ROZDZIAŁ IV – EGZOGAMIA I ENDOGAMIA

§ 284. Mr. M’ Lenuan w głębokim i ciekawym dziele swym Primitive Marriaye (1) używa wyrazów,, Egzogamija” i,, Endogamija” dla odróżniania dwóch sposobów pojmowania żony — już to z plemienia obcego już z własnego. Uwagę jego na ten przedmiot, jak o tym mówi w przedmowie, zwróciło pewne badanie „znaczenia i początku, porywania” w obrzędach matrymonialnych” — badanie, które doprowadziło go do pewnej teorii ogólnej pierwotnych stosunków dwojga płci. Poniżej daję zarys tej jego teorii, o ile mogłem wywikłać ją, z pośród twierdzeń niezupełnie ze sobą. zgodnych.

Niedostatek pożywienia nakłaniał grupy ludzi pierwotnych do zabijania niemowląt płci żeńskiej, gdyż „wobec wysokiej wartości osobników odważnych oraz dobrych myśliwych, każda horda starała się, o ile to było możliwe, wychować zdrowo swe dzieci płci męskiej. Mniej ważnym bywało dla niej wychowanie kobiet, gdyż tu mniej zdolnymi były do utrzymywania siebie oraz do współdziałania pracą swą dobru ogólnemu” (str. 165).

Mr. M’ Lennan napomyka dalej, że ponieważ „zwyczaj zabijania dzieci płci żeńskiej w czasach pierwotnych” „czynił liczbę kobiet niewystarczającą, przeto prowadził on jednocześnie do wielożeństwa wewnątrz plemienia i do porywania ich z zewnątrz” (str. 138).

 

Zaznaczając ponownie przyczynę zjawiska doprowadza nas autor do następującego wniosku:,, Brak kobiet wewnątrz plemienia rodzi zwyczaj porywania ich z grup innych, z czasem zaś, stało się rzeczą niewłaściwą, bo niezwykłą, aby mężczyzna żenił się z kobietą z własnej swej grupy”, (str. 289) albo też, jak powiada na str. 140 ” zwyczaj wylęgły z konieczności (egzogamia) utrwalił z czasem wśród przechowującej go grupy przesąd — tak silny jak zakaz religii, jak zresztą silnym stać się może łacno wszelki przesąd dotyczący małżeństwa, — uprzedzenie przeciwko żenieniu się z kobietami własnego szczepu”.

Owemu to zwyczajowi porywania kobiet i odbierania ich, jak to się dzieje wśród Australijczyków, (str. 76) przypisuje on ową niepewność ojcostwa, prowadzącą, do uznawania pokrewieństwa tylko w linii żeńskiej. Jakkolwiek na innym miejscu uznaje on inną bardziej ogólną, przyczynę tej pierwotnej formy pokrewieństwa (159), to jednak zapatruje się na porywanie kobiet, jako na przyczynę jej najpewniejszą, mówiąc, że „musiała ona być formą przeważającą wszędzie, gdzie panowała egzogamia i wynikający zeń zwyczaj porywania kobiet. Bez wątpienia, ojców oznaczyć nie można tam, gdzie matki wykradanymi bywają swym uprzednim panom i mogą być odebrane na powrót przed urodzeniem dziecka” (str. 226).

Przyjmując, że członkowie każdej grupy, w której utrwalił się ów zwyczaj porywania kobiet, byli pierwiastkowo ludźmi jednej krwi lub też uważali siebie za takich, Mr. M’ Lennan dowodzi, że wprowadzenie kobiet krwi obcej oraz powstanie pierwszych określonych pojęć spokrewnienia (pomiędzy matką a dzieckiem) i wynikły stąd system pokrewieństwa w linii żeńskiej doprowadziły do uznania różnorodności (heterogeneity) wewnątrz plemienia. Poczęły w nim ukazywać się dzieci, uważane jako przynależne z krwi do plemion swych matek. Stąd powstała pewne inna postać egzogamii. Wymaganie pierwotne, aby kobieta była porywaną z plemienia obcego, poczęto drogą naturalną brać za jedno % wymaganiem, iżby żona była krwi innej; stąd zaś dziewczęta, zrodzone wewnątrz plemienia, z matek należących do plemion innych, mogły już były branymi być za żony. Egzogamia pierwotna, trwająca za sprawą pozbawiania innych plemion ich kobiet, częściowo lub całkowicie ustąpiła miejsca egzogamii zmienionej, a trwającej, dzięki możności wybierania wewnątrz plemienia żony, której imię rodzinne kazało przypuszczać, iż była kobietą krwi obcej.

Kreśląc rozwój wyższych form stosunków domowych Mr. M’ Lennan twierdzi, jakeśmy widzieli, że brak kobiet „doprowadził do

wielożeństwa wewnątrz plemienia oraz do porywania ich z zewnątrz” (str. 138). Opisując i uzmysławiając rozmaite postacie wielomęstwa, kończącego się na owej formie najwyższej, w której małżonkowie są braćmi, zaznacza on, iż w ten właśnie stadium ukazuje się uznawanie pochodzenia już nie tylko w linii żeńskiej, ale i w męskiej — gdyż, jakkolwiek ojciec pozostawał jeszcze nieznanym, to jednak krew ojcowska była już znaną.

Wówczas to, dzięki stopniowo utrwalającemu się pierwszeństwu starszego brata — jako najpierwszego z grupy żeniących się, a więc takiego, co najprawdopodobniej mógł zostać ojcem, wyłania się pewna powszechnie uznawana fikcja, że wszystkie dzieci były jego dziećmi: „najstarszy brat był pewnym rodzajem rzymskiego pater familias” zaś „idea ojcostwa” zrodzona w ten sposób, była już krokiem naprzód w kierunku ukazania się systemu pokrewieństwa w linii męskiej, zaś „krokiem wstecz — od pokrewieństwa podług linii żeńskiej” (str. 243 — 4).

Zaznaczywszy, że wśród ludów, uprawiających poliandrię, jak np. u Kandyów, wodzowie stali się jednożeńcami, Mr. M’ Lennan twierdzi, (str. 245), że przykład ich musiał znajdywać naśladowców i że „w ten sposób mógł powstać zwyczaj jednożeństwa lub wielożeństwa”. Stąd zaś wyprowadza on formę patriarchatu, system swojactwa (agnatiom), instytucję kast.

