Instytucje eklezjastyczne – R. XIV. Moralny wpływ duchowieństwa

§ 646. Jak powiedziano przy omawianiu „Militarnych funkcji kapłanów” istnieje w większości umysłów fałszywe skojarzenie między posługą religijną a moralnym nauczaniem. Chociaż kapłani zwykle wymuszali postępowanie, które z tej czy innej strony wspierało przetrwanie społeczeństwa, jednak przetrwanie społeczeństwa jest tak często wspierane przez [postępowanie KK] tak dalekie od tego, które my obecnie nazywamy moralnym, że wpływ kapłanów w wielu przypadkach raczej obniża [moralność KK] niż podnosi.

Czytając o bogu tahitańskim Oro, że, kiedy wojna „toczyła się w swej najkrwawszej formie, wierzono, że czuł się w najwyższym stopniu usatysfakcjonowany” – czytając znów o królu Meksykanów, Montezumie, że unikał ujarzmienia sąsiednich Tlaskalanów, „by mieć ludzi na ofiary” (tak uczynił z Tlaskalan rezerwuarem ofiar dla bogów) – czytają jeszcze o Czibczach, że „ofiarami, które, jak wierzyli, najbardziej podobały się ich bogom, były ofiary z ludzkiej krwi”, [fakty te KK] przypominają nam, że kapłani, którzy prowadzą przebłagania ludożerczych bóstw i bóstw w innych jeszcze sposób odrażających (bóstw prawie wszędzie czczonych za dawnych dni) robią niewiele w celu kształtowania wysokich form zachowania. Rabunek tak jak morderstwo miało, a w pewnym miejscach ma nadal, religijne usankcjonowanie. Burton powiada o Beloochisach, „ci pobożni złodzieje nigdy nie rabują inaczej jak w imię Allaha”. O zbójeckim plemieniu wśród Czibczów, Piedrahita pisze „uważają za najbardziej dopuszczalne ofiary, które składają z tego, co zrabowali dla pewnych idoli ze złota, gliny, drewna, które czczą”. A w czasach obecnych w Indiach mamy korsarzy takich jak Domarowie, którzy swemu głównemu bogu Gandakowi „zawsze składają ofiarę by uczcić udaną kradzież”. Nie tylko przez zachęcanie do lekceważenia życia i własności, te różne kulty, a domyślnie też ich kapłani, pomagają raczej w demoralizowaniu ludzi niż w ich umoralnianiu. Odkrywając, że „między mieszkańcami Wysp Przyjaznych główny kapłan uważany był za zbyt świętego by się ożenić, ale miał prawo brać tak wiele konkubin jak mu się podobało” – tak między Karibami „panna młoda miała obowiązek spędzić pierwszą noc z kapłanem, co było formalnością niezbędną by zachować legalność małżeństwa” – tak było wśród plemion brazylijskich, „Paje [kapłan -HS], jak pan feudalny z dawnych czasów w pewnych częściach Anglii, cieszył się jus primae noctis”, albo znów gdy przypominamy sobie, do jakiego stopnia prostytucja w świątyniach była religijnym zwyczajem wśród ludów Wschodu; jeszcze raz widzimy, że nie istnieje żaden konieczny związek między przewodnictwem kapłańskim a prawidłowym postępowaniem, we współczesnym rozumieniu tego ostatniego.

Ale teraz po uwzględnieniu tych ograniczeń, zapytajmy, na jakie sposoby instytucje eklezjastyczne wpłynęły na naturę ludzi. Powinniśmy odkryć, że były one instrumentem w wytwarzaniu albo wspieraniu pewnych modyfikacji o ogromnej doniosłości.

§ 647. Opisując oddziaływanie „systemu kościelnego jako spoiwa społecznego”, wykazano, że wspólne oddawanie czci skłania do jednoczenia się różnych grup, które je sprawują; i że przez implikację, kapłani takiego kultu działają jako pacyfikatorzy. Podczas gdy często podżegają do wojny ze społeczeństwami odmiennej krwi, czczącymi innych bogów, jednocześnie hamują wrogość miedzy grupami tej samej krwi czczącymi tych samych bogów. W ten sposób wspomagają społeczne współdziałanie i rozwój.

