Instytucje eklezjastyczne – R. V. Władca jako kapłan

§ 602. W rozdziałach XIV i XV części pierwszej, widzieliśmy że zgodnie z prymitywną Teorią Rzeczy obecne życie pozostaje w bliskich relacjach z tamtym życiem i tamtym światem.

Jednym z wielu wyników, jaki nasunął się na końcu ostatniego rozdziału, jest ten, że na wczesnych stadiach ewolucji społecznej to co świeckie i sakralne są w niewielkim stopniu rozróżniane.

Mówiąc o religii i polityce, Huc zauważa, że „we wschod­nich religiach Azji były one dawniej jedną i tą samą rzeczą, jeśli można to osądzać na podstawie tradycji… Nazwa niebiosa była nadawana Imperium, władca nazywał sam siebie Bogiem”. Jak ściśle zmieszane były wyobrażenia spraw materialnego i duchowego świata u starożytnych Etiopczyków dobrze ukazuje tłumaczenie, dokonane przez Maspero, tabliczki opisującej wybieranie przez nich króla.

„Wtedy każdy z nich [z zebranej gromady HS] powie­dział do swego towarzysza: ‚To prawda!, odkąd niebiosa istnieją, odkąd królewska korona istnieje, … Ra rozporządził by dać to jego synowi, którego kocha, tak by król był wyobrażeniem Ra pośród żyjących; czyż nie umieścił się Ra na tej ziemi, by ziemia ta mogła trwać w pokoju?’ Wówczas każdy z nich powiedział do swego towarzysza: ‚Ale czyż Ra nie odszedł do niebios, a jego tron jest pusty bez króla…?’ Tak więc całe zgromadzenie lamentowało mówiąc: ‚Oto Pan stoi pośród nas, a my go nie znamy!'” [Zgromadzeni ostatecznie uzgodniło by pójść do Amen-Ra, „który jest bogiem Kush” i prosić go, by dał im ich „Pana by ożywił” ich. Amen-Ra wybrał jednego spośród Braci Króleskich. Nowy król pokłonił się Amen-Ra „i mocno, mocno powąchał ziemię mówiąc: „Przyjdź do mnie Ame-Ra, Panie na tronie dwóch światów'” HS]

Z kolei o starożytnych Peruwiańczykach czytamy, że

„jeśli posiadłości króla nie wystarczały by zaspokoić nadmierne koszty wojny, wówczas do dyspozycji dawano posiadłości Słońca, które Inka, jako prawowity syn i dziedzic Bóstwa uważał za własne”.

Jeśli z tego pierwotnego wierzenia, że sobowtór zmarłego człowieka powróci niebawem i wznowi swe życie, wynika koncepcja, że syn, który dzierży własność i służy mu z tych dochodów, jest tylko zastępcą, to wówczas wnioskiem jest zmieszanie świętego i świeckiego. Gdy czytamy o Nowokaledończykach, że w Tokelau podczas gdy „król, Tiu Tokelau jest również arcykapłanem”, „ich wielki bóg nazywany jest Tui Tokelau, albo królem Tokelau”, wówczas mamy typowy przypadek owej unii, wynikającej z tego domniemanego zastępstwa.

§ 603. Podczas gdy rozrost rodziny w skupisko rodzin (kończący się uformowaniem wspólnoty wioskowej [village-community], która często włącza przyjętych obcych), pociąga za sobą utratę przez patriarchę trojakiego charakteru – domowego, eklezjalnego i politycznego przywódcy, jego charakter pozostaje dwojaki – zachowuje zwykle funkcję władcy i kapłana. To powiązanie urzędów odnajdujemy wszędzie na wczesnych stadiach ewolucji społecznej; a obserwujemy też jego trwanie poprzez późniejsze stadia.

