ROZDZIAŁ V – LUŹNE STOSUNKI DWOJGA PŁCI (PROMISKUITYZM)

§ 291. Już w rozdziale o „Pierwotnych stosunkach płci” po dane były przykłady nieokreśloności i nietrwałości związków pomiędzy mężczyznami i kobietami wśród społeczności niższych. Wola silniejszego, nie hamowana więzami państwowymi, nie kierowana uczuciami moralności, orzeka tam o całym postępowaniu. Mężczyźni, wydzierając przemocą, kobiety jedni drugim, nie uznają, żadnych innych więzów dwojga płci, oprócz tych, jakie ustanawia siła, utrzymuje zaś — upodobanie. Do przytoczonych tam przykładów można tu dodać inne jeszcze, wykazujące, że zrazu małżeństwo, jak my je rozumiemy, prawie nic istnieje.

Poole mówi o Haidahach, że kobiety ich „żyją prawie całkiem luźnie z mężczyznami swego plemienia, jakkolwiek rzadko kiedy — z przedstawicielami plemion innych”. Górskie plemiona z Gór Piney, w okręgu Madury, podlegają bardzo niewielu ograniczeniom co do zupełnej swobody stosunków płciowych. Kapitan Harkness pisze: „Oni (dwaj Erularczycy z gór Neilgherry) oświadczyli nam, że Erularczycy nie zawierają ugód małżeńskich, przy czym dwie płcie obcują ze sobą prawie bez wszelkich zastrzeżeń; pozostawanie w związku lub rozstanie się zależy głównie od kobiety”. O innym ludzie indyjskim, o Tehurach, mówi się, iż żyją razem prawie bez zastrzeżeń, wielkimi gromadami i nawet kiedy dwoje ludzi uważa się za małżeństwo, więzy bywają tylko nominalne. Na koniec, zdaniem pewnego Bramina indyjskiego, który przeszło rok mieszkał wśród Andamańczyków, zupełna luźność stosunków płciowych tak dalece uświęcona tam jest w mniemaniu powszechnym, że mężczyzna, natrafiający na odmowę ze strony kobiety niezamężnej, „uważa się za obrażonego” i niekiedy wywiera doraźną zemstę.

Jak to wykazują przykłady powyższe, podobny stać rzeczy wśród wielu niższych plemion, bardzo słabo ujęty bywa w pewne formy związków, mające znaczenie małżeństwa; niekiedy nie noszą, też one nawet tej nazwy. Czasowe zachcianki powodują związek i lada kaprys go rozprzęga. To, co się mówi o Mantrach, którzy się żenią, prawie nie znając się, i rozwodzą się dla lada błahostki, i wśród których mężczyźni żenią się po „czterdzieści do pięćdziesięciu razy”, można uważać za rzecz typową..

§ 292. Niektórzy pisarze sądź; że fakty togo rodzaju każą przypuszczać, iż pierwotny stan rzeczy polegał na zupełnym heteryzmie. Utrzymuje się, iż całkowita luźność stosunków płciowych była nie tylko zwyczajem, lecz w pewnej mierze prawem. Istotnie, Sir John Lubbock zaproponował nazwę „małżeństw gminnych” (communal marriage) dla tej najwcześniejszej fazy stosunków płciowych, jak gdyby kazały już one domyślać się uznawania pewnych praw i więzów. Co do mnie jednak, to nic sądzę, iżby dowody świadczyły na korzyść tego, że luźność stosunków istniała kiedykolwiek bądź w takiej nieograniczonej formie, a nadto udaje mi się, że gdyby nawet istniała ona w takiej formie, to nazwa. ” commuual marriage” nie dawałaby o niej istotnego pojęcia.

