ROZDZIAŁ IX – RODZINA

§ 315. Przypatrzmy się teraz związkom, zachodzącym pomiędzy typami rodziny oraz typami społeczeństwa. Czy społeczeństwa o rozmaitych stopniach złożoności przedstawiają zazwyczaj rozmaite postacie urządzeń domowych? Czy odmienne postacie takich urządzeń kojarzą się z wojowniczym oraz z przemysłowym systemem organizacji?

Na pierwsze z tych pytań niepodobna dać żadnej zadowalającej odpowiedzi. Jednakie stosunki małżeńskie zdarzają, się wśród najprostszych oraz najbardziej złożonych grup społecznych. Ściśle przestrzegają jednożeństwa nędzni Weddahowie, żyjący w tak wielkim rozproszeniu, iż zaledwie można powiedzieć o nich, że dosięgli stanu społecznego; dalej znów, koczowniczy Buszmani, podobnież niscy, są zazwyczaj monogamistami, jakkolwiek nie całkiem wolni od wielożeństwa. Nadto, niektóre z osiadłych i bardziej w rozwoju posuniętych ludów przestrzegają monogamii, jak np. mieszkańcy Port Dory (Nowa Gwinea), albo Dajakowie, którzy dosięgli stadium przejściowego od typu prostego do złożonego. Na koniec, znajdujemy monogamię upowszechnioną u narodów, które doszły do znacznej objętości pod wpływem skupień pierwotnych i wtórnych. Poliandria również nie ogranicza się do społeczeństw jednego tylko porządku złożoności. Spotykamy ją w grupach prostych, jak wśród mieszkańców Ziemi Ognistej, Wysp Aleutskich, u Todów; zdarza się ona również w grupach złożonych — na Cejlonie, Malabarze, w Tybecie. Podobnie też ma się z upowszechnieniem poligamii. Wspólną jest ona prostym, złożonym, podwójnie, a nawet potrójnie-złożonym społecznościom. Jednakże, można wskazać jeden rodzaj związku pomiędzy rodziną oraz stopniem społecznej złożoności. Tworzenie się grup złożonych każe przypuszczać większą koordynację oraz wzmocnienie więzów a zarazem utrwalenie się urządzeń państwowych i prywatnych. Urastanie zwyczaju w prawo, odbywające się razem z rozszerzaniem się organizacji rządzącej, która utrzymuje w skupieniu masy większe, wpływa tak na stosunki domowe, jak i na państwowe, a w ten sposób nadaje urządzeniom rodzinnym — poliandrycznym, poligamicznym lub monogamicznym, większą określoność.

Możemyż przeto mówić o jakichś szczególnych związkach pomiędzy rozmaitymi typami rodziny tudzież rozmaitymi społecznymi typami, odróżnianymi, jako wojowniczy i przemysłowy? Pobieżny przegląd nie odkrywa przed nami żadnych takich związków. Spoglądając naprzód na plemiona proste, spostrzegamy wśród niewojowniczych Todów mieszaninę poliandrii i poligamii; zaś pośród Eskimosów, tak pokojowych, że nawet nie rozumieją znaczenia wojny, widzimy obok związków monogamicznych, inne – – poligamiczne i poliandryczne. Tymczasem znów wojowniczy Karaibowie odsłaniają przed nami większe nieco upowszechnienie poligamii oraz mniejszą ilość związków poliandrycznych. Kiedy zwracając się do krańca przeciwnego, zostawiać poczniemy wielkie narody, tak starożytne jak i nowoczesne, okaże się, iż typ wojowniczy istnieje niekiedy wespół z przewagą poligamii, w innych zaś wypadkach z przewagą lub całkowitym upowszechnieniem monogamii. Niemniej wszakże, badając fakty ściślej, dostrzeżemy pewien ogólny związek pomiędzy typem wojowniczym a poligamią, oraz przemysłowym typem i monogamią.

Przede wszystkim jednak musimy uznać tę prawdę, że przewaga wojowniczości nie tyle objawia się w istnieniu wojska i w dokonywanych przez nie podbojach, ile w ciągłości działań łupieżczych. Przeciwieństwo pomiędzy typem wojującym a przemysłowym jest właściwie przeciwieństwem pomiędzy takim stanem, w którym życie poświęca się na zatargi z innymi istotami — ludzkimi i zwierzęcymi, oraz takim stanem, kiedy życie wypełnione jest pracą pokojową; w jednym wypadku energię wydatkuje się na niszczenie, w drugim — na wytwarzanie. Tak rozumiejąc wojowniczość, znajdziemy, iż poligamia jest zwykłą jej towarzyszką.

Kreślić stosunki współczesne ich obu, poczynając od Australczyków i Tasmańczyków, idąc poprzez bardziej rozwinięte społeczeństwa proste i dochodząc aż do złożonych i podwójnie złożonych — byłoby rzeczą nużącą i niepożyteczną; zauważywszy bowiem, jak żeśmy to uczynili (304), przewagę poligamii w społecznościach mniej posuniętych, oraz uznając, jak to uczynić musimy, stan ciągłej ich niezgody z sąsiadami, znajdziemy, iż współistnienie cech tych obydwóch nasuwa się nam, jako wniosek niechybny. Pewno wypadki wprost, przeciwne każą domyślać się, że współistnienie owo jest wynikiem związku przyczynowego. Wśród tubylców Port Dory, w Nowej Gwinei, ścisła monogamia oraz zakaz rozwodu istnieją, w społeczności pierwotnej, względnie niewojowniczej i przemysłowej. Innego przykładu dostarczają, nam Dajakowie lądowi, którzy są monogamistami tak dalece, iż poligamia uchodzi tam za wykroczenie; otóż, jakkolwiek oddają. się oni kłótniom wewnętrznym o ziemię i jakkolwiek zabierają po bitwie głowy, jako trofea, to jednak o tyle są, rozwinięci pod względem przemysłowym, że mężczyźni, zamiast oddawać się zazwyczaj wojnie, polowaniu, pracują, wiele; istnieje też tam podział zajęć oraz pewne stosunki handlowe. Górskie plemiona Indii dostarczają znów innych przykładów. Są, tam np. przyjacielscy Bodowie i Dhimalewic, nie mający urządzeń wojennych, nie znający innego oręża, oprócz swych narzędzi rolniczych, posunięci pod względem przemysłowym o tyle, iż istnieje tam wymiana usług, a mężczyźni wykonywają, sami całą pracę pozadomową; Otóż, są oni monogamistami. Podobnie też monogamiczni Lepchowie są całkiem niewojowniczy. Taki sam, nadto, jest stosunek tych cech w pewnych społecznościach Nowego Świata, odznaczających się od reszty tym, iż są, częściowo lub całkowicie przemysłowymi. Podczas gdy większa część tubylców Ameryki północnej, zazwyczaj poligamicznych, żyje tylko dla wojny i łowów, Irokezi posiadają, stale wioski i pola uprawne, każdy zaś z nich ma tylko jedną, żonę. Jeszcze bardziej wybitnym jest przykład Pueblów, którzy, „grzęznąc w czarnym barbarzyństwie” dzięki ich, kunsztownie skupionym domom, walczą jedynie w obronie własnej i, skoro tylko mogą, oddają, się wyłącznie rolnictwu lub innemu przemysłowi; stosunki ich małżeńskie są ściśle monogamiczne. Tam, gdzie niedostateczne opisy podróżników nie pozwalają, bezpośrednio domyślać się związku tych cech w społeczeństwach prostszych, tam można go często wywiedzie drogą pośrednią Widzieliśmy (§ 250), że istnieją przyrodzona zależność pomiędzy ustawicznością walczenia a rozwojem władzy wodzów: domyślnym z tego wywodem jest ten, że, gdzie w społeczeństwach osiadłych władza taka bywa nieznaczną, tam też wojowniczość wielką, nic jest. Jakoż, jest to faktem w odniesieniu do wymienionych wyżej społeczności, cechujących się monogamia. Na wyspie Dalrymple (Torros Strąk) nie ma wcale wodzów; wśród Dajaków górskich uległość względem wodzów jest słaba; zwierzchnik każdej wioski Bodów lub Dbimalów posiada władzę tylko nominalną; Lepchowie uciekają przed uciskiem, zaś zwierzchniku każdej osady Pueblów obiera się rokrocznie. Przeciwnie też, poligamija, panująca wśród prostych ludów łupieżczych, trwa również uparcie w skupieniach ich, zespolonych przez wojnę w większe narody pod władzą określonych zwierzchników, w narodach zaś tych częstokroć znajduje również szerokie upowszechnienie. W Polinezji wybitnie cechuje ona wojowniczych i tyrańsko rządzonych Fidżyjan. We wszystkich królestwach afrykańskich ukazuje się poligamia obok rozwiniętego władztwa, które wznosi się do znacznej wysokości w Aszantyi i Dahomtju, gdzie rządy są w najwyższym stopniu krępujące. Podobnie też można powiedzieć o wygasłych społecznościach amerykańskich: poligamia była oznaką, dostojeństwa wśród surowo rządzonych Peruwiańczyków, Meksykanów, Chibchów, Nikaraguańczyków. Na koniec despotyczne kraje starożytnego wschodu cechowały się również poligamia. Z tymi dowodami blisko spokrewniony jest inny — że w plemieniu prostym, którego wszyscy mężczyźni są wojownikami, poligamia jest pospolicie upowszechnioną, w całej masie; ale w społeczeństwach złożonych z takich plemion, cechuje ona w dalszym ciągu tylko część wojującą, podczas gdy monogamia poczyna cechować część przemysłową. Zróżniczkowanie to zarysowuje się nawet w pierwotnym plemieniu wojowniczym, gdyż mężczyźni najmniej wojowniczy nie mogą otrzymywać więcej żon, niż jedną. Na koniec, staje się ono prawom, gdy ze wzrostem ludności, wytworzonej z owych plemion, powstaje podział na bojowników i pracowników.

