do określania dziedziczenia funkcji, pochodzenie kasty kapłaństwie staje się zrozumiałe. Światło na tę kwestię rzuca świadectwo Hislopa, że chociaż Gondowie nie mają kapłanów są tam „pewni ludzie, który od rzekomych wyższych mocy czy w skutek swych dziedzicznych powiązań ze świętym miejscem są, jak się utrzymuje, upoważnieni do przewodzenia w kulcie”. Kierunek, jakie przybierają zmiany w pewnych przypadkach pokazują nam Santalowie. Hunter powiada:

„dwa z plemion bardziej oddawały się religii i dostarczały większości kapłanów. Jedno z nich reprezentowało religię państwową opartą na podstawie rodzinnej i zarządzaną przez potomków piątego syna, pierwotnego kapłana rodziny… W pewnych miejscach, szczególnie na północy, utrzymuje się, że potomkowie drugiego syna… są lepszymi kapłanami niż ci piątego… Są oni przeważnie prorokami, wróżbiarzami, pełniącymi obowiązki Lewitów w lesie albo w innych świątyniach, reprezentują kult demonów; i tylko w kilku miejscach zajmują miejsce piątego plemienia”.

Nie tylko rozprzestrzenianie się wzrastającego plemienia na no­we siedliska stwarza warunki dalszego wzrostu kapłaństwa; ale pokrewne warunki powstają też w skutek rozprzestrzeniania się plemienia podbijającego i ustanowienia jego członków jako władców nad podporządkowanymi plemionami. Przy okazji ustanawiania lokalnych rządów [plemię zwycięskie KK] musi ustanowić również lokalną obsługę kultu, który ze sobą przyniosło. Przypadek Peruwiańczyków może uchodzić za typowy. Rasa Inków, najeżdżająca miejscowe rasy i pozostawiająca ich religie nienaruszone, po prostu nakładała na nie swą własną religię. Stąd potrzeba rozproszenia jej reprezentantów. „Główny kapłan (czy biskup) w każdej prowincji był Inkiem, który troszczył się by ofiary i ceremonie były zgodne z tymi z metropolii”. A ponieważ religia Inków była kultem Słońca uważanego za przodka, i ponieważ jego najbardziej bezpośrednim domniemanym potomkiem był sam król, będący przy ważnych okazjach arcykapłanem, podczas gdy inni główni kapłani byli „wszyscy Inkami krwi królewskiej” staje się jasne, że to ustanowienie lokalnego kapłaństwa z krwi Inków ilustruje rozwój kapłańskiej kasty począwszy od czczący przodków członków rodziny zdobywcy.

§ 609. Dla weryfikacji powyższych wniosków można dodać pewne dowody pokazujące, że w plemionach które prowadzą życie pokojowe i w których znaczący postęp został osiągnięty bez ustanawiania silnych rządów osobowych i stąd bez powstania uapoteozowanych wodzów służących za wioskowych bogów bardzo słabe są znamiona klasy kapłańskiej. Wśród Bodów i Dhimalów na przykład, urząd kapłański nie jest dziedziczny i przynależy najstarszym ludziom.

Z trudnością dałoby się śledzić dalszy ten rozwój kapłaństwa i nie przyniosłoby to wiele pożytku. Wpływy rozmaitych rodzajów oddziałują wszędzie w kierunku skomplikowania w ten czy inny sposób pierwotnego przebiegu rozwoju. Gdy widzimy to oddawanie czci duchom zmarłych wodzów, na początku praktykowane przez ich dziedziców, pod nieobecność tychże powierzane młodszym braciom – gdy widzimy, że czasowe przejęcie funkcji przez brata czy innego członka rodziny zmierza do stania się permanentnym, gdy sprawy wodza wzrastają – gdy widzimy, że migrującym odłamom plemienia towarzyszą zwykle bezpośredni lub poboczni potomkowie wioskowych bogów, którzy niosą z sobą kult i sprawują jego rytuały, i że gdzie podbój miejscowych społeczności prowadzi do rozszerzenia rządów politycznych i eklezjastycznych, tam członkowie rodziny panującej stają się lokalnymi kapłanami; znajdujemy rozmaite przyczyny, które działając czynią ten proces nieregularnym. Oprócz wpływu, jaki wódz czy jego krewny kapłan, jak się mniema, musi wywierać na potężne nadprzyrodzone istoty, jest też wpływ konkurencyjny przypisywany czarownikowi czy sprowadzaczowi deszczu. Czasami również do plemienia przyłącza się imigrujący obcy, który z tytułu wyższej wiedzy czy kunsztu wzbudza bojaźń; a dodatkowy kult może wyniknąć z jego nauczania albo z jego własnej apoteozy. Co więcej prawdopodobne jest, że przywódca migrującej części plemienia w pewien sposób specjalnie wyróżniony, w momencie śmierci sam stanie się obiektem kultu konkurującego z kultem tradycyjnym i może zapoczątkować inne kapłaństwo. Zmienne warunki mogą w ten sposób nawet na wczesnych stadiach spowodować różnorodne modyfikacje organizacji eklezjastycznej.