Jak utrzymywano wyżej, pierwotnym stanem społeczeństwa musi być taki, w którym nie istniały jeszcze żadne prawa społeczne. Prawa podobno każą z góry przypuszczać pewne trwalsze istnienie społeczności; to zaś ostatnie wymaga rozradzania się społeczeństwa przez ciąg pokoleń. Stąd też naprzód nie mogło było być żadnego takiego prawa społecznego, jak owo „małżeństwo gminne, gdzie każdy mężczyzna i każda kobieta w małej społeczności uważanymi są w jednakiej mierze za męża i żonę” — nie mogła była istnieć żadna koncepcja „prawa o małżeństwie gminnym”. Wyrazy: „małżeństwo” i „prawa”, w zastosowaniu do takiego stanu uspołecznienia, przedstawiają, jak mi się zdaje, wiele współoznaczeń bałamutnych. Każdy z nich wyraża pewne wymaganie oraz pewne ograniczenie. Jeżeli wymaganie współrozciągłem jest z liczbą członków plemienia, tedy jedyne ograniczenie polegać musi na wyłączeniu członków plemion innych; nie można zaś, jak sądzę, powiedzieć, że idea małżeństwa powstała wewnątrz jakiegoś plemienia. Zrodziła się ona dzięki nieuznawaniu wymagań ludzi, należących do plemion innych. Ale, pominąwszy sprawę słownictwa, rozważmy istotę powstającego tu zagadnienia: czy to, co możemy nazwać monopolem gminnym na kobiety, polegającym na wspólnym posiadaniu ich, w przeciwieństwie do gmin innych, istotnie poprzedzało monopol osobisty wewnątrz plemienia? Sir John Lubhock uważa, iż nieobecność osobistego władania małżeńskiego ukazywała się obok nieobecności osobistego posiadania w ogóle. Kiedy nie istniało jeszcze pojęcie własności osobistej rzeczy innych, wówczas nie istniało też pojęcie osobistego posiadania kobiet. Tak samo jak w okresach najwcześniejszych, siedziba danego plemienia była własnością, wspólną, tak samo też, jak sądzi on, kobiety stanowiły również część wspólnej własności plemienia; na koniec, mniema on, że osobiste posiadanie kobiet powstało li tylko dzięki wykradaniu ich plemionom innym; zdobywane bowiem w ten sposób kobiety uznawanymi były za własność osobistą tego, kto je zdobywał. Ale, uznając, że rozwój pojęcia własności w ogóle znacznie oddziaływał na rozwój stosunku męża do żony, można jak najzupełniej nie zgadzać się z mniemaniem, iżby pojęcie własności było kiedykolwiek tak nierozwinięte, jak tego każe domyślać się wywód sir Johna Lubbocka. Prawda, że ideę wspólnego władania ziemią, plemienia można porównać z ideą wielu zwierząt — żyjących bądź pojedynczo, bądź gromadami, które odpędzają przechodniów od barłogów swych lub siedlisk: nawet łabędzie każdego zakrętu Tamizy opierają, się najazdowi łabędzi z części innych; zaś psy miejskie każdej dzielnicy Konstantynopola, napastują psa innych dzielnic, gdy wkroczy do ich siedziby. Prawdą, jest również, że wśród dzikich istnieje pewna wspólność w posiadaniu pojmanej zwierzyny, jakkolwiek wspólność ta nie jest nieograniczoną. Ale przyczyna tego wszystkiego jasną jest. Ziemia jest we wspólnym władaniu myśliwców, gdyż inaczej posiadać jej nie mogą” zaś łącznie z tym domyślać się należy wspólnych uroszczeń do pożywienia, jakie ona wydaje. Wnioskować, że w stanie pierwiastkowym nie uznaje się wcale własności osobistej rzeczy innych jest to, jak sądzę, posuwać się dalej, niż pozwalają fakty i prawdopodobieństwo. Pies okazuje nam już niejakie pojmowanie własności — nie tylko będzie on walczył o zdobycz, pojmaną przez siebie samego, lub o swoją samicę, ale strzec będzie rzeczy, należących do swego pana. Nie możemy przypuścić, iżby człowiek, w stanie swym najniższym, posiadał w mniejszej mierze pojęcie własności. Musimy raczej sądzić, iż posiadał on je w stopniu znaczniejszym, a świadectwo faktów usprawiedliwia to nasze przypuszczenie. Zazwyczaj broń i narzędzia, ozdoby i odzież stanowią własność osobistą dzikiego. Nawet wśród upośledzonych mieszkańców Ziemi Ognistej istnieje osobiste posiadanie łodzi. Istotnie, sama już idea przyszłych korzyści, popychająca istotę rozumną do zawładnięcia jakąś rzeczą pożyteczną, lub do zrobienia jej, popycha ją zarazem do opierania się temu, co może ją owej rzeczy pożytecznej pozbawić. Zazwyczaj posiadaniu temu nie staje nic na zawadzie, gdyż przedmiot nie ma tak wielkiej wartości, iżby się opłaciło o niego walczyć; ale nawet wtedy, gdy po pewnym oporze zostanie on odebranym przez innego, przechodzi na jego własność osobistą. Pobudki, popychające ludzi pierwotnych do monopolizowania, w ten sposób, innych przedmiotów wartościowych, muszą też doprowadzać ich do monopolizowania kobiet. Musi powstać osobiste władanie kobietami, nieuznawanie tylko przez silniejszych, którzy ustanawiają, inne władanie osobiste.