Funkcja ta jednak, stanowi jedynie poboczny objaw ich fundamentalnej funkcji – utrzymywania subordynacji: w pierwszym rzędzie względem deifikowanego przodka albo przejętego boga, a następnie względem jego żywego potomka albo wyznaczonego namiestnika. Trudno wystarczająco uwypuklić tę prawdę, że od najwcześniejszych stadiów aż do obecnych jednolitym i zasadniczym działaniem kapłaństw, niezależnie od czasu, miejsca czy wyznania wiary, było domaganie się posłuszeństwa. Aby pierwotni ludzie zostali przystosowani do życia społecznego, musieli być trzymani razem, i trzeba ich było skłonić do poddania się władzy. Tylko ograniczenia najpotężniejszego rodzaju mogą skłonić nieuporządkowanych, wybuchowych dzikich do permanentnej współpracy ze swymi towarzyszami, a ograniczeniem najpotężniejszym i niezastąpionym jest lęk przed zemstą ze strony boga plemienia za nieposłuszeństwo jego poleceniom powtarzanym przez jego następcę. Jak ważne jest to oddziaływanie instytucji eklezjastycznych w ten sposób wzmacniające instytucje polityczne, dobrze widać z następującego, dostarczonego przez Ellisa, opisu podkopywania miejscowych religii w Polinezji.

„Składanie ofiar z ludzi idolom było jednym z najpotężniejszych motorów w rękach rządu, zapotrzebowanie na nie było zawsze zaspakajane przez władcę, do którego zwracali się kapłani, kiedy bogowie się ich domagali. Dlatego król posyłał swego herolda do pomniejszego wodza, który wybierał ofiary. Zwykle wybierana była jednostka, która okazywała jakiekolwiek niezadowolenie z rządu czy ściągnęła na siebie niezadowolenie króla albo wodzów. Ludzie o tym wiedzieli i stąd okazywali bezzwłoczne posłuszeństwo. Z powodu obalenia idolatrii ta motywacja osłabła i wielu, uwolnionych od ograniczeń jakie nakładała, zdaje się odmawiać prawomocnego posłuszeństwa i słusznego wsparcia”.

Efektem opisywanym przez Ellisa jest w znacznym stopniu zaburzenie porządku społecznego.

To utrzymywanie subordynacji, czego instrumentem był system eklezjastyczny, musiało pośrednio wspomagać inne nieodzowne rodzaje tresury. Żaden rozwój życia społecznego nie byłby możliwy pod nieobecność zdolności do stałej pracy, a bez długotrwałego i surowego przymusu z gnuśnego i rozrzutnego dzikiego nie mógłby rozwinąć się pracowity [industrious] obywatel. Sankcje religijne nadawane zwykle we wczesnych społeczeństwach surowym podziałom klasowym i towarzyszącemu im niewolnictwu, muszą być uważane za sprzyjające takiej modyfikacji usposobienia [nature], która wspiera cywilizację.