Jakkolwiek ten zarys teorii Mr. M’ Lennana przedstawionym został, o ile pozwalały na to względy zwięzłości, jego własnymi słowami, to jednak możliwym jest, iż nie przyzna się on do niego; jak już zaznaczono bowiem, pomiędzy twierdzeniami jego napotyka się niezgodności, zaś porządek ich wykładu jest zawiły. Wiele z pomiędzy opisywanych przez niego zjawisk istnieje niewątpliwie. Nie da się zaprzeczyć, że wykradanie kobiet, upowszechnione dziś jeszcze wśród wielu plemion niższych, praktykowane było w przeszłości przez takie, co dzisiaj stoją już wyżej, i że obrzęd,, porywania” kobiet (podczas zaślubin) upowszechnionym jest dziś” jeszcze wśród plemion, u których porywanie istotne już się nie zdarza. Nie da się zaprzeczyć, że pokrewieństwo przez kobiety jest dziś wśród różnych ludów pierwotnych jedyną, postacią pokrewieństwa, uznawanego jawnie i że popycha ono do wyprowadzania nazwisk, oznaczania stanowisk i praw własności — w linii żeńskiej. Niezaprzeczone jest, że w wielu miejscowościach, gdzie trwa albo trwał zwyczaj wykradania żon, istnieje zakaz małżeństwa pomiędzy takimi jednego nazwiska osobami, o których się przypuszcza, że są jednego szczepu. Ale, uznając wiele z pomiędzy dowodów Mr. M’ Lennana i zgadzając się na niektóre z jego wniosków, znajdziemy jednak powód do podania w wątpliwość teorii jego jako całości. Rozważmy naprzód zarzuty pomniejsze.

§ 285. MV. M’ Lennan pomija, jako rzecz małej wagi, wiele faktów wzmiankowanych przez siebie, lecz z wywodem jego niezgodnych. Sądzi on, że istnieją, podstawy do mniemania, iż egzogamia i porywanie kobiet, praktykowane były, w pewnym stadium rozwoju, przez wszelką rasę ludzką” (str. 138): przykładu takiego stadium dostarczają dzisiaj liczne plemiona niższe. Niemniej wszakże przypuszcza on, że,, oddzielne plemiona endogamiczne są prawie tak samo liczne i że pod pewnymi względami stoją one również nisko, jak i oddzielne egzogamiczne” (str. 145). Otóż, jeżeli, jak utrzymuje, egzogamia i wykradanie kobiet „praktykowanymi były w pewnym stadium przez wszelką rasę ludzką” — przy czym stadium owo było pierwotne — jeżeli, jak tego chce dowieść, endogamia jest formą, do której się dochodziło za sprawą długiego społecznego rozwoju, tedy trudno zrozumieć, w jaki sposób plemiona endogamiczne mogą być równie niskimi jak i egzogamiczne. Dalej, zaznacza on fakt, że ,. w miejscowościach niektórych, jak np. w górach północno-wschodniej granicy Indii, na Kaukazie i pośród wzgórz Syrii, znajdujemy odmiany plemion, co do których, na podstawie ich cech fizycznych oraz pokrewieństwa języków, dowiedziono, że jednego są pierwotnego szczepu, lecz które tym szczególnie różnią, się wzajem o całe niebo, że jedne z nich zakazują małżeństwa wewnątrz plemienia, inne zaś potępiają zawieranie związków poza jego obrębem” (str. 147 — 8); fakt to — bynajmniej niezgodny z ową hipotezę.

Mógłby Mr. M’ Lennan odpowiedzieć, iż na str. 47 — 8 uznał on możliwość lub prawdopodobieństwo pierwiastkowego istnienia plemion endogamicznych., — mógłby on powiedzieć, że na str. 144 — 5 znaleźć można przypomnienie, iż egzogamia i endogamia są ” być może, zarówno archaiczne”; odpowiedziałoby się na to, że możliwość owa nie tylko nie zgadza się z jego mniemaniem, iż „egzogamia praktykowaną bywała w pewnym stadium przez wszelką rasę”, ale nadto, że możliwość tę autor faktycznie odrzuca. Na str. 148 — 50 kreśli on szereg przemian, dzięki którym ludy egzogamiczne mogą się stawać endogamicznymi, zaś na stronicach dalszych, poświęconych „Rozwojowi swojactwa” (agnation) oraz „Powstawaniu Endogamii” potwierdza on domyślnie, że taką a nie inną drogą rozwijała się, endogamia — jeżeli nie bez wyjątku, to w każdym razie — powszechnie. Istotnie, tytuł jednego z jego rozdziałów, „Upadek egzogamii społeczeństw postępujących”, wyraźnie każe domyślać się mniemania, że egzogamia była zjawiskiem ogólnym, jeżeli nie powszechnym, wśród ludów niecywilizowanych i że endogamia wyłaniała się wraz z postępem cywilizacji. Tak więc, niepodobna tu uniknąć niezgodności z twierdzeniami, przytoczonymi w paragrafie poprzedzającym.

Wiele też innych rozumowań Mr. M’ Lennana spiera się ze sobą, wzajem. Przyjmując, że w okresie najwcześniejszym plemiona były grupami szczepowymi (stock-groups) „zorganizowanymi na zasadach egzogamii”, mówi on o nich, jakoby posiadały „pierwotny instynkt rasowy przeciwko związkom małżeńskim pomiędzy członkami tego samego szczepu” (str. 118). Jednakże, jak wykazano wyżej, na innym miejscu mówi on, że porywanie kobiet spowodowane było brakiem ich wewnątrz plemienia i przypisuje temu, „zrodzonemu z konieczności zwyczajowi” uprzedzenie przeciwko „żenieniu się z kobietami swojego szczepu”. Co większa, jeżeli, jak powiada on (a sądzę, że mówi słusznie) na str. 145 „ludzie pierwiastkowo musieli być wolni od uprzedzenia przeciwko małżeństwom pomiędzy krewniakami”, to nieścisłością- zdaje się być twierdzenie, że istniał jakiś „instynkt pierwotny” „przeciwko małżeństwom pomiędzy członkami tego samego szczepu”.