Ale istnieją inne jeszcze związki bezpośrednie pomiędzy wojowniczością a poligamia; uznamy je, przypominając sobie dwa fakty, wymienione w rozdziale o „Egzogamii i Endogamii”. Członkowie społeczności dzikich biorą sobie zazwyczaj porywane w niewolę kobiety za żony dodatkowe albo za nałożnice, zaś opinia wojowników rośnie w stosunku prostym do liczby nabytych w ten sposób kobiet (§ 305). Niektóre z dawnych plemion, jak to zaznacza Mr. M’ Lennan pozwalały klasie wojowniczej na posiadanie żon obcych (zapewne obok innych), jakkolwiek zakazywały tego klasom innym. Nawet wśród Hebrajczyków prawo upoważniało do prywatnego przywłaszczania sobie kobiet, wziętych na wojnie (§ 308). Dalszym znów związkiem bezpośrednim (pomiędzy wojowniczością a wielożeństwem) jest ten, jakiego domyślać się kazano w § 307; mianowicie, że tam, gdzie utrata mężczyzn w częstych bitwach pozostawia znaczny nadmiar kobiet, tam posiadanie przez każdego mężczyznę większej liczby żon niż jedna prowadzi do utrzymania ludności i zachowania społeczeństwa. Stąd też dalsze trwanie poligamii, w takich okolicznościach, zapewnionym bywa dzięki owym starciom niemal codziennym, które, wobec innych warunków jednakich, pociągają za sobą zagładę społeczeństw, nie uprawiających wielożeństwa. Do tego zaś potrzeba dodać fakt wprost przeciwny, że — w miarę jak słabnięcie wojowniczości i coraz gorliwsze oddawanie się przemysłowi sprowadzają w przybliżeniu liczebne zrównanie się dwojga płci, powstaje coraz większy opór przeciwko poligamii: nie może ona bowiem być uprawianą, przez wielu mężczyzn bez tego, żeby wielu z pomiędzy pozostałych nie było bezżennymi, co wywołuje przeciwieństwa, niezgodne a trwałością ustroju społecznego. Do monogamii przeto, w znacznej mierze, popycha owa liczebna równowaga płci, do jakiej znów doprowadza industrializm. Na koniec, przyrodzony związek pomiędzy poligamią a przewagą wojowniczości oraz pomiędzy monogamią a przewagą industrializmu ukazuje się w tym fakcie, że obie te formy życia domowego zgadzają, się w zasadzie z dwiema odnośnymi formami życia państwowego. Widzieliśmy, że wojowniczy typ budowy społecznej wspiera się na zasadzie współdziałania przymusowego, gdy tymczasem typ przemysłowy wspiera się na zasadzie dobrowolnego współdziałania. Otóż, jasnym jest, że wielość żon — bądź wziętych na wojnie, bądź też kupionych cd rodziców bez uwzględnienia własnej ich woli — każe przypuszczać rządy domowe typu przymusowego: mąż jest tutaj tyranem (władcą), żony zaś niewolnicami. Przeciwnie: utrwalaniu się monogamii, kiedy mniej kobiet popada w niewolę na wojnie, oraz kiedy się traci mniejszą liczbę mężczyzn — towarzyszy podnoszenie się wartości kobiety; to też nawet wtedy, gdy bywa kupioną. — łacno może doznawać lepszego obejścia. Kiedy zaś, z postępem dalszym, zdobędzie kobieta jakie takie prawo wyboru, wówczas zbliża się powoli okres współdziałania dobrowolnego, jakie cechuje stosunek małżonków, w jego postaciach najwyższych. Despotyzm domowy, jakiego domyślać się każe poligamią — zgodny jest z despotyzmem państwowym, właściwym okresowi przewagi wojowniczości; zaś słabnięcie przymusu państwowego, z natury rzeczy idące w ślad za rozwojem typu przemysłowego, zgodne jest ze zmniejszaniem się przymusu domowego, jakie, w naturalny sposób, towarzyszy rozwojowi monogamii. Prawdopodobnie, przeciwko temu poglądowi przytaczanymi będą. przykłady z dziejów społeczeństw europejskich: zaznaczy się mianowicie, że. aż do czasów greckich i rzymskich ludy te, jakkolwiek wojownicze, były jednak monogamicznymi. Odpowie się na to, że, jakkolwiek owe ludy europejskie często oddawały się wojnie, to jednak znaczna część każdego z nich innym poświęcała się zajęciom, że miały one system przemysłowy, cechujący się znacznie posuniętym podziałom pracy oraz pewnym rozwojem stosunków handlowych. Dalej, przypomnieć potrzeba będzie ten fakt, że w Europie północnej, za czasów rzymskich i później, obok ustawicznych wojen spostrzegamy niezupełne upowszechnienie się monogamii. Tacyt przypuszcza, iż wielożeństwo przytrafiało się pośród wodzów germańskich. Nadto, widzieliśmy już, że królowie z domu Merowingów byli poligamistami. Nawet okres Karolingów przedstawia nam takie fakty, jak ten, że pewność Komuna II, księcia Brytanii „podsycaną była dzięki niezmiernej liczbie ludzi zbrojnych, jakich dostarczało jego państwo; musicie bowiem wiedzieć, że tutaj, pomijając, iż samo królestwo jest rozległe, każdy wojownik da życie pięćdziesięciu innym, gdyż niekrępowany prawami przyzwoitości lub religii, każdy z nich posiada dziesięć żon lub nawet więcej” (Guil. Pict. dzieła. Bouguet, Eeoueil des Hinłoriens, XI, str, 88). Na koniec, Koenigswarter powiada, że „taką była oporność uprawnionego konkubinatu w obyczajach ludu, iż ślady jego znajdujemy w Tuluzie nawet w wieku trzynastym”. Do tego zaś dodajmy, fakt uderzający, że kiedy wojna trzydziestoletnia wywołała była w Niemczech olbrzymią śmiertelność wśród mężczyzn, dwużeństwo, czas jakiś cierpianym było przez prawo.

Zważywszy na liczne czynniki, współdziałające przeobrażeniu urządzeń małżeńskich, zważywszy, nadto, iż niektóre społeczeństwa, już będąc względnie pokojowymi, przez długi okres w znacznej mierze zachowywały budowę, nabytą w ciągu uprzedniego okresu przewagi wojowniczości, gdy tymczasem znów inne społeczeństwa, które już znacznie były rozwinęły swe urządzenia przemysłowe, stawały się na powrót przeważnie wojowniczymi, co wszystko powodowało mieszanie się cech obu typów, znajdziemy, jak sądzę, iż podnoszony tutaj związek (wielożeństwa z wojowniczością) jest tak wyraźny, jak tylko się można było spodziewać. Ze postęp ów od typu łupieżczego do najwyższego przemysłowego typu odbywał się wraz z pochodem od przewagi poligamii do monogamii wyłącznej- — jest rzeczą niewątpliwą; że zaś upadek wojowniczości i wzrost przemysłowości były istotnymi przyczynami tej przemiany typu rodziny, to okazuje się z tego faktu, iż przemiana owa objawiała się tam nawet, gdzie inne domniemane przyczyny, jak kultura, wiara religijna i t. p. w grę nie wchodziły.

§ 316. Stosunki domowe roztrząsano dotąd ze strony życia prywatnego, obecnie rozważyć trzeba ze strony publicznego życia. Od budowy bowiem rodziny — uważanej juko składowy pierwiastek społeczeństwa — zależy rozmaite społeczne zjawiska.

Fakty, zgromadzone w rozdziałach poprzedzających, wskazują nam, iż niepodobna wytworzyć sobie należytego pojęcia o wyższych typach rodziny, w stosunku ich do wyższych społecznych typów, nie zbadawszy uprzednio stosunku niższych typów społecznych. W tym wypadku, tok jak i we wszystkich innych, popełnia się błąd, jeśli się wyciąga wnioski z rozpatrzenia bardziej zawiłych wytworów ewolucji — z pominięciem wytworów prostszych, z których rozwinęły się tamte. Przytoczyliśmy już przykład takiego błędu — w sposobie tłumaczenia religij pierwotnych przez mitologów. Znajdując się pod wpływom wyobrażeń, jakie rozwinęła cywilizacja, a spoglądając na wyobrażenia, jakie panowały wśród praojców ras ucywilizowanych — używali oni wyobrażeń bardziej złożonych sv celu objaśnienia sobie mniej złożonych; kiedy zaś zmuszeni byli uznać całkowite niepodobieństwo pomiędzy domniemanymi wyobrażeniami religij pierwotnych oraz wyobrażeniami, jakie znaleźli wśród istniejących dzisiaj ludów niecywilizowanych, przyjęli istnienie jakiejś zasadniczej różnicy pomiędzy sposobem działania umysłu ras wyższych oraz sposobem działania umysłu las niższych: zgodnie zaś z takim przypuszczeniem, do rzędu ras niższych zaliczali Akadyjezyków, którym świat nowożytny sporo obowiązany jest za swój dzisiejszy postęp.

Wszyscy ci, co przyjmują wnioski, wypowiedziane w pierwszej części niniejszego dzieła, dostrzega w tym przykładzie błąd, spowodowany przez dokonywanie analizy zjawiska w kierunku od góry ku dołowi, zamiast syntezy jego w kierunku przeciwnym. Zobaczą oni, iż, poszukując wyjaśnienia, zejść będziemy musieli do stadiów, w których ludzie uczyli się oswajać bydło i użytkować z ziemi.

§ 317. Uwagi te są wstępem do krytyki poglądów Sir Henryka Maine’a. Ceniąc wysoko jego dzieła, oraz uznając za prawdę, w pewnych granicach, poglądy jego, dotyczące rodziny w jej postaci rozwiniętej oraz dotyczące roli, jaką odegrała ona w rozwoju narodów europejskich, możliwym jest jednak nie zgadzać się z jego przypuszczeniami, dotyczącemu najwcześniejszych stanów społecznych, oraz z pojęciami stąd powstałymi.

Sir Henryk Maine uważa za czynnik, popychający do błędów ową „wyniosłą pogardę, z jaką ludy cywilizowane zachowują się względem swych sąsiadów barbarzyńców”, co, jak powiada on, „wywołało znakomite niedbalstwo w obserwowaniu ich”. Ale i sam on nie zupełnie uniknął skutków tego uczucia: zużytkowując świadectwa, jakich dostarczają ludy barbarzyńskie, należące do wyższego typu ludzkiego oraz przytaczając w wypadkach niektórych dowody potwierdzająco, jakich dostarczyły ludy barbarzyńskie niższego typu, pominął on wielką, masę ludów niecywilizowanych i nie zwrócił uwagi na mnóstwo dostarczonych przez nie faktów, niezgodnych z jego teorie. Jakkolwiek krytyka skłoniła go do ujęcia w ściślejsze karby niepewnych uogólnień, wypowiedzianych w jego Ancient – Law, jakkolwiek w przedmowie do wydań następnych odwołuje się on do swego późniejszego dzieła Village Communities, wskazując na pewne zastrzeżenia, to jednak zastrzeżenia owe są niewielkie i, w znacznej mierze, — hipotetyczne. Pomija on tak ważne świadectwa przeciwne, jak to, jakie podaje Mr. M’ Lennan i Sir John Lubbock — a to na zasadzie, iż część jego, uważaną, przezeń za najbardziej wiarogodną, dostarczyły plemiona Górskie Indii, którym, jak sądzi, nienormalne zwyczaje narzucone zostały pod wpływem ras najezdnych. Jakkolwiek zaś w swoich Early Institutions powiada, że „wszystkie szczepy społeczności ludzkiej mogły rozwinąć się lub też nie z połączonych rodzin, które powstały z pierwiastkowego zalążka patriarchalnego”, to jednak, w samym tym zwrocie stylowym wyraźnie uchyla się on od przypuszczenia, iż w wielu wypadkach mogły one były nie rozwijać się w ten sposób.

Słusznie gani pisarzy dawniejszych za to, iż nie zbadali dość obszernej dziedziny faktów; ale i sam on nie dość dziedzinę owa, rozszerzył. Jakoż owo posługiwanie się hipotezą zamiast spostrzeżeń faktycznych, co przypisuje on swym poprzednikom, może, z kolei, zauważonym być w jego własnym dziele. Odnośnie do dowodów, mogących służyć do wysnuwania uogólnień, powiada on: „szczątkowe stany uspołecznienia, o ile je znamy zgolą, znanymi są nam dzięki świadectwom rodzaju rojakiego: sprawozdania obserwatorów współczesnych, obserwujących cywilizacje, mniej rozwinięto niźli ich własne, pomniki dotyczące dziejów pierwotnych a przechowane wśród niektórych plemion, oraz starożytne prawo.

Ponieważ zaś, jako przykład „sprawozdań obserwatorów, obserwujących cywilizacje umiej posunięte, niźli ich własna”, wymienia on opowiadanie Tacyta o Grernjanach, nie wspominając o sprawozdaniach podróżników nowożytnych, które dotyczą plemion niecywilizowanych w ogólności, przeto oczywistym jest, że do rzędu świadectw nie zalicza spostrzeżeń przez nich poczynionych (1), Niech mi wolno tu będzie wymienić dwa przykłady tego, w jaki sposób takie ograniczenie prowadzi do stawiania hipotez na miejsce obserwacji.