Ale komplikacje z tego wynikająca są niewielkie w porównaniu z innymi, które zapowiadają, a na które teraz musimy zwrócić uwagę.

ROZDZIAŁ VII. Kapłaństwo politeistyczne i monoteistyczne.

§ 610. Już w poprzednich rozdziałach przedstawiono za­czątkową formę kapłaństwa politeistycznego. Wszędzie tam bowiem, gdzie kultowi uapoteozowanego założyciela plemienia towarzyszy współwystępujący w rodzinach składających się na plemię, kult indywidualnych przodków występuje tym samym nierozwinięty politeizm i przyporządkowane do niego zaczątkowe kapłaństwo. W ludzkich umysłach nie ma żadnego kontrastu między niewyróżniającymi się i wyróżniającymi się duchami pod względem natury, ale tylko kontrast pod względem mocy. Na pierwszym stadium, tak jak na późniejszych i wyższych stadiach mamy większą nadprzyrodzoną istotę wśród pewnej liczby mniejszych istot nadprzyrodzonych; wszystkie je przejednywano przy pomocy podobnych obrzędów.

Powstanie tego, co zwykle określa się jako politeizm, zachodzić może na kilka sposobów, z których dwa mogą być uznane za ważniejsze.

Pierwszy z nich towarzyszy podziałowi rozrastającego się plemienia, które rozrosło się ponad swe środki egzystencji. W ramach każdego oddzielonego pod-plemienia ostatecznie pojawia się pewien wyróżniający się wódz czy uzdrowiciel, którego budzący przerażenie duch, przejednywany nie tylko przez jego potomków, ale przez innych członków pod-plemienia, staje się nowym lokalnym bogiem; a gdzie przetrwa kult, jaki pod-plemię przyniosło ze sobą, tam, w dodatku do czci bardziej starożytnego boga wspólnego rozproszonemu gronu pod-plemion, wyrasta w każdym pod-plemieniu kult właściwego mu bardziej nowoczesnego boga. Ślady tego procesu znajdujemy w wielu miejscach. To, co czytamy o Malagaszach może być przytoczone jako typowe. Mają oni bogów, którzy należą „kolejno do różnych plemion czy grup, na jakie dzieli się ludność miejscowa i sądzi się, że są oni strażnikami i dobroczyńcami albo tytularnymi bogami tych poszczególnych klanów czy plemion. Czterej z nich są uważani za wyższych niż inni” – są publicznymi czy narodowymi bogami. Ellis dodaje natomiast, że bogowie jednej z prowincji mieli niewielkie znaczenie czy autorytet dla ludzi innej prowincji. Jako rzadki w czasie przypadek można określić starożytnych Egipcjan. Nomy, czyli pierwotne jednostki, z których złożony był Egipt, były „najwyższej starożytności”: ich granice były bardzo dokładnie określone w inskrypcjach, które nosiły najstarsze monumentalne budowle. „Każdy okrąg miał główny plac, gdzie [dziedziczny] rządca rezydował i cieszył się ochroną oraz kultem specjalnego bóstwa, którego sanktuarium stanowiło dla okręgu centrum religijnego kultu”. Nie ma potrzeby ukazywać, że inne ludy starożytne dostarczają pokrewnych dowodów. Oczywiście wraz z tym procesem zachodzi powstanie różnych rodzajów kapłaństwa, z których jedne poświęcone były lokalnym inne albo ogólnym kultom, razem z wynikającymi z tego różnicami w godności. Tak więc czytamy o kapłanach Egiptu:

„niektórzy również, którzy byli przypisany do służby pewnego bóstwa mieli rangę znacznie przewyższającą innych; a kapłani wielkich bogów byli traktowani z większymi względami niż kapłani bóstw miejszych. W wielu prowincjach i miastach ci, którzy przynależeli do poszczególnych świątyń, cieszyli się większą sławą niż inni”.