Na Tanna „wódz występuje, jako arcykapłan.” Podobnie też można powiedzieć o innych wyspach tej grupy. Królowie Mangai byli te ara pia o Rango, tj. „kamieniami węgielnemi czyli kapłanami Kongo.” Wśród Nowozelandczyków „obowiązki wodza i kapłana były zazwyczaj łączne i dziedziczne.” „Król Madagaskaru… jest arcykapłanem królestwa”. Na wyspach Sandwich król „wygłaszał od­powiedzi wyroczni ze swego ukrycia w budowli z wikliny”. O wyspie Humphrey’a czytamy, że król „był również arcykapłanem”. Podobnie u prymitywnych ludów Ameryki. „Wodzowie Pueblo zdają się być jednocześnie kapłanami”, powiada Bancroft; o podobnym stanie rzeczy dowiadujemy się od Rossa odnośnie Czinuków, a od Hutchisona o Indianach boliwijskich. Podobne relacje mamy o różnych na wpół cywilizowanych ludach, da­wnych i współczesnych. Ci, którzy wg tradycji „założyli cywilizację Majów, jednoczyli w swojej osobie cechy arcykapłana i króla”. W starożytnym Peru Inka był arcykapłanem: „Jako reprezentant słońca, stał on na czele kapłaństwa i przewodniczył najważniejszym świętom religijnym”. O Syjamie Thomson pisze – „Król sam jest Arcykapłanem”. Crawfurd powiada nam, że Jawajski król jest „pierwszym sługą religii”. W Chinach prawa rytualne nadają cesarzowi-arcykapłanowi „wyłą­czny przywilej oddawania czci Najwyższemu, i zakazują poddanym składania wielkich ofiar”. W Japonii zaś Mikado był „przywódcą religii narodowej”.

Wczesne świadectwa o ludach Starego Świata ukazują nam to samo powiązanie. Król egipski, głowa kapłaństwa, był wszędzie przedstawiany na pomnikach jako składający ofiary bogu. Asyryjski król był przedstawiany podobnie, a inskrypcje pokazują, że Tiglath Pileser był „arcykapłanem Babilonu.” Także w dokumentach Hebrajczyków czytamy o Dawidzie pełniącym obowiązki kapłana. Tak samo było u ludów Aryjskich w starożytności. Wśród Greków, tak jak ich opisuje Homer, akty kultu publicznego „są wszędzie sprawowane przez wodzów bez mieszania się kapłanów”. Królowie Spartan byli kapłanami Zeusa i otrzymywali dodatkowe dochody należne kapłanom. Tak „w Atenach, funkcje archona-króla… obejmowały wszystko co należało do religii państwowej. Był prawdziwym rex sacrorum”. A był to przypadek podobny do zachodzącego wśród Rzymian, „wiemy z faktu, że ‚rex sacrificulus’ był wyznaczany po obaleniu monarchii do sprawowania ofiar, które mógł sprawować jednie król”. Również Ariowie, którzy rozprzestrzenili się na Północy nie zawodzą, jeśli chodzi o dostarczenie ilustracji. Wśród pierwotnych Skandynawów przywódca był „kapłanem [minister] i sędzią w jednym”; w dawnych dniach „każdy wódz, gdy się osiedlił, budował swój własny hof, czyli świątynię, i sam przyjmował funkcje kapłana”.

Związek ten trwał długo w zmienionej postaci w całej średniowiecznej Europie. Król Gontran był „jak kapłan między kapłanami”. Karol Wielki również miał pewnego rodzaju arcykapłaski charakter: przy uroczystych okazjach nosił relikwie na własnych barkach i tańczył przed nimi. Związek ten nawet teraz w rzeczy samej nie został rozer­wany*).

§ 604. Ilustrując to pierwotne utożsamienie władcy i kapłana i śledząc ten długotrwały związek między nimi, zostałem nie­uchronnie odwiedziony od rozważania tej podwójnej funkcji, jak widziana była początkowo. Aby w pełni zrozumieć genezę kapłana w ścisłym znaczeniu tego słowa, musimy wrócić na moment do stadiów wcześniejszych.

Na początku działania kapłańskie wodza nie różniły się w niczym od działań kapłańskich innych głów rodzin. Głowy wszystkich rodzin tworzących plemię oddzielnie składały ofiary swym zmarłym przodkom; a wódz czynił podobnie dla swych zmarłych przodków. Jak zatem jego kapłański charakter stał się jaśniej sprecyzowany niż innych?