Zdaje się też, że wywód powyższy znajduje poparcie w faktach. Wszędzie luźność stosunków; nawet bardzo znaczna, ograniczana bywa przez związki, posiadające pewną trwałość. Jeżeli w rozmaitych, wyżej wymienionych wypadkach, jak również wśród wyspiarzy aleutskich, wśród Kuczynów Ameryki Północnej, wśród Badgów, Kurumbahów i Keriahów Indyjskich, wśród Hotentotów i różnych innych ludów afrykańskich, nie masz wcale ceremonii małżeństwa, to jednak w samym tym twierdzeniu znajdujemy domyślne napomknienie, że istnieje tam coś, co z przyrody swej pokrewne jest temu obrzędowi. Jeżeli, jak to bywa pospolicie wśród plemion północno amerykańskich, nie widujemy „nic więcej nad osobistą zgodę dwóch stron”, nie usankcjonowaną i nie zaświadczoną przez nikogo, to i wówczas jednak mamy bądź co bądź do czynienia z pewnego rodzaju związkiem. Jeżeli, jak to się dzieje wśród Buszmenów oraz Indian kalifornijskich, niema wcale wyrazu na oznaczenie tego stosunku pomiędzy dwiema płciami, to i wówczas istnieje jeszcze dowód, że stosunek taki (małżeństwo) jest tam znany. Jeżeli, jak to widzimy np. u Tehurów z Oude, luźność stosunków jest tak wielką, „że nawet wówczas, gdy dwoje ludzi uważanymi są za męża i żonę, więzy ich istnieją tylko nominalnie”, to jednak i wtedy niektórzy „uważanymi są za męża i żonę”. Najniższe nawet z pomiędzy dziś istniejących plemion: mieszkańcy Ziemi Ognistej, Australijczycy, Andamańczycy — wskazują nam, że jednak mniej lub więcej trwałe stosunki płciowe, jakkolwiek nie formalistycznym mógł być ich początek, dają się wśród nich napotykać; nie widzę też, dla jakich powodów można byłoby wnioskować, że w grupach społecznych jeszcze niższych nie bywało wcale osobistego posiadania kobiety przez mężczyznę. Musimy sądzić, że nawet w czasach przedhistorycznych luźność stosunków krępowaną bywała przez związki osobiste, wynikające z upodobań indywidualnych i strzeżone siłą wobec ludzi innych.

§ 293. Uznając wszakże, iż w okresach najwcześniejszych luźność owa w małym jedynie stopniu krępowaną, bywała, zauważmy tu naprzód, jakiego rodzaju idea pokrewieństwa mogła wyłonić się z takich stosunków.

Pośrednie i bezpośrednie przyczyny współdziałać tu będą temu, aby się utrwalało uznanie pokrewieństwa li tylko w linii żeńskiej. Jeżeli luźność stosunków ogarnia dość znaczną część społeczności i jeżeli liczba dzieci, zrodzonych z ojców niewiadomych, większą jest, niż dzieci, których ojcowie są znani, to, ponieważ związek matki i dziecka oczywistym jest w każdym wypadku, gdy tymczasem związku pomiędzy dzieckiem a ojcem domyślać się można tylko w wypadkach niektórych, tedy musi się zrodzić pewien nałóg myślenia raczej o pokrewieństwie z matką, nie zaś z ojcem. Stąd też, nawet w owej mniejszości wypadków, kiedy ojcostwo jest oczywiste, będzie się myślało i mówiło o dzieciach w taki sam sposób. Wśród nas samych, w mowie pospolitej, przedstawia się chłopca, jako syna pana takiego a takiego, jakkolwiek pochodzenie jego od danej matki jest jak najzupełniej uznawane; otóż zwyczaj wprost przeciwny, wypływający z przewagi wśród dzikich luźności stosunków płciowych, usposabia do mówienia o dziecku, iż jest takiej a takiej matki, do mówienia nawet wtedy, kiedy się zna jego ojca.