Politeizm i politeistyczne kapłaństwo, powstaje też na równie ważnej, a może ważniejszej, niż powyższe drodze, ale często, jak w ostatnim przypadku ledwie rozróżnialnej od poprzednich, a mianowicie w związku z podbojem. Podboje plemienia przez plemię i narodu przez naród, które zachodzą zawsze i wszędzie w sposób konieczny prowadziły do nakładania jednego kultu na inny; każdy z nich już w większości przypadków złożony był na drodze wcześniejszych procesów podobnego rodzaju. Nie niszcząc kultów [ludów KK] podbitych, podbijający wnosili swoje własne kulty – albo po prostu tylko kontynuując ich sprawowanie pośród samych siebie albo zmuszając podbitych do przyłączenia się do nich; w każdym razie zwiększają zróżnicowanie kapłanów. Przetrwanie kultów o Pelasgijskim rodowodzie wśród kultów greckich dostarcza wczesnego przykładu z Europy; a późniejszych przykładów dostarczają Rzymianie. „Jako podbijające państwo Rzym stale absorbował religie plemion, które podbijał. Oblegając miasto, Rzymianie zwykli uroczyście wzywać zamieszkujących je bogów”. Proces ten ilustrują społeczeństwa starożytnej Ameryki. „Arcykapłani Meksyku byli przywódcami religijnymi tylko dla Meksykanów, a już nie dla podbitych narodów: te utrzymywały swe własne niepodległe kapłaństwo”. Podobnie w Peru.

„Inkowie nie pozbawiali wodzów ich panowania, ale przedstawiciel Inków mieszkał w dolinie, a miejscowym rozkazano czcić słońce. Tak więc budowano świątynię, a rezydowało w niej wiele dziewic i ka­płanów celebrujących święta. Ale pomimo tego, że ową świątynię słońca założono na tak szczególnych prawach, miejscowi nie porzucali sprawowania kultu również w swej starożytnej świątyni Chuichaycama.

Możemy wymienić trzy spośród dodatkowych, ale mniej znaczących przyczyn komplikacji. Rozszerzająca się sława lokalnych bóstw i w konsekwencji zakładania świątyń dla nich w miejscach, do których nie przynależały jest jedną z takich przyczyn. Dobrym przykładem jest Eskulap, którego kult, jako miejscowego przodka i uzdrowiciela zapoczątkowany został w Pergamonie, ale wraz z jego wyrośnięciem w bóstwo rozprzestrzenił się na Wschód i Zachód, a ostatecznie został ustanowiony w Rzymie. Inną dodatkową przyczyną dobrze zobrazowaną w starożytnym Egipcie jest deifikacja potężnych osób, które zakładały oddzielne kapłaństwa dla służenia własnym duchom. Trzecią jest sporadyczna apoteoza tych, którzy z pewnych powodów jako nadzwyczajni poruszają ludową wyobraźnią. Zachodzi to nawet dzisiaj w Indiach. Sir Alfred Lyall zilustrował to w swoich Asiatic Studies.

§ 611. Częste powstawanie nowego kultu i utrzymujące się współwystępowanie wielu kultów, posiadających oddzielne kapłaństwa, chociaż całkiem normalne, jak tu widzimy, jawi się wielu osobom czymś nienormalnym. Przenosząc nowoczesne idee do interpretacji starożytnych zwyczajów pisarze komentują „tolerancję” okazywaną przez Rzymian w pozostawianiu nietkniętych religii podbitych przez nich ludów. Ale rozważając z punktu widzenia ich samych zamiast z naszego takie traktowanie lokalnych bogów i ich kapłanów jest całkiem naturalne. Jeśli wszędzie, z kultu przodków jako korzenia, wyrasta kult znanych założycieli plemion i tradycyjnych przodków całych miejscowych ras, to konsekwencją tego jest, że podbijający, jako rzecz oczywistą, uznają lokalne kulty podbitych, gdy wprowadzają własny. Z powszechnie akceptowanego wierzenia wypływa wniosek, że bogowie pokonanych są tak prawdziwi jak bogowie zwycięzców.

