ROZDZIAŁ VII – WIELOŻEŃSTWO ( POLIGAMIA )

§ 304. Gdyby nie pewne wyobrażenia świętości, kojarzące się z historyjką hebrajską, która w dzieciństwie oswoiła nas z przykładami wielożeństwa, bylibyśmy, prawdopodobnie, czytając o nim, uznawali takie same zdziwienie i odrazę, jakich doznajemy czytając o wielomęstwie. Wychowanie wszakże przygotowało nas do tego, iż bez zdziwienia dowiadujemy się, że poligamia pospolitą jest we wszystkich częściach świata, nie zajętych przez narody najbardziej w rozwoju posunięte.

Panuje ona we wszystkich strefach — w okolicach podbiegunowych, w niepłodnych szlakach pustyni, ca żyznych wyspach oceanów, na ziejących parą lądach podzwrotnikowych. Wszystkie rasy ją uprawiają. Zauważyliśmy już obecność jej wśród najniższych plemion ludzkich, pośród mieszkańców Ziemi Ognistej, Australijczyków, Tasmańczyków. Zwykłą jest ona u Negrytosów, Nowo-Kaledończyków, na wyspach Tanna, Vate, w Erornandze, na Lifu. Ludy Malajo- polinezyjskie okazują nam ją wszędzie — na Tahiti, na wyspach Sandwich, Tonga, Nowej Zelandii, Madagaskarze, Sumatrze. W całej Ameryce znajdujemy ją wśród nieokrzesanych plemion lądu północnego, poczynając od Eskimosów aż do Moskitów, z międzymorza, oraz pomiędzy równie nieokrzesanymi ludami lądu południowego — od Karaibów do Patagończyków; na koniec, panowała też ona w dawnych, na wpół cywilizowanych państwach amerykańskich, w Meksyku, Peru i w Ameryce Środkowej. Powszechną jest też poligamia wśród ludów afrykańskich — u Hotentotów, Damarczyków, Kafrów południowych; u wschodnich Afrykańczyków, mieszkańców Konga, Murzynów nadbrzeżnych, wewnątrzlądowych, Dahomejczyków, Aszantyów Afryki Środkowej; u Fellaków i Abisyńczyków — na północy. W Azyi pospolitą jest pośród osiadłych Syngalezów, nawpółpasterskich górskich plemion Indyj, u koczowniczych Jakutów. Potrzeba też zaledwie tylko napomknąć, o ile panowała ono wśród dawnych społeczeństw Wschodu… Istotnie, przy wyliczaniu wszystkich ludów, dzikich i cywilizowanych, dawnych i współczesnych okazuje się, że liczba poligamicznych o wiele przewyższa liczbę pozostałych.

Wielożeństwo byłoby nawet bardziej upowszechnione, gdyby temu czasem nie stawały na zawadzie pewne warunki. Przekonujemy się o tym, słysząc, że wśród przytłoczonych nędzą Buszmanów poligamia, jakkolwiek całkiem dozwolona, jest jednak rzadką: gdy Forsyth zaznacza, że pośród Gondów „poligamia nie jest wzbronioną, ale ponieważ kobiety są, kosztownym sprzętem, przeto rzadko się ją praktykuje”, kiedy Tennent powiada nam o Weddahach, że „społeczność jest zbyt ubogą, aby znosić mogła poligamię”; kiedy o Ostyakach czytamy, że „poligamia dozwoloną, jest, nie jest wszakże pospolitą, gdyż na wielożeństwo kraj tu jest zanadto ubogi”. Jakkolwiek zaś obecność poligamii wśród niektórych ludów najbiedniejszych jak Australijczycy i mieszkańcy Ziemi Ognistej, wskazuje, że ubóstwo nie przeszkadza jej tam, gdzie kobiety mogą zapracować na utrzymanie własne, to jednak możemy zrozumieć jej nieobecność tam, gdzie sposób życia nie pozwala im na to.