Tresurą pokrewną, a jednak odmienną, której poddane były tak wyższe jak i niższe klasy ze strony instytucji eklezjastycznych, była tresura ascetyzmu. Rozważany w oderwaniu ascetyzm jest nie do obrony. Jak już pokazano (§§140 i 620) wyrasta on z pragnienia przejednania złośliwych duchów i diabolicznych bóstw; a nawet tak, jak się objawia obecnie pośród nas, możemy wyśledzić w nim ukryte wierzenie, że Bogu podoba się dobrowolne umartwianie a niezadowolony jest z poszukiwania przez ludzi zadowolenia. Ale jeśli zamiast z punktu widzenia etyki absolutnej, zadawanie sobie cierpienia cielesnego lub mentalnego rozważymy z punktu widzenia etyki względnej, jako reżim wychowawczy, powinniśmy dojrzeć, że był użyteczny, a prawdopodobnie bardzo użyteczny. Wspólną cecha wszystkich działań ascetycznych jest poddawanie się cierpieniu by uchronić się przed jakimś przyszłym większym cierpieniem, albo rezygnacja z przyjemności, aby uzyskać jakąś większą przyjemność później. W każdym wypadku ma miejsce poświęcenie tego, co bezpośrednie temu, co odległe. Jest to poświęcenie, do którego nie jest zdolny człowiek niecywilizowany, którą niżsi spośród cywilizowanych mogą uczynić jedynie w małym zakresie, a którą tylko lepsi spośród cywilizowanych mogą spełnić w należnym stopniu. Stąd możemy wnioskować, że tresura ta, poczynając od zrzekania się jedzenie, ubrania etc., na rzecz duchów przodków i wzrastając w dobrowolne znoszenie głodu, zimna czy cierpienia by przejednać bóstwo, w wielkiej mierze dopomogła w rozwoju zdolności do odraczania tego co teraźniejsze na rzecz przyszłego. Prawdopodobnie tylko pobudka tak potężna jak ta płynąca ze strachu przed tym co nadprzyrodzone, mogłaby wzmocnić zwyczaj samozaprzeczenia w wystarczającym stopniu – zwyczaj, o czym musimy pamiętać, który jest głównym czynnikiem we właściwym postępowaniu względem innych, tak jak we właściwym kontrolowaniu [swego KK] postępowania dla własnego dobra.

Instytucje eklezjastyczne niezależnie zatem od poszczególnych cech swych kultów, odgrywały na powyższe sposoby ważną rolę w kształtowaniu ludzkiej natury w zdolną do stanu społecznego.

§ 648. Między bardziej szczególnymi skutkami ukształtowanymi przez nie, można wyszczególnić jeden, który jak te właśnie wyróżnione, ukształtował się raczej przypadkowo niż intencjonalnie. Odwołuję się tu do szacunku dla prawa własności, w ciekawy sposób podsycanego przez pewne formy przejednywania. Czy ma rację Mariner, czy też nie, mówiąc, że słowo tabu używane przez wyspiarzy z Tonga, oznacza dosłownie „święte albo poświęcone bogu”, faktem jest, że rzeczy obłożone tabu [tabooed], zarówno tam, jak wszędzie indziej, były najpierw rzeczami konsekrowanymi w ten sposób: skutek jest taki, że nieuszanowanie tabu staje się rabunkiem boga. Stąd takie fakty jak to, że w całej Polinezji „zakaz i żądanie tabu było bezpośrednio wymuszane, a każde naruszenie ich karano śmiercią” (winny jest składany w ofierze bogu, którego tabu zostało złamane); a że w Nowej Zelandii „ci, którzy złamali tapu1, byli karani przez bogów, a także przez ludzi. Ci pierwsi zsyłali choroby i śmierć, ci drudzy zadawali śmierć lub wydalali ze społeczeństwa. Jednak strach przed bogami bardziej niż przed ludźmi utrzymywał tapu”.

Oczywiście świętość tak nadana czemukolwiek noszącemu znak, że należy do boga, może być łatwo symulowana. Chociaż znak na zwierzęciu czy owocu zakłada, że ostatecznie zostaną ofiarowane bogu; jednak, ponieważ czas ofiary jest nieokreślony, stwarza to możliwość nieokreślonego odraczania i stąd stopniowo otwiera drzwi do udawania poświęcenia rzeczy, które nigdy nie zostaną złożone w ofierze – rzeczy, których jednak, jako, że noszą znak poświęcenia, nikt nie śmie ruszyć. Tak też czytamy, że na Nowych Hebrydach „używa się tapu na wszystkich wyspach do zabezpieczenia osób i przedmiotów”, że w Nowej Zelandii tapu będące pierwotnie rzeczą uświęconą, zaczęło znaczyć rzecz zakazaną. Fidżi, Tonga i Samoa dostarczają pokrewnych faktów: w ostatnim miejscu nazwa tabu wskazuje na rodzaj przekleństwa, którym posiadacz tabuowanej rzeczy rzuca na złodzieja. Na Timorze „kilka liści palmowych zatkniętych poza ogrodem jako znak ?pomali? [tabu – HS] zabezpieczy plony przed złodziejami tak skutecznie jak odstraszająca uwaga o pułapkach na ludzi, strzelba sprężynowa czy dziki pies mogłyby u nas”. Bastian powiada nam, że Kongańczycy używają fetyszy, aby ochronić swe domy przed złodziejami i daje podobne świadectwo odnoszące się do Murzynów z Gabonu. Livingstone również opisuje Balonda jako posiadających ten sam zwyczaj; a pokrewne dowody dostarczone są przez Malagasian i Santalów.