Wysuwa się rozmaite interpretacje. Zwykle w starożytnym świecie zdobywcy i osadnicy przedsiębrali pewne kroki by przebłagać lokalnych bogów. Wszystko co o nich słyszeli podtrzymywało wierzenie, że [bogowie] byli potężni w swej własnej okolicy i mogli być złośliwi jeśli się do nich nie modlono czy im nie dziękowano. Stąd, prawdopodobnie, fakt, że Egipski Nekôs składał ofiary Apollinowi z okazji swego zwycięstwa nad Jozjaszem królem Judy. Stąd też, biorąc przykład z odległego rejonu, fakt, że Peruwiański Inka, sam będąc czcicielem słońca, pomimo to dostarczał ofiar dla różnych huaca podbitych ludów, „ponieważ obawiano się, że jeśli jacyś zostaną pominięci, mogliby wpaść we wściekłość i ukarać Inkę”.

Współwystępowanie różnych kultów jest w pewnych przypadkach utrzymywane przez wierzenie, że podczas gdy wierność poszczególnemu bóstwu czy bóstwom jest obowiązkowa, to nie wymaga się, albo nie zezwala na oddawanie czci bóstwom należącym do współobywateli o innym pochodzeniu. Tak było w dawnych czasach w Grecji, „dzięki połączeniu różnych form kultu religijnego Ateny stały się stolicą, a Attyka zjednoczoną całością. Ale… Apollo ciągle pozostawał bogiem szlachty, a jego religia murem oddzielającym… Zgodnie z zamysłem Solona to miało się zmienić… Każdy wolny Ateńczyk miał odtąd prawo i obowiązek składania ofiar Apollinowi”.

Wszystkie te fakty czynią jasnym, że nie tylko pochodzenie politeizmu, ale też długie jego przetrwanie i wynikająca stąd trwałość kapłaństw poświęconych różnym bogom są następstwem kultu przodków.

§ 612. Ale, chociaż podczas wczesnych stadiów politeizmu, nie widać jawnych prób podporządkowania jednego kultu przez inny, to czasami powstaje współzawodnictwo, które jest pierwszym krokiem ku ujarzmieniu.