To przyrodzone ograniczenie wielożeństwa przez biedę nie jest jedynym. Istnieje jeszcze inne ograniczenie przyrodzone, którego uznanie znakomicie zmieni pojęcia nasze o odwiedzanych przez podróżników społeczeństwach poligamicznych. Sprawozdania ich każą. często domyślać się, że poligamia jest, jeżeli nie powszechnym, to najbardziej upowszechnionym porządkiem rzeczy; jednakże chwila zastanowienia każe nam zawahać się z przyjęciem owych twierdzeń domyślnych. Turner powiada nam, że na Lifu „Bula (wódz) ma czterdzieści żon; ludzie zwyczajni — po trzy lub cztery”. Jak się to dziać może? słusznie zapytamy tutaj. W jaki sposób można mieć tyle kobiet? Sceptycyzm łudzący się wobec tego twierdzenia, w stopniu silniejszym budzi się też wobec twierdzeń innych. Czytamy u Parka, że Mandingowie są poligamistami i że każda z żon „po kolei bywa panią, obejścia”. Anderson mówi o Damarczykach, że „poligamija uprawnioną jest w znacznej rozciągłości… każda żona buduje dla siebie chatkę”. Lesseps powiada nam, że „zmuszony odbywać częste podróże Jakut posiada, żonę na wszelkim miejscu, gdzie się zatrzymuje”. O Haidahach zaznacza się, że „poligamia jest powszechną i regulowaną jedynie większą lub mniejszą łatwością, utrzymania się”. Przyjęcie tych twierdzeń każe domyślać się mniemania, że w każdym wypadku znajduje się o wiele więcej kobiet, niż mężczyzn. Jeżeli wszakże nie przypuścimy, że liczba rodzących się dziewcząt znacznie przewyższa liczbę chłopców — do którego to przypuszczenia nie mamy żadnej podstawy — albo jeszcze, że wojna wśród mężczyzn sprowadza śmiertelność większą, niżby się to zdawało prawdopodobne, to będziemy musieli podejrzewać, że urządzenia poligamiczne są mniej upowszechnione, niżeli to można byłoby wnosić z owych przedstawień. Zbadanie sprawy potwierdza te podejrzenia. Zazwyczaj mówi się bowiem, jawnie lub domyślnie, że liczba żon zmienia się odpowiednio do środków kupowania i utrzymywania ich przez męża; ponieważ zaś we wszystkich społeczeństwach większość jest względnie biedną, przeto jedynie mniejszość może otrzymać więcej kobiet nad jedną. Takie oświadczenia, jak to, że wśród Komanczów: „każdy mężczyzna może posiadać wszystkie kobiety, jakie jest w stanie kupić”, że mężczyźni z plemienia Nufi „biorą sobie tyle żon ile mogą. kupić”, że „liczba żon Fidżyjanina ograniczona jest tylko przez jego środki utrzymania ich”, że „brak środków tworzy jedyną granicę, określającą liczbę żon Miszmi” — wszystkie te twierdzenia, popierają wniosek, że ludzie mniej zamożni, stanowiący zwykle większość, albo wcale nie mają żon, albo też mają tylko po jednej.

Badając rzecz dalej, znajdujemy stanowcze usprawiedliwienie tego wniosku. Liczne opowiadania świadczą, że w społeczeństwach poligamicznych wielożeństwo przeważa tylko wśród ludzi bogatszych, lub zajmujących wyższe stanowiska. Lichtenstein mówi: „Większa część Kusów żyje w jednożeństwie; tylko królowie i wodzowie królów mają po cztery lub pięć żon”. ” Poligamia dozwoloną jest na Jawie, mówi Raffles, lecz niezbyt uprawianą — z wyjątkiem klas wyższych”. „Zwyczaje Sumatizan pozwalają im mieć tyle żon, ile tylko mogą ich sobie kupić lub utrzymać; ale rzeczą jest niezmiernie rzadką, iżby kto miał więcej, niż jedną żonę — i zdarza się to jedynie wśród niewielu wodzów”. W Meksyku starożytnym „ludzie zadawalali się jedną prawowitą żoną, oprócz panów — miewających wiele nałożnic; niektórzy posiadali ich przeszło 800”, Ludność Hondurasu „zazwyczaj żyła w jednożeństwie, ale panowie ich miewali zazwyczaj po tyle, ile im się spodobało”. Na koniec, Oviedo mówi, że wśród mieszkańców Nikaragui „niewielu posiada więcej niż jedną, żonę — z wyjątkiem ludzi wybitnych oraz tych którzy mogą utrzymać ich więcej”.

Twierdzenia te, w połączeniu z innymi, które teraz mamy przy-

toczyć, zabezpieczają, nas przeciwko błędnym pojęciom, jakie moglibyśmy wytworzyć łatwo o ludach, opisywanych jako poligamiczne. Możemy wnioskować, że w większej części wypadków taro, gdzie istnieje wielożeństwo, wespół z nim w zakresie znaczniejszym istnieje jednożeństwo.

§ 305. Upowszechnienie wielożeństwa przestanie być dla nas zagadką, gdy rozpocząwszy badanie od stanu pierwotnej luźności stosunków, zapytamy siebie co, drogą, naturalną, musiało z niej wyniknąć?