Jako, że pierwotnie, tego poświęcenia czegoś bogu dokonuje kapłan albo wódz w ramach swej kapłańskiej kompetencji, co musimy zaklasyfikować jako instytucję eklezjastyczną; to kształtowanie szacunku do prawa własności, które z tego wyrasta, trzeba zaliczyć do korzyści tresury przeprowadzanej przez instytucje eklezjastyczne.

§649. Sprawdzając relację jaka istnieje między domniemanymi nadprzyrodzonymi poleceniami a prawem rządzącym postępowaniem w ogólności trudno generalizować. Wiele faktów podanych w powyższych rozdziałach łączy się by wykazać, że wszystko zależy od charakteru nadprzyrodzonej istoty, która ma być przebłagiwana. Schoolcraft powiada o Dakotach –

„Trwają w wielkiej bojaźni przed duchami zmarłych ponieważ sądzą, że zmarli mają moc, by im zaszkodzić w jakikolwiek sposób w jaki im się spodoba; przesąd ten miał w pewnej mierze zbawienny skutek. Oddziałuje on na nich tak silnie, jak nasze prawo wieszania za morderstwo”.

Ale jeśli, jak to się dzieje w wielu wypadkach, apodyktyczny nakaz umierającego człowieka dla syna (jak ten, który Dawid wydał Salomonowi) jest rozkazem wywarcia zemsty na tych, którzy go zranili, strach przed jego duchem wywiera nie tyle umoralniający, co demoralizujący wpływ, we współczesnym znaczeniu nadawanym tym słowom. Kiedy czytamy odnośnie bóstw Mangaia, że „okrutny Kereteki, podwójny bratobójca i jego brat Ut?hea czczeni byli jako bogowie w następnym pokoleniu”, okazuje się, że boski przykład, jeśli nie nakaz, w pewnych przypadkach namawiał raczej do zbrodni niż czegoś innego. Ale przeciętnie można wywnioskować o przeciwnym oddziaływaniu. Jako, że można przypuszczać, iż deifikowanemu wodzowi leży na sercu przetrwanie i rozprzestrzenienie się jego plemienia, różne jego zalecenia prawdopodobnie będą musiały mieć na względzie utrzymanie porządku sprzyjające sukcesowi plemienia. Stąd zasady tradycyjnie wyprowadzane od niego prawdopodobnie ograniczą przejawy agresji wewnątrz. Meksykanie choć byli tak zażarci a ich religijne rytuały tak krwawe, mieli jednakże, jak podaje Zurita, kodeks moralny, który nie ucierpiałby na porównaniu z chrześcijańskim: jeden i drugi mają pretensje do boskiego autorytetu. Odnośnie Peruwian, którzy, podobnie jak wiele z na wpół cywilizowanych ludów Ameryki, posiadali spowiedników, relacja brzmi jak następuje:

„Grzechami o które najczęściej się oskarżali było: zabić kogoś w czasie pokoju, zrabować, zabrać żonę drugiego, dać komuś zioła albo rzucić urok by komuś zaszkodzić. Najbardziej godnym uwagi grzechem było zaniedbywanie się w służbie huaca [bogom – HS]? obrzucenie obelgami albo nieposłuszeństwo w stosunku do Inki”.