Uczucie, jak to czasami okazywane przez chłopców przechwalających się siłą swych ojców, skłania ludzi wczesnych stadiów do wyolbrzymiania mocy swych przodków w porównaniu do mocy okazywanych przez przodków innych; a co się tyczy względnej wielkości deifikowanych przodków plemion, z pewnością powstawały spory. Taki stan rzeczy przedstawiał się na wyspach Fidżi, gdy pierwszy raz były opisywane przez misjonarzy: „każdy okręg walczył o wyższość swego własnego bóstwa”. Oczywiście wśród Hebrajczyków dawano wyraz przekonaniu, przeciwnemu do wierzeń sąsiednich ludów, że nasz bóg jest większy niż wasz. Nie zaprzeczając istnieniu innych niż własny bogów, podkreślano wyższość własnego. Również w Grecji, religijne współzawodnictwo [emulation] między miastami i chęć wzbudzania zazdrości przez liczbę ludzi, którzy gromadzili się by składać ofiary poszczególnym bóstwom, pociągała za sobą walkę [struggle] między kultami – walkę sprzyjającą nierówności. Wpływy takie jak te, które spowodowały supremację igrzysk Olimpijskich nad pokrewnymi, zmierzały zawsze między Grekami do przydania swym bogom i ich sługom wyższego statutu niż innym. Religia była w swym zasadniczym aspekcie wyrazem wierności [allegiance] – wierności okazywanej najpierw w stosunku do żywego patriarchy czy zwycięskiego bohatera i następnie w stosunku do jego ducha; należy się spodziewać, że przyczyny, które modyfikowały stopień i zasięg wierności przywódcy za jego życia, będą podobnie modyfikowały, po jego śmierci, wierność jego duchowi. Jak blisko złączone są te dwa rodzaje lojalności [fealty] możemy zaobserwować na przykładzie faktu, że przy zawieraniu małżeństwa u Santalów, panna młoda musi porzucić swój klan i jego bogów dla bogów swego męża: przypomina nam to wypowiedź Naomi do Ruth – „oto się wróciła twoja bratowa do ludu swego, i do bogów swoich” i odpowiedź Ruth „lud twój – lud mój, a Bóg twój – Bóg mój”2. W ten sposób to pojmując, widzimy jako rzecz naturalną to, że podobnie jak spośród podporządkowanych żywemu wodzowi niektórym z tego czy innego powodu nie podoba się jego panowanie, w rezultacie czego mogą porzucić go i przyłączyć się do sąsiedniego wodza (§452); tak wśród ludu politeistycznego, ten czy tamten motyw może skłonić do pomniejszenia liczby wyznawców świątyni jakiegoś boga i zwiększenia jej w świątyni innego. Rozczarowanie jak to, które prowadzi do bicia idoli przez dzikich, kiedy w odpowiedzi na ofiary idol nie dał tego, czego oczekiwano, wśród ludów nieco bardziej zaawansowany spowoduje wyobcowanie od bóstwa, które dowiodło uporu i przejednywanie bóstwa, które, jak się ma nadzieję, będzie bardziej ustępliwe. Nawet w naszych czasach, strumienie pielgrzymów ciągnące do Lourdes ukazują nam, jak rozszerzanie się wiary w jakiś rzekomy cud może zapoczątkować nowy kult albo wzmocnić stary. Tak jak wśród świętych tak wśród bogów – wynikają stąd stopniowania. Wpływ polityczny, znowu, może okazjonalnie sprzyjać wyniesieniu pewnych kultów nad inne. O Grecji Curtius powiada:

„Kolejny kult religijny, który tyrani podnieśli do nowego znaczenia był kult Dionizosa. Ten bóg chłopstwa wszędzie przeciwstawiany jest bogom domów rycerskich i był stąd faworyzowany przez wszystkich władców, którzy usiłowali złamać potęgę arystokracji”.

Nierówność między przypisywanymi bogom mocami, gdzie wielu współistnieje, głównie jednak jest wynikiem podboju. Działalność militarna, która ustanawia nierówność rang między żywymi, ustanawia również stopniowania rang między czczonymi zmarłymi. Zwykle mitologie mówią o zwycięstwach przypisywanych bogom; zwykle opisują też walki między samymi bogami; i zwykle przedstawiają boga jako tego, który uzyskał przewagę siłą. Są to jedynie cechy panteonu wynikające z apoteozy zdobywczych najeźdźców i z teraz i wtedy poświadczanej uzurpacji pośród ich przywódców. A oczywiście ujarzmienie jednych ludów przez inne i w konsekwencji wywyższenie jednego panteonu nad inny musi stanowić główną przyczynę zróżnicowania pod względem mocy większych i mniejszych bóstw i przeciwstawiania sobie pod względem ważności wśród odpowiednich kultów i kapłaństw.

§ 613. Ostatecznie, w sprzyjających warunkach, zachodzi ciąże­nie ku monoteizmowi [a gravitation towards monotheism]. To prawda, że konflikt między wierzeniami uznającymi względną moc swych bogów może trwać w umysłach politeistycznycznego ludu nieregularny przez długi czas. O starożytnych Ariach profesor Max Müller pisze: „łatwo można by znaleźć w licznych hymnach wedyjskich fragmenty, w których prawie każdy pojedynczy bóg jest opisywany jako najwyższy i absolutny… Agni jest nazywany władcą wszechświata;… Indra jest czczony jako najsilniejszy z bogów,… a te pieśni oznaczają,… że… Indra jest większy niż wszyscy. O Somie jest powiedziane, że… podbija każdego”. Podobny fakt stwierdzono również w przypadku bogów Egipskich. Przesadny język czcicieli przypisuje raz temu z nich a innym razem tamtemu, a czasem nawet żywemu królowi, wielkości nawet tak transcendentne, że nie tylko wszystkie inne rzeczy, ale także wszyscy inni bogowie istnieją poprzez niego.