Dalej, podczas gdy w ustępach niektórych ukazanie się przesądu egzogamicznego uważane jest za następstwo zwyczaju wykradania żon (str. 53 — 4 i 136), to w innych znowu przesąd ów ma być poprzednikiem zwyczaju wykradania: zakaz związków małżeńskich wewnątrz plemienia był zjawiskiem pierwiastkowym. Otóż jeżeli ten ostatni pogląd jest własnością Mr. M’ Lennami, to zgadzam się z Sir J. Lubbockiem, utrzymując, iż jest on nie do przyjęcia. W najwcześniejszych grupach ludzkich nie mogło było być żadnych ustalonych przepisów o małżeństwie. Związki dwojga płci musiały poprzedzać wszelkie prawo społeczne. Powstanie takiego prawa każe przypuszczać pewną już ciągłość uprzedniego trwania społeczeństwa; owa zaś uprzednia ciągłość trwania każe się domyślać odradzania się idących po sobie pokoleń. Stąd też za formę początkową rozradzania się potrzeba uważać taką, której nie określają, jeszcze żadne zakazy

Przypuszczając jednak, iż z pomiędzy swoich dwu poglądów Mr. M’ Lennan wybierze ostatecznie pogląd do obrony łatwiejszy — że wykradanie żon popchnęło do egzogamii, zapytajmy siebie, o ile słusznie utrzymuje on, że zabijanie niemowląt płci żeńskiej i wynikający stąd brak kobiet popchnęły do porywania żon? Na pierwszy rzut oka zdaje się być rzeczą niezaprzeczoną, że częste zabijanie nowonarodzonych dziewcząt musiało pociągać za sobą brak kobiet dojrzałych; dziwnym też jest na pozór podawanie w wątpliwość owego

wniosku. Ale Mr. M’ Lennan przeoczył pewne zjawisko towarzyszące tamtemu. Plemiona, znajdujące się w stanie ciągłej wojny, ustawicznie tracą, dojrzałych swych mężczyzn, i śmiertelność mężczyzn, spowodowana w ten sposób, bywa częstokroć wielką. Stąd też, zabijanie wielu niemowląt płci żeńskiej nie wywołuje jeszcze bruku kobiet: może ono tylko zapobiegać ich nadmiarowi. Nadmiar taki, istotnie musi być nieuniknionym, skoro po wyhodowaniu jednakiej liczby mężczyzn i kobiet dojrzałych, niektórzy z pierwszych będą, od czasu do czasu zabijani. Przypuszczenie przeto, z jakiego wychodzi Mr. M’ Lennan, jest nie do przyjęcia.

Widocznym to się stanie, zwłaszcza, gdy znajdziemy, że gdziekolwiek praktykowane jest dzisiaj wykradanie kobiet, towarzyszy mu zwykle wielożeństwo. Mieszkańcy Ziemi Ognistej, zaliczani przez Mr. M’ Lennana do ludów, uprawiających wykradanie żon, są wielożeńcami. Podług Dorego Tasinańczycy byli również poligamistami, zaś Lloyd powiada, że wielożeństwo było wśród nich powszechne; a jednak Tasmańczycy przechowywali zwyczaj porywania kobiet. Australijczycy dostarczają Mr. M’ Lennanowi typowego przykładu porywania żon i egzogamii; jakkolwiek zaś Mr. Oldfield napomyka o braku kobiet wśród nich, to jednak inne świadectwo pozostaje w całkowitej z nim sprzeczności. Mittchell powiada: „Większość mężczyzn, jak się okazało, posiada po dwie (kobiety), przy czym para ta składa się zazwyczaj z jednej tłustej baby i z drugiej — znacznie młodszej”; na koniec, zdaniem Peltier, o którym mówiliśmy w rozdziale ostatnim, że przemieszkał siedemnaście lat wśród plemienia Macadawa, kobiety były „liczniejsze od mężczyzn, przy czym każdy mężczyzna miał od dwóch do pięciu niewiast w swojej świcie”. Dakotowie są zarazem porywaczami kobiet i wielożeńcami, jak nam mówi Burton; zaś Brazylijczycy również łączą, w sobie obydwie te cechy. Pisząc o zwyczajach poligamicznych ludności z nad Orinoko, Humboldt powiada: „najbardziej są one upowszechnionymi wśród Karaibów oraz pośród ludów, które przechowały zwyczaj porywania młodych dziewcząt z plemion sąsiednich”. W jakiż więc sposób można przyczynę porywania żon przypisywać brakowi kobiet?

Pewna, wprost przeciwna niezgodność walczy również z teorią Mr. M’ Lennana. Utrzymuje on, że zabijanie nowonarodzonych dziewcząt „sprowadzając brak kobiet, popychało zarazem do wielomęstwa wewnątrz plemienia oraz do porywania kobiet z zewnątrz”. Ale wielomęstwo, o ile wiem, nie cechuje li tylko ludów, porywających żony. Nie znajdujemy go wśród wzmiankowanych wyżej Tasmańczyków, Australijczyków, Dakotów, Brazylijczyków; jakkolwiek zaś mówią, iż spotyka się je wśród mieszkańców Ziemi Ognistej oraz niektórych Karaibów, to jednak jest ono tam o wiele mniej wydatne, niźli ich wielożeństwo. Przeciwnie, chociaż nie bywa ono cechą, ludów, porywających sobie wzajem kobiety, to jednak stanowi cechę pewnych nisko stojących plemion, dość spokojnych. Istnieje wielomęstwo wśród Eskimosów, którzy nawet nie wiedzą, co to jest wojna. Istnieje wielomęstwo wśród Todów, którzy zgoła nie napadają na swoich sąsiadów.

Można tu zaznaczyć jeszcze pewne inne pomniejsze trudności tej teorii. Faktem jest, że w wielu wypadkach egzogamia i endogamia istnieją, ze sobą wespół; tak dzieje się wśród Komanczów, Nowozelandczyków, Lepchów, Kalifornijczyków. Faktem jest również, że w wielu wypadkach istnieją obok siebie: poligamia i poliandria — jak np. wśród mieszkańców Ziemi Ognistej, Karaibów, Eskimosów, Waranów, Hotentotów starożytnych Brytów. Faktem jest, że istnieją pewne plemiona egzogamiczne, które nie znają obrzędu „porywania” w zaślubinach, jak np. Irokezi i Chippewaowie. Ale, nie zatrzymując nad tymi szkopułami, zwrócę się do pewnych trudności kardynalnych, widocznych a priori, a które, jak mi się zdaje, są. nie do przezwyciężenia.