Większa moc ciała i energia ducha, zapewniająca niektórym z mężczyzn przewagę, jako wojownikom i wodzom, nadawała im również większą możność zdobywania kobiet — bądź przez wykradanie ich plemionom innym, bądź też przez porywanie ich mężczyznom własnego plemienia. W taki sam też sposób, w jaki posiadanie kobiety wykradzionej poczęło uchodzić za oznakę wyższości, za takąż oznakę poczęło być uważane posiadanie kilku żon tubylczych lub obcych. Cremony powiada, że każdy z Apachów, „który może znieść lub utrzymać, albo też pociągnąć ku sobie swoją zdolnością zatrzymania największą ilość kobiet, uchodzi w mniemaniu ogólnym za człowieka, mającego prawo do największych zaszczytów i szacunku”. Jest to przykład typowy. Wielożeństwo chętnie dążyło do tego, aby stać się odznaką klasy. W Meksyku starożytnym z Ahnitlotwa „poprzednicy posiadali wiele żon, a to gwoli mniemaniu, iż powaga ich i wielkość wznosiły się w stosunku prostym do liczby osób, biorących udział w dostarczaniu im przyjemności”. Wielożeństwo pospolite jest wśród wodzów i ludzi bogatych na Madagaskarze; „jedynym zaś prawem regulującym tam poligamię zdaje się być przepis, iż żaden mężczyzna, z wyjątkiem władcy, nie może mieć dwunastu żon”. Wśród Afrykańczyków Wschodnich „wodzowie chlubią się z liczby swych żon, która wynosi od dwunastu kobiet do trzystu”. W Aszantyi „liczba żon, jaką mają wodzowie i inne osoby, zależy częścią zaś od ich możności kupowania kobiet”. Łącząc fakty powyższe z tymi, jakich dostarczają nam Hebrajczycy, których sędziowie i królowie — Gedeon, Dawid, Salomon okazywali w ten sposób swoją wielkość, łącząc z tymi faktami, jakich dostarczają dziś istniejące ludy wschodnie, których pierwszo i drugorzędni dostojnicy tym się również wyodrębniają, możemy dojrzeć, że ustanowienie i utrzymywanie się wielożeństwa wypływało, w znacznej mierze, z owej godności, przypisywanej mu pierwotnie, jako oznace siły i męstwa, później zaś, jako oznace społecznego stanowiska. Wniosek ten znajduje poparcie w dziejach Europy: świadczy o tym twierdzenie Tacyta, że starożytni Germanowie „jedni tylko prawie z pośród barbarzyńców” „zadawalają się jedną żoną” — z wyjątkiem bardzo niewielu szlachetnie urodzonych; świadczy też o tym twierdzenie Monteskiusza, że poligamia królów z dynastii Merowingskiej było oznaką ich dostojeństwa.

Od początku też, z wyjątkiem okolic niektórych, gdzie praca kobiet nie była zużytkowywaną w celach wytwarzania bogactw, pewien nowy jeszcze bodziec ekonomiczny łączył się z innymi ekonomicznymi bodźcami. Powiadają nam, że w Nowej Kaledonii „wodzowie moją po dziesięć, dwadzieścia do trzydziestu żon. Im więcej żon, tym lepsze plantacje, tym więcej pożywienia”. Podobne też zużytkowywanie kobiet sprzyja wielożeństwu w całej Afryce. Czytając u Caille’go, iż żony Mendingów udają się w miejsca odległe po drzewo i wodę; że mężowie każą im siać, pleć pola uprawione i zbierać w żniwa”; czytając, nadto, u Shorter’a, że u Kafrów „oprócz swych obowiązków domowych, kobieta wykonywać musi wszelką robotę ciężką; jest ona wołem swego męża, jak mi powiedział jeden z Kafrów: kupioną została, twierdził, musi więc pracować”, nie omieszkamy tu dostrzec, że jedną z pobudek pożądania wielu żon — jest pożądanie wielu niewolnic.

Skoro w każdym społeczeństwie postępki silnych i bogatych stają się probierzem dobrego i złego tak, że nawet same wyrazy „szlachetny” i „podły”, oznaczające pierwiastkowo stanowisko społeczne, poczęły wyrażać dobre i złe w postępowaniu, tedy wynika stąd, że wielożeństwo, w miejscowościach, w których przeważa, zdobywa uświęcenie obyczajowe, a kojarzone ciągle z wielkością, poczyna uchodzić za rzecz chwalebną; zaś jednożeństwo, kojarzone z ubóstwem, poczyna uchodzić za naganne. Stąd to owo potępienie, z jakiem, o ileśmy widzieli, monogamia spotyka się wśród społeczeństw poligamicznych. Niekiedy nawet z sankcją etyczną łączy się sankcja religijna. Chippewajowie „utrzymują, że poligamia przyjemną jest oczom Wielkiego Ducha; jakoż ten, co ma najwięcej dzieci cieszy się najwyższym poszanowaniem”. Mniemanie to przypomina nam opinię, upowszechnioną wśród Mormonów. Że zaś u Hebrajczyków wielożeństwo nie sprzeciwiało się ani panującym uczuciom moralnym, ani też domniemanym nakazom bóstwa, tego dowodzi brak jawnej lub też domyślnej nagany dla poligamii w ich prawodawstwie oraz szczególne względy, okazywane, jak mówią, przez boga różnym władcom, którzy posiadali wiele żon i nałożnic.