Przyjmując, że stan patriarchalny jest najwcześniejszym, Sit’ Henryk Maine powiada, iż „domyślne posłuszeństwo ludzi pierwotnych ich rodzicom jest niewątpliwie faktem pierwiastkowym”. Otóż, jakkolwiek pośród ras niższych synowie za młodu mogą, być ulegli, a to dla braku zdolności oporu, to jednak nie można uważać za fakt powszechny, a tym samem za pierwiastkowy, iżby pozostawali oni uległymi, gdy dosięgną wieku męskiego. Zwracając się do § 35 spostrzeżemy, iż posłuszeństwo nie cechuje bynajmniej wszystkich typów ludzkich. Kiedy czytamy, że Mantra „żyje tak, jak gdyby na świecie nie było nikogo oprócz niego”, że Karaib „niecierpliwym jest na więzy najlżejsze” swojej niezależności; że Mapuche „nie znosi rozkazu”; że Indianie brazylijscy w wieku dojrzałym poczynają, okazywać niecierpliwość wobec wszelkiego skrępowania, to nie możemy wnioskować, iż uległość synowska jest rysem pierwiastkowym. Kiedy powiadają nam, że u Gallinomerów „ludzi starych, zarówno kobiety, jak mężczyzn, traktuje się pogardliwie”, oraz, że wśród Szoszonów i Araukańczyków nie karci się chłopców, a to z obawy popsucia ich ducha, to nie możemy przypuścić, iżby owa podległość dojrzałych synów względem ojców cechowała wszystkie typy ludzkie. Gdy się dowiadujemy, że Nawajowie „rodzą się z ideą zupełnej wolności osobistej, że wszelkie skrępowanie nie bywa tam znoszone” i że wśród nich „każdy ojciec dzierży niezaprzeczoną, władzę nad dziećmi do czasu ich dojrzałości” — kiedy się dowiadujemy, że wśród niektórych Kalifornijczyków dzieci, po dojściu do lat dojrzałych, „podlegały tylko wodzowi”, że wśród Kalifornijczyków niższych, „gdy tylko dzieci zdolnymi są zdobywać sobie pożywienie, pozostawia się je własnemu przemysłowi” i że wśród Komanczów dzieci
płci męskiej „mają nawet przywilej buntowania się przeciwko rodzicom, którzy też nie posiadają prawa karania ich inaczej, jak za zgodą plemienia (tribe)” — to ‚widzimy, że w rasach niektórych stosunki pomiędzy rodzicami a dziećmi kończą się rychło. Nawet dzieci członków takich plemion, jakie oswoiły nas z rządami patriarchalnymi, dostarczają, też faktów podobnych. Burckhardt powiada, że „młody Beduin” okazuje swemu ojcu „pewne względy dopóty, dopóki mieszka pod jego namiotem”, lecz „gdy tylko może już sam stać się panem namiotu… nie słucha już żadnego rozkazu, żadnej rady serdecznej, ulegając jedynie własnej swej woli”. Tak, świadectwa to nie tylko nie wykazują, iżby posłuszeństwo synowskie było rzeczą wrodzoną, iżby typ ustroju patriarchalnego był naturalnym jego wynikiem, ale raczej przyprowadzają nas do wniosku, że obie to cechy rosły obok siebie pod wpływem warunków przyjaznych.

Albo jeszcze: mówiąc o tym, w jaki sposób pierwiastkowe* pochodzenie od wspólnych przodków było jedyną podstawą do zjednoczonego działania społecznego, Sir Henryk Maino powiada: „Tego przynajmniej możemy być pewni, iż wszystkie społeczeństwa dawno uważały siebie za potomstwo jednego pnia pierwotnego, a nawet trudno byłoby im zrozumieć jakąkolwiek inną przyczynę, dla której by miały pozostawać razem ze sobą w związku politycznym. Historia idei politycznych poczyna się, w istocie, wraz z przyjęciem tego że związek krwi jest jedynie możliwą podstawą wspólności w działaniach politycznych”.

Otóż, jeżeli przez „dawne społeczeństwa” rozumie on te tylko, o których świadectwa doszły naszych czasów, i jeżeli „historia idei politycznych” ma zawierać w sobie idee takich tylko społeczeństw, to pogląd jego może być słusznym; jeżeli jednak mamy brać w rachubę społeczności bardziej od tamtych starożytne, oraz uwzględniać inne jeszcze idee polityczne, oprócz tych, jakie miewali Aryjczykowie i Semici, to poglądu owego bronić niepodobna. Dawano tutaj (§§ 250 — 252) dowody tego, że współdziałanie polityczne wyłania się z wzajemnego starcia grup. Jakkolwiek ukazanie się jego może być ułatwione tam, gdzie „ogół składa się z osób zjednoczonych wspólnością pochodzenia od przodka jednej jakiejś rodziny pierwiastkowej”, to jednak w mnóstwie wypadków współdziałanie owo zjawia się tam, gdzie pomiędzy osobami nie istnieje żadna spójnia tego rodzaju. Członkowie plemienia Australijczyków, łączący się pod wodzem czasowym na wojnę przeciwko członkom innego plemienia, nic mają. wspólnego pochodzenia i są sobie obcy krwią.. Gdyby ktoś odpowiedział, że tu zaledwie może być mowa o działaniach politycznych, tedy weźmy przykład Krików północno – amerykańskich, których mężczyźni posiadają rozmaitych totemów, co każe domyślać się odmiennego pochodzenia, a których dwadzieścia tysięcy ludzi, mieszkających w siedemdziesięciu wioskach niemniej wytworzyli sobie rząd dość znacznej złożoności. Albo, lepiej, weźmy przykład Irokezów, którzy, podobni również z takiego wytwarzania plemion z pomieszanych klanów rozmaitych szczepów, dzięki zjednoczonym działaniom w czasie wojny — doszli do utworzenia ligi pięciu (później sześciu) narodów pod rządem republikańskim. Istotnie, pierwotne systemy pokrewieństwa popychają raczej krewniaków do antagonizmów politycznych, tak, że, jak to czytamy u Bonorofta odnośnie do Kuczynów „nie może tam zdarzyć się wojna wewnątrz plemion, żeby ojcowie nie musieli stawać przeciwko synom i na odwrót”. Nawet, niezależnie od następstw mieszania się klanów, niestałość cechują ca pierwotne stosunki płci, przeczy mniemaniu, iżby współdziałanie polityczne wszędzie miało powstawać ze współdziałania rodzinnego: przykładem mogą. być wyżej wzmiankowani Krikowie, u których „znaczna część ludzi starych i wieku średniego, dzięki ustawicznym zmianom, mieli wiele żon różnych, zaś dzieci ich rozproszone po kraju nie są i na znane”.

Tak więc, znalazłszy powód do mniemania, że teoria Sir Henryka Main’a, dotycząca rodziny, nie daje się zastosować do wszystkich społeczeństw, przystąpmy teraz do ściślejszego jej rozważenia.

§ 818. Każe on przypuszczać, że w okresach najwcześniejszych istniały określone stosunki małżeńskie. To, co nazywa „dzieciństwem społeczeństw” — „położeniem, w którym ludzkość wylania się w zaraniu swych dziejów” — jest to położenie, w którym „każdy ma prawo władzy nad żonami swymi i dziećmi, to zaś nie mają dla siebie żadnych względów”. Ale w rozdziałach o „pierwotnych stosunkach płci”, o „luźności stosunków płciowych” i o „poliandrii” przytoczyłem liczne fakty, wykazujące, że określone, spójne stosunki małżeńskie nastąpiły po nieokreślonych, niespójnych, a nadto, że pomiędzy typami rodziny, rozwijającymi się z tych stosunków, istnieją, niektóre złożone nie z męża, żony i dzieci, lecz z żony wraz z jej mężami i dziećmi: takie typy przy tym znajdywano nie tylko w społeczeństwach zarodkowych i dziecięcych, lecz w społecznościach znacznie już posuniętych w rozwoju.

Dalsze przypuszczenie zasadza się na tym, iż zawsze i wszędzie rodowód wyprowadzano w linii męskiej. Prawdą być może, iż od czasów niepamiętnych działo się tak wśród ludów, o których Sir Henryk Maine rozprawia; prawdą, jest również, że rodowód męski napotykamy wśród pewnych ludów nieokrzesanych typu innego, jak np. u Kuków indyjskich, u Beluckiow, Nowo – Zelandczykow, Hotentotów. Wie jest to wszakże bynajmniej zasadę ogólną odnośnie do ras niecywilizowanych, Mr. M’Lennan, który wykazał wielką nit zgodność pomiędzy tym przypuszczeniem oraz mnóstwem świadectw faktycznych, wykazuje, że na całym świecie — pospolitym jest rodowód w linii żeńskiej. Mógłbym też, gdyby tego była potrzeba, zwiększyć liczbę podanych przez niego przykładów. System ten nie ogranicza się do grup, tak mało uorganizowanych, iżby można było pomijać je, jako przeddziecięce (gdyby zgoła było to dozwolonym); nie ogranicza się również do grup, stojących pod względem organizacji na jednym poziomie z patriarchalnymi albo z tak zwanymi dziecięcymi społecznościami; ale napotyka się go w grupach albo raczej u narodów, które rozwinęły już urządzenia złożone. Pokrewieństwo przez kobiety obserwowanym było wśród dwóch najniższych klas Tahityjczyków; zaś pośród Tongańczyków „szlachta zawsze wyprowadzała rodowód po linii żeńskiej”. Tak samo działo się wśród starożytnych Chibchów, którzy nie małe postępy zrobili w cywilizacyj. Pośród Irokezów, znowu tytuły, jak również własność, przechodziły w linii żeńskiej i odziedziczanymi bywały przez plemię kobiety. Syn nigdy nie odziedziczał po ojcu jego tytułu Sachema, ani nawet nie otrzymywał w spadku jego tomahawka; a jednak Irokezi ci posunęli się byli daleko po za okres dzieciństwa — mieli rząd reprezentacyjny — zgromadzenie pięćdziesięciu Sncheinów, odrębną organizację wojskową, kościelną, określone prawa, uprawiali ziemię, którą, władali osobiście, mieli stałe, warowne wioski. Tak samo też w Afryce przekazywanie dostojeństw i własności odbywało się po linii żeńskiej u murzynów nadbrzeżnych, wewnątrz-lądowych, u mieszkańców Konga i t. d., którzy posiadali wyraźny system przemysłowy, cztery lub pięć stopni dostojników, trwałe rolnictwo, znaczny handel, miasta z ulicami. Jak dalece bałamutną, bywa obserwacja, dotycząca niewielu tylko społeczeństw, tego dowodzi uwaga Marsdena o Sumatrzanach okręgu Batta. Powiada on, że „dziedziczenie przywództwa nie odbywa się naprzód na korzyść syna zmarłego, lecz na korzyść jego siostrzeńca” i dodaje „że ta sama niezwykła zasada, stosująca się też do własności wogóle, panuje też wśród Malajczyków tej części wyspy”; zasada którą on uważa za niezwykłą, jest tymczasem, rzeczą zwyczajną, wśród nieucywilizowanych lub mało ucywilizowanych plemion.