§ 286. Rozpocząwszy rzecz swoją, od pierwotnych jednorodnych grup ludzkich, Mr. M’ Lennan utrzymuje, że brak kobiet, spowodowany dzieciobójstwem, popychał do ich wykradania; sądzi też on, że to się zdarzało „w pewnym stadium wśród wszelkiej rasy ludzkiej” (138). Domyślać się więc tu potrzeba, że pewna liczba plemion sąsiadujących ze sobą, a należących zwykle do jednej jakiejś odmiany ludzkiej o jednakim stadium rozwoju, musiała tak wzajemnie i jednocześnie pozbawiać się kobiet. Ale natychmiast przychodzi nam na myśl, że zwyczaj wykradania żon cechował niejedno jakieś plemię, lecz wiele plemion, stanowiących całe skupienie, a wówczas zapytujemy siebie: w jakiż więc sposób radzono tą drogą brakowi kobiet? Skoro każde plemię miało mniej kobiet, niż mężczyzn, to w jaki sposób mężczyźni tych plemion zaopatrywali się w kobiety, porywając je sobie wzajem? Brak pozostawał brakiem; co jedno plemię zyskiwało, drugie traciło. Przypuściwszy chroniczny brak kobiet i jednakowe porywanie ich, spostrzeżemy, iż wynikiem takiego stanu rzeczy musiałoby być zmniejszanie się ludności wszystkich plemion. Jeżeli jedne z nich, rabując nadmiernie sąsiadów, posiadały dostatek kobiet, pozostawiając ich innym bardzo mało, to tamte musiały dążyć ku zagładzie. Jeżeli w końcu, plemiona, ostające się w tych zapasach, toczą je dalej, to nie masz tam innej granicy, nad tę, że plemię najsilniejsze, porywając dalej kobiety mniej silnym, ostatecznie samo jedno tylko pozostanie przy życiu i nie będzie już miało sąsiadów do rabowania.

Gdyby odpowiedziano na to, że zabijanie niemowląt nie odbywało się zwykle w takim zakresie, iżby ogólna liczba pozostałych kobiet miała być niewystarczającą do odnowienia ludności wszystkich plemion razem wziętych, gdyby odpowiedziano, iż tylko wyjątkowo niektóre z plemion chowały tak mało kobiet, że nie miały dość matek dla pokolenia następnego — wówczas natrafilibyśmy na trudność jeszcze większą. Jeżeli w każdym z plemion egzogamicznych, tworzących nasz domniemany związek, mężczyznom nie wolno żenić się z kobietami z ich własnego plemienia, jeżeli muszą oni wykradać niewiasty plemionom sąsiednim, to domyślać się tu trzeba, że każde plemię świadomie chowa żony dla plemion sąsiednich, nie zaś dla siebie. Chociaż każde plemię zabija wiele własnych dziewcząt, aby uniknąć kosztów chowania ich, ku własnej korzyści, to jednak umyślnie chowa pozostałe dziewczęta ku pożytkowi swych nieprzyjaciół. Niewątpliwie, jest to przypuszczenie nie do przyjęcia. Tam, gdzie zakaz żenienia się wewnątrz plemienia jest stanowczy, tam zachowywanie przy życiu dziewcząt staje się nieużytecznym; gorzej nawet — staje się zaprawdę szkodliwym, gdyż dzięki im wzmocnione będą sąsiednie plemiona nieprzyjacielskie, którym one dostają się za żony. Ponieważ zaś wszystkie plemiona, ulegając takiemu zakazowi, będą miały podobne pobudki postępowania, przeto wszystkie one przestaną wychowywać niemowlęta płci żeńskiej.

Oczywista przeto, iż egzogamia, w postaci swej pierwotnej, nigdy nie mogła być czymś bezwzględnie praktykowanym wśród plemion, tworzących pewne skupienia, lecz mogła być zwyczajem jedynie wśród niektórych z pomiędzy nich.

§ 287. W rozdziale końcowym Mr. M”Lennan powiada, że „biorąc ogólnie, nasz sposób tłumaczenia początku egzogamii zdaje się być jedynie tym, który wytrzymuje krytykę” (str. 289). Zdaje mi się jednak, iż wychodząc z jego własnego założenia, że pierwotne grupy ludzkie są sobie zazwyczaj wrogie, możemy, zapytawszy siebie, jakie zjawiska towarzyszą zazwyczaj wojnie, dojść do wygłoszenia innej teorii, nie podlegającej żadnemu z zarzutów stawianych wyżej.

Po wszystkie miejsca i czasy, wśród ludów dzikich zarówno jak i pośród cywilizowanych, za zwycięstwem idzie rabunek. Cokolwiek wartościowego znajduje zwycięzca — z rzeczy przenośnych — nabiera to sobie. Wrogowie mieszkańców Ziemi Ognistej rabują ich

z ich psów i oręża; plemionom pasterskim Afryki, zwycięzcy-rabusie zabierają bydło, pędząc je precz; ludy zaś bardziej cywilizowane pozbawianymi bywają pieniędzy, ozdób i wszelkich rzeczy cennych a niezbyt ciężkich. Zabranie kobiety jest tylko częścią tego procesu rabowania zwyciężonych. Kobiety cenionymi bywają, jako żony, jako nałożnice, lub wyrobnice; to też po zabiciu mężczyzn zabiera się je wraz z innymi ruchomościami. Spotykamy się z tym wszędzie wśród ludów niecywilizowanych. „Na Samoa, przy dzieleniu łupów zwycięstwa, kobiet nie zabijano, lecz brano je za żony”. Kiedy jednemu Australijczykowi powiedziano, że podróżnicy pewni zastrzelili kilku krajowców innego plemienia, zauważył on tylko: „głupi biali towarzysze! dla czego żeście nie zabrali kobiet”. Mr. P. Martyn Anglerius powiada, że wśród ludożerczych Karaibów za dni jego „zjedzenie kobiety uważano za rzecz nieprawą…. Te, które pojmano młodo, utrzymywane były do rozpłodu, jak my utrzymujemy drób” itp. Dawne podania ludów nawpółcywilizowanych wskazują nam to samo; widzimy to np. w Iliadzie, gdy czytamy, że Grecy zrabowali „święte miasto Eition” i że częścią łupów, „jakie rozdzielili pomiędzy sobą” były kobiety. Na koniec, nie potrzeba przytaczać przykładów dla przypomnienia tego faktu, iż w czasach późniejszych i bardziej już cywilizowanych w ślad za powodzeniom zwycięzców ukazywały się również czyny ich, jeżeli nie jednakie formą” to z charakteru pokrewne tamtym. Wiadomo, że od samego początku aż do czasów stosunkowo późnych porywanie kobiet bywało tylko jednym z „wypadków” wojny pomyślnej.