Pewien wpływ inny sprzyja nadto utrwaleniu się tego zwyczaju. Jakkolwiek wnioskujemy, iż luźność stosunków wszędzie ograniczaną bywała przez związki, mające niejaką trwałość, to jednak widzimy, że w okresach najniższych, jak np. wśród Andamańczyków, wszelki taki związek kończy się wraz z odłączeniem dziecka: następstwem tego bywa, iż później kojarzenie dziecięcia z ojcem ustaje, gdy tymczasem kojarzenie go z matką trwa dalej. Wskutek tego, nawet tam gdzie się uznaje ojcostwo, o dziecku najczęściej myśleć będą, w związku z matką, umacniając w ten sposób nałóg, inną powstały drogą.

Kiedy zwyczaj podobny już powstanie, wówczas uznawanie pokrewieństwa li tylko w linii żeńskiej znajduje, jakeśmy widzieli, silne poparcie w egzogamii, gdy ta z zewnętrznej zaczyna zamieniać się na wewnętrzną. Wymaganie aby żona pochodziła z plemienia obcego łacno poczyna się mieszać z wymaganiem innym — aby była krwi obcej. Jeżeli jedynie tylko pochodzenie od matki jest uznawane, tedy, jak to zaznacza Mr. M’ Lennan, córki kobiet obcych, zrodzone wewnątrz plemienia, będą mogły być brane za żony, nawet wobec praw egzogamii; zaś zwyczaj takiego na nie zapatrywania się będzie się utrwalał dzięki temu, iż umożliwi wykonywanie prawa, nie dającego się wykonywać w sposób inny. Wynikiem tego będzie ustalanie się systemu pokrewieństwa przez kobiety i zakaz żenienia się z tymi, co noszą takie jak i mężczyzna imię rodzinne, albo też należy do tego samego klanu.

Przykłady, zgromadzone przez Mr. M’ Lennana i Sir Johna Lubbocka, wskazują, że system ów „przeważa w całej Afryce wschodniej i zachodniej, u Czerkiesów, w Indostanie, Tartaryi, Syberii, Chinach i Australii, jak również w Ameryce północnej i południowej”. Istnieją pewne drugorzędne powody tłumaczenia tego zjawiska w sposób powyższy. Jednym z nich jest to, iż nie mamy obowiązku robić zbyt pośpiesznego przypuszczenia, że pokrewieństwo z ojcem całkiem nie było zrazu dostrzegane. Drugim powodem jest ten, iż przez takie tłumaczenie sprawy unikamy sprzeczności. Pokrewieństwo męskie jakkolwiek pomijane, zazwyczaj bywa znane, tam, gdzie dopiero co ustala się system żeński; nie tylko bowiem wśród ras najniższych zdarzają się związki o tyle trwałe, iżby uwydatnić mogły pokrewieństwo męskie, ale nadto, rasy owe nie mogą nawet zaznaczyć, iż tylko pokrewieństwo żeńskie jest brane w rachubę, nie dając jednocześnie do myślenia, że istnieje też wśród nich świadomość pokrewieństwa męskiego. Czyliż, istotnie, nie mają te wszystkie rasy, nawet najniższe, zarówno wyrazów, służących do oznaczenia ojca jak do oznaczenia matki? Trzecim wreszcie powodem jest ten, iż zazwyczaj imiona klanowe, jak Wilk, Niedźwiedź, Orzeł itp. nadaje się mężczyznom, co, jak utrzymywałem wyżej, (§ 170 — 3) każe domyślać się pochodzenia od wybitnego przodka męskiego, noszącego takie imię — pochodzenia, o którym, pomimo żeńskiego systemu pokrewieństwa, pamiętało się, jeśli tylko związek taki przynosił zaszczyt (1).