W tym przypadku również, tak jak innych, widzimy, że po pierwszym i największym grzechu jakim jest nieposłuszeństwo bóstwu, idą grzechy, jakie stanowią wykroczenia przeciwko tym zasadom postępowania, które są niezbędne dla zgody społecznej.

Oczywiście, poprzez długie stadia indywidualnego i społecznego rozwoju, wiara w domniemane boskie pochodzenie takich praw jest dobroczynna. Spodziewana nadprzyrodzona kara za ich złamanie użytecznie wzmacnia lęk przed naturalną karą. A różne przypadki mogą ukazać, że kodeks moralny wymagany na każdym wyższym stadium, który uzyskiwał domniemany boski autorytet za pewnym pośrednictwem kapłana albo natchnionego człowieka, staje się dzięki temu tymczasowo bardziej skuteczny niż mógłby być w przeciwnym razie: przypadek Mojżesza i późnych proroków hebrajskich służy za przykład.

§ 650. Pojawia się jednakże całe mnóstwo anomalii – anomalii, które wydają się niewyjaśnione dopóki nie rozpoznamy prawdy, że we wszystkich przypadkach jest jedna rzecz, która poprzedza pod względem ważności specjalne nakazy kultu, jest nią ochrona samego kultu i instytucji go wcielających. Stąd też fakt, że wszędzie obowiązkiem, który stoi wyżej niż obowiązki moralne we właściwym sensie, jest obowiązek posłuszeństwa domniemanej boskiej woli, jakakolwiek by ona nie była. Stąd fakt, że wspieranie autorytetu kapłańskiej hierarchii, przez którą boska wola ma być wygłaszana, jest uważane przez jej członków i wyznawców za cel ustępujący ważności tylko uznaniu samej boskiej woli. Stąd też fakt, że historie instytucji eklezjstycznych ukazują nam, jak mała jest waga przywiązywana do zasad moralnych, kiedy stają one na drodze eklezjastycznej dominacji.

Oczywiście, potworności jakich dopuściły się inkwizycje i zbrodnie popełnione przez papieży przyjdą wszystkim na myśl jako ilustracje. Ale istnieją nawet bardziej znaczące ilustracje niż te. Wrogość okazywana sektom odstępczym przez kościoły panujące okazała się najbardziej gorzką w stosunku do tych, które odróżniały się tym, że usiłowały w pełni wypełniać nakazy ewangelii. Waldensi, którzy „przyjęli jako model swej moralnej dyscypliny, kazanie na górze Chrystusa”, ale, którzy w tym samym czasie, zbuntowali się przeciw rządom eklezjastycznym, cierpieli krwawe prześladowania przez trzy wieki. Kwakrowie, którzy jako jedyni między protestantami usiłowali być posłuszni przykazaniom wiary chrześcijańskiej nie tylko pod pewnymi względami, ale w całości, byli tak prześladowani, że przed dojściem do władzy Jerzego II ponad 1500 spośród ich względnie niewielkiej liczby znajdowało się w więzieniach. Oczywiste jest zatem, że charakterystyczna etyka danej wiary powściąga w niewielkiej mierze jej oficjalnych administratorów, kiedy ich autorytet poddawany jest w wątpliwość.