Zauważymy dalej, iż z pomiędzy łupów wojennych jedne cenionymi są tylko dla nich samych, inne — jako trofea. Dowody odwagi posiadają dla dzikiego wartość najwyższą. Zabiera on ze sobą skalp swego wroga — jak to np. robią Indianie północno-amerykańscy. Zasusza i przechowuje głowę nieprzyjaciela — jak to widzimy wśród Nowo-Zelandczyków. Przystraja suknie swe, jak frędzlą, w kędziory włosów zabitego wroga. Wśród innych znów, oznaką powodzenia w bitwie jest powrót do domu z żonami zwyciężonego plemienia. Oprócz swojej wartości wewnętrznej posiadają one jeszcze pewną wartość zewnętrzną; podobnie jak i kobiety tubylcze stają się służebnicami; ale w odróżnieniu od kobiet miejscowych służą one nadto, jako oznaka zwycięstwa. Ponieważ więc, wśród dzikich wojownicy są najbardziej szanowanymi członkami plemienia, ponieważ wśród wojowników najbardziej poważanymi są ci, których męstwo uwydatniło się najlepiej w czynach, przeto posiadanie żony, wziętej na wojnie staje się zaszczytną odznaką w społeczeństwie. Stąd też małżeństwo z kobietami obcymi uchodzi za rzecz bardziej zaszczytną, niż żenienie się z kobietą tubylczą. Jaki musi być tego wynik?

W plemieniu nie ciągle wojującym, lub nie zawsze zwycięskim wojna nie wywiera żadnego prawie stanowczego wpływu na zwyczaje małżeńskie. Jeżeli znaczna większość mężczyzn posiada żony tubylcze, to obecność kilku mężów których wyższość uwydatnia się w posiadaniu żon obcych, nie zdoła odmienić zwyczaju brania w małżeństwo kobiet krajowych: członkowie większości będą się wzajem powoływali nie siebie dla dodania sobie właściwej wagi. Lecz jeżeli plemię jakieś, począwszy cieszyć się powodzeniem na wojnie, częściej pozbawia plemiona sąsiednie ich kobiet, to urośnie stąd wyobrażenie, że liczna już obecnie klasa ludzi posiadających żony obcoplemienne, tworzy klasę dostojniejszą, że ci, co nie dowiedli swego męstwa pozyskaniem tych trofeów żywych — nie są dostojni; nieposiadanie żony obcej pocznie uchodzić za dowód tchórzostwa. Zrodzi się przeto coraz bardziej wzmagająca się ambicja zdobywania żon obcoplemiennych: ponieważ zaś liczba tych, co są ich pozbawieni, będzie się zmniejszała, więc piętno ciążącej na nich niesławy stawać się będzie wyraźniejsze; aż na koniec, wśród plemion najbardziej wojowniczych, wymaganie, aby żona, jeżeli już nie w czasie wojny, to przez porwanie braną była z innego plemienia stanie się nakazem obowiązującym.

Kilka faktów, wykazujących, że wśród dzikich wymaga się często dowodów odwagi przed ożenieniem się, pogodzą nas z tym wnioskiem. Herndon mówi nam, że wśród Mahuesów mężczyzna nie może pojąć żony, dopóki nie podlegnie surowym torturom. Bates, mówiąc o Passesach z nad górnej Amazonki, powiada, iż uprzednio „młodzieńcy zjednywali swe narzeczone dziełami męstwa na wojnie”. Młody Dayak, aby uzyskać prawo ożenienia się, musiał dowieść swojego męstwa, przynosząc do domu głowę wroga. Gdy wojownicy Apachów powracają z porażki, „kobiety odwracają się od nich z pewną obojętnością i lekceważeniem. Traktowani są oni jako tchórze, lub też ludzie bez zręczności i taktu; mówi się też o nich, że tacy mężczyźni nie powinni mieć żon”. Oczy wistem jest, że w liczbie następstw takiego stanu uczuć musiało być też i porywanie kobiet; mężczyzna bowiem, któremu odmawiano żony, dopóki by nie dowiódł swego męstwa, porywał jaką taką, zaspakajał swą żądzę a zarazem zyskiwał dobrą opinię. Jeżeli, jak to widzimy, świadectwem zasłużenia na żonę jest w pewnych razach zdobycie oznaki zwycięstwa, to cóż bardziej naturalnego nad to, że oznaką taką stawała się żona sama. Cóż bardziej naturalnego nad to, że tam, gdzie wielu wojowników danego plemienia wyróżniało się posiadaniem żon wykradzionych, tam wykradanie żony stało się wymaganym dowodem zdolności jej posiadania? Stąd mogło wyłonić się kategoryczne prawo egzogamii.

Tłumaczenie to zgadza się o tyle z tłumaczeniem Mr, M’ Lennana, iż każe ono domyślać się, że zwyczaj urastał w prawo. Nie przypuszcza się tutaj jednak, jak to on czyni, ani że ów zwyczaj począł się w jakimś instynkcie pierwotnym, ani też, że wyłonił się on z braku kobiet, spowodowanego przez zabijanie niemowląt płci żeńskiej. Co większa, w przeciwstawieniu do poglądu Mr. M’ Lennana, objaśnienie to zgadza się z faktem współczesnego niekiedy istnienia egzo- i endogamii, oraz z faktem, że egzogamia istnieje czasem wespół z poligamią. Dalej, nie wikła nas ono w trudności, wynikające z przypuszczenia, iż kategorycznemu prawu egzogamii podlegało cale skupienie danych plemion.

§ 288. Ale czy można wytłumaczyć sobie w ten sposób wielkie upowszechnienie obrzędu „porywania” przy zaślubinach? Mr. M’ Lennan sądzi, że wszędzie, gdziekolwiek znajdujemy teraz tę formę, istniała dawniej zupełna egzogamia. Zbadanie sprawy wykaże nam, jak sądzę, że domniemanie takie nie jest nieodzownym. Istnieje kilka sposobów powstawania owej formy zaślubin, albo raczej, powiedzmy, istnieje kilka współdziałających przyczyn jej powstawania.

Jeżeli, jakeśmy już widzieli, istnieją dotąd pewne plemiona pierwotne, gdzie mężczyźni walczą ze sobą o posiadanie kobiet, tedy owładnięcie kobietą ukazuje się, jako naturalne następstwo uprowadzania jej. Monopol, czyniący z niej żonę w znaczeniu jedynie człowiekowi pierwotnemu dostępnym, jest następstwem gwałtu uwieńczonego powodzeniem. Tak więc, forma owa mogła powstać z rzeczywistego porywania wewnątrz plemienia, zamiast co by miała wyłaniać się z takiegoż porywania na zewnątrz.