Dalej, Sir Henryk Maine każe domyślać się istnienia rządu od samego początku — władzy patriarchalnej nad żoną, dziećmi, niewolnikami oraz tymi wszystkimi, których ogarnia pierwotna grupa społeczna. Ale w rozdziałach: o „Systemie kierowniczym” oraz o „Typach społecznych” wykazałem, że w rozmaitych częściach świata istnieją, grupy społeczne bezgłowe, jak mieszkańcy Ziemi Ognistej, niektórzy z Australezyków, większość Eskimosów, Araifurowie, Dajakowie lądowi z nad górnego Sarayaku; inne znów plemiona o zwierzchnictwie okolicznościowym — jak Taśmańczycy, niektórzy z Austrulczyków, Karaibów i Uaupeów, liczne zaś z przywództwem niewyraźnym i niestałym, jak Andamańczycy, Abiponowic, Indyjanie wężowi, Chippewajowie, Czynukowie, Chippewaowie, niektórzy Kamczadale, plemiona Gujany, Mandańczycy, Korondowie, Nowo-Gwinejczycy, Tanneńczycy. Jakkolwiek w niektórych z tych wypadków społeczności należą do typu najniższych, to jednak nie widzę słusznego powodu wyłączania ich z naszej koncepcji „dzieciństwa społeczeństw”. Na koniec, nic już nawet nie mówiąc o nich, nie możemy uważać za niższe od stadium dziecięctwa takich społeczności, które jak Dajakowie z „nad górnego Saravaku, Arfurowie-mieszkańcy Nowej Gwinei prowadzą sobie żywot pokojowy bez wszelkiego innego rządu oprócz opinii publicznej i zwyczaju. Co większa, widzieliśmy w § 250, że zwierzchnictwo, istniejące w wiele grupach prostych nie jest patriarchalnym. Takie przywództwo, jak to, które powstawało wśród Tasmańczyków w czasie wojny, określało się zdolnościami osobistymi. Podobnie też, zdaniem Edwardsa, dzieje się pośród Karaibów, zaś zgodnie z mniemaniem Swana, — u Krików. Dalej, wykazując jeszcze, że władza polityczna nie zawsze owataje wraz z władzą patriarchalną, zwróćmy uwagę na Irokezów, których system pokrewieństwa uniemożliwiał powstawanie patriarchów, a którzy, pomimo to, rozwinęli złożony rząd republikański; na koniec, mamy Pneblów, którzy, żyjąc w społecznościach dobrze zorganizowanych, pod rządami wybieralnych zwierzchników i zgromadzeń, nie okazują żadnych śladów rządu patriarchalnego w przeszłości.

Inną składową częścią doktryny Sir Henryka Maina, jest to, że początkowo własność należy do rodziny, jako do zwartej całości. Zdaniem autora „szczególną cechą, odznaczającą zawsze dziecięctwo społeczeństw” jest to, że ludzie nie są, tam uważani i traktowani, jako jednostki, lecz zawsze jako członkowie danej grupy”. Człowiek „sam przez się nie był uważanym, jako jednostka odrębna. Indywidualność jego pochłoniętą bywała przez rodzinę”. Takie zaś domniemane pogrążanie się jednostki w rodzinie dotykało nawet absolutnego władcę grupy. „Jakkolwiek patriarcha — gdyż nie możemy go jeszcze nazywać paterfamilias, posiadał prawa tak rozlegle, to jednak niepodobna wątpić, iż podlegał on odpowiednim też obowiązkom. Jeżeli radził rodziną to dla jej dobra. Jeżeli był panem posiadłości, to dzierżył je, jako spuściznę dzieci swych i krewnych… rodzina w istocie była pewną korporacją, on zaś był jej przedstawicielem” Tutfij, wyraziwszy powątpiewanie co do togo, czy w umyśle pierwotnym istniały wyobrażenia tak oderwane, jak wyobrażenie spuścizny i przedstawicielstwa, zrobię uwagę, że hipoteza ta każe domyślać się pewnej koncepcji, którą, trudno jest sobie wytworzyć. Podczas bowiem, gdy mówi się, że patriarcha, dzierży swe posiadłości „raczej w charakterze przedstawiciela, nie zaś właściciela”, to znowu słyszymy, iż n. a on nieograniczoną władzę nad dziećmi, jak nad niewolnikami — władze rozciągającą się nawet do życia ich i śmierci; każe to domyślać się, że chociaż posiada on większe prawo — absolutnego władania poddanymi mu jednostkami, to jednak nie posiada, prawa mniejszego — absolutnego władaniu przedmiotami, którymi on sam i oni się posługują.. Mogę dodać, że nie tylko trudno jest sobie wytworzyć taką koncepcję, ale że, nadto, nie zgadza się ona z dokonanym przez Sir Henryka Maina opisem patriae potestatis ( władzy ojcowskiej ) u Rzymian, która, jak powiada on, jest „nowym typem pierwotnej władzy ojcowskiej”, a o której robi uwagę, że podczas kiedy w dobie swego upadku władza ojcowska nad osobą syna, stawała się tylko nominalną, to „prawa jego do własności, syna bywały zawsze przestrzegano bez skrupułu”. Mogę też w końcu zaznaczyć tu niezgodność widoczną tego poglądu z takim, iż władcy polityczni, posiadający władzę nieograniczoną, nad poddanymi, są zazwyczaj w teorii uważa ni za posiadaczy ich własności; przykładem tego w czasach obecnych mogą. być królowie Dahoineju, Aszantyów, Konga i Cayoru na Wybrzeżu Złotym. Przechodząc jednak do kwestii zasadniczej muszę wyrazić niezgodność moją nie tylko z Sir Henrykiem Maine’nem, lecz i ze wszystkimi innymi pisarzami, którzy, mówiąc o pierwotnych stanach społecznych, utrzymują, że wszelka własność jest początkowo własnością, gminy ( tribal ), że władanie rodzinne ukazuje się później zaś własność osobista — na ostatku. Świadectwo faktów, jak pozwolono domyślać się w § 292, doprowadziło mię do mniemania, że od samego początku istniała już własność osobista takich rzeczy, jakie przywłaszczać można było bez wielkich trudności. Jakkolwiek prawdą, jest, że w czasach pierwotnych prawa własności bywały nieokreślone, — jakkolwiek może być pewnym, że wśród ludzi pierwotnych sankcja obyczajowa, jaką cieszy się u nas własność nabyta prawowicie, nie istniała — jakkolwiek okazuje się widocznym, iż prawa własności często ustalały się tam prawem silniejszego, to jednak fakty wykazują., że w społecznościach najbardziej nieokrzesanych istnieje władanie osobiste pożytecznymi przedmiotami ruchomymi, praktykowane przez każdego w miarę jego zdolności. Monopol osobisty rozciąga się na takie przedmioty, jakie mogą być łatwo zmonopolizowane. Tinehowie, którzy „patrząc na wszelką własność, z żoną włącznie, jako na rzecz należącą, do najsilniejszego”, ukazują nam typową postać pierwotnego nabywania własności, świadczą również, iż nabywanie to jest całkiem osobiste, skoro „grzebią oni wraz ze zmarłym wszystkie jego rzeczy”. Istotnie, nawet bez względu na dowody, niepodobna, zdaje mi się, usuwać przypuszczenia, że w” dziecięctwie społeczeństw” samolubny dziki, ostatecznie pozbawiony idei sprawiedliwości lub poczucia odpowiedzialności, świadomie będzie władał swą posiadłością wespół z tymi, którzy od niego zależą.

Jeszcze jednym z pierwiastków doktryny Sir Henryka Maine’a — zawierających się w niej pośrednio, jeżeli nie bezpośrednio — jest to, że „dziecięctwo społeczności” cechuje się- wiekuistą opieką nad kobietami. Podczas, gdy każdy potomek męski posiada zdolność „stania się samodzielną, głową nowej rodziny oraz źródłem nowej władzy rodzicielskiej”, ” to kobieta, naturalnie, nie posiada zdolności tego rodzaju oraz żadnego tytułu do wyzwolenia się, co kazałaby przypuszczać taka zdolność. Ukazuje się przeto szczególna pomysłowość w starożytnym prawodawstwie, dążąca do utrzymania jej w więzach rodzinnych na całe życie”. Zdaje się też, że domyślać się tu trzeba, iż owa niewola, kobiet, wylęgła ze stanu patriarchalnego i złączona naturalnie z nieudolnością posiadania, łagodniała stopniowo i że prawo własności osobistej zdobywanym było w miarę upadku rodziny pierwotnej. Jeżeli jednak od praojców ras ucywilizowanych przejdziemy do istniejących dzisiaj nieucywilizowanych plemion, to napotkamy fakty, domagające się od nas ograniczenia owego poglądu. Jakkolwiek w społeczeństwach pierwotnych całkowita podległość kobiet jest zasadą ogólną, to jednak spostrzegamy też wyjątki — zarówno wśród społeczeństw niższej organizacji, niż patriarchalne, jak i w społeczeństwach o organizacji wyższej, nie noszących już żadnych śladów minionego stanu patriarchalnego. Wśród Kocch’ów rządzących się głównie za pośrednictwem ” sądów starszyzny” — „kiedy kobieta umiera własność rodzinna przechodzi do jej córki”. W plemionach Karenów, których wodzowie, niezbyt władni, są pospolicie obieralnymi, n często niema ich wcale, „ojciec przekazuje własność swą dzieciom… Nic się nie zostawia dla wdowy, lecz ma ona prawo użytkować z własności aż do śmierci. O Kasiach Steel powiada, że „domostwo należy do kobiety; zaś w wypadku, gdy mąż umrze lub oddzieli sio od niej, pozostaje ono jej własnością. Pośród Dajaków nadmorskich, u których prawo dziedziczeniu nie opiera się na pierworodztwie i których zwierzchnicy, jeśli istnieją, dochodzą, do władzy przez zasługi — żona, juko znosząca wraz ze swym mężem jednakie brzemię pracy, ” ma prawo w razie rozwodu do połowy bogactwa, wytworzonego ich wspólnym (zjednoczonym) trudem”; na koniec, Brooke pisze o pewnych Dajaknch lądowych, że „najpotężniejszymi z mieszkańców miejscowych były dwie sędziwe panie, które mi często mówiły, że wszystkie grunta i mieszkania należały do nich”. Ameryka północna dostarcza tam faktów pokrewnych. Na wyspach Aleutskich „kobietom bogatym pozwala się miewać po dwu mężów” — co każe domyślać się posiadania własności i przez kobietę. Pośród Kutków, w razie rozwodu, następuje ” ścisły podział własności” — przy czym żona bierze zarówno to, co wniosła, jak i to, co przysporzyła pracą podobnie też dzieje się u Spokanów „wszystkie ruchomości gospodarcze uważa się za własność żony”, a w wypadku rozejścia się, małżeństwa następuje tam sprawiedliwy podział własności. Albo jeszcze o Irokezach, znacznie posuniętych w rozwoju, jak żeśmy widzieli, a którzy swoim, pozostałym jeszcze przy życiu, systemem pokrewieństwa przez kobiety wskazują, iż nigdy nie przechodzili przez stadium patriarchalne, czytamy, że odróżniano tam wyraźnie prawa własności męża i żony, i, dalej, że, w wypadku rozłączenia się, dzieci szły za matką. Jeszcze bardziej uderzającym jest przykład, jakiego dostarczają pokojowi, przemyślni i wolne mający rządy Pueblowie, których kobiety, zajmujące i pod innymi względami stanowisko dogodne, nie tylko że odziedziczają własność, ale w niektórych wypadkach roszczą, sobie do niej prawo wyłączne, Nadto, Afryka, gdzie położenie kobiet, pod bardzo wieloma względami, jest niskie, lecz gdzie dotąd przechowały się rodowody w linii żeńskiej, dostarcza również przykładów. W Timbuktu dział syna z dziedzictwa po ojcu jest dwa razy większy, aniżeli dział córki. Powyżej wodospadu Jollalta, w Kongo, drób, jaja, manioka i owoce „jak się zdaje, należą do kobiet, tak iż mężczyźni nigdy nie rozporządzają się niemi, nie poradziwszy się żon, którym się tu daje za nie paciorki”.