Należałoby dodać, że w społeczeństwach, odznaczających się poligamia, ta postać stosunków małżeńskich jest uznawaną zarówno przez kobiety jak przez i mężczyzn — przynajmniej w wypadkach nie-

których, jeżeli nie powszechnie. Bancroft przytacza fakt, że wśród Komanczów „ponieważ poligamia sprowadza większy podział pracy, przeto kobiety przeciwko niej nie powstaje”; o niewiastach zaś Makalolów Livingstone powiada:,. Słysząc, że w Anglii mężczyzna powinien żenić się z jedną tylko kobietą, niektóre panie wykrzyknęły, iż nie życzyłyby sobie mieszkać w takim kraju: nie mogą one wyobrazić sobie, w jaki sposób panie angielskie znajdują, upodobanie w tym naszym zwyczaju; gdyż podług ich sposobu myślenia, każdy, poszanowania godny mężczyzna powinien mieć pewną liczbę żon na dowód swej zamożności. Wyobrażenia podobne panują wzdłuż całego pobrzeża Zambezi”.

Poligamia przeto, począwszy się z nieskrępowanych instynktów płciowych wśród ludzi dzikich, znajdywała poparcie w tych samych przyczynach, jakie wpłynęły na ustanowienie kontroli państwowej i przemysłowej. Była ona przygodnym czynnikiem władzy rządowej w społecznościach niecywilizowanych i na wpół cywilizowanych.

§ 306. W porównaniu z roztrząsanymi w dwóch rozdziałach poprzedzających typami stosunków płciowych, poligamia przedstawia pewien postęp. Że jest ona lepszą, niż luźność owych stosunków, tego nie potrzeba dowodzić, ale znajdziemy też parę powodów do wnioskowania, iż jest ona także lepszą od poliandrii.

Pod jej działaniem ukazuje się bardziej określone pokrewieństwo. Tam, gdzie stosunki płciowe całkiem są, nieustalone, tam wiadomą jest tylko krew matki. Przechodząc od niższych stadiów poliandrii, w których mężowie nie są ze sobą spokrewnieni, do owej wyższej formy, w której są oni sobie czymś więcej niż przyrodnimi braćmi, dochodzimy do takiego stadium w którym, jeżeli nie sam ojciec, to przynajmniej krew ojcowska jest już wiadomą na pewno. Ale w poligamii zarówno ojcostwo, jak i macierzyństwo są oczywiste. O ile przeto uczucie ojcowskie krzepnie w miarę coraz wyraźniejszej świadomości ojcostwa, o tyle tutaj spójnia pomiędzy dziećmi a rodzicami potężnieje: więzy stają się podwójnymi. Dalszym następstwem poligamii jest to, że się już utrwala z pokolenia na pokolenie wyraźny rodowód ze strony męskiej. Stąd powstaje większa spójnia rodzinna. Oprócz określonego związku pomiędzy ojcem, a synem, ukazuje się, nadto, określony związek idących po sobie kolejno ojców i synów. Ale, spójnia rodzinna, spotęgowana w kierunku linii zstępnej, mało lub wcale nie potęguje się tu jeszcze na liniach bocznych. Jakkolwiek niektóre z dzieci mogą być braćmi lub siostrami rodzonymi, to jednak najczęściej są one przyrodnimi braćmi lub siostrami, to też ich uczucia braterskie mogą być słabsze, niż bywają w rodzinie poliandrycznej. W grupie, pochodzącej od kilku niespokrewnionych matek oraz jednego ojca, uczucia zawiści, podsycane przez matki, łatwiej mogą być silniejsze, niż w grupie, pochodzącej od jednej matki i związanej w sposób nieokreślony z kilkoma ojcami-braćmi. Pod tym przeto względem rodzina pozostaje jednako, a może nawet bardziej, niespójną. Prawdopodobnie tej to właśnie przyczynie przypisać należy kłótnie i rozlewy krwi, zdarzające się w rodzinach władców wschodnich.

Z wyjątkiem jednakże tych wypadków, gdzie pomiędzy synami wybuchają walki o władzę, rodzina, jak wnosić możemy, stała się bardziej spójną, dzięki określoności pochodzenia, pozwala na rozgałęzienia bardziej rozległe, a tym samem przedstawia typ wyższy.

§ 307. Obecnie rozważyć trzeba wpływy poligamii na samo zachowanie społeczeństwa, na dobrobyt potomstwa oraz na życie osobników dojrzałych.