 

—————————————–

(1) Mogę tu dodać jeszcze przekonywający dowód tego, że jawne uznawanie pokrewieństwa li tylko w linii żeńskiej bynajmniej nie świadczy o nieświadomości pokrewieństwa męskiego. Dowód ten zawiera się w owym wprost przeciwnym zwyczaju, mocą którego pewne starożytne ludy aryjskie uznawały pokrewieństwo li tylko w linii męskiej, pomijając kobiece. Kiedy Orestes po zabiciu matki za zamordowanie ojca otrzymał rozgrzeszenie na tej przez niego podnoszonej zasadzie, iż mężczyzna spokrewniony jest z ojcem, nie zaś z matką, wtedy, tym samem, składał dowód, iż jakiś ustalony system pokrewieństwa może pomijać związki widoczne dla wszystkich — bardziej widoczne, niż jakiekolwiek bądź inne. Jeżeli zaś nie podobna przypuścić, iżby wśród Greków takiemu wyłącznie systemowi pokrewieństwa przez mężczyznę towarzyszyła istotna nieświadomość macierzyństwu, tedy nie ma żadnej rękojmi dla przypuszczenia, iż istotna nieświadomość ojcostwa towarzyszy wśród dzikich systemowi wyłącznego pokrewieństwa przez kobiety

§ 294. Od tych wpływów, jakie wywierają nieuregulowane stosunki płciowe na system pokrewieństwa uznawany formalnie — co odciągnęło nas od bezpośredniego przedmiotu badań — przejdźmy teraz do wpływu owych stosunków na społeczeństwo i jego jednostki.

Ubóstwo i słabość więzów pokrewieństwa musi pozostawać w stosunku prostym do przewagi luźnych stosunków płciowych. Dzieci takiej matki nie tylko nie znają swych ojców, ale nadto słabiej złączone są ze sobą. Są one tylko przyrodnimi braćmi lub przyrodnimi siostrami. Więzy rodzinne przeto nie tylko są słabe, ale nie mogą rozszerzać się znacznie, to zaś każe nam domyślać się braku spójności pomiędzy członkami społeczeństwa. Jakkolwiek mają oni pewne interesy wspólne oraz pewne niejasne pojęcie ogólnego spokrewnienia, to jednak brakuje im owego pierwiastku siły, jaki jest wynikiem wspólności interesów w grupie jednostek, złączonych węzłami krwi. Jednocześnie też utrudnione tam jest powstanie karności. W braku jasno określonego pochodzenia, nic nie może się tam ukazać, oprócz czasowej przewagi silniejszego: nie może się ustalić żadna władza państwowa. Dla tych samych przyczyn skrępowanym też będzie rozwój kultu przodków, oraz wyłaniających się z niego związków religijnych. Tak więc, kilkoma drogami nieustalone stosunki płciowe tamują sprawę społecznego zachowania i rozwoju.

Nie potrzeba chyba wykazywać tutaj, o ile nieprzyjaznymi są one sprawie wychowania potomstwa. Tam, gdzie ojcostwo nie jest uznawane, dzieci zależne są całkowicie od pieczołowitości matki. Wśród dzikich, wystawionych, jak wiemy, na wielkie dolegliwości, pielęgnowanie dzieci jest zawsze trudne; musi zaś ono być jeszcze trudniejsze, gdy matka nie znajduje pomocy w ojcu. Tak samo też, jakkolwiek w mniejszym stopniu ma się rzecz z potomstwem małżeństw krótkotrwałych, takich jak u Andamańczyków, u których w zwyczaju jest, iż mężczyzna i kobieta rozdzielają, się gdy dziecię ich zostanie odłączone. Częstokroć dziecko musi umierać dla braku odpowiedniej pomocy i osłony, jakiej matka sama dać nie może. Bez wątpienia, w takich razach dziecko znajduje pomoc „mieszaną”. Istotnie, o kobietach andamańskich mówi się, iż pomagają sobie wzajem w karmieniu dzieci piersiami; prawdopodobnie też mężczyźni również dostarczają pożywienia i innych rzeczy; dziecko, w pewnej mierze, staje się dziecięciem plemienia. Ale nieokreślona opieka pokolenia zaledwie w części zastąpić może określoną rodzicielską pieczołowitość. Posiadamy, istotnie, bezpośrednie dowody tego, jak dalece owe nieuregulowane stosunki płci nie sprzyjają, sprawie rozrostu zaludnienia. Jeden z naszych informatorów pod tym względem, Mr. Francis Day, lekarz, powiada, że Andamańczycy, jak się zdaje, wymierają. Widział on tylko jedną kobietę, która miała aż troje dzieci żywych. W ciągu roku skonstatowano trzydzieści osiem wypadków śmierci i tylko czterdzieści urodzeń wśród rodzin, mieszkających w pobliżu osiadłości Europejczyków.