Ale pozycja „ojca bogów i ludzi” ostatecznie się zadamawia w umysłach wiernych; a jeśli potem jest uzurpowana, uzurpacja ta nie pomniejsza tendencji w kierunku monoteizmu, ale ją wzmacnia; wynika stąd bowiem idea boskości potężniejszej niż dotąd wierzono. Jak uznanie wyższości podbijającego ludu i przez implikację jego bogów zmierza do przytłumienia bogów podbitego, pokazują starożytni Peruwiańczycy. Garcilasso powiada nam, że mówi się o plemionach indiańskich, że muszą czasami poddawać się z podziwu dla wyższej kultury Inków: obowiązek przyłączenia się do kultu Inków jest jednym ze współobjawów. Nastepnie o samych Inkach Herrera powiada:

„Gdy zobaczyli Hiszpanów wykonujących łuki na środku i potem zdejmujących je, gdy most był skończony, wszyscy uciekli sądząc, że most upadnie; ale kiedy zobaczyli, że stoi mocno, i, że Hiszpanie chodzą po ni, Kacyk powiedział, Sprawiedliwie tylko jest służyć tym Ludziom, którzy są Dziećmi Słońca”.

Oczywiście nastawienie tak okazane sprzyjało akceptacji hiszpańskich wierzeń i kultów. A taki mentalny podbój często powtarzający się w ewolucji społeczeństw zmierza w kierunku po­grążenia lokalnych i wyobrażanych jako pomniejsze istot nadprzyrodzonych w coraz to większe i bardziej ogólne.

Absorpcja ta wzmacniana jest zwłaszcza wówczas, gdy ktoś, kto jako żyjący władca odznaczał się namiętnością do ujarzmiania sąsiednich ludów pozostawia po śmierci niezrealizowany projekt podboju, i wówczas jego duch przejednywany jest przez poszerzanie jego dominium. Jak pokazano wyżej, był to przypadek asyryjskiego boga Ashura (§600); a było tak też w przypadku Hebrajskiego boga Jahwe: jak świadczy Deut. xx, 10-18. [10-13, 16-17a KK]

„Jeśli kiedy przyciągniesz, aby dobywać miasta, najpierw ofiarujesz mu pokój. Jeśliż przyjmie a otworzy tobie bramy, wszystek lud, który znajduje się w niem, ma być zachowany i będzie tobie służył i składał daniny. Lecz jeśli w przymierze nie będzie chciał wejść i podejmie przeciw tobie wojnę, będziesz go dobywał. A gdy je Pan, Bóg twój, odda w rękę twoją, wybijesz wszystko, co jest w niem płci męskiej ostrzem miecza. (…) A z tych miast, które będą tobie dane, nikogo zgoła nie zostawisz przy życiu przy życiu jedno wybijesz ich ostrzem miecza w świętej zagładzie”

Od początku widzimy, że poczynając od sobowtóra zwykłego zmarłego człowieka, zazdrość jest cechą przypisywaną nadprzyrodzonym istotom w ogóle. Duchy nienależycie obdarowane są uważane za szkodliwe i za skłonne do wywierania pomsty na żywych; o bogach, których świątynie zostały zaniedbane i których święta nie przynoszą należnych ofiar mówi się, że są zagniewani i uważa się ich za przyczyny nieszczęść; podczas gdy jeden z nich wywiedziony jest od władcy, którego miłość władzy była nienasycona i którego duch uważany jest za zazdrosnego boga, nie tolerując uznawania innych, zmierza on, jeśli jego wyznawcy staną się dominującymi, do zapoczątkowania kultu, który znosi inne kulty.

Oczywiście z takim postępem w kierunku monoteizmu podąża postęp w kierunku unifikacji kapłaństwa. Oficjalni przejednywacze pomniejszych bóstw tracą na znaczeniu i znikają, podczas gdy oficjalni przejednywacze bóstwa, które zaczęło być uważane za najpotężniejsze, albo za posiadające całą władzę, są wszędzie ustanawiani.