Społeczności barbarzyńskie, otoczone innymi wrogimi sobie społecznościami, osiągają z poligamii pewne korzyści. Lichtenstein robi uwagę o Kafrach, że „jest tam mniej mężczyzn niż kobiet, a to z powodu, iż znaczna liczba pierwszych pada w częstych ich wojnach. Stąd pochodzi poligamia i to, że głównie kobiety oddają się wszelkim zajęciom gospodarczym”. Otóż, nie uznając tego wywodu, że poligamia wylęgła się z utraty mężczyzn po wojnach, możemy uznać takt pewien, nie wymieniony przez Lichtensteina, iż tam gdzie śmiertelność mężczyzn o wiele przewyższa stałą śmiertelność kobiet, tam wielożeństwo staje się środkiem zachowania ludności. Jeżeli, obok zwykłego w danej miejscowości dziesiątkowania mężczyzn, każdy z pozostałych przy życiu będzie miał jedną tylko żonę, jeżeli przeto wiele kobiet pozostanie bez mężów, wynikiem tego będzie brak dzieci: rozradzanie się nie sprosta śmiertelności. Przy dostatecznym pożywieniu, oraz wielu innych warunkach jednakich, okaże się, że z pomiędzy dwóch walczących ze sobą ludów ten, który nie zużytkowywał wszystkich swych kobiet w charakterze matek, ustąpić będzie musiał przed tym, który je wszystkie w taki sposób zużytkowywał: monogamiczny ustąpi wobec poligamicznego. W tym prawdopodobnie tkwi przyczyna tak szerokiego panowania poligamii w społeczeństwach nieokrzesanych oraz słabo rozwiniętych. Innym jeszcze sposobem, we wczesnych warunkach rozwoju, poligamia sprzyja samo zachowaniu społeczeństwa. W społeczności barbarzyńskiej, utworzonej z pewnej liczby mężczyzn bezżennych, jednożennych i takich, co posiadają więcej niż jedną żonę, zdarzać się musi pospolicie, że ta ostatnia klasa będzie stosunkowo wyższą, silniejszą i odważniejsze — wśród dzikich, a, nadto, również bogatszą — wśród społeczeństw na wpół cywilizowanych i najczęściej złożoną z ludzi najzdolniejszych. Stąd też zazwyczaj więcej potomstwa pozostawiać będą ludzie, odznaczający się takimi właśnie cechami, jakich potrzeba. Dzięki poligamii, społeczeństwo nie tylko stanie się silniejszym liczebnie, ale znaczniejsza już część jego jednostek dzielnymi będzie wojownikami. Wypływa też stąd pewien postęp w budowie społecznej. Poligamia, w zestawieniu jej z niższymi typami rodziny, przez ustalenie rodowodu w linii męskiej prowadzi do stałości politycznej. Prawda, że w wielu społeczeństwach poligamicznych dziedziczenie władzy odbywa się w linii żeńskiej (ostaje się, w takich razach, system pokrewieństwa dzikich), a wówczas nie osiąga się tej korzyści. Okoliczność ta może być przyczyną tego, iż w Afryce, gdzie takie prawo o pochodzeniu jest pospolite, zespolenie społeczno bywa tak niedoskonałe: jakeśmy widzieli, tworzą, się tam od czasu do czasu królestwa i, po krótkim okresie istnienia, rozprzęgają się znowu. Ale, bądź co bądź, przy poligamii możliwe się staje dziedziczenie władzy przez synów, tam zaś, gdzie się ono ukazuje, sprawa, utrzymania się przy rządach staje się łatwiejszą. Nie znaczy to jednak, iżby była ona całkiem łatwą; czytając bowiem, że wśród Damarczyków „najstarszy syn ulubionej żony wodza następuje po ojcu” i że pośród Kafrów Kusańskich synem, obejmującym władzę po królu, jest „nie zawsze najstarszy syn; pospolicie bywa nim ten, którego matka pochodziła z najbogatszej i najstarszej rodziny jednej z żon królewskich” — spostrzegamy, jak poligamia wprowadza pierwiastek niepewności do tej sprawy następstwa władców, co przeciwne jest ustaleniu się rządu. Dalej, ten określony rodowód w linii męskiej sprzyja rozwojowi kultu przodków, a w ten sposób inną jeszcze drogą służy ku zespoleniu się społeczeństwa. Z karnością względem żywych łączy się karność względem umarłych. Zasady, zakazy i rozkazy, przechodząc od wybitnych ludzi z przeszłości, zdobywają sankcję religijną; wszelka zaś cywilizacja dawniejsza wskazuje nam, że wynikający z tego kult przodków pomaga w utrzymywaniu porządku i potęguje skuteczność organizacji zaczepnej i odpornej.