Jednakże nie tylko w takich przypadkach widzimy, że główną troską systemu kapłańskiego jest utrzymanie formalnego podporządkowania bóstwu tak samo jak sobie samemu, jako jego przedstawicielstwu, i że porządkowanie życia zgodnie z zaleceniami wyznawanej religii jest raczej drugorzędną sprawą, ale widzimy, że takie słuszne porządkowanie życia nie jest czymś przy czym by się upierano, nawet gdy nie zachodzi konflikt z kościelną supremacją. Poprzez wszystkie stulecia kapłani kładli tak słaby nacisk na cnotę przebaczania, że podobnie jak wojny i pojedynki zemsta nadal uchodziła za imperatywny obowiązek. Kleru nie stanowili ludzie, którzy nalegali na zniesienie niewolnictwa, ani ludzie potępiający przepisy, które podnosiły cenę chleba, aby utrzymać renty. Słudzy religii, jako ciało nie potępiają niesprawiedliwych napaści, w jakie stale się angażujemy względem słabych społeczeństw; nie słychać ich gromkiego głosu potępienia takich potworności jak tych związanych z handlem pracą na Pacyfiku, ostatnio ujawnionych przez Komisję Królewską (patrz Times, 18 czerwca 1885). Nawet tam, gdzie są oni wyłącznymi odpowiedzialnymi, widzimy nie wyższy, ale raczej niższy standard sprawiedliwości i miłosierdzia niż w społeczeństwie jako całości. Pod klerykalnym zarządem, szkoły publiczne były w przeszłości scenami okropności nie tolerowanych gdzie indziej; a jeśli pytamy o ostatnie przykłady barbarzyństwa nieletnich, znajdujemy je w King?s College School, gdzie śmierć małego chłopca spowodowana przez nieprowokowane uderzenie zadane ze zwykłej brutalności przez tchórzliwych większych chłopców: King?s College będąc instytucją ustanowioną przez ludzi kościoła i klerykalnie zarządzaną, w przeciwieństwie do University College, która nie jest klerykalna w swym zarządzaniu a jest świecka w nauczaniu.

§ 651. Rozważając instytucje eklezjastyczne w całokształcie, w oderwaniu od skojarzonych z nimi poszczególnych kultów, musimy uznać fakt, że ich obecność we wszystkich społeczeństwach, które dokonały znaczniejszego postępu i ogromna dominacja w tych wczesnych społeczeństwach, które przygotowały względnie wysokie stadia cywilizacji, weryfikuje indukcyjnie dedukcyjny wniosek, że są one niezastąpionymi komponentami struktury społecznej począwszy od początków aż do czasu obecnego: grupom, w których one nie powstały, nie udało się rozwinąć.

Jako dostarczające zasady spoistości przez kultywowanie wspólnego przejednywania ducha zmarłego władcy i w konsekwencji powstrzymujące tendencje do wewnętrznych działań wojennych, rozmaite kapłaństwa wspierają społeczny wzrost i rozwój. Czyniły to równocześnie na różne inne sposoby: przez wspieranie ducha konserwatyzmu, który utrzymywał ciągłość urządzeń społecznych, przez kształtowanie dodatkowego systemu kierowniczego, który współdziała z politycznym, przez kładzenie nacisku na posłuszeństwo, w pierwszym rzędzie w stosunku do bogów a w drugim do królów, przez wspieranie przymusu, pod którym kultywowano moc gorliwego wysiłku; a także przez wzmacnianie zwyczaju samoograniczenia.

Czy modyfikacjom natury spowodowane przez tę tresurę, wspólną wszystkim wiarom, towarzyszą modyfikacje wyższego rodzaju zależy to od tradycyjnych przekazów o czczonych bogach i częściowo od warunków społecznych. Religijne posłuszeństwo jest pierwszorzędnym obowiązkiem, a na wczesnych stadiach, często powoduje wzrost brutalności. Wraz ze zmianą od bardziej wojowniczego do bardziej produkcyjnego stanu zachodzi przeformułowanie etycznej wiary, która wzmaga się albo obniża w swym wpływie w zależności do tego, czy społeczna aktywność jest trwale pokojową czy też znowu staje się wojowniczą. Niewiele jako takiej przeformułowanej etycznej wiary (obecnie akceptowanej jako mającej boskie pochodzenie) oddziałuje w okresach, kiedy wojna kształtuje uczucia wrogości zamiast uczuć życzliwości [amity], osiąga się korzyść dzięki pozostawaniu jej w odwodzie, aby ujawniła się, kiedy warunki będą sprzyjające.

Ale głoszenie jej przez kapłanów zwykle pozostaje poddane widocznym potrzebom czasu. Do końca, tak jak na początku, religijnego i cywilnego podporządkowania domaga się jednakowo – „bój się Boga, szanuj króla”, a z racji zapewniania tego podporządkowania, co ujawniono z wystarczającym naciskiem, moralne braki można przebaczyć.