Wiele faktów sprzeciwia się teorii, utrzymującej, że „dziecięctwo społeczeństw”, okazuje się nam w grupie patriarchalnej. Społeczeństwa najwcześniejsze, jak pozwolono domyślać się w rozdziale o „pierwotnych stosunkach płci”, o „luźności stosunków płciowych” ( promiscuity ), o „poliandrii”, pozbawionymi były zarówno organizacji domowej juk i politycznej. Zamiast gromadki po ojcowsku rządzonej, a będącej zarazem rodziną i zaczątkiem państwa, istniało pierwotnie skupienie samców i samic bez wszelkich stałych urządzeń i nie przedstawiające żadnych innych stosunków, oprócz tych, jakie ustanawiał silny, a zmieniała wola silniejszego.

§ 819. Tutaj, wreszcie, spotykamy się oko w oko z faktem, dostrzeganym już ubocznie, że hipoteza Sir Henryka Maine’a nie bierze pod uwagę żadnych wcześniejszych stadiów rozwoju ludzkości, niż okresy życia pasterskiego i rolniczego. Grupy, o których pisze on, iż potworzyły się z patriarchy, jego żony, potomków, niewolników, oraz trzód i stad ptasich są to grupy, każące już domyślać się oswojenia zwierząt różnych rodzajów. Ale zanim oswojenie to nastąpiło — mijały długie okresy ciągnące się wstecz po przez czasy przedhistoryczne. Aby zrozumieć grupę patriarchalna, musimy badać, jak wyrosła ona z grup mniej zorganizowanych, które ją poprzedziły.

Nie trudno będzie znaleźć odpowiedź, gdy zapytamy siebie, jakiego rodzaju życie domowe musi być następstwem oswojenia zwierząt trawożernych? Tam, gdzie pastwiska są obfite i pokrywają znaczne przestrzenie, tam utrzymywanie trzód oraz stad ptasich nie pociąga za sobą dzielenia się ich posiadaczy na bardzo małe grupki. Przykładem mogą tu być Komanczowie, którzy, jednoczą, z myślistwem chów bydła, a u których członkowie plemienia, łączą się w celu pilnowania własności. Ale tam, gdzie pastwiska nie są obfite, albo też gdzie roztaczają się one szmatami, nie podobna trzymać w jednym miejscu wicie bydła, a właściciele jego, tym samem, muszą się rozpraszać. Rzecz naturalna, iż podzielą się oni na takie gromady, jakie już niewyraźnie zaznaczają się w skupieniach pierwotnych. Pojedynczy mężczyźni wraz z tymi kobietami, jakimi zdążyli owładnąć, z tymi zwierzętami, jakie nabyli przemocą lub w inny sposób, oraz ze wszystkim, co do nich należy, będą tnę błąkali tu i owdzie, poszukując żywności dla swoich owiec i wołów. W okresach przedpasterskich, jak żeśmy to już zaznaczyli odnośnie do Buszmenów, zdarzają się często wypadki, iż brak dziko rosnącego pożywienia powoduje rozproszenie się na bardzo małe gromadki — zazwyczaj na pojedyncze rodziny, jasnym też jest, że kiedy, zamiast łapania zwierzyny i owadów, potrzeba karmić bydło, że wówczas rozkład pastwisk, napotykanych już mniejszymi już większymi oazami, będzie określał liczbę zwierząt, a tym samem i liczbę istot ludzkich, mogących utrzymać się w skupieniu. Tradycyjny tego przykład mamy w rozłączeniu się Lota z Abrahamem.

Uznawszy, w ten sposób, naturalny początek koczujących grup rodzinnych, zapytajmy teraz siebie, jakimi, prawdopodobnie, będą. ich cechy? Widzieliśmy, że system kierowniczy społeczeństwa rozwija się w starciach ze społeczeństwami sąsiednimi. Pomiędzy grupami pasterskimi, które się pooddzielały, a z biegiem czasu stały się sobie obcemi, musza powstać pewne antagonizmy, tak samo jak i pomiędzy grupami innymi: niekiedy przyczyną ich bywa zbliżanie się zabłąkanego bydła, czasem zaś wdarcie się na pastwisko już przywłaszczone. Ale, oto, zaznaczmy pewną różnicę. W plemieniu typu archaicznego owa przewaga, jaką. danemu mężczyznie nadaje od czasu do czasu wojna — dzięki jego sile, woli lub przebiegłości — pospolicie nie zamienia się na zwierzchnictwo etałe ( § 250 ), gdyż na władzę jego patrzą z zawiścią inni mężczyźni, którzy mu dorównywają. pod względami innymi. Inaczej ma się rzecz w grupach pasterskich. Wojna pomiędzy grupami, dążąca zwykle do wytworzenia zwierzchnika w każdej grupie, znajduje tu osobnika, gotowego do zajęcia właściwego stanowiska. Znajduje już ona tutaj ojca, ktory od samego początku, dzięki prawu pięści, był przywódca, właścicielem, panem żony, dzieci i wszyskiego tego, co prowadził ze sobą. W okresach uprzednich działalność jego krępowaną, bywała nieco przez innych mężczyzn plemienia; obecnie tak nie jest. Synowie jego dawniej stawali się myśliwcami i sami zdobywali pewne środki do życia niezależnego; obecnie czynić tego nie mogą.

Zaznaczmy tu jeszcze drugą różnicę. Przez oddzielanie się innych mężczyzn lepiej uwydatnia się ten fakt, że dzieci są. nie tylko dziećmi jego żony, ale i jego samego; dalej, ponieważ wśród grup sąsiednich jego grupa wyróżnia się jego imieniem, przeto o jego dzieciach niekiedy mówi się jako o członkach jego grupy, niekiedy zaś, jako o jego dzieciach. W ten sposób ulatwionym zostaje powstanie rodowodu w linii męskiej. Jednocześnie też nadarza się sposobność uznawania zwierzchnictwa najstarszego syna. Najpierwszy w niesieniu pomocy ojcu, najpierwej dosięgający wieku dojrzałego, najpierwej mogący się żenić i mieć dzieci — bywa on zazwyczaj tym, na którego, w miarę starzenia się i ze śmiercią ojca, przechodzi władza. Ztąd też w idących po sobie pokoleniach objawi się dążność ogólna do ( ego, aby najstarszy z mężczyzn bywał zwierzchnikiem rozrastającej się grupy; w podobny też sposób jak władzca rodziny powstanie również i władzca polityczny — patriarcha.

Jednocześnie też współdziałanie przemysłowe znajduje dla siebie pokarm. Dzicy typów najniższych zbierają korzenie, jagody, mięczaki, robaki, drobno zwierzęta i t. p” bez wszelkiego udziału pracy zbiorowej. Pośród tych, którzy już dosięgli wyższego stadium myśliwstwo i łowią, zwierzynę grubą, należy domyślać się działań wspólnych, jakkolwiek jeszcze dorywczych. Ale, wznosząc się do takiego stadium, w którym codziennie potrzeba paść i ochraniać trzody oraz stada ptasie, w którym codziennie produkty chowu ich mają. być zużytkowywane, spostrzeżemy, że niezbędnymi się stają, różnorodne działania zjednoczone; na koniec, pod rządem patriarchalnym nadaje się im bieg prawidłowy przez wyznaczenie każdemu jego obowiązków. Taka koordynacja czynności i wynikająca z niej wzajemna zależność części prowadzi grupę do zespalania się w organiczną całość. Stopniowo dla każdego z jej członków staje się rzeczą niemożliwą, żyć samopas, gdyż bywa on wówczas pozbawionym nie tylko rodziny i osłony, ale też pożywienia i odzieży, jakich dostarczają zwierzęta domowe. W ten sposób, urządzenia przemysłowe wraz z rządowymi dążą zgodnie do wytworzenia dobrze zespolonego skupienia, spójnego wewnątrz i wyodrębnionego wyraźnie od innnych skupień — na zewnątrz.

Sprawa ta posuwa się dalej, dzięki zanikaniu osobników mniej rozwiniętych. Wobec innych warunków jednakich, grupy najbardziej uległe swym przywódzcom największe będą miały powodzenie w bitwach. Wobec innych warunków jednakich, te z nich, które, dłużej słuchając rozkazów, porozrastały się w grupy większe — będą miały taką samą przewagę. Wreszcie, wobec innych warunków jednakich, pewien też zysk odnoszą, takie, wśród których, pod wpływem rozkazów patriarchy, współdziałanie przemysłowe stało się bardziej skutecznym. W ten sposób, dzięki ostawaniu się nnjzdatniejszych, z pomiędzy grup pasterskich, walczących ze sobą o byt, te najłacniej się rozplenia, których siła stała się największą, pod wpływem ulegania rozkazom przywódzców oraz wzmożenia się wzajemnej zależności części; z biegiem czasu typ patriarchalny zarysowywać się będzie coraz wyraźniej. Nie znaczy to, co prawda, iżby nastąpić miało całkowite zniknięcie grup mniej zorgnizowanych; okolice bowiem sprzyjające sprawie wyżej opisanej ułatwiają również ostawanie się hordom pomniejszym, pędzącym żywot bardziej łupieżczy i mniej pasterski.

Zauważmy teraz, jak, w takich okolicznościach, powstaje pewien porządek rzeczy, dotyczący posiadania. Podział dóbr, jakiego z góry domyślać się każe indywidualizacja własności, nie może posunąć się zbyt daleko bez pewnych urządzeń, nie znanych życiu dzikiego. Potrzebną tu jest miara czasu, ilości, wartości. Kiedy od pierwotnego przywłaszczania rzeczy znalezionych, pojimanych, lub zrobionych, przejdziemy do nabywania ich za pomocą, kupna lub zasług, to spostrzeżemy, iż należy się tu domyślać przybliżenie równej wartości rzeczy wymienianych; w braku też uznanej równoważności, która musi tu być tylko wyjątkową, spostrzegać będziemy wielki opór przeciwko wymianie. Wśród dzikich przeto, własność nieznacznie tylko rozszerza się poza to, co człowiek sam sobie zdobyć potrafi. Podobne też przeszkody napotykamy w życiu pasterskim. W jaki sposób można tu wymierzyć wartość pracy, poniesionej przez każdego ku wspólnemu dobru? Dzisiaj pastuch może karmić bydło swe tuż pod ręką; jutro musi pędzić je daleko i późno z niem powracać. Tutaj owczarz prowadzi trzodę swą. na bogate pastwisko, w okolicy zaś zwiedzanej następnie owce się rozpraszają, w pogoni za skąpym pożywieniem i wiele miewa on kłopotu z odszukaniem zbłąkanych. Nie podobna wcale obrachować czyjejkolwiek pracy; nie ma też powszechnie przyjętej normy zapłaty, która by dała wyobrażenie o względnych prawach każdego do udziału w wytworzonym produkcie. Praca córki albo niewolnicy, która doi krowy albo która czerpie wodę już z pobliskiego źródła już z odległego — zmienia się z dnia na dzień; zaś wartość jej nie może być poznaną w odniesieniu do wartości prac innych. Tak samo ma się rzecz z garbowaniem skór, z wyrobem odzieży, ustawianiem namiotów. Za wszystkie te rozmaite usługi, różniące się tak co do mozołu, czasu trwania, jak i wymaganej biegłości, niepodobna płacić pieniędzmi lub produktami, gdy niema ani obiegu ich ani rynku, na którym względne wartości artykułów i pracy mogłyby być ustanowione przez współubiegających się. Bez wątpienia, można oznaczyć pewne wynagrodzenie usług, ocenionych z grubszego na tyle a tyle sztuk bydła albo owiec. Ale, oprócz tego, że ta forma zapłaty, dozwalająca li tylko na wynagrodzenie w bardzo okrągłych cyfrach, nie może być braną dogodnie przez wszystkich członków plemienia, mamy jeszcze ten fakt, iż, nawet w przypuszczeniu, że tak nie jest, członkowie grupy nie mogą pojedyńczo zużytkowywać otrzymanych działów. Owce potrzeba paść razem i nigdy się nie poszle ich małemi trzódkami, tak iżby każda miała swego przewodnika. Mleko musi być urządzane w masach większych — inaczej poniesie się znaczną, stratę w pracy zbyt wielu krowiarek i w traktowaniu później osobno każdego z pojedynczych udojów. Tak ma się rzecz ze wszystkim. Członkowie grupy, drogą, naturalną, przybierają zwyczaj wzajemnego służenia sobie swą. pracą i zaspakajania potrzeb swych z otrzymanych wyników tej pracy. patriarcha — będący zarazem głową rodziny, kierownikiem przemysłu, właścicielem grupy i wszystkiego co do niej należy — kieruje pracą swych podwładnych; utrzymując zaś ich z zasobów, zdobytych wspólną ich pracą, o tyle tylko krępuje się w obdzielaniu ich, jak zresztą. W ogóle w swym postępowaniu, o ile wymaga tego zwyczaj albo wzgląd na możliwy opór lub odstępstwo w razie, gdyby za daleko posunął się w lekceważeniu opinii powszechnej.