W okolicach ubogich w żywność wpływ poligamii na wychowanie potomstwa nie jest prawdopodobnie lepszy od wpływów poliandrii, lub może nawet im nie dorównywa, ale w miejscowościach wydajnych i ciepłych śmiertelność dzieci wskutek niedokarmiania nie jest chyba większą, zaś utrwalanie wyraźnego ojcostwa stwarza dla nich lepszą opiekę. Istotnie, w wypadkach niektórych poligamia dąży wprost bezpośrednio do zmniejszenia śmiertelności dzieci; w tych mianowicie, kiedy mężczyźnie wolno, lub kiedy on jest obowiązany

żenić się z wdową, po swoim bracie i adoptować jego rodzinę. Jakeśmy, widzieli bowiem, to, co było pierwotnie prawem, staje się niekiedy obowiązkiem. Nawet wśród plemion niższych, jak np. u Chippewa’ów, wymagających, iżby mężczyzna żenił się z wdową po zmarłym swym bracie, za przyczynę tego wymagania podaje się jeszcze to, iż musi on opiekować się dziećmi nieboszczyka. Na koniec, czytając, że poligamia nie jest pospolitą wśród Ostyjaków, gdyż „okolica jest zbyt ubogą. „, lecz że „bracia żenią, się z wdowami po braciach” możemy wywnioskować, że w takich warunkach śmiertelność dzieci zmniejsza się pod działaniem owej przyczyny. Bardzo być może, iż wymaganie Hebrajczyków, że mężczyzna powinien odnowić nasienie swego zmarłego brata, pierwotnie zasadzało się na tym, że musiał on pielęgnować jego dzieci, jakkolwiek później tłumaczono to inaczej; z wymaganiem bowiem odnośnie zwracała się do niego wdowa po nieboszczyku i, w razie odmowy, pluła mu w twarz w obecności starszych. Podejrzenie nasze, iż obowiązek opiekowania się pozbawionymi ojca synowcami i synowicami pociągał za sobą. ten rodzaj poligamii, znajduje poparcie w pospolitych faktach — świadczy o tym następujący urywek Listów z Egiptu lady Duff Gordon. „Spotkałam Hasana, odźwiernego konsulatu Stanów Zjednoczonych, bardzo szanowanego poczciwca. Powiedział mi, iż od roku pojął drugą żonę. Spytałem go, dla czego to uczynił. Była to wdowa po jego bracie, który zawsze mieszkał w tym samym domu, jakby tworząc jedną, rodzinę, i który umarł, pozostawiając dwóch chłopców. Nie jest ona ani młodą” ani ładną” ale on uważał za swój obowiązek opiekować się nią, i dziećmi i nie pozwolić jej wychodzić za mąż za obcego”. Jakkolwiek wszakże w społeczeństwach najniższych poligamia może nie być nieprzyjazną, wychowaniu potomstwa i może niekiedy powstrzymywać śmiertelność młodych tam, gdzie uczucia filantropijne nie są rozwinięte, to jednak jej wpływy moralne na dzieci nie mogą chyba być lepsze, niż nawet wpływy niższych od niej form stosunków małżeńskich, Tam, gdzie cała rodzina poligamiczna stanowi dom jeden, tam kłótnie, wynikające ż różnicy pochodzenia i interesów, muszą szkodliwie oddziaływać na charakter. Ale nawet i tam, gdzie, jak to bywa w wielu miejscowościach, matki mieszkają, ze swymi dziećmi w domach własnych, niepodobna uniknąć złych następstw zazdrości pomiędzy grupami, nadto zaś pozostają tu złe skutki zbyt rozproszonej jeszcze opieki ojca.