§614. Wpływy te przyczyniające się do rozwoju monoteizmu z politeizmu wzmacniane są przez inny jeszcze – wpływ rozwijającej się kultury i towarzyszącej jej zdolności spekulatywnej. Molina powiada, że Inka Yupanqui „miał na tyle jasne rozumienie”, by dojść do wniosku, że Słońce nie może być stwórcą, ale musi być „ktoś, kto nim kieruje” i rozkazał wznieś świątynie temu wywnioskowanemu stwórcy. I znowu w Meksyku „Nezahuatl, pan Tezcuco” rozczarowany swymi modlitwami do panujących idoli, doszedł do wniosku, że „musi istnieć jakiś bóg, niewidzialny i nieznany, który jest uniwersalnym stwórcą” i zbudował dziewięciopiętrową świątynię „Nieznanemu Bogu, Przyczynie Przyczyn”. Tu, wśród ludów niespokrewnionych, odnajdujemy rezultaty podobne do tych, jakie pokazują Grecy. W dialogach Platońskich, wraz z odrzuceniem topornych koncepcji powszechnych wśród niewykształconych, podążają argumenty jednoznacznie zakładające rozwój w kierunku monoteizmu. A porównując idee Hebrajskich proroków z ideami pierwotnych Hebrajczyków staje się jasne, że rozwój umysłowy oddziaływał jako częściowa przyczyna Żydowskiego monoteizmu.

Można zaobserwować również, że raz spowodowana zmiana w kierunku monoteizmu odbywa się ze wzrastającym impetem wśród najwyższych inteligencji. Przewaga jednego nadprzyrodzonego sprawcy gdy zostaje ustalona, pociąga za sobą myśl, że wszelka władza, jaką sprawują inne istoty nadprzyrodzone, wykonywana jest za pozwoleniem. Następnie zaczynają być uważane za przedstawicieli, którym powierzono moc nie będącą ich własną mocą; a w miarę jak Przyczyna Przyczyn wzrasta w swej przewadze, drugorzędne przyczyny znikają z myśli.

§ 615. Aby należycie pojąć ewolucję monoteizmu oraz towarzyszących mu instytucji eklezjastycznych, musimy odnotować tu kilka wpływów, które ją ograniczają.

Najwcześniejsze tendencje w kierunku wyniesienia najwyższego bóstwa mają skłonność do obumierania. Jak na pierwszych stadiach społecznej integracji, dominacja przywódcy była często tylko czasowa, a jego następcy często tracili władzę pozyskaną przez zwycięskiego wodza, tak przypisywane przywództwo wśród bogów jest zwykle nietrwałe. Widzimy więcej niż jeden powód po temu.

Sobowtór zmarłego, pierwotnie pojmowany jako istniejący czasowo, tylko, gdy okoliczności sprzyjają przechowywaniu pamięci o nim, zaczyna być pojmowany jako istniejący stale; a podobnie zwierzchnictwo wśród duchów czy bogów potrzebuje do swego trwania, aby tradycje były dobrze przechowywane, a stan społeczny umożliwiał uporządkowane obrzędy. W wielu miejscach warunki te nie są odpowiednio wypełnione. Zwracając uwagę na zanikanie tradycji wśród Komanczów, Schoolcraft powiada – „Wątpię, czy zachowują się wśród nich imiona jakiegoś z wodzów z czwartego pokolenia wstecz”, a kiedy w 1770, Cook dobił do brzegów Nowej Zelandii 15 mil od miejsca, w którym był Tasman 128 lat wcześniej, nie znalazł żadnej tradycji tego zdarzenia. Tak więc choć wszędzie pierwotna tendencja czyni głównym bogiem najstarszego znanego przodka, to, jak widzimy na przykładzie Zulusa Unkulunkulu, przywództwo nadprzyrodzonych istot łatwo wypada z pamięci i tylko późniejsze przywództwo brane jest pod uwagę.

Dalszą przyczyną oddziałującą przeciw niezmienionemu panteonowi jest wzrost uzurpatorów albo ludzi, którzy dzięki sukcesom na wojnie lub innym osiągnięciom wywierają takie wrażenie na potocznym myśleniu, że względnie osłabiają wrażenie jakie wywarły przekazy o wcześniej deifikowanych ludziach. Uzyskanie dominacji przez Kronosa nad Uranosem i znowu przez Zeusa nad Kronosem może służyć za ilustrację. A w czasach, w których apoteoza jest zwyczajnym procesem, występuje oczywista tendencja do takiego zastępowania.