Obok oporu, na jaki w owładnięciu kobietami napotyka mężczyzna ze strony mężczyzn innych, natrafia on nadto na opór kobiety samej. Sir John Lubbock utrzymuje, że skromność nie jest przyczyną, wystarczającą do utrwalenia formy porywania; może też być, że, wzięta w odosobnieniu, nie wystarcza ona do wytłumaczeni nam czegokolwiek bądź. Istnieją wszakże powody do mniemania, iż jest ona czynnikiem poważnym. Kranz mówi o Eskimosach, że gdy panny żądają tam w zamężcie, ona „na, pozór wpada w rozpacz największą i ucieka za drzwi, wyrywając sobie pasmo włosów, gdyż pojedyncze kobiety okazują tam zawsze najwyższą niechęć i wstręt do wszelkiej propozycji małżeństwa; inaczej byłyby utraciły opinię skromnych”.

Podobnie też zachowują się dziewczęta buszmeńskie. Kiedy „dziewczyna dosięgła wieku dojrzałości, a nie została wzięta w niewolę, kochanek musi uzyskać przyzwolenie zarówno jej samej jak i jej rodziców; w takim zaś wypadku względy jej zdobywa się nie inaczej, jak tylko z pozorami wielkiej trwogi i niechęci z jej strony oraz po wykłóceniu się z jej przyjaciółmi”. Albo jeszcze wśród Arabów synajskich, jak mówi Burckhardt, „narzeczona „broni się kamieniami i często zadaje rany młodzieńcom, nawet wówczas, gdy nie ma wstrętu do kochanka; gdyż zgodnie z obyczajem, im więcej walczy, bije, wierzga, krzyczy i uderza, tym większy odbiera później poklask od swoich towarzyszek”… W ciągu pochodu do obozowiska męża „przyzwoitość każe jej krzyczeć i szlochać jak najżałośniej”.

O Muzoach Piedrahita mówi, że po zawarciu ugody z rodzicami „narzeczony przychodził w odwiedziny do swojej lubej i przebywał u niej trzy dni, okrywając ją pieszczotami, gdy tymczasem ona odpowiadała mu bijąc go pięścią i pałkami. Po tych trzech dniach stawała się łaskawszą i poczynała gotować”.

W tych przeto wypadkach istotna lub udawana skromność, mająca opinię na względzie, staje się przyczyną oporu samej kobiety. W innych wypadkach łączy się z tym jeszcze opór jej przyjaciółek. Czytamy o kobietach sumatrzańskich, że zarówno narzeczona jak i niewiasty starsze mają sobie za punkt honoru przeszkadzać (lub udawać że przeszkadzają) narzeczonemu do otrzymania narzeczonej. U Mapuches’ów w razie zaślubin „kobiety zrywają się w masę a uzbrojone w drągi, kamienie i wszelkiego rodzaju pociski, rzucają się ku obronie zagrożonej dziewczyny… Punktem honoru dla narzeczonej jest opierać się i walczyć, chociażby chciała być powolną”. Na koniec, gdy u Kamczadalów „narzeczony otrzymuje pozwolenie wzięcia lubej, szuka on jakiejkolwiek sposobności zastania jej samą lub w towarzystwie niewielu osób, gdyż przez cały ten czas wszystkie kobiety wioski obowiązane są jej bronić”.

Tutaj więc mamy dowód, że jednym ze źródeł „porywania” jest opór kobiety — zrazu jej samej tylko, a potem i współczujących jej przyjaciółek. Jakkolwiek obyczaje plemion niższych nie każą nam przypuszczać takiej skromności, to jednak nie możemy sądzić, iż jest ona całkowicie tam nieobecną. Stąd też zasób jej już istniejący wraz z tym, jaki zostanie rozbudzony później, wywoła drogą, całkiem naturalną opór, a więc i wysiłki w celu porwania kobiety. Co większa, jeżeli dziki czyni z żony swej niewolnicę i obchodzi się z nią grubiańsko, mu ona jeszcze więcej powodów do oporu.

Nadto opór ów nie pochodzi li tylko od dziewczyny i jej przyjaciółek; męscy członkowie jej rodziny również skłonnymi bywają do oporu. Kobieta przedstawia pewną, wartość nie tylko jako żona, ale też jako córka; jakoż, poczynając od najniższych stadiów społecznego postępu — aż do najwyższych, znajdujemy ze strony ojca domyślne lub jawne domaganie się jej usług. Tak ma się rzecz nawet wśród upośledzonych mieszkańców Ziemi Ognistej: musi tam być wypłacony przez pana młodego pewien równoważnik usług przez nią oddawanych, mianowicie musi „dopomóc on w zbudowaniu łodzi”. Tak samo rzecz dzieje się wśród bardziej posuniętych w rozwoju ludów dzikich — na całym świecie spotykamy tam albo pomoc w robocie, albo też pewną zapłatę. Na koniec, mamy dowody, że tak samo działo się też wśród nas samych: w sprawach o uwiedzenie zaznacza się jako krzywdę pozbawienie (ojca) usług córki. Stąd wnosić wolno, że w stanie największej grubości obyczajów, kiedy wymagania rodzicielskie lub inne mniej są, uwzględniane, uprowadzenie córki staje się przyczyną walk. Jakoż fakty popierają ten wniosek.

O Mapuchesach Smith powiada, że, w razie oporu ze strony rodziców, „sąsiedzi natychmiast zgromadzonymi bywają odgłosem rogu

i rozpoczyna się pogoń”. Wśród Gaudorów, plemienia z południowych brzegów morza Kaspijskiego, narzeczony musi uciekać ze swoją przyszłą, jakkolwiek w ten sposób naraża się on na zemstę rodziców, którzy, jeżeli go tylko znajdą w ciągu dni trzech, mogą całkiem prawowicie uśmiercić. Obyczajem Gondów jest, że „konkurent zwykle uprowadza dziewczynę, której rodzice mu odmawiają”, Tak więc, znajdujemy jeszcze jedną przyczynę zwyczaju porywania, przyczynę, która musiała być pospolitą, zanim utrwaliły się obyczaje bardziej towarzyskie. Istotnie, czytając, że wśród Mapuches’ów mężczyzna niekiedy „używa przemocy względem panny i uprowadza ją” i że „we wszystkich takich wypadkach ojca dziewczyny wypłacane bywa pewne, zwyczajem uświęcone, odszkodowanie równoważne”, możemy podejrzewać, że uprowadzenie wbrew woli rodziców było formą pierwotną, tej sprawy, że następnie powstał zwyczaj wynagradzania strat dla uniknięcia zemsty, że z tego wyłonił się zwyczaj dawania podarków przedślubnych, i że niekiedy w ten sposób powstawał system kupowania żon.

Jeżeli tedy wewnątrz samego plemienia istnieją aż trzy źródła oporu przeciwko przywłaszczaniu kobiety przez mężczyznę, to nie można utrzymywać, że formy „porywania” nie da się wytłumaczyć, dopóki nie przypuścimy faktu uprowadzania kobiet z plemion innych.