Wzmianka o odstępstwie — secesji — przyprowadza nas do roztrząśnięcia ostatniej jeszcze cechy grupy patriarchalnej. Społeczeństwa małe, najczęściej żyjące wrogo ze społeczeństwami sąsiednimi, troszczą się o powiększenie liczby swych mężczyzn, aby silniejszymi były na wojnie. Stąd to nierzadko zdarza się zabijanie dzieci płci żeńskiej w celu ułatwienia chowu chłopców; stąd w miejscowościach niektórych, jak np. w pewnych częściach Afryki, kobiecie przebacza się wszelką ilość zboczeń, jeżeli tylko rodzi dużo dzieci; stąd wreszcie fakt, że pośród Hebrajczyków niepłodność była zarzutem. Ta chęć wzmocnienia się przez powiększenie liczby członków walczących popycha każdą grupę do gościnnego przyjmowania zbiegów grup innych. Wszędzie i zawsze odbywa się dezercja — już opornych, już występnych jednostek. Dzieje wieków feudalnych, opowiadające o rycerzach i wojownikach, którzy bądź dla złego z nimi obchodzenia się, bądź w obawie kary uciekali, przyjmując służbę u innych książąt lub panów, przypominają nam to, co się obecnie dzieje w różnych częściach Afryki, gdzie podwładni danego wodza, obchodzącego się z nimi zbyt surowo, opuszczają go i przystają do pewnych wodzów sąsiednich; albo jeszcze przypomina to nam o tym, co się zdarza nawet wśród plemion tak wędrownych jak Koroadowie, których członkowie wstępują już w taką hordę już w inną — odpowiednio do własnego popędu. Że zaś podobnie ma się rzecz z plemionami pasterskimi — na to mamy dowody bezpośrednie. Pallas powiada nam o Kałmykach i Mongołach, że mężczyźni uciskani przez swoich wodzów, odbiegają ich i udają się do innych. Ucieczki te z jednego plemienia do drugiego zdarzają, się wszędzie, pociągają za sobą. obrzęd ( ceremonię ) wcielania do grupy — jeżeli cudzoziemiec jest człowiekiem odpowiedniego znaczenia i wartości — zmianę imienia, mieszanie krwi i t. d. przez co, jak się przypuszcza, staje się on istotą tej samej przyrody, co i ci, z którymi się połączył. Co też dzieje się, gdy grupa nie jest już myśliwską ale patriarchalna? Przyjęcie do grupy staje się wtedy przyjęciem do rodziny. Ponieważ obie stanowią jedno, gdyż rodzina, jak np. u Hebrajczyków, nazywa się inaczej „namiotem”, przeto wcielenie polityczne jest tym samem co i wcielenie do rodziny. Adoptacja zaś rodzinna, ukazawszy się w ten sposób, jako następstwo pierwotnej adoptacji plemiennej, trwa jeszcze długo potem w społeczeństwach późniejszych, kiedy już znaczenie jej zaginęło.

Obecnie postarajmy się uzasadnić takie tłumaczenie rzeczy.

Spostrzegamy, że jakkolwiek odmiennej przyrody są. rozmaite grupy, wiodące żywot pasterski, to jednak w owych warunkach szczególnych rozwijały one zawsze ten typ społeczny. Nie potrzeba nadmieniać, że typ ten cechował dawnych Semitów: faktycznie służyli oni często jako wzór jego cech rozmaitych. Że Aryjczykowie, w ciągu swych stadiów koczowniczych, rozwijali go również, tego domyślać się pozwalają, przytoczone wyżej wzmianki o badaniach i wywodach Sir Henryka Maine’a, Znajdujemy też ustrój patriarchalny u Mongołów w Azyi oraz u rozmaitych całkiem niepokrewnych sobie ludów Afryki. O Hotentotach, którzy, wyłącznie oddając się pasterstwu, tym się różnią od sąsiednich Buszmenów i Kafrów, że zgoła nie uprawiają roli, dowiadujemy się, że całe mienie „przechodzi na najstarszego syna, lub w braku jego — na najbliższego z krewnych męskich” i że najstarszy syn może, po śmierci ojca, zatrzymać braci swych i siostry w pewnego rodzaju niewolnictwie. Zauważmy nadto, że wśród sąsiednich Damarczyków, którzy, również wyłącznie oddając się pasterstwu, niepodobni są z tego, że pokrewieństwo w linii żeńskiej przetrwało tam dotąd częściowo, patriarchalna organizacja bądź rodziny bądź też plemienia słabo jest rozwinięta, podporządkowanie zaś nieznaczne; dalej, że pośród Kafrów, którzy, jakkolwiek w znacznej mierze pasterscy, są jednak po części rolnikami, rządy patriarchalne, zarówno prywatne jak i publiczne są ograniczone.

Byłoby niewłaściwością utrzymywać, że ten typ rodziny nie powstaje w żadnych innych okolicznościach, jak tylko w warunkach życia pasterskiego. Nie mamy dowodu na to, iż nie mógłby on się ukazać wraz z bezpośrednim przechodzeniem stanu łowiectwa w stan życia rolniczego. Zdaje się jednak, że zazwyczaj takiemu przejściu bezpośredniemu towarzyszy inny szereg zmian. Tam, gdzie, jak w Polinezji, życie pasterskie było niemożliwe lub gdzie, jak w Peru i Meksyku, nie mamy powodu sądzić, iżby istniało kiedykolwiek, tam urządzenia domowe i państwowe, cechujące się jeszcze mniej lub więcej pierwotnym systemem pochodzenia w linii żeńskiej, zdobywały pewne określone formy pochodzenia w męskiej linii oraz towarzyszące im urządzenia. Ale, jak się okazuje, czyniły to one pod uciskiem wpływów ustawicznej wojny. Odnośną wskazówkę znajdujemy w twierdzeniu Gamary o Peruwiańczykach, że „siostrzeńcy odziedziczali nie zaś synowie z wyjątkiem Inkasów”. Jeszcze lepiej uwydatnia się to w wielu państwach afrykańskich. Wśród Murzynów nadbrzeżnych, u których pokrewieństwo liczy się zwykle w linii żeńskiej i których rozmaite i rozmaicie rządzone społeczności są najczęściej bardzo nieustalone, pochodzenie w linii męskiej utrwaliło się w niektórych królestwach. Murzyni wewnątrz-lądowi podobnie też, przestrzegając powszechnie pochodzenia w linii żeńskiej, zarówno w państwie jak i w rodzinie, zdobyły dla swoich prywatnych i politycznych urządzeń pewne cechy, pokrewne tym, jakie wyłoniły się z systemu patriarchalnego; podobnie też świadczy przykład Konga. Dalej, w potężnym królestwie dahomejskim, gdzie władza monarchy jest trwała i absolutna — rodowód w linii męskiej i prawo pierworodztwa ustalone jest najzupełniej, zaś w Aszantyi, rządzonej mniej despotycznie, utrwaliło się częściowo.

Ale, bez względu na to czy patriarchalny typ rodziny powstaje czy też nie powstaje w jakichkolwiek warunkach innych, możemy śmiało powiedzieć, że życie pasterskie sprzyja najbardziej jego rozwojowi. Z ogólnych praw ewolucji wynika, że we wszelkiej grupie jednostek podobnych, a podlegających jednocześnie działaniu sił jednakich co do rodzaju, natężenia i kierunku, odbywa się integracja (Pierwsze zasady §§ 163, 168), oczywiście zaś członkowie rodziny koczującej, utrzymywani w skupieniu wspólnością interesów i łącznie występujący przeciwko innym takim rodzinom, będą bardziej zintegrowani, niż członkowie rodzin skojarzonych z innymi rodzinami w danem plemieniu: w tych ostatnich bowiem wspólne interesy są w znacznej mierze interesami plemienia. Zupełnie tak samo, jak większe skupienie społeczne zyskuje na spoistości pod wpływem współdziałania swych członków w starciach z podobnymi skupieniami sąsiednimi, tak podobnie też zachowuje się to najmniejsze skupienie społeczne, składające się z gromadki koczowniczej. To samo też można powiedzieć i o zróżniczkowaniach, które się tu ukazują jednocześnie. Tak samo jak rząd społeczności większej rozwija się w ciągu walk swoich ze społeczeństwami innymi, tak podobnie zachowuje się też rząd tej społeczności najmniejszej. Ponieważ zaś tutaj społeczeństwo i rodzina stanowią jedno, przeto rozwój narządów kierowniczych społeczeństwa staje się rozwojem kierowniczych narządów rodziny. Co większa, analogia każe przypuszczać, że wyższa organizacja, jaką pod wpływem tej dyscypliny przybiera rodzina, czyni ją lepszym pierwiastkiem składowym społeczeństw, tworzących się później, niż są te grupy rodzinne, które przez dyscyplinę podobną nie przechodziły. Widzieliśmy już, że wielkie narody powstają jedynie dzięki powtarzającym się wielokrotnie zespoleniom (aggregation and reaggregation). Małe społeczności muszą przede wszystkim zdobyć sobie pewną budowę i dojść do jakiegoś skonsolidowania się; mogą przeto one łączyć się w społeczności złożone, te zaś, gdy się należycie zintegrują, mogą tworzyć jeszcze większe społeczeństwa i t. d.; grupy takie, zdobywszy spoistość i określoność w sposób opisany wyżej, następnie zaś dochodząc do coraz większej złożoności, dały początek społeczeństwom najwyższym.