Można się spodziewać jeszcze innej analogi między zmianami niebiańskiego przywództwa a zmianami ziemskiego. Kiedy zajmowaliśmy się instytucjami politycznymi widzieliśmy, że władza ma skłonność do wypadania z rąk najwyższego rządcy w ręce głównego ministra, przez którego przechodzą wszystkie informacje i wydawane są wszystkie rozkazy. Podobnie drugorzędna istota nadprzyrodzona jako orędownik u głównej nadprzyrodzonej istoty, o mocy stale wzywanej przez wyznawców może, jak się zdaje, stać się dominującą. Wśród rzymskich katolików modlitwy zwykle kieruje się do Dziewicy, która zmierza do zajęcia pierwszego miejsca w świadomości; tytuł „Matka Boska” niewyraźnie sugeruje pewien rodzaj supremacji; a teraz w Watykanie możemy widzieć obraz, na którym jest ona przedstawiona na wyższym wyniesieniu niż osoby trójcy.

Odnośnie ewoluowania monoteizmów z politeizmów trzeba odnotować kolejny fakt – zgodny z hipotezą, że tak właśnie wyewoluowały, ale nie zgodny z innymi hipotezami – fakt, że monoteizmy nie osiągają pełni; albo przynajmniej nie utrzymują swej czystości. Już odnosiłem się do prawdy dość oczywistej, chociaż zwykle ignorowanej, że religia Hebrajska, nominalnie monoteistyczna zachowała dużą domieszkę politeizmu. Archaniołowie sprawujący władzę nad swymi poszczególnymi sferami i zdolni nawet do buntu, byli praktycznie pół-bogami, odpowiadającymi faktycznie, jeśli nie pod względem imion podrzędnym bóstwom innych panteonów. Co więcej, pochodne wiary, które określane są jako trynitarianizm, są częściowo politeistyczne, a w misteriach Średniowiecza oznaki politeizmu były jeszcze bardziej wyraźne. Mało tego, nawet wiara w diabła rozumianego jako niezależna istota nadprzyrodzona implikuje przetrwanie politeizmu. Tylko unitarianie zaawansowanego typu i ci, który nazywają siebie teistami, akceptują czysty monoteizm.

Dalej, możemy zauważyć, że tam gdzie politeizm w swej pierwotnej formie został mniej czy bardziej zupełnie stłumiony przez monoteizm, często odżywa w nowej formie. Chociaż zwolennicy Mahometa przelewali krew własną i cudzą by ustanowić wszędzie kult jednego boga, kult pomniejszych bogów wyrósł na nowo między nimi. Nie tylko Beduini składają ofiary na grobach świętych, ale między bardziej cywilizowanymi Mahometanami występuje kult zmarłych świętych mężów przy wzniesionych dla nich świątyniach. Podobnie, w całej średniowiecznej cywilizacji chrześcijańskiej kanonizowani kapłani i mnisi kształtowali nową klasę pomniejszych bóstw. Tak jak obecnie na Fidżi, „prawie każdy wódz posiada boga, w którym pokłada szczególną ufność”, tak kilka wieków wstecz, każdy rycerz miał świętego patrona, od którego oczekiwał pomocy.

Że modyfikacje Instytucji Eklezjastycznych wynikają z przyczyn tego rodzaju, wystarczająco ukazuje fakt, tak znajomy, że nie dostrzegamy jego znaczenia, że kościoły nazywane są albo dedykowane świętym i że takie kościoły, „gdy były budowane na grobie jakiegoś świętego, albo nazywane jego imieniem by zachować o nim pamięć, posiadały zwykle odróżniający tytuł Martyrium, Confessio, czy Memoria dawany im z takiego określonego powodu”. Można w rzeczy samej utrzymywać, że zwyczaje te były raczej przeżytkami niż odrodzeniami, ponieważ, jak powiada Mosheim, wczesnochrześcijańscy biskupi umyślnie go zaadoptowali wierząc, że „ludzie chętniej przyjmą chrześcijaństwo” jeśli „zobaczą, że Chrystus i męczennicy są czczeni w ten sam sposób jak dawniej byli ich bogowie”. Ale tak czy owak, przytoczone fakty wskazują, że monoteizm i urządzenia kapłańskie mu właściwe nie zostały ukończone.