Na życie jednostek dojrzałych, w społeczeństwach nierozwiniętych, wpływ poligamii nie pod wszelkimi względami bywa ujemny. Tam, gdzie siedziba jest taka, iż kobiety sanie siebie utrzymywać nie mogą gdy tymczasem liczba mężczyzn jest niedostateczny, tam, jeśli niema poligamii, niektóre, pozbawiono opieki niewiasty nędzny wiodą żywot. Przykładu dostarczają tu Eskimosi. Ponieważ w ich położeniu dostateczną, żywność i odzież zdobyć mogą, tylko mężczyźni, zdarza się przeto, iż wdowy, jeśli tylko pozostali przy życiu mężczyźni nic wezmą ich za żony dodatkowe, rychło umierają z głodu. Nawet tam, gdzie zdobycie pożywienia nie jest zbyt trudne, jeżeli tylko śmiertelność mężczyzn wskutek wojny będzie znaczna, to w braku poligamii wiele kobiet musi pozostać bez opieki — niezbędnej w warunkach życia pierwotnego. Tak więc poligamia łagodzi niektóre złe wpływy, jakim nieuchronnie podlegają dojrzale kobiety w społeczeństwach najniższych, łagodzi w sposób jedynie możliwy wśród barbarzyńców, nie mających jeszcze uczuć altruistycznych. Rzecz jasna, że i złe następstwa poligamii, szczególniej dla kobiet, są wielkie. Na Madagaskarze nazwa poligamii „famporafesama” oznacza: „środki wywoływania kłótni”; że zaś podobne nazwy stosują, się do niej pospolicie że o tym przekonywamy się z używania ich u Hebrajczyków i w Misznie kilka żon męża noszą nazwę carot, co znaczy kłótnicy, przeciwnicy lub współzawodnicy. Niekiedy rozdział łagodzi niezgodę. Marsdon powiada o Battach, że „mąż uznaje za konieczne wydzielić im (żonom) przez losowanie ich ogniska i sprzęty kuchenne, gdzie oddzielnie lokują one swoje zapasy i sporządzają dla niego jadło po kolei”, O żonach wodza Miszmi’ów Wilcox pisze: „Zresztą, dla uniknięcia kłótni domowych mieszkania przeznaczone dla nich (żon) znajdują się w pewnej od siebie odległości, albo też kobiety owe mieszkają u swoich krewnych”. W całej Afryce porządek taki jest upowszechniony. Co większa, jakkolwiek poligamia nie wyłącza całkowicie, to jednak krępuje ona wielce owe wyższe uczucia, jakie wypływają ze związku dwojga płci. Zależna tylko od instynktów mężczyzny i niebaczna na upodobanie kobiet, może ona tylko w razach wyjątkowych, i to w stopniu bardzo słabym, pozwalać na stosunki lepsze, niż te, jakie istnieją wśród zwierząt. Przywiązując do kobiety pojęcie własności, sprzedawanej przez rodziców, kupowanej przez męża i traktowanej potem jako niewolnica, poligamia odrzuca tym samem takie względem kobiet, uczucia, w skład których sympatia i szacunek wchodzą, jako pierwiastki niezbędne. Jak dalece, w ten sposób, spaczone zostaje życie osobników dojrzałych, można wnioskować z charakterystyki poligamicznych ludów afrykańskich, podawanej nam przez Montiera. „Murzyn nie zna miłości, przywiązania lub zazdrości… Przez całe długie lata, jakie spędziłem w Afryce, nie widziałem nigdy, aby murzyn okazał choć odrobinę czułości murzynce… Nie widziałem nigdy, aby mężczyzna obejmował tam ramieniem kibić kobiety lub obdarzył ją lub sam od niej otrzymał jakąś pieszczotę, któraby zdradzała najlżejsze względy miłosne albo przywiązanie z którejkolwiek bądź strony. W języku swym nie mają oni żadnego wyrazu lub zwrotu, oznaczającego przywiązanie albo miłość. ” Świadectwo zaś to zgadza się z innymi. jakie przytacza Sir John Lubbock, aby dowieść, że Hotentoci „są tak zimni i obojętni względem siebie, iż pomyślelibyście, że pomiędzy nimi nie zdarza się nic, co by przypominało miłość”; pośród Kafrów kusańskich niema „wcale uczucia miłości w małżeństwie”; zaś w Jariba „mężczyzna tak mało zastanawia się nad wzięciem żony, jak nad zerwaniem źdźbła trawy — o przywiązaniu niema tu wcale mowy”. Nie znaczy to wprawdzie, abyśmy patrzyli na poligamię, jako na przyczyną tego braku tkliwych uczuć, towarzyszących u nas stosunkom dwojga płci; brak ten cechuje zazwyczaj ludzi niższych typów, bez względu na to, czy posiadają, oni po jednej żonie, czy po kilka. Możemy powiedzieć tylko, że zwyczaj poligamii nie sprzyja rozwojowi tych uczuć.

Oprócz takiej niższości życia dojrzałego, wynikającej z wielożeństwa, spostrzegamy tam nadto skrócenie wieku pozostającego jeszcze po okresie rozrodczym. Rzecz naturalna, iż kobiety, już i tak dość lekceważone, stają się lekceważonymi jeszcze bardziej; mężczyźni zaś, może w stopniu mniejszym, cierpią również dla braku pomocy, wypływającej z przywiązania rodzinnego. Stąd też widujemy tu wczesny koniec nędznej starości.

§ 308. Pozostaje mi jeszcze powiedzieć słów parę o przemianach jakim podlega poligamia w miarę postępów społeczeństwa, a jakie tam towarzysza upowszechnieniu jednożeństwa.

Pomiędzy dwiema lub więcej żonami, jakie wśród dzikich zdobędzie sobie mężczyzna silniejszy, niebawem ukazują się pewne wyróżnienia. Tu posiadać on będzie żonę młodszą i starszą, jak np. Australijczyk, lub niekiedy Buszmaa. Ówdzie w pewnych odstępach czasu kupuje on żony, z których jedną lub drugą, uczyni swoją ulubienicą., tak postępuje np. Damarczyk lub Fidżyjanin. Tam znowu z pomiędzy wszystkich, przez niego przyjętych, tylko najpierwsza uchodzi za prawowitą — jak to bywa u wybitniejszych Tahityjczyków albo u Chibohów; gdzie indziej znów główna żoną jest ta, którą nadał król. Od samego początku ukazy wała się pewna dążność do ustanowienia różnic pomiędzy niemi, a z biegiem czasu różnice te stawały się coraz bardziej określone. Dalej zarysowały się również przeciwieństwa pomiędzy żonami z kobiet tubylczych, oraz tymi, które stanowiły zdobycz wojenną. Stąd, prawdopodobnie, wyłonił się najpierwszy sposób odróżniania ich jako żon właściwych i nałożnic — sposób, znany nawet wśród Hebrajczyków, którym w Deuteronomium, (XXI, 10 — 14) pozwala się brać na własność kobiety zwyciężonych wrogów — kobiety, które — ze względu na to, iż mogą, nie nadawać się na żony dla braku rozwodu formalnego — zajmują, stanowisko niewolnic raczej, nie zaś żon. Wyróżnienie tego rodzaju, raz się ukazawszy, rozszerzyło się prawdopodobnie pod wpływem tego, iż brano na uwagę sferę towarzyską, z jakiej pochodziła kobieta — żonami były kobiety z klas wyższych, niewolnicami — z niższych; jedne z nich wolne bywały od pracy, drugie uważane jako niewolnice. Nakoniec, z owego dążenia do nierówności stanowisk pomiędzy żonami, z biegiem czasu, w społeczeństwach postępujących, wyłonił się stały zwyczaj uznawania żony głównej, albo jak u władców — królowej, której dzieci stawały się prawowitymi spadkobiercami.