Pewna analogia pomiędzy organizmem osobniczym a społecznym popiera ten wniosek. W urywku, którego zakończenie już przytaczałem, Sir Henryk Maine, posługując się przenośnią, zaczerpniętą, z biologii, powiada: „Wszystkie gałęzie społeczności ludzkiej mogły się były rozwinąć albo nie rozwinąć z połączonych rodzin, które powstały z pierwotnej komórki patriarchalnej; ale bez względu na to Zjednoczona Rodzina jest instytucją rasy aryjskiej, widzimy, iż wyłania się ona z takiej komórki, kiedy zaś się rozpada, to, jak widzimy, rozpada się na pewną liczbę takich właśnie komórek”, autor każe, w ten sposób, domyślać się, że tak samo jak komórka jest ostatecznym pierwiastkiem składowym organizmu osobniczego, tak rodzina jest takim samym pierwiastkiem społecznego ustroju. W każdym razie jednak, jakkolwiek pogląd ten jest pospolicie prawdziwym, to wszakże nie jest takim całkowicie, zastrzeżenie zaś, jakie tu uczynić potrzeba jest niezmiernie pouczające. Na nizinach świata zwierzęcego istnieją twory, nie mające określonej budowy komórkowej — małe bryłki żywej protoplazmy, pozbawione błonki zewnętrznej, a nawet jądra. Istnieją również pewne typy, powstające ze skupienia takich istot; jakkolwiek zaś przypuszcza się obecnie, że składniki osobnicze jednego ze złożonych Foraminifera posiadają jądra, to jednak nie przedstawiają one bynajmniej określoności rozwiniętych komórek. W typach wyższych jednakże dzieje się inaczej. Każde’ ze zwierząt jamochłonnych, mięczaków, zestawnych lub kręgowców poczyna się jako gromadka wyraźnych, jądrem obdarzonych komórek. Stąd zdawałoby się że niezróżniczkowana cząstka protoplazmy, stanowiąca zwierzę najniższe nie może, przez łączenie się z innymi takimi cząstkami, wytworzyć podstawy dla zwierzęcia wyższego i że skupienia najprostsze muszą się rozwinąć w sposób określony, zanim będą mogły wytwarzać, przez połączenie, większe agregaty, zdolne do dalszego rozwoju. Podobnie ma się rzecz ze społeczeństwami. Plemiona, u których rodzina pozostaje niewyraźną i nieustaloną — są też nieokrzesanymi pod względem politycznym. Liczne ludy ucywilizowane częściowo, a cechujące się pewną określonością i spójnością urządzeń rodzinnych, dosięgały też odpowiedniej wysokości urządzeń społecznych. Zaś organizacji najwyższej dosięgły narody, złożone z grup rodzinnych, które już uprzednio dobrze się były zorganizowały.

§ 320. Obecnie, ograniczając uwagę naszą do owych Społeczeństw najwyższych, musimy podziękować Sir Henrykowi Maine’owi za pokazanie nam dróg, jakimi wiele z pomiędzy ich wyobrażeń zwyczajów, praw i urządzeń wyłoniło się z tych, jakie cechowały grupę patriarchalną.

Zawsze pewien sposób życia, jeżeli tylko zachowywanym jest przez wiele pokoleń, kształtuje przyrodę człowieka; wynikające też z niego zwyczaje i wierzenia tradycyjne oraz towarzyszące im uczucia dają się zmieniać z trudnością. Stąd też, przeszedłszy od koczowniczego życia pasterskiego do osiadłego życia rolnika, patriarchalny typ rodziny, wraz z jego ustalonymi cechami, przetrwał i piętno swoje wycisnął na urządzeniach społecznych, jakie powstały stopniowo. Jak powiada Sir Henryk Maine, „Wszystkie grupy większe, stanowiące społeczeństwa pierwotne, w których napotykamy rodzinę patriarchalną, powstały, jak widzimy, z rozmnożenia się jej i same są mniej lub więcej na obraz jej utworzone”. Podziały, jakie wynikają później, zarysowują się mniej lub więcej wyraźnie. „W zjednoczonej niepodzielnej rodzinie Hindusów pnie albo szczepy, znane prawu europejskiemu jedynie jako pewne gałęzie spadkobierców, są tutaj w istocie poddziałami rodziny, mieszkają razem w odrębnych częściach wspólnej siedziby”. Podobnie też dzieje się w niektórych częściach Europy. Podług słów innego pisarza „Bułgarscy podobnie jak i rosyjscy chłopi trzymają się dawnego patriarchalnego sposobu a ojciec oraz żonaci synowie z ich dziećmi i wnukami żyją pod jednym dachem aż do śmierci dziada. W miarę tego jak się który syn żeni, dodaje się nową izbę do starej budowli — tak, iż, z nowym pokoleniem — od dwudziestu do trzydziestu ludzi mieszka pod jednym dachem, a wszyscy okazują szacunek i posłuszeństwo głowie rodziny”. Dalsze rozrodzenie się wytwarza gminę wioskową, w której domostwa, a po części też własność rolna, już się wyodrębniły. Na koniec, kiedy już powstanie większa ludność i rozmaite szczepy zmieszają się ze sobą na miejscu, tworzą się wówczas takie grupy w grupach, jak owe stanowiące u Rzymian rodzinę, dom i plemię (tribe); we wszystkich zaś wypadkach wspólność pochodzenia bywa ogniwem łączącym.

Obok oporności urządzeń patriarchalnych wobec zmienionych warunków, ukazuje się też trwałość patriarchalnych zasad. Spostrzegamy przewagę najstarszego mężczyzny — niekiedy, jak w prawie rzymskim, zdobywającą nawet władzę życia i śmierci nad żoną i dziećmi. Dalej, przez długi jeszcze czas utrzymuje się pojęcie, że obraza jednostki jest obrazą grupy, do której ona należy, a jako następstwo tego trwa w dalszym ciągu zwyczaj wkładania na grupę odpowiedzialności i wymierzania jej kary za jednostkę. Występuje agnatyczny system pokrewieństwa i odpowiednie też prawa dziedziczenia. Na koniec, rozwija się kult przodków, w którym się jednoczą, grupy rodziny, domu, plemienia i t. d. — tym obszerniejsze im bardziej odległym jest przodek. Wyniki wszakże zaznaczone tutaj pokrótce nie dotyczą nas teraz, należy je rozważać raczej jako zjawiska życia społecznego, nie zaś domowego.

Ale musimy tu mieć do czynienia z pewną inną jeszcze cechą ogólną, jaką uwydatnia Sir Henryk Maine — z dezintegracją rodziny. „Jednostką, dawnego społeczeństwa była rodzina”, powiada on, zaś jednostką „społeczeństwa nowożytnego — osobnik”. Otóż, po wyłączeniu owych archaicznych typów społeczeństwa, w których, jak żeśmy widzieli, rodzina jest nierozwiniętą, uogólnienie to, jak się zdaje, znajduje poparcie w faktach; jest zaś ono wielkiej doniosłości: przypominając sobie przytoczone wyżej napomknienia, dotyczące rodziny patriarchalnej, zapytajmy co się zdarzyć musi, kiedy przyczyny współdziałające jej wytwarzaniu się, zastąpionymi zostaną przez inne przyczyny, oddziaływające w kierunku przeciwnym, a zrozumiemy dlaczego zmiana ta nastąpiła. W grupach najniższych, kiedy na wojnie i łowach rozwija się współdziałanie jednostek, należących do rozmaitych szczepów, rodzina pozostaje jeszcze nieokreśloną, niespójną, zaś jednostką społeczną jest wówczas osobnik. Lecz kiedy niezupełnie jeszcze ukształtowane rodziny, wraz z ich zwierzętami domowymi, wytworzą grupy odrębne, kiedy współdziałanie odbywa się wśród jednostek, złączonych zarówno domem jak i społeczeństwem, wówczas rodzina staje się określoną, spójną, zorganizowaną; jej zaś czynnik kierowniczy zdobywa siłę, gdyż jest zarazem rodzinnym i państwowym. Organizacja ta, którą grupa pasterska otrzymuje dzięki temu, że jest zarazem rodziną i społeczeństwem, a która doskonali się stopniowo wskutek starć i pozostawania przy życiu najzdatniejszych, prowadzi ją do życia osiadłego. Ale życie takie sprowadza rozrost liczebny w wielu podobnych, sąsiadujących ze sobą grupach; każda zaś z nich, w tych zmienionych warunkach — osłonięta jest przeciwko niektórym z działań, jakie dały początek jej organizacji, a natomiast wystawioną bywa na działania inne, dążące do jej zdezorganizowania. Jakkolwiek wszczynają się jeszcze kłótnie pomiędzy rozmnożonymi rodzinami, to jednak, ponieważ związek ich krwi trwa u wszystkich w myśli dłużej, niż byłby trwał, gdyby koczując z każdym pokoleniem oddalały się one były od siebie, przeto antagonizm natrafia na przeszkody większe. Dalej, kult wspólnego przodka, w czym łatwiej mogą się teraz jednoczyć w określonych stale odstępach czasu, działa na swary ich powściągająco i w ten sposób również utrzymuje ich razem. Nadto, rodzina nie tak łatwo będzie już napadnięta w odosobnieniu przez wroga; najściu nieprzyjaciół podlega raczej jednocześnie pewna liczba sąsiadujących ze sobą rodzin i jednocześnie też one stawią opór: popycha to je do współdziałania. W ciągu następnych stadiów społecznego rozwoju to współdziałanie wzmaga się, a rodziny, społem podlegające działaniu podobnych sił zewnętrznych, dążą do zintegrowania się. Widzieliśmy już, że dzięki podobnemu procesowi takie społeczności, jak plemiona, baronie feudalne, jak małe królestwa, łączyły się w społeczności większe, widzieliśmy, że wraz z owym zjednoczeniem, wynikłem ze współdziałania — początkowo dla obrony i napadu, następnie zaś dla celów innych — stopniowo zacierają się też granice pomiędzy grupami i następuje istotne zlewanie się. Tutaj poznajemy taki sam proces, jaki odbywa się pomiędzy grupami najmniejszymi. Całkiem zgodne z powyższym ogólnym tłumaczeniem rzeczy jest u Sir Henryka Maine’a tłumaczenie szczególne — upadku patriae potestatis u Rzymian. Zaznacza on, jak ojciec i syn musieli tam wykonywać swoje cywilne i wojskowe obowiązki — na stopie zupełnej równości — t. j. całkiem innej, niż zwykła ich stopa domowa, oraz jak wskutek tego osobne zdobywanie powagi, władzy, łupów i t. p. stopniowo podkopywało despotyzm ojcowski. Skoro członkowie rodziny pracowali już razem nie tylko w stosunkach zwykłej nierówności, ale przychodzili do pracy w stosunkach jednakich względem władzy państwowej i wrogo, tedy współdziałanie i podporządkowanie publiczne urastały kosztem prywatnego współdziałania i podporządkowania. Na koniec, w skupieniach dużych, wytwarzających się niekiedy, do tegoż wyniku prowadziły zarówno działania przemysłowe jak i wojenne. Mr. Evans, w dziele swym Through Bosnia and the Herzegovina, opisując słowiańskie gminy – zadrugi, rozprzęgające się pod naciskiem współzawodnictwa przemysłowego, powiada. „Prawdą jest, że bodziec do pracy i oszczędności osłabł, wskutek poczucia tego, że osobiste zainteresowanie się ich owocami uległo rozdrobnieniu”.

Obecnie zaś zwróćmy uwagę na przedziwną równoległość pewnej zmiany, zachodzącej w organizmie społecznym oraz osobniczym. Widzieliśmy, że ukształtowane i obdarzone jądrem komórki są pierwiastkami składowymi, których skupienie tworzy podstawę organizmów wyższych; w taki sam sposób dobrze rozwinięte proste grupy patriarchalne są tymi, z których, drogą ich skupiania się, mogą. powstawać wyższe społeczeństwa. Tutaj dodam, że tak samo, jak w wyższych organizmach osobniczych zgromadzone komórki, tworzące zarodek i zachowujące przez pewien czas swoją odrębność, stopniowo ustępują miejsca takim narządom, w których forma komórkowa maskuje się i prawie ginie, tak też i w organizmie społecznym proste i złożone grupy rodzinne, które były składnikami pierwiastkowymi, niekiedy tracą swą odrębność, a wówczas powstaje budowa utworzona z pomieszanych ze sobą osobników, należących do wielu rozmaitych szczepów.