Zwracając się od potomstwa ku rodzicom, spostrzeżemy jasno, że i dla nich brak ustalonych stosunków małżeńskich jest bardzo szkodliwy. Utrzymanie rasy, o ile sprawie tej czyni się zadość, dokonywa się kosztem ogromnych wysiłków kobiety; zaś mężczyźni, jakkolwiek nie cierpią, może bezpośrednio, znoszą dolegliwości pośrednie. Po okresie dojrzałości następuje pora zbyt wczesnego upadku starczego, którego nie łagodzi pomoc domowego otoczenia. Mr. Day powiada o Andamańczykach, iż, jak się zdaje, niewielu z nich żyje dłużej ponad lat czterdzieści; nadto, podlegają oni różnym chorobom. Jako złe, towarzyszące takiemu stanowi rzeczy, zaznaczyć tu także należy brak owych uciech wyższych rozwiniętego życia rodzinnego.

Tak więc, nieustalone stosunki płciowe pozostają w sprzeczności z dobrobytem społeczeństwa, z dobrobytem młodych i pomyślnością dorosłych. Widzieliśmy dawniej, że cechy człowieka pierwotnego — fizyczne, uczuciowe, umysłowe — stawią niezmierne przeszkody społecznemu rozwojowi; tutaj zaś widzimy, że brak owych uczuć, prowadzących do trwałych związków małżeńskich, przedstawia nową jeszcze przeszkodę.

§ 295. Jednakże, z tego stanu najniższego powoli usiłuje wydobyć się wyższy. Dwiema drogami owe grupy, cechujące się luźnymi stosunkami płci, przeobrażają się w grupy o bardziej określonych stosunkach płciowych.

Jeżeli, jakeśmy wywnioskowali, pierwotnej przewadze luźnych stosunków towarzyszyły też związki, posiadające niejaką trwałość, — jeżeli, jak to wnosić możemy, potomstwo takich związków łacniej mogło się było wychować i większą musiało się odznaczać krzepkością, niż inne dzieci, tedy wynikiem tego ogólnym musiało być rozmnażanie się i przewaga osobników, pochodzących z takich właśnie związków. Pamiętając zaś, że wśród podobnych jednostek, częściej niż wśród innych, odziedziczano skłonność do takich związków, musimy wywnioskować, że w pewnych szeregach zstępnych wzmagała się z pokolenia na pokolenie dążność do zawierania ich. Tam, gdzie związki owe sprzyjały utrzymaniu rasy, tam ostawanie się przy życiu jednostek najbardziej do nich przystosowanych wpływało na dalsze ich utrwalenie. Mówię tu umyślnie: „tam gdzie sprzyjały”, gdyż zrozumiałem jest, że w wielu siedzibach niepłodnych wpływ ich takim nie bywał. Stosunki płciowe, sprzyjające wychowaniu potomstwa licznego, nie były wówczas korzystne: brakowałoby pożywienia. Nadto, być może, iż w każdej mniej przyjaznej miejscowości chowanie bardziej troskliwe nie było pożyteczne, gdyż tam, gdzie trudność dosięgnięcia wieku dojrzałego bywała niezmiernie wielką, tam dochowanie takiego potomstwa, które by trudności owych znosić nie mogło — wcale nie dopomagałoby sprawie samo zachowania społeczeństwa, a nawet mogłoby wyrządzać mu szkodę przez marnowanie żywności i wysiłków. Zdolność dziecięcia do utrzymania się przy życiu bez żadnej innej pieczy, oprócz tej, jaką mu jest w stanie dać matka, może w pewnych okolicznościach być świadectwem jego zdolności przystosowywania się do warunków życia. Ale, wyłączając takie wypadki skrajne, dobry wpływ ustalonych stosunków płciowych na potomstwo musiał stwarzać w społeczeństwie dążność do nadawania im coraz większej trwałości.