Ale, przypuszczając nawet, że powstało ono tak, jak sądzi Mr. M’ Lennan, znajdziemy, iż szczątkowe trwanie jego, jako pewnego obrzędu zaślubin, nie świadczy jeszcze, iżby egzogamia miała być prawem powszechnym. Wśród plemienia, zawierającego w sobie wielu wojowników, którzy wzięli żony swe od nieprzyjaciół i którzy, jako tacy, co posiedli je przez porwanie, uważanymi byli za ożenionych w sposób bardziej zaszczytny, niż inni, w plemieniu takim mogła się zrodzić ambicja, jeżeli nie istotnego to przynajmniej pozornego porywania żony. W każdym społeczeństwie niżsi małpują wyższych, a w ten sposób zwyczaj pewien upowszechnia się wśród takich klas, których przodkowie bynajmniej go nie przechowywali. Starożytnie wyglądające portrety, które dziś zdobią domy bogate, bynajmniej nie świadczą o wybitnym rodowodzie swego posiadacza; często jednak nasuwają fałszywie myśl o takim rodowodzie. Herb, używany przez człowieka bogatego, niekoniecznie każe domyślać się pochodzenia od ludzi, którzy niegdyś mieli własne tarcze i chorągwie, okryte takimi znakami, stwierdzającymi ich tożsamość. Pióropusz katafalka nie dowodzi, że nieboszczyk posiadał przodków, którzy mieli odznaki rycerskie. Podobnie też nie należy wnioskować, że wszyscy członkowie plemienia, zachowujący obrzęd „porywania” przy zaślubinach, pochodzą od przodków, którzy dawniej naprawdę porywali swe żony. Mr. M’ Lennan zaznacza sam, że wśród wielu ludów starożytnych pożycie z kobietami porywanymi dozwolone było tylko klasom wojowniczym, lecz nie innym. Jeżeli wyobrazimy sobie społeczeństwo, złożone z rządzącej grupy wojowników, pierwotnych zdobywców, którzy praktykowali porywanie kobiet, oraz z ich podwładnych, którzy zwyczaju tego nie przestrzegali, i jeżeli spytamy siebie, co się zdarzyć musiało, gdy społeczeństwo takie poczęło wchodzić w stosunki bardziej pokojowe z podobnymi społecznościami sąsiednimi i otrzymywało już żony nie przemocą, lecz drogą kupna lub innych układów przyjacielskich, to spostrzeżemy, że przede wszystkim porywanie, formalne musiało było tam zastąpić zwyczaj porywania rzeczywistego — w klasie panującej; gdyż, jak Mr. M’ Lennan utrzymuje, przywiązanie do zwyczaju przodków musiało spowodować porywanie udane po ustaniu rzeczywistego. Kiedy zaś w klasie panującej porywanie kobiet stało się w ten sposób formą, wówczas klasa podwładna poczęła ją naśladować, jako formę najbardziej zaszczytną. W taki sposób, ci z pomiędzy niższych, którym udawało się zajmować wyższe stanowiska społeczne, przyjmowali ją najpierw, za nimi zaś stopniowo podążali inni. Tak, że gdyby nawet żadne inne z pomiędzy wyżej wymienionych źródeł „porywania” nie istniało, to i wówczas szczątkowe trwanie formy porywania nie

dowodziłoby, iż dane społeczeństwo było pierwotnie egzogamicznym, lecz wskazywałoby tylko, że porywanie kobiet praktykowanemu było w czasach dawniejszych przez jego przedstawicieli wybitnych.

§ 289. Teraz zaś, rozwijając dalej to dowodzenie, zobaczymy czy egzogamii i endogamii nie można wytłumaczyć sobie, jako dwu współzależnych następstw tej samej sprawy zróżniczkowania. Rozpoczynając rzecz naszą od takiego stanu, kiedy stosunki płci były nieokreślone, zmienne i warunkowane li tylko namiętnością oraz zbiegiem okoliczności przypadkowych, mamy teraz wyjaśnić, w jaki sposób utrwaliła się tu endogamia ówdzie egzogamia, jako następstwo pewnych warunków otoczenia. Warunkami najbardziej wpływowymi były stosunki do plemion sąsiednich już pokojowo usposobionych, już też najczęściej wrogich, niekiedy silnych, czasem znów słabych.

Niechybnie, grupa pierwotna, pozostająca w stosunkach pokojowych z grupami sąsiednimi, musi być endogamiczna, gdyż branie kobiet z plemion pobliskich jest następstwem albo wojny otwartej, albo też bywa aktem zapasów osobistych, do wojny takiej prowadzących. Endogamia czysta jednakże, wyłaniająca się w ten sposób, zdarzała się prawdopodobnie rzadko, gdyż wrogie stosunki plemion są rzeczą prawie powszechną. Ale endogamia może cechować nie tylko grupy pokojowe, lecz również grupy pokonywane zazwyczaj w wojnie. Uprowadzenie jednej jakiejś kobiety, porwanej w odwet, nie zdoła wytworzyć wśród plemion słabych zwyczaju porywania; przeciwnie: członek takiej grupy, uprowadzający kobietę, a w ten sposób sprowadzający pomstę silniejszego plemienia — zrabowanego — łatwo może się spotkać z ogólnym potępieniem (2). Stąd nie tylko żenienie się wewnątrz plemienia bywało rzeczą zwyczajną, ale nawet mogło powstać najpierw uprzedzenie, potem zaś prawo przeciwko braniu żon z innego plemienia: potrzeba samo zachowania czyniła w ten sposób daną. grupę endogamiczną. Wytłumaczenie to zgadza się z faktem, uznawanym przez Mr. M’ Lennana, że plemiona hołdujące endogamii, są równie liczne, jak i te, co uprawiają, egzogamię; zgadza się nadto z innym uznawanym przez niego faktem, że w wielu razach z pomiędzy plemion, tworzących dane skupienie pokrewne krwią i językiem, jedne bywają egzogamiczne, inne zaś endogamiczne.