Gdzie indziej zasugerowałem, że oprócz przejednywania duchów zmarłych krewnych, członkowie wspólnoty pierwotnej będą naturalnie, w pewnych przypadkach, sądzić, że roztropnie jest przejednywać ducha zmarłego wodza postrzeganego jako potężniejszego niż inne duchy i zdolnego do wyrządzania im szkód, jeśliby nie zostały zachowane przyjazne relacje dzięki okazjonalnym ofiarom. Nie miałem żadnego dowodu, gdy to sugerowałem, ale przekonujący dowód został od tego czasu dostarczony przez książkę wielebnego Duffa MacDonalda Africana. Następujące trzy wyjątki pokazują przejście od działań kapłańskich o pierwotnym charakterze do tych o charakterze publicznym wśród Murzynów Z Blantyre.

„Odnośnie bogów wioskowych opinie się różnią. Niektórzy powiadają, że każdy w wiosce, czy jest, czy nie krewnym wodza musi oddawać cześć przodkom wodza. Inni mówią, że osoba nie spokrewniona z wodzem musi czcić tylko własnych przodków, bo inaczej ich duchy sprowadzą na nią kłopoty. By pogodzić te autorytety możemy wspomnieć, że prawie każdy w wiosce jest spokrewniony z jej wodzem albo, jeśli nie jest spokrewniony, jest grzecznościowo za takiego uważany. Każda osoba nie spokrewniona z wioskowym wodzem winna być wystarczająco grzeczna by z okazji wszystkich publicznych okazji uznawać wioskowego boga: w swych prywatnych modlitwach… może zwracać się do duchów swych własnych przodków”.

„Wódz wioski ma inny tytuł do kapłaństwa. To jego krewni są wioskowymi bogami”.

„Poza przypadkiem snów oraz kilkoma tym podobnymi prywa­tnymi sprawami, nie jest zwykłą rzeczą dla nikogo zbliżanie się do bogów, z wy­jątkiem wodza wioski, on jest uznawany za arcykapłana, który przedstawia modły i ofiary w imieniu wszystkich, którzy mie­szkają w jego wiosce”.

Tutaj więc, możemy bardzo wyraźnie zobaczyć pierwotne stadium dyferencjacji wodza we właściwego kapłana – człowieka, który wstawia się u bytu nadprzyrodzonego nie tylko w swoim własnym imieniu, czy w tylko w imieniu członków swej rodziny, ale w imieniu osób nie spokrewnionych. Jest to w rzeczy samej stadium, w którym, jak pokazuje brak zgody wśród tego ludu, dyferencjacja nie jest kompletna. W innej części Afryki, znajdujemy bardziej określoną konwencję. W Oritsha w Nigrze „ludzie czczą go [króla] jako pośrednika między nimi a bogami i pozdrawiają go tytułem Igue, który w Ebo znaczy – najwyższą istotę”. Ilustracji pokrewnego stanu rzeczy dostarczają odległe i nie spokrewnione ludy. Na Samoa, gdzie wodzowie byli kapłanami, „każda wioska miała własnego boga, a każdy urodzony w tej wiosce był postrzegany jako jego własność”. A wśród starożytnych Peruwiańczyków, chociaż bardziej zaawansowanych pod względem organizacji społecznej da się wyśledzić podobne pierwotne uporządkowanie. Huaca byli czczeni przez całą wioskę, canopa przez poszczególne rodziny, a tylko kapłani przema­wiali i składali ofiary dla huaca.

Tych kilka z wielu przypadków, wystarczająco ilustrujących początkowe rozdzielanie się funkcji kapłańskiej od funkcji świeckiej, ilustruje również prawdę, którą spotykamy wszędzie indziej, że zarówno polityczne jak i religijne obowiązki są pierwotnie obowiązkami posłuszeństwa [allegiance], bardzo słabo rozróżnianymi od siebie – jedne są posłuszeństwem względem żywego wodza, a drugie posłuszeństwem względem ducha zmarłego wodza.