§ 321. Pozostaje jeszcze zagadnienie wielkiej wagi, mające znaczenie bezpośrednie dla państwa, a mianowicie — czy istnieje jakakolwiek granica owej dezintegracji rodziny?

U narodów, bardziej w rozwoju posuniętych, ów proces dysolucji większych skupień rodzinnych, rozpraszający plemiona i rody a pozostawiający tylko rodzinę właściwą, dokonał się od dawna; nadto, rozpoczęła się już tam częściowa dezintegracja rodziny właściwej. Obok zmian, które stawiały odpowiedzialność osobistą na miejsce odpowiedzialności rodzinnej — w sprawach obrazy, odbywały się też zmiany, które, w pewnym stopniu, uwalniały rodzinę od odpowiedzialności za jej członków również pod względami innymi. Kiedy na mocy prawa o biednych ustanowiono publiczne utrzymywanie dzieci, którym rodzice odpowiedniego utrzymania nie dawali lub dawać nie mogli — wówczas w pewnym zakresie, społeczeństwo brało na siebie czynności rodziny; podobnie też działo się, kiedy, w niejakiej mierze, wzięło ono na siebie utrzymywanie rodziców, pozbawionych opieki swych dzieci. Prawodawstwo czasów ostatnich jeszcze bardziej rozluźniło węzły rodzinne, uwalniając rodziców od troski o umysłowość dzieci i zastępując wykształcenie, prowadzono pod kierunkiem rodziców, przez edukację, pozostającą pod kierownictwem rządu; na koniec tam, gdzie przeznaczone ku temu władze uważały za potrzebne po części odziewać dzieci zaniedbane, zanim je poczęto uczyć, a nawet ćwiczyć je rózgami za niechodzenie do szkoły (2) — tam jeszcze dalej posunięto się w owym zastępowaniu odpowiedzialności rodziców przez odpowiedzialność narodową. Uznawanie za jednostkę społeczną osobnika raczej nie zaś rodziny zachodzi obecnie tak daleko, że ojcowskie obowiązki państwa przez wielu uważane są za rzecz oczywistą samo przez się; to też zbrodniarzy nazywamy „naszymi błędami”.

Czy owe objawy dezintegracji rodziny są częścią normalnego postępu? Czy po drodze tej dążymy do takiego stanu rzeczy jakiego dosięgły różne stowarzyszenia socjalistyczne w Ameryce i gdzie indziej? W stowarzyszeniach tych obok wspólnej własności, oraz obok czegoś w rodzaju wspólności żon spostrzegamy też wspólne opiekowanie się dziećmi: rodzina jest tu całkowicie zdezintegrowaną,. Uczyniono już krok nie jeden w kierunku takiej organizacji. Czy też postawienie pozostałych kroków jest tylko kwestią czasu?

Na pytania te całkiem odmienną odpowiedź dają owe uogólnienia biologiczne, od jakich rozpoczęliśmy rzecz naszą. W rozdziale II wskazano fakty, świadczące, że wraz z postępem w kierunku wyższym typów zwierzęcych spostrzegamy też przedłużanie się okresu, w ciągu którego potomstwo korzysta z opieki rodzicielskiej; że w rodzaju ludzkim opieka ta, trwając przez całe dzieciństwo, staje się wielce umiejętną i długą, i że pośród najwyższych członków ras najwyższych przedłuża się ona aż do pierwszych okresów dojrzałości, już podążając często z pomocą materialną, już strzegąc strony obyczajowej, już też posługując się złożonym aparatem pomocniczym, służącym kulturze umysłu. Co większa, widzieliśmy, że obok tego przedłużenia się i wzmacniania troskliwości rodziców o dzieci, urasta też wzajemna troskliwość dzieci względem rodziców. Nawet wśród najwyższych zwierząt typów antropoidalnych spostrzegamy najzupełniejszy brak w dzieciach tego pomagania rodzicom, troskliwości o nich. Wśród niższych ras ludzkich uczucia te zarysowują się jedynie słabo — sędziwi ojcowie i matki bywają tu bądź zabijani, bądź pozostawiani na pastwę śmierci głodowej; zaś w miarę zbliżania się do ras bardziej ucywilizowanych, cechy owe stają się coraz wybitniejszemu Czyżbyśmy w dalszym przebiegu ewolucji mieli obalić to wszystko? Czyliż owe więzy pomiędzy rodzicami a dziećmi, zyskujące coraz bardziej na ścisłości i to w ciągu późniejszych stadiów rozwoju organicznego, miałyby się stać niegodnymi zaufania i czyliż raczej, zamiast nich, zaufać należy więzom społecznym? Czyliż na silne uczucia, które z wykonywania obowiązków rodzicielskich uczyniły źródło wysokiej rozkoszy, należałoby zapatrywać się teraz jako na pozbawione wartości? Na koniec, czyli poczucie społecznego obowiązku względem dzieci w ogólności powinno być uprawianym przez każdego mężczyznę i każdą kobietę, jako uczucie lepsze i skuteczniejsze, niż instynkty i sympatyje rodzicielkie? Być może, iż Ojciec Noyes i uczniowie jego w Oneida Creek odpowiedzą Tak na każde z tych pytań; ale prawdopodobnie niewielu przyłączy się do owego Tak — nawet z pomiędzy tych, którzyby, idąc konsekwentnie, powinni byli się przyłączyć (3)

Nie spodziewając się bynajmniej, iżby dezintegracja rodziny miała posuwać się jeszcze dalej, mamy raczej powody sądzić, że już dzisiaj posunęła się ona za daleko. Prawdopodobnie rytmiczność zmiany, zgodnie ze zwykłem sobie prawem, uniosła nas daleko od jednego krańca ku drugiemu; spodziewać się też należy ruchu powrotnego Można tu przytoczyć pewien pouczający przykład równoległy. We wczesnych stadiach rozwoju jedynym oznaczanym pokrewieństwem pomiędzy rodzicami a dziećmi było spokrewnienie dziecka z matką; potem, w drodze powolnego postępu, doszło się do wyłącznego uznawania pokrewieństwa w linii męskiej — przy czym pomijano spokrewnienie dziecięcia z matką; na koniec, jeszcze później, również po pewnym długim okresie utrwalił się system pokrewieństwa z ojcem i matką. Podobnie też od takiego stanu, w którym jedynie grupy rodzinne bywały uznawanymi, zaś osobnik pomijanym, posuwamy się w kierunku stanu przeciwnego, w którym uznawanie osobnika oraz pomijanie rodziny dochodzi do ostatecznego krańca, czyniąc jednostkę społeczną nie tylko z osobnika dojrzałego ale i z niedojrzałego; możemy też spodziewać się, że od tego znów krańca nastąpi powrót do takiego stanu pośredniego, w którym ostatecznie zaginie złożona grupa rodzinna, zaś rodzina właściwa, złożona z rodziców i dzieci, ulegnie odnowieniu.

§ 322. Tutaj wreszcie stajemy wobec pewnej prawdy, nad którą dobrze powinni by się byli zastanowić politycy i filantropi. Pomyślność wszelkiej społeczności, jak i wszelkiego gatunku zależy od utrzymania bezwzględnego przeciwieństwa pomiędzy regime’em rodzinnym oraz państwowym.

Wszelki gatunek istot żywych, aby się ostać, musi odpowiadać dwom wymaganiom. Przez pewien okres czasu każdy jego członek musi doznawać usług — w stosunku prostym do swojej nieudolności; po tym okresie powinien korzystać z dobrodziejstw w stosunku prostym do swych zdolności. Spójrzcie na ptaka karmiącego pisklę, albo na ssaków, dostarczających pokarmu swym młodym, a zobaczycie, że niedoskonałość i nieudolność otrzymuje tu nagrodę; w miarę zaś wzmagania się zdolności, zmniejsza się pomoc, okazywano w dostarczaniu pożywienia i ciepła. Oczywiście to prawo, iż istota najmniejszej wartości musi otrzymywać pomoc największą, jest prawem zasadniczym w odniesieniu do osobników niedojrzałych; gatunek znikł, by w ciągu jednego pokolenia, gdyby rodzice nie pozostawali z niem w zgodzie. Teraz zauważmy jakiem, przeciwnie, jest prawo osobników dojrzałych. Tutaj jednostki doświadczają dobrodziejstw w stosunku prostym do swych zasług. Osobnik silny, zwinny, bystrooki, ponosi korzyść ze swej wyższości — już łowiąc zdobycz, już unikając wroga — stosownie do potrzeby. Mniej zdolnemu powodzi się gorzej, biorąc ogólnie, pozostawia on mniej potomstwa. Najsłabszy — ginie nie mogąc zdobyć pożywienia albo uniknąć zagłady dzięki tej sprawie utrzymują się przymioty gatunku, pozwalając ostawać się w walce o byt z gatunkami innymi. W ciągu życia dojrzałego panuje przeto zasada wprost przeciwna tej, jaka rządzi życiem niedojrzałym.

Widzieliśmy już, że społeczeństwo ma się tak względem swoich rodaków, jak gatunek względem swoich (§ 277); to też prawda, jaką oglądaliśmy przed chwilą, stosuje się zarówno do obojga. Prawem życia istot nierozwiniętych jest to, że największa pomoc musi być okazywaną tam, gdzie jest najmniejsza zasługa. Bezsilne, nieużyteczne niemowlę, niezmiernie wymagające, musi być karmionym co godzina, ogrzewanym, bawionym, nauczanym. W miarę tego, jak w ciągu dzieciństwa i chłopięctwa wzmaga się jego zdolność samozachowania, poczyna ono wymagać i doznawać zabiegów już nie tak ustawicznych; są, one jednak wielkie. Dopiero ze zbliżeniem się do wieku dojrzałego, gdy już nabędzie pewnej wartości i pewnych zdolności — polityka owa zmienia się znacznie. Ale kiedy młodzieniec rozpocznie walkę życiową — obchodzą się z nim podług systemu wręcz przeciwnego. Ogólną zasadą staje się teraz ta, iż nagroda powinna być proporcjonalną do jego wartości. Jakkolwiek opieka rodzicielska, nie ustająca nagle, może łagodzić działanie tego prawa społecznego, to jednak wpływ jej bywa tylko nieznacznym, zaś niezależnie od pomocy rodziców, prawo to w małym stopniu, powściąganym bywa przez szlachetność osób pojedynczych. Potem, w latach następnych, kiedy opieka rodzicielska ustanie — parcie


(1) Na stronicy 17 swoich Village Commwii’iei umyślnie obala on powagę tych dowodów, mówiąc o nich, jako o „marnych świadectwach, dotyczących dzikiego, a wziętych z bajek podróżników”. Wiadomo mi, iż w oczach wielu starożytność nadaje, świadectwu cechę świętości i że w ten Sposób to samo, co było „bajką podróżnika”, gdy ją pisano za czasów rzymskich, za dni naszych poczęło uchodzić za większa. powagę, niźli podobne bajki pisane przez podróżników nowszych lub współczesnych. Nie widzę wszakże żadnego powodu do przypisywania z drugiej ręki wziętym twierdzeniom Tacyta takiej wiarogodności, jakiej nie przypisuje się źródłowym twierdzeniom podróżników nowożytnych; jedni z nich posiadają wykształcenia naukowe, jak: Barron, Barth, Galton, Burton, Livingstone, Seeman, Davwin, Wallace, Humboldt, Bnrokhirdt, inni zaś są zbyt liczni, aby ich można było pomijać.

(2) Patrz Times, 28 lut., 1877.

(3) Tak samo mogliby mówić i mówią prawdopodobnie obrońcy rodu, plemienia i innych archaicznych urządzeń rodzinnych, (Przyp. tłum. )