Wraz z rozszerzaniem się monogamii w sposób, jaki opiszemy później, za częściową, przyczynę upadku wielożeństwa można uważać właśnie ową przemianę, dzięki której jedna z żon wznosiła się coraz wyżej, inne zaś, pozostając w położeniu względnie służebnym, schodziły na stanowisko coraz mniej prawowite. Przykłady różnych stadiów tego przeobrażenia znajdujemy w historii Persów, których król, oprócz nałożnic, posiada trzy lub cztery żony, a z tych jedna była królową, i „uważaną za żonę w odmiennym znaczeniu, niż inne”; dalej, przykłady znajdujemy też u Asyryjczyków, których król miał jedną tylko żonę oraz pewną, liczbę nałożnic; albo jeszcze u Egipcjan, których malowidła ścienne przedstawiają czasem króla, siedzącego z małżonką, prawowitą obok, oraz z nieprawowitymi żonami, tańczącymi ku ich uciesze. Nadto, tak samo było też u dawnych władców peruwijnńskich i chibchańskich, a dotąd jeszcze spotykamy to u władców Abisynii.

Rzecz naturalna, że w dobie upadku swego poligamia najdłużej łączyła się z organizacją rządzącą, która wszędzie i zawsze zdradza cechy bardziej archaiczne, niż jakakolwiek inna część organizacji społecznej. Uznając tę prawdę, nie będziemy się dziwili faktowi, że w postaci zmienionej, poligamia przechowała się była jeszcze wśród monarchów wcześniejszej doby cywilizacji europejskiej, Jak napomknięto wyżej, praktykowali ją królowie dynastii Merowingów — czego przykładem są Klotar i jego synowie. Na koniec, ta wielość żon albo nałożnic, już po stłumieniu jej wśród stanów innych, długo jeszcze żyła w obyczajach królów, — w zwyczaju posiadania wielu metres jawnych i tajnych; poligamia w tej postaci ograniczonej pozostała cierpianym przywilejem królewskim aż do czasów ostatnich.

309. Streszczając rzecz naszą, powiedzieć musimy naprzód, że, pod względem stopnia ewolucji, poligamiczny typ rodziny jest wyższy od typów, dotąd przez nas rozważanych. Związki jego w liniach bocznych są równie określone, zaś w linii prostej są, określone bardziej. Ukazuje się tu ściślejsze zespolenie rodziców z dziećmi, a to dzięki świadomości jednej krwi ze stron obu — żeńskiej i męskiej; ciągłość zaś tego zespolenia poprzez szereg pokoleń umożliwia bardziej rozległą integrację rodziny.

W największej liczbie warunków poligamia odnosiła przewagę nad luźnością stosunków i nad poliandrią, gdyż lepiej zaspakajała ona potrzeby społeczne, wpływała zaś tak, dodając do innych przyczyn społecznego zespolenia się — bardziej rozgałęzione związki rodzinne; wpływała tak, przyśpieszając ową stałość ustroju państwowego, jako wyniku utrwalenia się następstwa władzy w jednej linii, wpływała tak, umożliwiając powstawanie rozwiniętych form kultu przodków.

Upowszechniając się przez rugowanie niższych typów stosunków małżeńskich, poligamia sama, w większości wypadków, walczyła przeciwko typowi wyższemu; w położeniu społeczeństw pierwotnych prowadzi ona do samo ochrony społecznej, umożliwiając szybsze zastępowanie ludzi straconych na wojnie, a w ten sposób zwiększając możność ostania się społeczeństwa przy życiu.

Ale, odznaczając się tym stopniem przystosowalności do pewnych niskich warunków ewolucji społecznej, — zmniejszając niekiedy śmiertelność młodych i przyczyniając się do zmniejszenia śmiertelności nadmiaru kobiet, odtwarza ona jednak w wewnętrznym życiu domowym barbarzyństwo cechujące zewnętrzne życie tego stadium.