By zapobiec nieporozumieniom, należy poczynić pewną nawiasową uwa­gę. Ten rozwój dystynkcji między publicznym oddawaniem przez wodza czci swemu przodkowi, a prywatnym oddawaniem czci przez innych ludzi własnym przodkom, który sprawia, że kapłański charakter wodza jest stosunkowo bardziej określony, może ulec modyfikacjom pod wpływem okoliczności. Tam gdzie posłuszeństwo względem ducha zmarłego patriarchy czy założyciela plemienia ustala się poprzez pokolenia na tyle, że przyjmuje on charakter boga i gdzie rozrastające się w skutek wojny czy migracji, wzrastające społeczeństwo rozpada się w rezultacie czego jego członkowie pozbawieni są wodza i kapłana, to powoduje to w sposób naturalny, że ci odłączeni członkowie społeczeństwa kontynuując składanie ofiar dla sobowtórów swych krewnych zaczynają składać na własną rękę ofiary tradycyjnemu bogu. Wśród starożytnych Skandynawów „każdy ojciec rodziny był kapłanem we własnym domu”, gdzie składał ofiary Odynowi. Podobnie wśród homeryckich Greków. Podczas gdy wódz sprawował publiczne ofiary bogom, prywatne osoby również zanosiły do nich ofiary i modlitwy oprócz ofiar składanych ich własnym przodkom. Podobnie było w przypadku Rzymian. A nawet wśród Hebrajczyków, którym zakazano oddawania czci przodkom, istnienie tych, którzy publicznie przejednywali Jahwe nie wyklucza „kompetencji każdego Izraelity” do wypełniania przejednawczych rytuałów: nomadyczne zwyczaje zapobiegają koncentracji funkcji kapłańskiej.

Zjawiska tego rodzaju jednak, w sposób oczywisty należą do bardziej zaawansowanego stadium a nie do tego początkowego, na którym, jak widzimy, pochodzenie boga i kapłana jest zbieżne.

§ 605. Tak więc, teoria duchów, która wyjaśnia liczne zjawisk religii w ogólności, wyjaśnia także genezę kapłańskich funkcji i źródło ich zjednoczenia z funkcją kierowniczą.

Przejednywanie sobowtórów zmarłych, sprawowane pierwotnie przez wszystkich ich krewnych, a potem przez głowy rodzin staje się czymś oddzielonym, gdy jest sprawowane przez głowę najpotężniejszej rodziny. Wraz ze wzrostem dominacji tej potężnej rodziny i [umacnianiem się -KK] koncepcji ducha zmarłego przywódcy jako wyższego od innych duchów; powstaje pragnienie, najpierw u niewielu, potem u większości, a w końcu u wszystkich przejednywania go. To pragnienie ostatecznie rodzi zwyczaj składania mu ofiar i modlitw poprzez panującego potomka, którego kapłański charakter staje się w ten sposób wyraźny.

Musimy teraz zauważyć, jak z postępem ewolucji społecznej, funkcja kapłańska, chociaż przez długi czas zachowywana a czasem też sprawowana przez przywódcę politycznego, zaczyna być wykonywaną coraz częściej przez pełnomocnika.


*)Fakt, że większość ludzi, czytając, że Melchizedek był kapłanem i królem, jest bardzo zaskoczona tym związkiem jako nienormalnym dobrze ilustruje jakość dzisiejszej edukacji. Gdy, jak się właśnie dowiedziałem duchowny egzaminując młode damy przy okazji ich bierzmowania, określa jako nadzwyczajne to powiązanie charakteru, które stanowi kombinację normalną, możemy osądzić jak szeroko dominuje ignorancja zasadniczych prawd odnośnie historii społeczeństw: ignorancja, która podąża z wiedzą o tym mnóstwie banałów, które składają się na elementarze historii szkolnych i figurują w papierach egzaminacyjnych. Ale nasz wielogłowy polity­czny papież, który się tak nadaje do zalecania systemu edukacji jak kościelny papież do mówieniu Galileuszowi o strukturze systemu słonecznego, sądzi, że dobrze by dzieci się uczyły (nawet jeśli lekcje wzmagają szkodliwe dla zdrowia napięcie), którą kobietę poślubił ten czy tamten król, kto dowodził w tej czy innej bitwie, jak ukarano tego buntownika czy tamtego konspiratora etc.; podczas gdy pozostawione są w zupełnej ciemności odnośnie wczesnych stadiów głównych instytucji, pod którymi żyją.