Można wnioskować, że wśród plemion, siły mniej więcej jednakiej, zdarzać się mogą ciągłe napady i odwety, którym częstokroć towarzyszyć będzie uprowadzanie kobiet. Żadne z nich nie będzie w stanie zaopatrzyć się w żony li tylko kosztem plemion sąsiednich; stąd też w każdym z nich znajdywać będziemy tak żony krajowe, jak i żony wzięte od obcych, czyli znajdziemy tam zarówno, egzo jak i endogamię. Wykradanie kobiet nie będzie potępianiem, gdyż plemiona okradane nie są dość silne, aby mogły występować zaczepnie; z drugiej strony nie stanie się ono obowiązkowe, gdyż mężczyźni, którzy wykradli sobie żony, nie będą dość liczni, aby mogli wytworzyć odpowiednią opinię powszechną. Jeżeli jednak, w danym skupieniu plemion, jedne poczną zdobywać przewagę, dzięki częstemu powodzeniu na wojnie, jeżeli większą będzie u nich liczba mężczyzn, którym udawało się wykradać kobiety — jeżeli posiadanie takiej żony stanie się oznaką męstwa, bez którego mężczyzna nie wart jest mieć żony, wówczas zwyczaj żenienia się wewnątrz plemienia, stając się coraz mniej chwalebnym, a wreszcie hańbiącym, wywoła kategoryczne wymaganie dostawania żony z plemion sąsiednich, jeżeli nie w czasie wojny otwartej, tedy drogą pojedynczego wykradzenia; plemię stanie się egzogamiczne. Można skreślić dalsze tej sprawy następstwo. Powstając w ten sposób, plemię egzogamiczne, rosnące kosztem stopniowego upadku rabowanych przez się plemion sąsiednich, pocznie się dzielić, podziały zaś jego, przywłaszczając sobie siedziby sąsiadów, wprowadzać będą ze sobą utrwalone zwyczaje egzogamiczne. Stając się obecnie wrogami, zróżniczkowane te podplemiona, poczynają rabować siebie wzajem z kobiet; wytwarzają się oto warunki, popychające do owej egzogamii wewnętrznej, która, podług słusznego, jak sądzę, mniemania Mr. M’ Lennana, zastępuje egzogamię zewnętrzną. Jeżeli bowiem tylko nie przypuścimy, że wśród danego skupienia plemion każde hoduje kobiety po to, aby sąsiednie plemiona miały co wykradać, to wywnioskować będziemy musieli, że wymaganiom egzogamii czyni się tam zadość w pewien sposób dość ograniczony. Mniemanie powszechne pod wpływem konieczności pocznie uważać kobiety zrodzone wewnątrz plemienia, lecz obce krwią, jako takie z którymi wolno się żenić w braku kobiet wykradzionych istotnie. Na koniec, w ten sposób ów system pokrewieństwa w linii żeńskiej, któremu dał już początek pierwotny nieład stosunków dwojga płci, utrwali się nawet wtedy, gdy ojcostwo będzie na pewno znane; takie bowiem tłumaczenie pokrewieństwa da możność ulegania prawu Connubium, które inaczej nie mogłoby być przestrzegane.

§ 290. Nic ważniejszego nie ma już do powiedzenia o egzogamii i endogamii w stosunku ich do życia społecznego.

Egzogamia w postaci swej pierwotnej jest oczywiście zjawiskiem, towarzyszącym najniższemu barbarzyństwu; zmniejsza się też ona w miarę tego jak słabnie wrogość społeczeństw sąsiadujących, oraz łagodnieją, zwyczaje wojenne. Prawdą jest, że wypływające z egzogamii krzyżowanie się szczepów plemiennych, gdy są one bardzo małe, może być korzystne pod względem fizjologicznym i egzogamia, w ten sposób, może przynieść taki sam pożytek, jaki później wypływa z mieszania się plemion zwycięskich i zwyciężonych; jakkolwiek każdy, kto tylko pamięta o bezmyślności dzikich oraz przypomina sobie skrajni ich nieznajomość przyczynowości przyrodzonej — nawet w jej formach prostych, nie będzie przypuszczał, iżby na pożytek ów zwracano uwagę. Ale zwyczaj egzogamii, w początkach swego utrwalenia się każe przypuszczać strasznie ciężkie warunki położenia kobiet, grubiańskie z niemi obchodzenie się, całkowitą nieobecność uczuć wyższych, towarzyszących stosunkom dwojga płci. Kojarząc się z najniższymi typami życia politycznego, kojarzy się ona również z najniższymi typami życia domowego.

Widocznym jest, iż endogamia, która od początku cechowała grupy bardziej pokojowe i która zyskiwała przewagę w miarę tego jak społeczeństwa stawały się mniej wrogie, przedstawia objaw, towarzyszący wyższemu rozwojowi rodziny.

Rozdział powyższy, napisany w pierwszej połowie września 1876 r., przestał w tablicach stereotypowych przez kilka tygodni; powstrzymywałem się od drukowania go z powodu obwieszczenia, iż ma wyjść drugie wydanie dzieła Mr. M’ Lennana; sądziłem bowiem, iż może poprawki, w nim porobione, spowodują, zmianę w mojej krytyce. W przedmowie do tego nowego wydania autor mówi: „Jakkolwiek znowu mógłbym przedsięwziąć studia, niezbędne do jego przejrzenia, to jednak nie jest pewnym, czy mógłbym rychło dokonać tego w sposób zadawalający; ulegam tedy czynionym mi przedstawieniom, że lepiej będzie, gdy się tę książkę udostępni uczącym się wraz z jej wadami, niż gdy zgoła pozostanie dla nich niedostępną. Uczyniłem to tym chętniej, że, biorąc ogólnie, dotąd jeszcze jestem wyznawcy wniosków do jakich przed jedenastu przeszło laty doszedłem odnośnie do rozmaitych zagadnień roztrząsanych w „Primitive Marriage”.

Posłałem więc karty powyższe do druku bez zmiany. Cytaty, jak wzmiankowano wyżej, wzięte są z wydania pierwszego, którego paginatura nie zgadza się z porządkiem stronic wydania drugiego. ]


(1) Primitive Marriage. By John F. M. Lennan Edinburgh 1865, ogłoszone ponownie w Studies in Ancient History, London 1876. Ponieważ wydania te nie są podobne cytaty przeto stosują się, jak uprzednio, do pierwszego z nich.

(2) Po napisaniu zdania powyższego natrafiłem, dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności, na pewien fakt potwierdzający je; zawiera się on w pracy wiel. W. W. Gill’a Life in the Southern Isles (str. 47). Człowiek należący do jednego z plemion mangajskich brał żywność plemieniu sąsiedniemu. Plemię to mściło się przez burzenie domów itp. na plemieniu złodzieja. To ostatnie więc, rozzłoszczone za szkody sobie w ten sposób wyrządzane, zabiło złodzieja. Jeżeli się to przytrafiło złodziejowi żywności, to tym łatwiej przytrafić się mogło złodziejowi kobiet, kiedy plemię rabowane bywało potężniejsze.