Walka o byt pomiędzy społecznościami prowadzi do takich samych następstw. Uwzględniając zastrzeżenia powyższe, powiedzieć można, iż wszystko, co sprzyja wzrostowi liczebności lub siły społeczeństwa, daje mu przewagę na wojnie; społeczności odznaczające się najmniejszą bezładnością stosunków płciowych, wobec innych warunków jednakich, najłatwiej odniosą, zwycięstwo. Powiadam tu — wobec innych warunków jednakich, gdyż pewne, współcześnie działające czynniki mogłyby zwycięstwu przeszkodzić. Powodzenie w bitwie nie zależy całkowicie od względnej liczebności lub siły. Wchodzi tu w grę nadto: odwaga, wytrwałość, szybkość, zwinność, wprawa w robieniu bronią. Plemię, skądinąd niższe, może zwyciężyć dzięki np. szybkości nóg swych w tropieniu nieprzyjaciela, dzięki przebiegłości w urządzaniu zasadzek itp. Co większa, jeżeli wśród pewnej liczby plemion sąsiadujących nie masz znacznej różnicy, co do stopnia luźności ich stosunków płciowych, to starcia pomiędzy niemi nie będą dążyły do utrwalenia stosunków wyższych. Stąd też, tylko jakiś wpływ przypadkowy może tu oddziałać, przewidywać zaś mamy prawo, że, jak wskazują fakty, odbywać się będzie powolne i bardzo nieregularne zmniejszanie się owej luźności. Nadto, w wypadkach niektórych, szczególna obfitość krwi oraz klimat przyjazny mogą osłabić ową przewagę, jaką dzieci pochodzące ze związków stałych mają nad innymi. Ta właśnie okoliczność może być przyczyną tego, że np. w takich miejscowościach, jak wyspy Tahiti, gdzie tak łatwo jest się utrzymać i wychować dzieci, znaleziono wielką luźność stosunków płciowych, obok gęstej ludności oraz znacznego postępu społecznego.

Ponieważ jednak, w warunkach zwykłych, wychowaniu liczniejszego i silniejszego potomstwa musiały sprzyjać uregulowane stosunki płci, przeto, biorąc ogólnie, musiała ujawniać się dążność, mocą której społeczeństwa o większej luźności tych stosunków znikały prędzej, niż społeczności, nie posiadające tej cechy w takim stopniu.

§ 296. Rozważając fakty ze stanowiska ewolucji, widzimy, że zrazu stosunki domowe nie o wiele więcej są rozwinięte od stosunków politycznych: niespójność i nieokreśloność cechuje jedne i drugie.

Poczynając od stadium pierwotnego, ewolucja urządzeń domowych postępuje w różnych kierunkach, dzięki wzmaganiu się spójności i określoności. Niekiedy tworzą się związki mniej lub więcej trwałe pomiędzy jedną kobietą i kilkoma mężczyznami; w niektórych wypadkach, nawet bardzo pospolicie, wytwarza się trwała spójnia pomiędzy jednym mężczyzną oraz kilkoma kobietami. Takie stosunki istnieją ze sobą wespół w jednym plemieniu, albo też cechują plemiona różne; zaś obok nich istnieją też zazwyczaj stosunki pomiędzy jednym mężczyzną, i jedną kobietą. Fakty wskazują, że wszystkie te formy małżeństwa, krępujące luźność stosunków płciowych, są jednako wczesnego pochodzenia.

Obecnie rozważyć należy rozmaite wyłaniające się w ten sposób typy rodziny. Rozpatrzymy je w porządku powyższym.